Przegląd prasy

Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 08

Spis treści
Samorząd radcowski z przewodnikiem dla występujących przed unijnymi sądami 1
Kosztowny błąd adwokata 2
Legislacja: Polskie Normy nie są normami prawnymi 2
Zniesienie VAT-u na bezpłatne porady prawne wśród propozycji MG 3
Ślepa Temida w adwokaturze 5
Poradnictwo 2.0 8
Znikną kolejne sądy 10
Adwokaci walczą o życie 12


Samorząd radcowski z przewodnikiem dla występujących przed unijnymi sądami

Dorota Czerwińska |

Krajowa Rada Radców Prawnych udostępniła bezpłatnie "Praktyczny przewodnik dla prawników występujących przed Trybunałem Sprawiedliwości UE". Książka w wersji elektronicznej jest dostępna dla każdego radcy prawnego i aplikanta na stronie www.elearning.kirp.pl
Aby otrzymać bezpłatny egzemplarz tego poradnika należy wejść na stronę Akademii KIRP - multimedialnej platformy szkoleniowej. Za jej pośrednictwem oprócz dostępu do książek i poradników w wersji elektronicznej, można zdobyć punkty szkoleniowe nie ruszając się zza biurka.
Po zalogowaniu otworzy się główny ekran platformy. Aby znaleźć się na stronie radcowskiej biblioteki, należy kliknąć napis "@biblioteka", a następnie kliknąć na obrazek wybranej pozycji książkowej by pobrać ją na komputer.
Szczegółowy opis tej procedury znajduje się na stronie Krajowej Rady Radców Prawnych.
Zachęcamy do korzystania z radcowskiej biblioteki.
Dorota Czerwińska

Kosztowny błąd adwokata
Barbara Szymańska 05-04-2013, ostatnia aktualizacja 05-04-2013 07:25
Ponowne zbadanie europejskiego nakazu zapłaty jest możliwe tylko w wyjątkowych okolicznościach.
Spółka Logicdata z siedzibą w Austrii złożyła w Sądzie Rejonowym w Wiedniu pozew o wydanie europejskiego nakazu zapłaty przeciwko węgierskiej spółce Novontech-Zala. Logicdata wnosi o zasądzenie od pozwanej spółki kwoty 30 586 euro, którą ta jest winna z tytułu umowy sprzedaży. Sąd wydał europejski nakaz zapłaty, który został doręczony spółce Novontech-Zala 13 grudnia 2011 r. na Węgrzech. Z powodu błędnych obliczeń adwokat spółki wniósł sprzeciw 13 stycznia 2012 r., czyli po upływie 30-dniowego terminu na wniesienie sprzeciwu określonego w unijnym rozporządzeniu nr 1896/2006. Z tego względu sąd odrzucił sprzeciw.
Novontech-Zala zakwestionowała postanowienie o odrzuceniu sprzeciwu, wnosząc o ponowne zbadanie nakazu zapłaty. Wniosek spółki został oddalony, więc złożyła zażalenie do sądu wyższej instancji, który zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości UE z prośbą o wykładnię postanowień rozporządzenia.
Trybunał stwierdził (sygn. akt C-324/12), że błędne wyliczenie i zapisanie przez przedstawiciela pozwanego terminu na wniesienie sprzeciwu nie stanowi „nadzwyczajnych" ani „wyjątkowych" okoliczności w rozumieniu przepisów rozporządzenia. Zaistnienie takich okoliczności stanowi jedną z trzech kumulatywnych przesłanek dopuszczalności ponownego badania europejskiego nakazu zapłaty. Pozostałe to brak zawinienia pozwanego i niezwłoczne podjęcie przez niego działań. Ponieważ jedna z tych przesłanek nie zaistniała, odmowa ponownego badania tego nakazu zapłaty jest zasadna.
Rzeczpospolita

Legislacja: Polskie Normy nie są normami prawnymi
W różnego rodzaju aktach prawnych jest ok. 8 tys. odniesień do Polskich Norm. Jednak dostęp do nich jest odpłatny, ponieważ zgodnie z ustawą o normalizacji (Dz.U. z 2002 r. nr 169, poz. 1386 z późn. zm.) są chronione prawem autorskim. Budzi to zdziwienie specjalistów zajmujących się prawem autorskim.
– Mimo że normy są zbiorowym produktem, to prawa autorskie do nich należą do jednostek normalizacyjnych, ponieważ muszą się one utrzymać (głównie ze sprzedaży norm), aby był możliwy rozwój normalizacji i tworzenie nowych norm i ich aktualizacji. Tak jest w międzynarodowych organizacjach normalizacyjnych ISO i IEC i w Europie – tłumaczy Artur Staśkiewicz z biura prawnego PKN.
Podkreśla przy tym, że nie ma obowiązku stosowania Polskich Norm.
– Powołanie w przepisie prawnym Polskiej Normy nie zmienia jej dobrowolnego statusu, chyba że ustawodawca świadomie chce go zmienić, co jest możliwe przez wyraźne wskazanie tylko w postanowieniach ustawy. Zatem odwołania do Polskich Norm znajdujące się w rozporządzeniach odpowiednich ministrów nie powodują, że norma staje się obowiązkowa – przekonuje Artur Staśkiewicz.
Kłopot w tym, że z powodu licznych odniesień do Polskich Norm w aktach prawnych nie da się ich odczytać w całości bez zaznajomienia z normami. Skoro Polskie Normy są chronione prawem autorskim, to nasuwa się wniosek, że PKN ma uprawnienie do części obowiązujących przepisów. Jednak zdaniem PKN wyciąganie takich wniosków jest zbyt daleko idące.
– Polska Norma nie jest prawem powszechnie obowiązującym. To dokument techniczny do dobrowolnego stosowania, tworzony przez specjalistów z konkretnych dziedzin, przedstawiający najnowsze, zgodne z aktualną wiedzą i poziomem techniki rozwiązania. PN w rozporządzeniach są wskazywane jako jedno z rozwiązań, najłatwiej dostępne, gdyż jest to niejako wiedza w pigułce – wyjaśnia Staśkiewicz.
Zapewnia też, że jeśli przedstawiciele komitetu mają możliwość opiniowania takich aktów prawnych, zawsze zwracają uwagę na konieczność zapisywania w rozporządzeniach sformułowań, które podkreślają dobrowolny charakter PN.
psav linki wyróżnione
– Zgadzam się, że PN nie są aktem prawnym, ale jeśli w rozporządzeniu jest do nich odniesienie, to każdy powinien mieć możliwość się z nim nieodpłatnie zapoznać. Bo rozporządzenie stanowi całość, nie można ograniczać dostępu do jego części, wprowadzając barierę odpłatności – odpowiada Tadeusz Kotulski, radca prawny, partner z kancelarii KKP Kotulski Köhler Przybysz w Katowicach.
Odpłatność, w zależności od normy, wynosi od 30 do ponad 300 zł. Roczny przychód PKN z tego tytułu wynosi 11 mln zł. Dochód stanowi zysk Skarbu Państwa.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2013-04-05, ostatnia aktualizacja: 2013-04-05 09:01
Autor: Piotr Szymaniak


Zniesienie VAT-u na bezpłatne porady prawne wśród propozycji MG
kae 07-04-2013, ostatnia aktualizacja 07-04-2013 14:08
Zniesienie podatku VAT na bezpłatne porady prawne, zachowanie ważności orzeczenia lekarskiego u nowego pracodawcy, to wybrane propozycje Ministerstwa Gospodarki
Projekt założeń do projektu ustawy o ułatwieniu warunków wykonywania działalności gospodarczej zawiera prawie 50 konkretnych rozwiązań. Mają one uprościć warunki wykonywania działalności gospodarczej i znoszą niektóre zbędne uciążliwości biurokratyczne. Projekt założeń przyjął już Komitet Rady Ministrów.
Wśród propozycji Ministerstwa Gospodarki (MG) znajduje się wyłączenie z podatku VAT usług bezpłatnej pomocy prawnej na rzecz osób niezamożnych, korzystających z pomocy społecznej.
Wśród innych propozycji MG znalazły się ułatwienia dla pracodawców; resort Janusza Piechocińskiego proponuje, by pracownicy dojeżdżający do pracy np. autobusem zorganizowanym przez pracodawcę nie musieli płacić podatku dochodowego z tego tytułu.
"Zapewnienie darmowego transportu przez pracodawcę stanowi jeden z decydujących czynników dla podjęcia pracy w miejscu oddalonym od miejsca zamieszkania, szczególnie w przypadku terenów słabiej skomunikowanych. Wprowadzenie zwolnienia podatkowego w tym zakresie pobudzi aktywność inwestycyjną przedsiębiorców oraz będzie zachęcać do zatrudniania osób bezrobotnych, z miejscowości oddalonych od zakładu pracy" - ocenia Ministerstwo Gospodarki.
Zmiany, które chce wprowadzić MG, umożliwiłoby też zatrudnienie pracownika na podstawie aktualnego orzeczenia lekarskiego, które otrzymał od poprzedniego pracodawcy. Wyjątek powinni stanowić pracownicy zatrudniani w szczególnych gałęziach gospodarki, np. spożywczej, medycznej, ratowniczej oraz transporcie lądowym, morskim i lotniczym.
"W ostatnim czasie pracownicy bardzo często zmieniają pracodawcę, dlatego tak ważne jest, aby zminimalizować koszty administracyjne, które się z tym wiążą" - czytamy w komunikacie MG.
Z kolei w projekcie założeń nowelizacji ustawy o swobodzie działalności gospodarczej Ministerstwo Gospodarki proponuje wprowadzenie zasady "dwóch terminów".
Propozycja zmierza do wprowadzenia zasady, zgodnie z którą przepisy mające wpływ na podejmowanie i wykonywanie działalności gospodarczej mogłyby wchodzi w życie tylko dwa razy w roku (np. 1 stycznia i 1 czerwca) z przynajmniej miesięcznym vacatio legis.
Ministerstwo planuje też przeprowadzenie pilotażu systemu konsultacji on-line, który ma zwiększyć przejrzystość procesu legislacyjnego. Taki system umożliwiłby obywatelom zgłaszanie analiz, propozycji przy tworzeniu regulacji prawnych.
"Wdrożenie systemu konsultacji on-line docelowo wpłynie m.in. na skrócenie czasu obiegu dokumentów w procesie ich tworzenia i konsultowania, łatwiejszą pracę z uwagami zgłoszonymi podczas konsultacji oraz większe zaangażowanie strony społecznej w proces tworzenia aktów prawnych" - czytamy w przesłanym PAP komunikacie.
Ministerstwo zachęca do zgłaszania przykładów barier prawnych i propozycji uproszczeń legislacyjnych na adres regulacje@mg.gov.pl.


Ślepa Temida w adwokaturze
Izabela Kacprzak 06-04-2013, ostatnia aktualizacja 06-04-2013 15:30
Choć postępowanie dyscyplinarne powinno być wzorcem rzetelności, rzeczywistość daleka jest od ideału. Świadczą o tym kłopoty adwokata z Warszawy
Od trzech lat trwa postępowanie dyscyplinarne przeciwko mecenasowi Karolowi Rutkowskiemu, adwokatowi ze stolicy. Sprawa, jakich wiele, ale kilka okoliczności czyni ją wyjątkową. Wątpliwości mają nie tylko sędziowie dyscyplinarni, ale także Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
– Ta sprawa dowodzi, że sądy dyscyplinarne adwokatury należy uzdrowić albo zlikwidować – opowiada jeden z warszawskich adwokatów związany z tym sądownictwem.
Zawiadomienie przeciwko mec. Rutkowskiemu złożył krakowski adwokat Janusz Długopolski, jego przeciwnik procesowy w sprawach gospodarczych przed krakowskimi sądami w głośnej i wielokrotnie opisywanej przez „Rz" tzw. aferze Kraków Business Park. Mecenas Rutkowski przez kilka lat bronił (kilka miesięcy temu zrezygnował z tej sprawy) poszkodowanych udziałowców spółki. Mecenas Długopolski zarzucił mu, że złożył nieprawdziwe i godzące w dobre imię adwokatury cztery wnioski o wyłączenie krakowskich sędziów. Miał ich tym obrazić i wydłużać postępowanie. Wszystkie wnioski mec. Rutkowskiego, jako bezzasadne, odrzucił sąd. Ten twierdził, że robił to, co do niego jako adwokata należy.
Rzecz bez precedensu
Rzecznik dyscyplinarny Naczelnej Rady Adwokackiej (NRA) podzielił zarzuty mec. Długopolskiego. Wszelkie wnioski dowodowe składane przez mec. Rutkowskiego odrzucił. W sprawę zaangażowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka, uznając, że zarzuty są bezpodstawne także w świetle rozstrzygnięć przed Trybunałem w Strasburgu.
W lipcu ubiegłego roku Sąd Dyscyplinarny Izby Adwokackiej w Warszawie umorzył postępowanie przeciwko mec. Rutkowskiemu z powodu braku znamion czynu zabronionego. W uzasadnieniu wskazał, że konstrukcja zarzutów uniemożliwiała obronę. Aby ustalić, czy mecenas dopuścił się deliktu, należałoby m.in. przeanalizować wszystkie sprawy gospodarcze prowadzone w krakowskich sądach. Sąd wskazał też, że żaden z sędziów krakowskich nie poczuł się obrażony, ponieważ nie złożył zawiadomienia.
Sprawa się jednak nie zakończyła. Rzecznik dyscyplinarny NRA złożył zażalenie na umorzenie. W grudniu rozpatrywał je Wyższy Sąd Dyscyplinarny pod przewodnictwem jego prezesa, adwokata Jacka Ziobrowskiego.
W sądzie zjawił się sam mec. Długopolski i złożył wniosek o przekazanie sprawy do Sądu Dyscyplinarnego w Kielcach. Wygłosił także mowę końcową poprzedzającą wydanie orzeczenia. Wywołało to konsternację, a obecny na sali prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Piotr Kubaszewski, koordynator programu „Standardy rzetelnego procesu w postępowaniach dyscyplinarnych", uznał, że doszło do „nieprawidłowości". W piśmie do prezesa Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Kubaszewski wskazał, że w świetle ustawy – Prawo o adwokaturze oraz kodeksu postępowania karnego zawiadamiający, czyli mec. Janusz Długopolski, nie jest stroną postępowania dyscyplinarnego, nie przysługuje mu więc status pokrzywdzonego i nie ma prawa składać wniosków dowodowych ani wyjaśnień.
Każdy ma prawo do rzetelnego procesu, w tym do rozpoznania sprawy przez niezawisły sąd
Wyższy Sąd Dyscyplinarny przyjął jednak wniosek mec. Długopolskiego o przekazaniu sprawy do sądu w Kielcach i uchylił postanowienie o umorzeniu. Jak stwierdził, „dotychczasowe wyniki postępowania oraz zakres materiału dowodowego zgromadzonego w sprawie nie pozwalają na dokonanie pełnej oceny stawianych zarzutów". WSD był zdania, że aby przesądzić o winie czy niewinności mec. Rutkowskiego, muszą zostać przeanalizowane akta spraw z Krakowa.
Adwokaci twierdzą, że oprócz wyjątkowego traktowania w postępowaniu przed Wyższym Sądem Dyscyplinarnym mec. Długopolskiego bez precedensu jest także kierowanie sprawy dyscyplinarnej poza Izbę, która sprawę rozstrzygała. Zasady są takie, że sprawa wraca do sądu, który już rozstrzygał, z uwagami i zaleceniami.
– Pomysł, by w trybie art. 92 ustawy o adwokaturze przekazać sprawę do innego sądu dyscyplinarnego tylko dlatego, że Wyższemu Sądowi Dyscyplinarnemu nie podobają się rozstrzygnięcia Izby warszawskiej, jest bezprecedensowy. Podobnie jak uznanie osoby zawiadamiającej, w tym przypadku mec. Długopolskiego, za osobę pokrzywdzoną, którą niewątpliwie nie jest – mówi mec. Radosław Baszuk, jeden z sędziów sądu dyscyplinarnego warszawskiej Izby (nie rozstrzygał o umorzeniu sprawy mec. Rutkowskiego).
Odwołany były rzecznik
Mecenas Janusz Długopolski, któremu tak bardzo na sercu leży dobro adwokatury, w listopadzie 2009 r. został, w burzliwych okolicznościach, odwołany ze stanowiska rzecznika dyscyplinarnego NRA (pełnił tę funkcję od grudnia 2007 r. do listopada 2009 r.).
– Stało się to w związku z rozbieżnością zdań na temat interpretacji przepisów dotyczących postępowania dyscyplinarnego w znowelizowanej ustawie–Prawo o adwokaturze – tłumaczy Joanna Sędek, rzeczniczka NRA.
Z ustaleń „Rz" wynika jednak coś zupełnie innego. Mecenasa Długopolskiego NRA odwołała, bo wbrew zasadom i opinii prezydium NRA jako członek tego prezydium złożył w jednej ze spraw kompromitującą kasację do Sądu Najwyższego.
Chodziło o sprawę krakowskiego adwokata, który zasiadał w zarządzie spółki prawa handlowego, co jest sprzeczne z zasadami obowiązującymi adwokatów. Jego winę uznał sąd dyscyplinarny izby adwokackiej w Krakowie. Orzeczenie to utrzymał w mocy Wyższy Sąd Dyscyplinarny rozpoznający sprawę jako instancja odwoławcza. Wydawało się, że sprawa jest zamknięta, mec. Długopolski złożył jednak od tego orzeczenia kasację na korzyść... obwinionego adwokata, domagając się jego uniewinnienia – mimo ewidentnego naruszenia przepisów. Uzasadniając swoje stanowisko, kwestionował zasady kodeksu etyki adwokackiej, uznając je za niesłuszne.
Biorąc pod uwagę, że zapisy kodeksu kwestionował ten, kto miał stać na straży ich przestrzegania, było to zachowanie zdumiewające. Rzecznik dyscyplinarny stał się de facto obrońcą obwinionego.
Mecenas Długopolski zobowiązał się cofnąć wniesioną kasację, ale tego nie zrobił. Gdy się okazało, że kasacja podpisana przez niego jest prawnie niedopuszczalna, a do tego jest kalką pism obwinionego adwokata, została odrzucona na etapie wstępnym, a mec. Długopolski odwołany z funkcji rzecznika dyscyplinarnego NRA.
Różne wersje zdarzeń
Poważne zarzuty postawił rok temu mec. Januszowi Długopolskiego także minister transportu. Ze skargi skierowanej do dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej w Krakowie, do której dotarła „Rz", wynika, że mec. Długopolski przez kilka lat reprezentował nieżyjącą klientkę w sprawie o wywłaszczenie. W efekcie resort wydał decyzję obarczoną wadą prawną. „Postępowanie pełnomocnika miało charakter celowy, nastawiony na wydanie decyzji z wadą, która mogłaby stanowić podstawę do jej późniejszego wyeliminowania". Tak się też stało. Z dokumentów resortu wynika, że mec. Długopolski zakwestionował decyzję ministra, która była dla niego jako pełnomocnika niekorzystna. Powołał się na śmierć klientki. Co się stało ze skargą ministra?
– Odpowiedzieliśmy panu ministrowi i sprawa się na tym etapie zakończyła. Nie podzieliliśmy obiekcji ministra –przyznaje w rozmowie z „Rz" adw. Jan Kuklewicz, dziekan ORA w Krakowie.
Mecenasowi Karolowi Rutkowskiemu mec. Długopolski wytoczył w ciągu ostatnich kilku lat (od czasu kiedy ten zajął się sprawami Kraków Business Park) kilkanaście postępowań dyscyplinarnych, a także kolejnych kilkanaście cywilnych i karnych, w tym z art. 212 kodeksu karnego, czyli za pomówienie. Dotychczas wszystkie kończyły się albo umorzeniem, albo odmową wszczęcia. Zdaniem mec. Rutkowskiego miały na celu wyłączenie go z prowadzonych spraw i zdyskredytowanie. Mecenas Długopolski wystosował do ministra sprawiedliwości pismo, w którym zarzucił mec. Rutkowskiemu, że jako były prokurator zna się z prowadzącym śledztwo w sprawie KBP prokuratorem z Krakowa. Problem w tym, że kiedy Rutkowski był prokuratorem, krakowski śledczy nie był jeszcze na studiach. Postępowanie dyscyplinarne w tej sprawie umorzono.
– Posłużyłem się sugestią mojego klienta, ja sam takich wniosków nie formułowałem – zapewnia mec. Długopolski.
Krakowski adwokat twierdzi, że Rutkowski składał wnioski, by „ewidentnie torpedować postępowania przed sądami w Krakowie".
– To haniebne zachowanie, które nie przystoi adwokatowi – musi on dbać o wysokie standardy. To plaga wśród adwokatów, z którą trzeba walczyć – tłumaczy mec. Długopolski. Nie zgadza się z zarzutami Fundacji Helsińskiej, że na grudniowej rozprawie przed Wyższym Sądem Dyscyplinarnej traktowano go wyjątkowo. – Uważam, że jestem stroną tego postępowania. Jako adwokat – dodaje.
Zupełnie inaczej przedstawia też kulisy odwołania go z funkcji rzecznika dyscyplinarnego NRA.
– Nie mogłem inaczej postąpić, ten przepis był absurdalny i niezgodny z konstytucją –tłumaczy. Twierdzi, że w sprawie nieżyjącej klientki to urzędnik ministerialny popełnił błąd.
– O tym, że osoba, której pełnomocnictwo miałem, nie żyje, dowiedziałem się na rozprawie w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Resort był o tym powiadomiony, ale nie zajrzał do akt i jeszcze mnie oskarżył o niecny czyn. To skandal – mówi o zarzutach ministra.
Mikołaj Karpiński, rzecznik ministra transportu, dementuje słowa Długopolskiego. – Informacja o śmierci strony wypłynęła podczas postępowania sądowoadministracyjnego, a więc w sierpniu 2009 r., a minister wydał decyzję blisko dwa lata później. Do dnia wydania tej decyzji pełnomocnik nie przesłał takiej informacji, a sąd w wyroku o tym nie poinformował – wyjaśnia Karpiński i podkreśla, że był to obowiązek adwokata.
Czy to właściwy sąd?
Sąd dyscyplinarny w Kielcach, który będzie rozstrzygał sprawę przeciwko Rutkowskiemu, podlegał mec. Długopolskiemu, kiedy ten był rzecznikiem NRA.
– Ten sąd przeanalizuje akta spraw krakowskich, w których czarno na białym stoi, że mec. Rutkowski dopuścił się rażącego deliktu – wyrokuje mec. Długopolski.
Mec. Karol Rutkowski całą sprawę komentuje jednym zdaniem:
– Tonący brzytwy się chwyta. Ja robię co do mnie należy, bez emocji, w najlepiej pojętym interesie klientów – odpowiada.
Za popełnienie deliktu zawodowego grozi mu od upomnienia do wyrzucenia z zawodu.
– Teoretycznie każdemu można uczynić nawet najbardziej absurdalny zarzut. Można zarzucić adwokatowi, że korzystając ze swoich procesowych uprawnień, wnosił o wyłączenie sędziów od prowadzenia spraw jego klientów –mówi mec. Magdalena Żurawska, obrońca Rutkowskiego w postępowaniu dyscyplinarnym. Każdy ma jednak prawo do rzetelnego postępowania, w szczególności prawa do obrony oraz rozpoznania sprawy przez niezawisły sąd. Te zasady dotyczą postępowań dyscyplinarnych adwokatury, które powinny być wzorcami rzetelności. Wszak adwokatura jest powołana do współdziałania w ochronie praw i wolności obywatelskich.
Rzeczpospolita

Poradnictwo 2.0
Michał Araszkiewicz, Paweł Maranowski 05-04-2013, ostatnia aktualizacja 05-04-2013 16:38
W ciągu ostatnich kilkunastu lat Internet stał się jednym z najważniejszych źródeł informacji prawnej. Prawnicy coraz częściej korzystają z narzędzi IT, także w zakresie stosowania nowych kanałów świadczenia pomocy prawnej. Poradnictwo prawne w Polsce nie wykorzystuje jednak możliwości nowych technologii. Przykładowe rozwiązania stosowane w innych krajach pokazują ich wysoką skuteczność i przydatność w bezpłatnych usługach prawnych oferowanych obywatelom. Część z tych rozwiązań można z powodzeniem przenieść na grunt naszego kraju.
Pomoc prawna a Internet
Internet stał się współcześnie jednym z najważniejszych źródeł informacji prawnej. W przestrzeni wirtualnej dostępnych jest wiele form komunikacji, za pomocą których można uzyskać poradę prawną: fora, blogi, artykuły specjalistyczne. Nie oznacza to, że zainteresowana osoba może w Polsce w łatwy sposób uzyskać nieodpłatną podstawową pomoc prawną, korzystając z nowych technologii. Grupy dyskusyjne poświęcone problemom prawnym są zazwyczaj otwarte nie tylko dla profesjonalnych prawników, co stawia pod znakiem zapytania adekwatność udzielanych porad. Z kolei dostępne opracowania specjalistyczne często napisane są językiem niezrozumiałym dla laika. Ponadto internetowe porady szybko tracą na aktualności (z uwagi na ciągłe zmiany stanu prawnego) oraz mogą być nieprzydatne dla oceny konkretnej sprawy, w której zainteresowana osoba poszukuje pomocy prawnej.
Powyższe przykłady trudno określić jako szczególnie zaawansowane zastosowania nowych technologii. Uderza również bardzo nieznaczny zakres ich wykorzystania przez podmioty zajmujące się w Polsce świadczeniem nieodpłatnej pomocy prawnej. A szkoda, bo jak wynika z analiz INPRIS - Instytutu Prawa i Społeczeństwa, realizowanych w ramach projektu „Opracowanie kompleksowych i trwałych mechanizmów wsparcia dla poradnictwa prawnego i obywatelskiego w Polsce" stosowanie nowych technologii może zmniejszyć koszty poradnictwa prawnego i obywatelskiego, a także uczynić informację prawną bardziej przystępną dla niewykwalifikowanego odbiorcy. Warto zatem zwrócić uwagę na mechanizmy stosowane w tym zakresie na świecie.
Ze smartfonem i komputerem po pomoc
Coraz większą popularnością cieszą się aplikacje dedykowane na telefony typu smartfon, których główną funkcją jest pomoc prawna. Najlepszym tego przykładem jest program „AutoACcidentApp", póki co oferowany jedynie na telefony marki Apple. W razie wypadku samochodowego możemy skorzystać z jego pomocy, skontaktować się z policją i przygotować dane potrzebne do sporządzenia pisma powypadkowego. Inne programy warte uwagi to „Ask a lawyer: Legal Help" oraz „Illionis Legal Aid App" – obydwa oferują prostą pomoc z zakresu różnych dziedzin prawa. Niestety, w Polsce na próżno szukać podobnych rozwiązań. Być może zmieni się to wraz ze wzrastająca liczbą osób korzystających z telefonów komórkowych wyposażonych w zaawansowane funkcje.
Inny przykład wykorzystania zaawansowanych programów, to opracowany przez Centrum Dostępu do Sprawiedliwości i Technologii Chicago-Kent College of Law program komputerowy A2J Author. Jest on stosowany przez podmioty świadczące nieodpłatną pomoc prawną w Stanach Zjednoczonych. Program ten posiada przyjazny interfejs graficzny, pozwalający użytkownikowi na sprecyzowanie problemu prawnego oraz udzielenie odpowiedzi na pytania, a w konsekwencji również na wygenerowanie dokumentu (podania, wniosku) który po podpisaniu nadaje się do złożenia w sądzie lub urzędzie.
Przykładem zastosowania Internetu w poradnictwie są również mapy organizacji udzielających pomocy prawnej i obywatelskiej. Jedną z takich map uruchomiła w Wielkiej Brytanii organizacja Legal Services Commission, administrująca systemem bezpłatnej pomocy prawnej. Osoba poszukująca pomocy może w przystępny sposób odnaleźć organizację lub prawnika, który jest gotowy pomóc rozwiązać dany problem. Wystarczy jedynie zaznaczyć miejsce, w którym poszukuje się pomocy i zakwalifikować swój problem do jednej (lub kilku) kategorii wyświetlonych na ekranie komputera. Podobna mapa jest aktualnie tworzona w Polsce przez Fundację Uniwersyteckich Poradni Prawnych.
Poradnictwo a technologie - bariery i wyzwania
Istotnym ograniczeniem stosowania rozwiązań opartych na technologii – szczególnie w idei poradnictwa pro bono – jest jednak brak kompetencji wielu odbiorców porad prawnych w zakresie obsługi nowych technologii. Dane z badań empirycznych pokazują, iż potencjalni odbiorcy bezpłatnych porad charakteryzują się oprócz niskiej świadomości prawnej również niskimi kompetencjami w zakresie użytkowania komputera i Internetu. Wykluczenie społeczne wiąże się tutaj z wykluczeniem cyfrowym. Ta okoliczność nie stanowi jednak argumentu za powstrzymaniem się od stosowania nowych technologii w poradnictwie prawnym, lecz raczej daje asumpt do działań na rzecz ograniczenia zjawiska wykluczenia cyfrowego. Nowe technologie są więc wyzwaniem dla poradnictwa prawnego, szczególnie tego oferowanego osobom najuboższym, ale winny być także istotnym elementem przyszłości systemu nieodpłatnej pomocy prawnej.
* dr Michał Araszkiewicz jest ekspertem INPRIS, doktorem nauk prawnych, adiunktem w Katedrze Teorii Prawa na Wydziale Prawa i Administracji UJ, radcą prawnym
* Paweł Maranowski jest analitykiem INPRIS, socjologiem, pracownikiem naukowym Instytutu Studiów Politycznych PAN
rp.pl


Znikną kolejne sądy
Agata Łukaszewicz 08-04-2013, ostatnia aktualizacja 08-04-2013 07:47
Jarosław Gowin przygotowuje strategię reformy sądownictwa. Zamiast trzech szczebli będą dwa. 
Zniknąć mogą 242 sądy rejonowe.
Powołany specjalnie do przygotowania reformy struktury sądownictwa zespół pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości od 21 marca. W jego skład wchodzą przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, Prokuratury Generalnej, Centralnego Zarządu Służby Więziennej oraz Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury – dowiedziała się „Rz".
Diabeł tkwi 
w szczegółach
Jarosław Gowin, opierając się na opinii Banku Światowego, uważa, że obecna trzyszczeblowa struktura (sądy rejonowe – 242, okręgowe – 45, apelacyjne – 11) jest nieefektywna. Z jednego szczebla trzeba będzie zrezygnować, a najłatwiejsza i, jak ocenia minister, najefektywniejsza będzie likwidacja szczebla rejonowego, czyli 242 dzisiejszych sądów rejonowych. Czy to możliwe do przeprowadzenia?
Sędziowie – chociaż nieoficjalnie – twierdzą, że tak. Wystarczy np. z dzisiejszych sądów rejonowych zrobić ośrodki zamiejscowe sądów okręgowych i przekazać kompetencje z rejonu do okręgu, a z okręgu do apelacji.
Spłaszczenie struktury sądownictwa ma wśród sędziów wielu zwolenników. Tłumaczą oni, że dwuinstancyjność jest czymś oczywistym dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, nie ma więc powodu, aby utrzymywać trzeci poziom. Podkreślają też, że celem rezygnacji z jednego ze szczebli jest również podzielenie się zarówno odpowiedzialnością, i jak obciążeniem pracą.
Jak to zwykle w wypadku reformy reorganizacyjnej bywa, nawet jeśli sędziowie popierają samą ideę, to mają zupełnie inny pomysł, jak ją przeprowadzić.
Sędzia Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, zgadza się, że obecna struktura ma za dużo szczebli.
– One powodują nadmierne rozwarstwienie wśród sędziów, a to negatywnie wpływa na ich niezależność. Sędziowie dążą do awansu, a im więcej szczebli, tym łatwiej ich wabić – podkreśla. Nie podoba mu się jednak pomysł likwidacji sądów rejonowych i zamiany ich na ośrodki zamiejscowe.
– Boję się, że takie rozwiązanie skończyłoby się tym, że sędziowie będą przerzucani do orzekania z miasta do miasta – wyjaśnia.
Jaki ma pomysł? Zostawić sądy rejonowe, a połączyć okręgowe z apelacyjnymi.
Apelacje do likwidacji
Sędzia Irena Kamińska, prezes Stowarzyszenia Sędziów Themis, także przyznaje, że obecna struktura jest zbyt rozbudowana. Jej zdaniem jednak sądy rejonowe należy pozostawić w spokoju.
– To one załatwiają prawie 90 proc. wszystkich spraw wpływających do polskich sądów, a było ich w 2012 r. już ponad 14 mln – tłumaczy. Który więc szczebel zlikwidować? – Apelacyjne – uważa. Ale tu pojawia się problem, co zrobić z dzisiejszymi sędziami apelacyjnymi. Nie można ich przecież przenieść do orzekania w niższej instancji.
Struktura jest dobra
Sędzia Jarema Sawiński, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, pytany o ocenę pomysłu ministra Gowina zastrzega, że rada nie zajmowała jeszcze stanowiska w tej sprawie. Sam jednak uważa, że spłaszczenie struktury sądownictwa nic nie da.
– W usprawnieniu pracy sądów i przyspieszeniu orzekania pomóc może jedynie zmiana procedur karnej i cywilnej – podkreśla.
Przeciwnicy jakichkolwiek zmian w strukturze mówią, że najnowsza propozycja ministra pojawiła się nieprzypadkowo teraz. „Minister wygrał przed Trybunałem i poczuł wiatr w żaglach" – brzmi jeden z wpisów na sędziowskim forum. Przypomnijmy, że 27 marca 2013 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż podstawa prawna rozporządzenia ministra sprawiedliwości likwidującego 79 najmniejszych sądów rejonowych jest zgodna z konstytucją. Skargi na przepis prawa o ustroju sądów powszechnych, który był podstawą ministerialnego rozporządzenia, złożyła grupa posłów (głównie z PSL) i KRS.
W Sejmie gotowy do uchwalenia jest z kolei obywatelski projekt ustawy przywracającej zlikwidowane sądy i wprowadzający zasadę, że do likwidacji sądów może dojść jedynie w drodze ustawy, a nie rozporządzenia.
Rzeczpospolita


Adwokaci walczą o życie
Ewa Usowicz 08-04-2013, ostatnia aktualizacja 08-04-2013 08:00
Coraz częściej bezpardonowo podbierają sobie klientów 
i stosują wątpliwy marketing – twierdzi adwokat Andrzej Tomaszek, wspólnik zarządzający kancelarią Drzewiecki, Tomaszek & Wspólnicy w rozmowie z Ewą Usowicz.
Panie mecenasie, czy panu chce się jeszcze być czynnym adwokatem?
Andrzej Tomaszek: Oczywiście! Ten zawód sprawia mi przyjemność. Mimo że ludzie – niestety – postrzegają go często wyłącznie jako maszynkę do robienia pieniędzy, a na rynku jest coraz trudniej.
Myślałam, że może już się panu nie chce, skoro postanowił pan trochę porządzić.
Owszem, kandyduję na dziekana w Warszawie, ale zapewniam, że to już nie jest funkcja „do wygłaszania mów". To menedżerska i biurokratyczna praca, bo warszawska izba zrzesza łącznie ponad pięć tysięcy adwokatów i aplikantów. Nie mogę być trzecią kadencję wicedziekanem. Obecny dziekan Ziemisław Gintowt też kończy drugą kadencję, więc staję do rywalizacji. Dobrze znam problemy naszej izby i chcę je rozwiązywać.
Adwokatów ci u nas dostatek, tylko tych maszynek do robienia pieniędzy nie przybywa.
Niestety. Dostaję mnóstwo e-maili od młodych prawników szukających pracy. Choć często mają ponadnormatywne kwalifikacje – doktoraty, stypendia zagraniczne, LLM – to widzę, jak walczą o życie. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba warszawskich adwokatów zwiększyła się przecież dziesięciokrotnie! W tej chwili ponad połowa adwokatów naszej izby to ludzie ze stażem krótszym niż trzy lata. Tymczasem pracy nie przybyło – nie powstały żadne nowe obszary działalności. Przymus adwokacko-radcowski, który mógłby dać zajęcie, przepadł podczas nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego. Otwierając szeroko dostęp do tego zawodu, ustawodawca robił to pod hasłem ściągania kajdan młodym ludziom. Teraz wyraźnie widać, że ściągnął je razem z butami!
Jakie są najgorsze efekty „walki o życie"?
Choćby coraz bardziej bezpardonowe podbieranie sobie klientów. Albo wątpliwy marketing własnej osoby. Widać coraz więcej adwokatów-celebrytów. Sądy dyscyplinarne będą miały więcej pracy.
Poza Dubienieckim nie przypominam sobie, aby samorząd dyscyplinował celebrytów.
Co najmniej kilku osobom przydałaby się rozmowa z dziekanem lub rzecznikiem dyscyplinarnym. Ich wypowiedzi w kolorowej prasie wystawiają fałszywe świadectwo adwokaturze.
Skoro na rynku jest tak ciężko, to może jednak należałoby znieść zakaz reklamy?
Tego się nie doczekamy. Myślę jednak, że powinna istnieć możliwość przekazywania jak najszerszej informacji o specjalizacji adwokata. To ważne dla tzw. Kowalskiego, który będzie miał wtedy większą szansę na prawidłowy wybór. Bo reklama jest efektywna wyłącznie w segmencie porad prawnych dla ludności. Biznes kieruje się szyldem i wysokością ubezpieczenia.
Warto by też poluzować kwestię podejmowania przez adwokatów innej działalności zarobkowej. Realnym problemem staje się dla nich... wysokość składki – w Warszawie to ponad 200 zł miesięcznie. Trzeba ją obniżyć. Gdy ktoś zarabia 1200 zł, to jest poważny wydatek!
Chyba pan przesadził z tym 1200 zł?
Niestety nie. Adwokaci niejednokrotnie tyle zarabiają. Cieszą się z każdej urzędówki. To jest naprawdę świat inny, niż pokazują seriale i tabloidy.
Od lat uczy pan aplikantów. Czy wobec rosnącej konkurencji stają się bardziej przebojowi?
Nie. Raczej zdesperowani. I mam wrażenie, że są bardziej konserwatywni, niż się spodziewamy! Prowadzę konwersatorium z aplikantami I roku – dużo rozmawiamy, rozwiązujemy kazusy. Pytam ich na przykład: z kim w jednym lokalu nie można mieć razem kancelarii? I podaję takie zawody jak: impresario, muzyk, pośrednik w handlu nieruchomościami czy geodeta. Odpowiadają mi, że nawet impresario nie powinien prowadzić działalności w tym samym lokalu.
Dlaczego?
Bo może zapraszać młode aktorki!
A to konserwatyści zatwardziali! A ci obecni aplikanci to jest nadal inteligencja czy po prostu sprawni rzemieślnicy?
Tak zwana wiedza ogólna, która zawsze była przymiotem inteligenta, dotycząca choćby historii czy literatury, jest teraz raczej słaba. Zapewne dlatego, że jest mniej niż kiedyś przydatna w robieniu kariery zawodowej.
A wiedza prawnicza?
Jej poziom wśród aplikantów jest nierówny. To efekt zmieniających się ciągle wymagań egzaminacyjnych. W jednym roku poprzeczka zawieszona była bardzo wysoko – w Warszawie dostało się 300 osób, potem bardzo nisko – przyjęto 1000 osób. No i odsetek tych mniej lotnych się zwiększa. Nie mówię tego złośliwie, raczej mi ich szkoda, bo nie zdają sobie sprawy, jak ciężka czeka ich zawodowa przyszłość.
Pan, zdaje się, miał to szczęście, że jako aplikant trafił do słynnego 40. zespołu „dewizowego"?
To prawda, prawie 30 lat temu skierowano mnie do patrona, który w nim pracował. Zespół miał indywidualne zezwolenie na pobieranie wynagrodzeń w obcej walucie. Nieważne było, czy w markach czy w rublach – przelicznik był wówczas taki, że pracujący tam adwokaci zarabiali naprawdę świetnie! Aplikanci otrzymywali jednak niewielką kwotę od Okręgowej Rady Adwokackiej.
Czym się pan zajmował?
Wypadkami drogowymi.
To trochę daleko od pana obecnej specjalizacji.
To prawda, ale w połowie lat 80. to była bardzo interesująca dziedzina! Trafiały do nas głównie sprawy wypadków z udziałem niemieckich kierowców. My mieliśmy byle jakie drogi, a oni dobre samochody. I to się, niestety, za bardzo nie zmieniło...
W tamtych czasach zajmowałem się też prawem spadkowym. Nasz zespół miał umowę z podobnym specjalnym kolegium w Rosji. My obsługiwaliśmy wszystkie sprawy, w których po zmarłej w Polsce osobie dziedziczyli obywatele ZSRR, a oni te, w których w Rosji dziedziczyli Polacy.
Krótko mówiąc – niezły monopol.
Tak, ale najlepsze było to, że zespół mógł sobie zachować 10 proc. masy spadku jako wynagrodzenie!
Żartuje pan?
Nie, takie były przepisy. Może dlatego nie wszyscy adwokaci byli zadowoleni z przemian w Polsce po 1989 r.
Co pan robił po egzaminie?
Egzamin zdałem w 1989 r., potem współpracowałem z adw. Tomaszem Wardyńskim. Byłem też na praktykach w dużej niemieckiej kancelarii. Poważnie zainteresowałem się tam prawem własności przemysłowej i zwalczaniem nieuczciwej konkurencji. W 1992 r. założyliśmy ze Zbigniewem Drzewieckim kancelarię, w której pracujemy do dziś.
To już lata całe przetrwał ten „związek partnerski".
Owszem, ponad 20 lat. Choć nie do końca „partnerski", bo jesteśmy spółką komandytową. W partnerską się nie przekształcaliśmy, bo nie było powodu do formalizowania zakresu odpowiedzialności dziesięciorga wspólników – u nas każdy wie, że gdyby coś zawalił, to bierze to na siebie. Nie widzimy powodu, aby nasi wspólnicy składali np. weksle w kasie pancernej...
Podobno miał pan zostać historykiem?
Tak, ale rodzice mi odradzali. Poszedłem więc na prawo, a po dwóch latach podjąłem równoległe studia w Instytucie Historycznym UW, które wspominam jako wielką intelektualną przygodę. Pewnie się pani ubawi, ale wymyśliłem sobie wtedy, że zostanę adwokatem, a jednocześnie będę pracował jako historyk... Okazało się to niemożliwe.
Czy historia przydała się panu kiedykolwiek 
w pracy prawnika?
Tak, bo historia uczy tego, aby krytycznie analizować źródła. Nie wystarczy czytać ze zrozumieniem. Trzeba się zastanowić, dlaczego ktoś tak, a nie inaczej uważa.
Skoro jesteśmy przy historii, to przegrał pan ostatnio głośny proces, dotyczący... faszyzmu. Bronił pan fundacji Zielone Światło, która w logo Allegro wpisała znak SS. Sąd uznał, że zostały naruszone dobra osobiste portalu.
Ta precedensowa sprawa jest dopiero po I instancji. Jestem przekonany, że trafi do Sądu Najwyższego, a może i Strasburga. Rzecz w tym, że fundacja chciała zwrócić uwagę na handel współczesnymi gadżetami faszystowskimi. Wiele organizacji zwracało się do Allegro o usunięcie takich przedmiotów z aukcji, ale portal nie reagował należycie. Ten proces, mam nadzieję, da odpowiedź na pytanie, jak daleko może się posunąć przyzwoity człowiek, aby przeciwstawić się takim praktykom.
Pan się posunął do obrony pro bono.
Tak, i bardzo się w nią zaangażowałem. Daniel Olbrychski w Zachęcie pociął wizerunki aktorów w nazistowskich mundurach, mój klient przerobił logo Allegro. Mamy art. 5 kodeksu cywilnego [dotyczy tzw. nadużycia prawa – przyp. EU] – jeśli w takiej sprawie nie miałby zastosowania, to w jakiej ma mieć? Mam nadzieję, że sąd apelacyjny odpowie na to pytanie.
Jak się teraz mają relacje sąd – pełnomocnicy?
Niestety, bardzo się w ostatnich latach zmieniły. Brakuje mi poczucia wspólnego wymierzania sprawiedliwości. Kiedyś sąd i pełnomocnicy działali razem, teraz sąd się od nich odgradza. Jest biuro obsługi interesanta, a za nim... mur. Nie ma możliwości rozmowy z sędzią czy przewodniczącym wydziału, a to jest czasami naprawdę potrzebne.
Niedawno prowadziłem sprawę, w której uzgodniliśmy tekst długiej ugody, który należało wpisać do protokołu na najbliższej rozprawie. Stwierdziłem, że warto go skopiować z pendrive'a, zamiast przepisywać z wydruku. Pół dnia zabrało dotarcie z tą informacją do asystentki sędziego. 
A wcześniejsze powiadomienie sędziego o ugodzie okazało się niemożliwe. Po prostu sądowe relacje się odpersonalizowały.
Z czego to wynika?
Chyba ze strachu. Pracownicy sądów boją się kontaktu z pełnomocnikami. I nawet im się nie dziwię. Kiedyś w Warszawie było najwyżej kilkuset prawników sądowych, więc większość kojarzyli. Teraz już nie.
A jak się panu podobają nowinki technologiczne, takie jak np. nagrywanie rozpraw?
Nagrywanie spowodowało, że pełnomocnicy zaczęli uważniej dobierać słowa. Ale czy to aby na pewno ułatwienie? Wcześniej sędzia miał wszystko, co istotne, w protokole. A teraz będzie oglądał z każdej rozprawy film? Raczej nie. Sami, gdy dostajemy płytę CD z rozprawy, to zlecamy jej przepisanie. Bo wygodniej czytać, niż słuchać. Sędziowie będą pewnie robić to samo.
Inna nowinka, która ma rzekomo przyspieszyć postępowanie, to zapowiadana likwidacja opłat znakami sądowymi. Teraz przyklejam znaczki, urzędniczka w sądzie kasuje je, potem przybija pieczątkę – i od ręki opłacone. Wpłata na konto trwa dłużej! Trzeba zrobić przelew, podać w nim numer sprawy. A jeśli nie jest jeszcze nadany, dokładnie opisać strony. Potem sąd musi czekać, aż księgowość potwierdzi, że opłata wpłynęła. Pod hasłem usprawnienia kryje się likwidacja dobrze działającego rozwiązania.
Jaka sprawa była dla pana najtrudniejsza?
Karna, prezesa dużej firmy. Oskarżono go, że oszukał kontrahenta, obiecując coś, co nie zostało później dotrzymane. Został uniewinniony, a chodziło o wymuszenie na jego firmie ustępstw natury biznesowej.
Takie wymuszenia są częste?
Niestety, prawo karne jest coraz częściej instrumentalnie wykorzystywane w sporach gospodarczych. Chodzi o to, aby ludzi uwikłać w procesy karne, osłabić przeciwnika, by był łatwiejszy w negocjacjach gospodarczych. 
I prokuratura daje się na to nabrać!
Wróćmy do pana specjalizacji– czyli własności intelektualnej i przemysłowej. Co pan sądzi o protestach w sprawie ACTA?
Jestem zadowolony, że to się tak skończyło. Dużym koncernom nie może być zbyt łatwo, jeśli chodzi o ochronę praw wyłącznych. Bo wtedy nie szanują konsumentów i mniejszych graczy, no i trudu swoich pełnomocników.
Czy ta ochrona nie zaczyna być zbyt szeroka?
To normalny trend, bo zarabia się już nie tylko np. na filmach, ale na wszystkim, co w związku z nimi uda się sprzedać, np. gadżetach. Dlatego ochrona zaczyna obejmować m.in. postaci z popularnych filmów. Po „Władcy Pierścieni" objęto nią nawet runy, specjalne znaki użyte w filmie. Inny przykład to stroje czy miotły z „Harry'ego Pottera"! Zastrzegany jest też kolor, udało się to np. producentowi czekolad Milka. W Europie można nawet zastrzec zapach, np. świeżo ściętej trawy...
Rzeczpospolita
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 11

Spis treści
Młody radco, płać niższe składki na ZUS 1
Kandydaci kapituły na prawnika pro bono 2
RYNEK USŁUG PRAWNICZYCH MOŻE POMIEŚCIĆ WSZYSTKICH 3
Najważniejsze wyroki w 2012 roku w sprawach pracowniczych 4
POLISOCYROGRAF 11



Młody radco, płać niższe składki na ZUS
2013-04-10

Radca prawny rozpoczynający samodzielną praktykę zawodową może płacić niższe składki ZUS, tak jak początkujący przedsiębiorca - orzekł nie tak dawno Sąd Najwyższy. W dzisiejszej uchwale Sąd najwyższy tak samo korzystnie orzekł w sprawie młodych adwokatów.
Taką możliwość opłacania niższych składek ZUS przez pierwsze dwa lata działalności gospodarczej daje ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych. Wówczas składki są liczone od 30 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę, a nie od 60 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia. Oznacza to, że w br. zamiast płacić je od kwoty 2227,80 zł, można opłacać je od podstawy wynoszącej 480 zł.
Warunkiem skorzystania z takiej możliwości jest m.in. to, by początkujący przedsiębiorca nie prowadził działalności gospodarczej na rzecz byłego pracodawcy, jeśli miałby wykonywać dla niego dokładnie te same czynności, co wcześniej na podstawie umowy o pracę.
Dzisiejszy wyrok dotyczył gdańskiej adwokat, która przed założeniem własnej praktyki pracowała jako aplikant w jednej z miejscowych kancelarii adwokackich. Po zakończeniu aplikacji nadal współpracowała z tą kancelarią, ale przyjmując już tylko od niej zlecenia. Założyła bowiem własną działalność jako adwokat. Na początek chciała skorzystać z ulgowych składek ZUS.
W sprawie gdańskiej adwokat ZUS uznał, że nie ma ona prawa do ulgi i że powinna płacić składki w pełnej wysokości.
Sąd I instancji zmienił tę decyzję i uznał, że adwokat ma prawo do ulgowych składek. Natomiast sąd II instancji nie miał takiej pewności i skierował pytanie do Sądu Najwyższego. Chodziło o odpowiedź, czy czynności aplikanta adwokackiego są także czynnościami z zakresu działalności adwokata. Jeżeli byłyby tożsame, to adwokat rozpoczynający samodzielną praktykę zawodową musiałby płacić składki ZUS w pełnej wysokości, bez prawa do ulgi.
W środę Sąd Najwyższy wydał uchwałę, w której stwierdził, że początkujący adwokaci mają prawo do ulgowych składek ZUS, czyli że mogą je płacić od podstawy wynoszącej 30 proc. minimalnego wynagrodzenia (sygn. II UZP 2/13 ).
"Adwokat i aplikant adwokacki to zupełnie inne zawody; mają bowiem inaczej ustalone prawa i obowiązki w przepisach prawa o adwokaturze" - powiedział sędzia Jerzy Kuźniar, uzasadniając uchwałę.
Sędzia wskazał również, że skorzystanie przez osoby rozpoczynające działalność gospodarczą z obniżonej podstawy wymiaru składek ZUS jest ich uprawnieniem, z którego mogą, lecz nie muszą skorzystać. "Niższa składka oznacza w przyszłości niższe świadczenia ubezpieczeniowe, nie ma więc przeszkód, aby adwokat mógł skorzystać z takich uprawnień" - powiedział sędzia Kuźniar.
Sędzia przypominał, że w zapadłym nieco wcześniej wyroku w podobnej sprawie - ale dotyczącej aplikanta radcowskiego - również orzeczono, że rozpoczynający praktykę radca prawny ma prawo do niższych składek ZUS.
www.e-kirp.pl

Kandydaci kapituły na prawnika pro bonoRENATA KRUPA-DĄBROWSKA, RZECZPOSPOLITA (2013-04-11), Str.: C3
Kandydaci kapituły na Prawnika Pro BonoKONKURSZnamy nazwiska trzech osób, spośród których 17 kwietnia zostanie wybrany zwycięzca. Są to: Małgorzata Zielińska, Lech Obara oraz Witold Klaus.W tym roku odbędzie się jubileuszowa, dziesiąta już edycja konkursu Prawnik Pro Bono.Do tegorocznej edycji zostało zgłoszonych 25 kandydatów. Wśród nich przeważały osoby na co dzień wykonujące zawód adwokata i radcy prawnego. Głównie byli to mieszkańcy Warszawy.Swoich kandydatów nadesłały przede wszystkim: kancelarie prawne, korporacje prawnicze oraz organizacje pozarządowe.Spośród nich kapituła konkursowa postanowiła wybrać mec. Małgorzatę Zielińską, Witolda Klausa oraz mec. Lecha Obarę.Już w przyszłym tygodniu, 17 kwietnia jednej z tych osób przypadnie laur zwycięzcy. Dwie pozostałe otrzymają wyróżnienia.Pomysłodawcą konkursu Prawnik Pro Bono i jego organizatorem jest Fundacja Uniwersyteckich Poradni Prawnych, a „Rzeczpospolita" niezmiennie od lat jest jego patronem medialnym.Celem konkursu jest promowanie prawników, którzy bezinteresownie oraz nieodpłatnie świadczą usługi prawne na rzecz osób, organizacji społecznych lub różnego rodzaju instytucji..Laureatami mogą zostać również osoby mające m.in. wkład w rozwój działalności dobroczynnej, w tym w tworzenie oraz rozwijanie organizacji społecznych zajmujących się działalnością pro bono.Tytuł Prawnik Pro Bono może otrzymać osoba fizyczna mająca co najmniej wyższe wykształcenie prawnicze (magister prawa), powinna też mieszkać w Polsce.Nominacje zgłaszają osoby fizyczne i prawne, w tym samorządy zawodów prawniczych, organizacje pozarządowe, instytucje państwowe i samorządowe. Laureatów wybiera kapituła konkursu. W jej skład wchodzą wybitni prawnicy, minister sprawiedliwości, prezesi sądów, szefowie korporacji prawniczych, laureaci poprzednich edycji.Uroczyste rozstrzygnięcie konkursu Prawnik Pro Bono będzie połączone z ogłoszeniem wyników rankingu kancelarii prawnych, organizowanego przez „Rzeczpospolitą" od jedenastu lat.Laureatami poprzednich edycji konkursu byli prawnicy z całej Polski. Wśród nich: Szczepan Styranowski, sędzia w stanie spoczynku, Wiesława Mroczek, sędzia w stanie spoczynku, Bogumił Jopkiewicz, adwokat, Krystyna Domagalska, radca prawny, Maria Sawicka, adwokat, prof. Zbigniew Hołda, Andrzej Kurowski, radca prawny, Maria Tomuło-wicz, adwokat oraz Franciszka Pniewska, radca prawny.—Renata Krupa-Dąbrowska

RYNEK USŁUG PRAWNICZYCH MOŻE POMIEŚCIĆ WSZYSTKICHELŻBIETA KLIMAN-ROLA, RZECZPOSPOLITA (2013-04-11), Str.: C7
REAKCJERynek usług prawniczych może pomieścić wszystkichZ zainteresowaniem przeczytałam artykuł Tomasza Pietrygi „Kres prawniczego eldorado" („Rz" z 19 marca br.) Chciałabym jednak zwrócić uwagę na pewną kwestię, o której się tak bezpośrednio nie pisze (lub w mojej ocenie pisze się zdecydowanie za mało).Chodzi o stosunek naszych obywateli do korzystania z usług prawniczych. W mojej ocenie ten rynek ma ogromne możliwości, ale z pewnych przyczyn nie został dostosowany do obecnych potrzeb. Nasi obywatele nie zdają sobie bowiem sprawy z wagi dobrej porady prawnej. Wydaje im się, że mogą sobie wszystko wyczytać w Internecie albo pójść do prawnika, dopiero gdy z problemem nie radzą sobie już samodzielnie (a wtedy zazwyczaj jest za późno).Z pewnością istnieją statystyki, z których wynika, ile osób decyduje się na udział prawnika w postępowaniu sądowym (kilka procent). Obywatele naszego kraju wolą pójść do wróżki lub zadzwonić do wróżbity i zapłacić za to kilkadziesiąt lub kilkaset złotych, zamiast zwrócić się o pomoc do prawnika. Dopiero teraz zaczyna się dostrzegać problem związany z brakiem świadomości obywateli, że czasem korzystanie z usług prawnych jest konieczne.Moim zdaniem warto, by poruszyć ten temat. Wydaje mi się, że gdyby prawnicy uświadomili obywatelom konieczność korzystania z usług prawnych (co teraz zaczynają czynić radcowie prawni w formie reklam) kres tego eldorado prawniczego nie musiałby nastąpić. Dotarcie do obywateli i przekonanie ich do celowości korzystania z usług prawnych pomogłoby zarówno im jako klientom, jak i samym prawnikom. Wtedy nikt nie musiałby się obawiać zmian, które zachodzą na rynku prawniczym (zwiększona liczba osób uzyskujących tytuł radcy prawnego).Elżbieta Kliman-Rola

Najważniejsze wyroki w 2012 roku w sprawach pracowniczychBARTŁOMIEJ RACZKOWSKI, RZECZPOSPOLITA (2013-04-11), Str.: D6
Najważniejsze wyroki w 2012 roku worzecznictwo i Przedstawiamy wybór dziesięciu - w naszej ocenie - najważniejszych wyroków dotyczących prawa pracy które Sąd Najwyższy wydal w 2012 r. (w jednym przypadku Naczelny Sąd Administracyjny).BARTŁOMIEJ RACZKOWSKI SŁAWOMIR PARUCHWybierając je spośród dziesiątek innych, staraliśmy się wskazać te orzeczenia, które odnoszą się do najbardziej aktualnych problemów prawnopracowniczych i mają szczególne znaczenie praktyczne.Część zagadnień dotyczy relacji ze związkami zawodowymi. Zwłaszcza kwestii, kiedy skuteczna jest szczególna ochrona związkowa, kiedy można wydać akty prawa zakładowego, choć nie uzgodniono ich z organizacjami oraz czy można żądać od związku zawodowego podania imiennej listy członków pracowników objętych jego obroną. Inne dotyczą indywidualnych stosunków pracy, podróży służbowych, wydawania pracownikom poleceń wykraczających poza uzgodniony z nimi rodzaj pracy. Jest też orzeczenie o charakterze przekrojowym, które dotyczy przejścia zakładu pracy.Najbardziej kontrowersyjny jest wyrok NSA w sprawie opodatkowania korzystania ze sprzętu służbowego do celów służbowych. Choć Ministerstwo Finansów się z nim nie zgadza, skarbówka może szukać dodatkowych pieniędzy u pracowników.Stałe wyjazdy po określonym obszarze to nie delegacjePodróż służbową rozumie się jako wyjazd pracownika poza miejsce pracy wynikające z umowy o pracę. Odpowiedź na pytanie, czy przemieszczając się, podwładny odbywa podróż służbową, będzie zależała od sposobu określenia jego miejsca pracy w angażu. A można to zrobić różnie, uzależniając od charakteru realizowanych zadań. Jeżeli zostanie ono podane w sposób „ruchomy", a praca wykonywana przez pracowników z istoty swojej polega na przemieszczaniu się po pewnym obszarze, to czyniąc to, zatudnie-ni nie odbywają podróży służbowych (wyrok z 28 czerwca 2012 r., HUK 284/11).Ten wyrok zapadł na tle sporu między ZUS a pracodawcą będącym przedsiębiorcą budowlanym. Dotyczył tego, czy świadczenia wypłacane podwładnym za dojazdy i noclegi w związku z pracą świadczoną na budowach realizowanych w różnych miejscowościach, są tymi z tytułu podróży służbowych i jako takie nie podlegają składkom na ubezpieczenia społeczne. Zdaniem ZUS, dojeżdżając na miejsca budowy, pracownicy nie przebywali w podróżach służbowych, gdyż ich umowy nie określały miejsca pracy jako konkretnej miej -scowości, ale szeroko, jako „budowy prowadzone przez pracodawcę na terenie całego kraju".SN odwołał się do charakterystyki podróży służbowych. Stanowi ona zjawisko niecodzienne, okazjonalne, a ponadto pracownik musi przy tym opuścić miejsce pracy uzgodnione w umowie o pracę. Wolno je podać punktowo (np. określony adres lub miejscowość), obszarowo (np. województwo, po którym pracownik podróżuje świadcząc pracę) lub jako „ruchome" czy „zmienne" (tj. kilka miejsc, w których pracownik w różnych okresach świadczy pracę - jedno z nich jest wtedy każdorazowo jego „stałym" miejscem pracy).WNIOSEKU pracowników budowlanych miejsce pracy określono bardzo szeroko, a istotą wykonywanej przez nich pracy było przemieszczanie się między miejscami, w których firma realizowała poszczególne budowy SN uznał, że przemieszczając się między nimi, zatrudnieni nie przebywali w podróży służbowej.Orzeczenie to zmierza ku postulatowa terytorialnego (zamiast punktowego) określania miejsca pracy. Zapadło w wyniku tego, że ZUS zakwestionował zasady wypłaty świadczeń z racji podróży służbowych, co zdarza się coraz częściej, gdy diety reguluje się przy permanentnym (a nie okazjonalnym) przemieszczaniu się pracownika.raź umowaW wyjątkowych sytuacjach, szczególnie gdy wynika to z konieczności wykonania przez podwładnego innej pracy, nie wyklucza się wydania mu polecenia wykraczającego poza rodzaj pracy określony w jego angażu (wyrok z 12 kwietnia 2012 r., Il PK 216/11).W tej sprawie powódkę zatrudniała pozwana spółka na stanowisku dyrektora. Podlegała ona bezpośrednio prezesowi zarządu, a do jej obowiązków należał m.in. nadzór nad realizacją planów, ogólne kierownictwo w sprawach organizacyjnych i administracyjnych oraz inne obowiązki zarządcze. Spór powstał po tym, gdy powódce wydano polecenie nadrukowania kodów kreskowych na produkty (czym pierwotnie miał zajmować się zatrudniony w spółce magazynier). Ta odmówiła, w związku z czym szef rozwiązał z nią umowę bez wypowiedzenia w trybie art. 52 kodeksu pracy. Kobieta odwołała się do sądu.Sąd Najwyższy uznał, że polecenie drukowania kodów kreskowych nie mieściło się w zakresie obowiązków powódki jako dyrektora i co do zasady odmowa jego wykonania nie mogła zostać uznana za rażące naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych i uzasadniać rozwiązania z nią angażu w trybie dyscyplinarnym. Niezależnie od tego SN wskazał jednak że w wyjątkowych sytuacjach, szczególnie uzasadnionych wykonaniem przez podwładnego innej pracy, wolno mu wydać polecenie takiej wykraczającej poza zakres jego obowiązków i pracownik powinien tę dyspozycję wykonać.WNIOSEKTo kontrowersyjne stanowisko SN stanowi wyłoni od zasady, że polecenie szefa może jedynie konkretyzować uzgodniony z pracownikiem rodzaj pracy. Tę możliwość należy traktować jako wyjątek, którym wolno się posłużyć tylko w absolutnie.wyjątkowych okolicznościach, pamiętając o ryzyku sporu sądowego z pracownikiem.U menedżera angaż może trwać nawet kilka latPięć lat to często przyjmowany w obrocie gospodarczym w Polsce czas trwania umów o pracę na czas określony zawieranych z kadrą kierowniczą. Zwyczajowo też obie strony ustalają prawo wcześniejszego wypowiedzenia takich angaży. Nie można tego postępowania ocenić jako sprzecznego z zasadami współżycia społecznego - uznał SN w wyroku z 5 października 2012 r. (I PK 79/12).Kodeks pracy nie podaje maksymalnego czasu, na jaki wolno zawierać umowy o pracę na czas określony. Zgodnie z dotychczasowym orzecznictwem SN przyjęcie długoterminowych takich umów jest dopuszczalne i uzasadnione, jeżeli wynika to z autentycznej potrzeby - umowę terminową zawiera się w celu wykonania zadań, których czas trwania jest oznaczony albo gdy z innych przyczyn nie narusza to usprawiedliwionego i zgodnego interesu obu stron (wyroki SN: z 7 września 2005 r., Il PK 294/04 oraz z 25 października 2007 r., MPK 49/07).W tej sprawie powódkę zatrudniono na czas określony (pięć lat) jako główną księgową. Umowa o pracę przewidywała możliwość jej wcześniejszego wypowiedzenia. Po niecałych dwóch latach pracodawca wymówił angaż, nie podając powodu (przy umowach na czas określony nie ma obowiązku wskazywania przyczyny wypowiedzenia). Powódka odwołała się od tego. SN stwierdził, że w tej sytuacji zawarcie długoterminowej umowy na czas określony z możliwością jej wcześniejszego wymówienia może być uznane za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Niemniej jednak u pracownika będącego członkiem kadry menadżerskiej pięć lat nie jest okresem tak długim dla umowy na czas określony, aby można było mówić o zawarciu jej z obejściem prawa. W związku z tym angaż zawarty z powódką był zgodny z prawem i nie prowadził do jego obejścia.WNIOSEKWedług SN do zawarcia umowy na czas określony nie jest niezbędne uzasadnienie ekonomiczne. To oznacza, że jej stosowanie nie jest ograniczone do prac, których termin jest określony Wyrok ten to cenny punkt odniesienia przy decydowaniu o tym, na jak długo można „bezpiecznie" zawrzeć umowę o pracę na czas określony, przynajmniej z menedżerem.Członek zarządu wróci, choć nie dostanie dawnego stanowiskaGdy dojdzie do rozwiązania z naruszeniem prawa angażu z odwołanym członkiem zarządu zatrudnionym wyłącznie po to, aby pełnił tę funkcję (tj. zakres obowiązków pracowniczych pokrywa się z zakresem zadań członka zarządu), może się on domagać przywrócenia do pracy (uchwała siedmiu sędziów z 16 maja 2012 r., III PZP 3/12).Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem SN odwołanie członka zarządu spółki uzasadnia wypowiedzenie umowy o pracę (jeżeli zawarta była w związku z powierzeniem mu funkcji członka tego gremium). Takiemu pracownikowi nie przysługuje roszczenie o przywrócenie do pracy, ponieważ nawet tego rodzaju orzeczenie nie może przywrócić odwołanemu z zarządu pracownikowi jego funkcji, umocować do zarządzania spółką i jej reprezentowania.W tej uchwale SN dopuszcza roszczenie o przywrócenie do pracy odwołanego członka zarządu. W uzasadnieniu zastrzega jednak, że dotyczy to wyłącznie przypadków wyjątkowych, w których roszczenie takie uzasadnione jest szczególnymi względami (np. pracownik objęty jest ochroną w okresie przedemerytalnym). Jeśli nie ma takiego uzasadnienia, przywrócenie do pracy odwołanego członka zarządu byłoby - zdaniem SN -sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego roszczenia. Mając to na uwadze, uchwały SN nie należy traktować jako radykalnej zmiany linii orzeczniczej. Zasadniczo odwołanemu menedżerowi nadal przysługuje wyłącznie odszkodowanie, a roszczenie o przywrócenie do pracy tylko w wyjątkowych przypadkach.Choć z powołanej uchwały wynika, że przywrócenie jest mimo wszystko dopuszczalne, prowadzi to do sytuacji, w której pracownik nie ma możliwości realizować obowiązków, gdyż nie jest już członkiem zarządu. W związku z tym co do zasady powinno być oddalone jako niecelowe.Problem pojawia się jednak u pracowników objętych szczególną ochroną, wobec których - w zwykłych okolicznościach -co do zasady roszczenia o przywrócenie do pracy sąd nie może zastąpić odszkodowaniem. U członków zarządu, którzy niewłaściwie wykonywali obowiązki pracownicze, roszczenie takie można jednak oddalić jako sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem prawa (mimo przysługującej szczególnej ochrony). Jednak u objętych taką ochroną, którzy nie dopuścili się naruszenia obowiązków, sąd będzie związany żądaniem przywrócenia. Zgodnie z art. 47 zd. 2 k.p. w takim wypadku zasądza wynagrodzenie za cały czas pozostawania bez pracy.Orzeczenie to wypełnia obserwowaną od pewnego czasu linię opartą na założeniu, że zatrudnianie członków zarządu na umowy o pracę na czas nieokreślony to świadomy wybór stron i w konsekwencji musi skutkować zastosowaniem mechanizmów cechujących tę umowę, choć jest ona nieadekwatna. Przy podobnych okazjach SN podkreślał niejednokrotnie, że strony mają inne podstawy zatrudnienia, np. umowę na czas wykonania określonej pracy, na czas określony czy umowy cywilne.WNIOSEKPrzywrócenie do pracy funkcyjnego pracownika skutkuje tylko reaktywacją stosunku pracy w żadnym razie nie przywraca członkostwa w zarządzie. Podwładny nie będzie więc mógł po powrocie wykonywać dawnej pracy. Jeżeli jednak będzie pozostawał w gotowości do zadań, pracodawca musi płacić mu wynagrodzenie i nie może go zwolnić do sprawach pracowniczych upływu okresu ochronnego. Taki też był zapewne cel SN - zapewnić pracownikowi wynagrodzenie do końca okresu ochronnego bez ingerencji w sprawy korporacyjne (pracownik nie wraca do zarządu) i w zgodzie z prawem, które zwolnionych z naruszeniem ochrony każe przywracać do pracy (art. 45 § 3 k.p.).Transfer zadań nie oznacza automatycznego przejęcia załogiSamo przejęcie zadań i funkcji wykonywanych przez inny podmiot nie zawsze prowadzi do przejścia części zakładu pracy w rozumieniu art. 231 kodeksu pracy i przejęcia pracowników. Niekiedy aby powstał taki skutek, trzeba ponadto przejąć środki materialne, za pomocą których wykonywana jest przejmowana działalność (wyrok z 29 marca 2012 r., IPK150/11).Rozstrzygnięcie, czy przy przejęciu zadań i funkcji dochodzi do przejścia części zakładu pracy, zależy od charakteru obejmowanej działalności. Jeżeli w znacznej mierze opiera się ona na środkach materialnych, to bez ich przekazania nie ma mowy o transferze zakładu lub jego części. Jeżeli natomiast jest to działalność opierająca się głównie na czynniku ludzkim, do przejścia zakładu może dojść także wtedy, gdy nie zostaną przekazane środki materialne.Wyrok ten dotyczył szpitala, który korzystał z usług zewnętrznej firmy przygotowującej posiłki dla pacjentów. Do ich świadczenia wykorzystywała ona pomieszczenia i wyposażenie kuchenne należące do szpitala. Po pewnym czasie umowa została rozwiązana i szpital powierzył przygotowanie jedzenia innemu podmiotowi, który jednak nie korzystał już z pomieszczeń i sprzętu szpitalnego, gdyż dysponował własnym zapleczem. Powstał spór, czy w związku z przejęciem zadań polegających na przygotowaniu posiłków dla pacjentów od jednego podmiotu zewnętrznego przez inny, doszło do przejścia pracowników z jednej firmy na drugą.WNIOSEKDo transferu nie doszło, gdyż przejmujący nie przejął zaplecza materialnego (pomieszczeń, sprzętu) niezbędnego do wykonywania przejętych usług. Ostatnio SN zaostrza kryteria interpretacji przejścia zakładu. Wcześniej przywiązywał kluczową rolę do przejęcia zadań i funkcji.Nie musi być wypowiedzenia przy zmianie pakietu socjalnegoZmiana lub uchylenie porozumienia zbiorowego (innego niż układ zbiorowy) jest skuteczna wobec pracowników z chwilą jej dokonania i nie wymaga wprowadzania tych modyfikacji do indywidualnych stosunków pracy (także jeżeli zmiany te są mniej korzystne dla zatrudnionych). W szczególności z pracownikami nie trzeba zawierać porozumień zmieniających czy dokonywać wypowiedzeń zmieniających. Takie wnioski płyną z wyroku SN z 6 września 2012 r., (Il PK 29/12).Zgodnie z art. 24113 k.p. aby zmienić warunki zatrudnienia wynikające z układów zbiorowych pracy na niekorzyść pracownika, szef musi zawrzeć z nim porozumienie zmieniające warunki zatrudnienia lub wręczyć wypowiedzenie zmieniające. W myśl wyroku SN ta zasada nie dotyczy porozumień zbiorowych oraz innych aktów prawa wewnątrzzakładowego (za wyjątkiem regulaminu wynagradzania). Artykuł 24113 k.p. ma charakter wyjątku od ogólnej zasady wynikającej z art. 42 § 1 k.p., zgodnie z którą wypowiedzenia wymaga tylko zmiana warunków wynikających z umowy o pracę.WNIOSEKNie ma uzasadnienia dla rozszerzającej interpretacji tego wyjątku i stosowania art. 24113 k.p. (o układach zbiorowych i regulaminach wynagradzania) do porozumień zbiorowych. Takie stanowisko potwierdza też charakter porozumień zbiorowych, które z założenia mają być narzędziem elastycznego reagowania na dynamiczne warunki rynkowe i których zmiana nie powinna być poddana takim rygorom i obostrzeniom jak układy zbiorowe pracy: Orzeczenie to godzi w powszechną praktykę i interpretację zasad wypowiadania i zmiany porozumień zbiorowych, np. pakietów socjalnych. Wobec nich powszechnie stosowało się zasady z art. 24113 k.p. Teraz SN uznał, że jest to zbędne.WYROK NACZELNEGO SADU ADMINISTRACYJNEGO $Auto służbowe dyrektora to jego przychód z etatuMenedżer zatrudniony na podstawie kontraktu menedżerskiego, który korzysta ze sprzętu służbowego powierzonego mu w związku z wykonywaniem obowiązków, osiąga z tego tytułu przychód podlegający opodatkowaniu, nawet jeśli jeździ wyłącznie w celach służbowych. Tak stwierdził Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 6 grudnia 2012 r. (Il FSK 709/11).Dotychczas organy podatkowe uznawały za przychód wyłącznie korzystanie ze sprzętu służbowego (np. samochodu czy telefonu) do celów prywatnych. Takie stanowisko organów podatkowych jest logiczne i uzasadnione.W tym wyroku NSA rozszerzył obowiązek opodatkowania na korzystanie z tego sprzętu wyłącznie do celów służbowych, uznając je za przychód w rozumieniu ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. Zdaniem NSA jeśli menedżer związany ze spółką kontraktem menedżerskim korzysta na koszt spółki z narzędzi powierzonych mu w związku z wykonywaniem zadań (tj. z auta służbowego, komputera czy telefonu), to powstaje u niego przychód. Polega on na tym, że nie musi on ponosić kosztów związanych z korzystaniem z tych narzędzi.Wyrok NSA dotyczy wprawdzie szczególnego stosunku prawnego, jakim jest kontrakt menedżerski, ale ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych posługuje się co do zasady jednolitym pojęciem przychodu dla wszystkich podatników. Vm można zatem wykluczyć, że to stanowisko NSA będzie odnosić się także do osób zatrudnionych na umowy zlecenia czy o dzieło, a nawet na umowy o pracę. Wobec pracowników byłaby to interpretacja szczególnie kontrowersyjna, gdyż stosunek pracy ma szczególny charakter. W tym wypadku to na pracodawcy spoczywa obowiązek wyposażenia podwładnego w techniczne narzędzia pracy niezbędne do wykonywania obowiązków służbowych.RESORT PRZECIWNYMinisterstwo Finansów nie przychyliło się do opinii NSA i wydało oświadczenie, zgodnie z którym korzystanie ze sprzętu służbowego wyłącznie w celach służbowych nie stanowi przychodu w rozumieniu przepisów o podatku dochodowym od osób fizycznych.Organizacja związkowa może ukryć swoich członkówJeśli zakładowa organizacja związkowa nie udzieli na żądanie pracodawcy bez rzeczowej potrzeby informacji o wszystkich korzystających z jej obrony, szef nie jest zwolniony z wymogu współdziałania z tym związkiem w indywidualnych sprawach źe stosunku pracy (uchwała siedmiu sędziów z 21 listopada 2012 r., III PZP 6/12).Zgodnie z art. 30 ust. 21 ustawy z 21 maja 1991 r. o związkach zawodowych (tekst jedn. DzU z 2001 r. nr 79, poz. 854 ze zm., dalej ustawa związkowa) w indywidualnych sprawach ze stosunku pracy, w których przepisy prawa pracy zobowiązują pracodawcę do współdziałania z zoz (np. obowiązek konsultacji wypowiedzenia angażu na czas nieokreślony), musi on zwrócić się do niej o informację o pracownikach korzystających z jej obrony.Ód wielu lat toczą się spory, w jaki sposób należy stosować ten przepis. Doktryna i orzecznictwo mają sprzeczne stanowiska. Zgodnie z pierwszym pracodawca może poprosić związek o zbiorczą listę osób objętych jego obroną. W myśl drugiego musi każdorazowo przed podjęciem czynności wymagającej współdziałania spytać związek, czy broni konkretnego pracownika, a dopiero brak odpowiedzi lub odpowiedź negatywna zwalniają szefa ze współpracy zWNIOSEKUchwała jest kontrowersyjna, a w uzasadnieniu, o którym pisaliśmy 29 marca br, SN przedstawił kilka argumentów na jej poparcie. Uznał min., że z samego art. 30 ust. 21 ustaw}' związkowej nie wynika takie prawo pracodawcy. Uchwale nie nadano rangi zasady prawnej i nie wiąże ona w innych sprawach.Działacz straci etat, gdy związek zapomni o umocowaniuCzłonka związku zawodowego, nienależącego do jego zarządu, wskazanego uchwałą związku jako osoba objęta szczególną ochroną przed zwolnieniem, można nią skutecznie objąć tylko wtedy, gdy jest upoważniony do reprezentowania organizacji wobec pracodawcy w sprawach z zakresu prawa pracy. Upoważnienie to wolno ograniczyć tylko do niektórych spraw z zakresu prawa pracy, np. socjalnych (wyrok z 12 stycznia 2012 r., Il PK 83/11).Zgodnie z art. 32 ust. 1 ustawy związkowej szczególna ochrona zatrudnienia przysługuje członkom związku wskazanym imiennie uchwałą jego zarządu, którzy ponadto są: członkami zarządu związku albo upoważnieni do reprezentowania związku wobec pracodawcy w sprawach z zakresu prawa pracy.Podjęcie przez zoz uchwały o objęciu pracownika szczególną ochroną i poinformowanie o tym pracodawcy nie wystarczy do tego, aby taki pracownik został nią skutecznie objęty. Musi spełniać ponadto jedną z dwóch przesłanek: być członkiem zarządu organizacji związkowej albo być upoważniony przez tę organizację związkową do jej reprezentowania wobec pracodawcy w sprawach z zakresu prawa pracy.Sąd Najwyższy zwraca tu szczególną uwagę na ten drugi warunek.WNIOSEKJeżeli pracownik nie jest członkiem zarządu zoz i został wskazany jego uchwałą jako szczególnie chroniony to należy sprawdzić, czy ma upoważnienie do reprezentowania zoz wobec pracodawcy w sprawach z prawa pracy Tylko gdy je ma, będzie korzystał z tej szczególnej pieczy.Skłócone związki nie zablokują pracodawcy„Wspólnie uzgodnione stanowisko", o którym mówi art. 30 ust. 5 ustawy związkowej, oznacza jednolite stanowisko wspólnie wypracowane i uzgodnione przez wszystkie organizacje związkowe, zawarte w jednym piśmie adresowanym do pracodawcy (wyrok z 19 stycznia 2012 r., I PK 83/11).Pracodawca musi uzgodnić ze związkiem zawodowym regulacje wewnętrzne, np. regulamin wynagradzania, regulamin nagród i premiowania czy regulamin zakładowego funduszu świadczeń socjalnych. Zgodnie z art. 30 ust. 5 ustawy związkowej jeśli w firmie działa więcej niż jedna organizacja związkowa, mają one 30 dni na przedstawienie pracodawcy wspólnie uzgodnionego stanowiska w sprawie wprowadzanych regulacji. Jeżeli nie przedstawią go w tym terminie, pracodawca ma prawo podjąć decyzję samodzielnie (po rozważeniu odrębnych stanowisk organizacji).SN wyjaśnił, jak należy rozumieć pojęcie „wspólnie uzgodnionego stanowiska". Powinno być ono wypracowane wspólnie przez wszystkie organizacje związkowe działające w zakładzie i uzgodnione między nimi, tożsame i jednolite co do treści. Co jednak najważniejsze, ma zostać sformułowane w jednym wspólnym piśmie adresowanym do pracodawcy.WNIOSEKWymóg zawarcia wspólnego stanowiska w jednym piśmie wynika wprost z art. 30 ust. 5 ustawy związkowej, w którym mowa jest o jednym, wspólnym, uzgodnionym stanowisku. Oznacza to, że nawet jeżeli wszystkie organizacje przekażą pracodawcy zbieżne stanowiska, ale uczynią to w oddzielnych i choćby nieznacznie różniących się pismach, szef będzie zwolniony z obowiązku współdziałania z nimi.

POLISOCYROGRAFMACIEJ WESOŁOWSKI, GAZETA WYBORCZA (2013-04-11), Str.: 2
PolisocyrografWcisnąłem ludziom mnóstwo polis.Będę musiał żyć ze świadomością, że wielu oszukałem.Byłem narzędziem do ich okradaniaTEKST MACIEJ WESOŁOWSKI RYSUNEK MICHAŁ STACHOWIAKŁukasz: - To bardzo dobry produkt jest, bardzo dobry. Żyje z niego cała armia ludzi: od szefa sprzedaży po doradcę klienta. Każdy zgarnia sowitą prowizję. Problem ma tylko klient, który musi to wszystko sfinansować. Maks: - Klientowi trzeba pokazać ceL Gdy ma już go przed oczami, sprzedaż to bułka z masłem. Łukasz: - Jak złowić klienta Trzeba go przekonać, że robi właśnie interes życia.Maks: - Co może być celem Emerytura, dom, egzotyczne wakaq'e, przyszłość wnuczka... Wariantów jest sporo, ale wizja biedy na emery: turze działa chyba najlepiej. Wystarczy postraszyć prawdopodobną katastrofą ZUS-u.Łukasz: - Haczyk trzeba zarzucić szybko. W trzy-cztery minuty najwyżej. Jak zobaczymy w jego oczach zainteresowanie, znaczy, że jest na żyłce. Potem wystarczy już tylko podciąć.Maks: - Dla klienta, który przychodzi do banku i jakiś koleś zamiast lokaty chce mu zaproponować jakieś dziwne combo: lokata plus polisa, mam tylko jedną radę: wstań i spier... stamtąd najdalej jak tylko możesz.Urszula Seweryn, 60-letnia inżynier z Warszawy, umowę ubezpieczenia z funduszem kapitałowym towarzystwa Axa podpisała w 2011 r. w biurze pośrednika Open Finance: - Kończyły mi się lokaty. Doradca, którego już znałam, zaproponował mi półroczną lokatę z dobrym, 13--procentowym, oprocentowaniem, pod warunkiem jednoczesnego wejścia w polisę. Od ponad dziesięciu lat jestem ciężko chora, zmagam się z nowotworem, mam przeszczepioną wątrobę. Powiedziałam więc agentowi, że nie interesują mnie umowy długoterminowe. Zaproponował pięcioletnią. A gdy zapytałam, czy będzie można ją wcześniej rozwiązać, powiedział: „Proszę się nie martwić, damy radę". Wykupiłam dwie polisy, po 12 tys. każda. Dopiero potem zauważyłam, że na podpisanej umowie agent odhaczył, że dołącza ogólne warunki ubezpieczenia oraz tabelę opłat i prowizji, mimo że ich nie dostałam. Okazało się też, że po pięciu latach wpłacania po 12 tys. zł co 12 miesięcy na każdą z polis następuje okres kolejnych pięciu lat, gdy muszę wkładać po 1900 zł rocznie. Przez te dziesięć lat nie mogę tych pieniędzy wybrać, bo grożą mi horrendalne opłaty likwidacyjne: dwukrotność zainwestowanych środków po pierwszym i drugim roku, półtora po trzecim, 1,4 składki po szóstym. Dopiero w 11. roku oszczędzania mogłabym spodziewać się wypłaty tego, co zainwestowałam. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, czym prędzej zerwałam umowę. Uznałam, że lepiej stracić 24 tys. teraz niż 100 czy 200 tys. później. Moje skargi zarówno do Open Finance, jak i Axy nie przyniosły rezultatu. Czuję się wmanewrowana w polisę.Niedawno pani Urszula przyłączyła się do pozwu zbiorowego przeciwko towarzystwu ubezpieczeniowemu.Co to jest UFK Polisa inwestycyjna, a konkretnie polisa ubezpieczeniowa z funduszem kapitałowym (UFK), to długoletni produkt finansowy, który obliguje klienta do regularnych miesięcznych lub rocznych wpłat przez minimum dziesięć lat. Łączy w sobie elementy zwykłej polisy ubezpieczeniowej z zarabianiem w funduszu inwestycyjnym. Według samych towarzystw ubezpieczeniowych UFK „daje ochronę ubezpieczeniową, możliwość oszczędzania i szansę inwestowania" jednocześnie. Środki gromadzone przez klienta inwestowane są w akcje, obligacje oraz surowce: zboże, ropę, metale. W wielu przypadkach takie polisy mają niewiele wspólnego z rzeczywistym ubezpieczeniem na życie, np. w niektórych odszkodowanie na wypadek śmierci klienta to symboliczna złotówka, 50 czy 100 zł. Agenci często przedstawiają więc UFK jako wygodne narzędzie pomnażania oszczędności. Temu służą premie w postaci np. dodatkowych 10 proc. zysku po roku i dwóch latach oszczędzania.Problem w tym, że zysków nie można skonsumować przed upływem 10 czy 15 lat. Za zerwanie umowy grożą ogromne, sięgające nawet 200 proc. wkładu opłaty likwidacyjne. Także po upływie tego czasu zyski mogą okazać się dużo niższe od zakładanych - na skutek inflacji czy niekorzystnej sytuacji na rynkach finansowych. O tym m.in. pisała rzecznik ubezpieczonych Aleksandra Wiktorów w raporcie za rok 2012. Zaniepokoiły ją powtarzające się skargi klientów, którzy zainwestowali w UFK często duże pieniądze, a potem okazywało się, że nie byli świadomi, co podpisują.Klienci skarżą się na podobny mechanizm zawierania umów: są informowani, że UFK to bezpieczna forma oszczędzania, gwarantująca zysk wyższy niż na tradycyjnej lokacie. Często nie mają świadomości, czym UFK różni-się od lokaty. Nie rozumieją, że ich pieniądze są na wiele lat zamrażane i obciążone opłatami administracyjnymi, transakcyjnymi, dystrybucyjnymi, za zarządzanie, czasem także dodatkowymi prowizjami funduszy. I że w dłuższym okresie nie mają gwarancji zysku wyższego niż na lokacie.Raport rzecznika dowodzi, że wiele firm oferujących polisy nie zachowuje wystarczającej rzetelności zawodowej. Z tego powodu w najbliższych miesiącach spodziewać się można wielu pozwów przeciw bankom i pośrednikom. Propozycje zmian w prawie zapowiada też Komisja Nadzoru Finansowego.Według Polskiej Izby Ubezpieczeń w Polsce jest aż 4,8 mln aktywnych polis z funduszem kapitałowym na łączną sumę ponad 40 mld zł. To jeden z ulubionych produktów finansowych bankierów i agentów - zdarza się, że nawet sto procent pierwszorocznej składki klienta przeznacza się na wynagrodzenie pośredników.LIST DO „GAZETY". Witold Kolmasiak z Radomska: „Jako emeryt miałem odłożone 20 000 zł i chciałem je zainwestować, i zdecydowałem się obstawić na 2 lata WIG 20. Doradca zasugerował mi zrobienie tej inwestycji poprzez ubezpieczenie na życie, co miało gwarantować mi niepłacenie podatku Belki. Umowę zawarłem, opłaciłem 513 zł kosztów dla Open. Po dwu latach zabrano mi 4000 zł z zainwestowanych środków, bo w polisie napisano, że jak przeżyję te 2 lata, to należy mi się 80 proc. zainwestowanego kapitału, i to jest rozbój w biały dzień (...) Ja już zwracałem się w tej sprawie do Rzecznika Praw Konsumentów. Skierowano mnie do KNF, a ta do Sądu Polubownego, ten za opłatę zorganizował mi mediację, na której przedstawiciel Open stwierdził: podpisał pan cyrograf, teraz musi pan oddać duszę (pieniądze)".Doradca: Strach i pazerność - Tak, to jest coś jak cyrograf. Podpisujesz, a na następne 10 czy 15 lat jesteś uwiązany - wyjaśnia Maks. Wysoki, pewny siebie, koło trzydziestki. W branży osiem lat, ostatnio jako junior ekspert w firmie zajmującej się dystrybucją produktów finansowych. Prosi o utajnienie personaliów.- Dlaczego ludzie dają się w to wkręcić Strach i pazerność. Tym się gra.Klient przychodzi, bo boi się biedy, głodowej emerytury, ale też liczy, że kiedyś będzie go na wszystko stać. I chce być lojalny wobec rodziny. Więc odpowiada się na jego potrzeby. „Jak ma na imię pański syn ". „Jaś". „A Ile lat ma Jasio ". „Roczek". „A wie pan, ile kosztuje rok na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Prawa " „Nie". „9800. A jeśli Jaś za 18 lat będzie chciał się tam kształcić !". Używamy imion, zdrobnień, bo wtedy łatwiej zwizualizować i wygenerować celWcześniej jednak trzeba klienta otworzyć. Do tego potrzebna jest dobra atmosfera, jakieś gadki o pierdołach. „A gdzie pan zaparkował A ma pan karteczkę za szybą Nie To proszę lecieć, bo o 1530 codziennie przychodzi tam straż miejska. Ja zaczekam". Tu działa zasada wzajemności. On już zakodował w podświadomości: „Dostałem coś od tego człowieka, muszę mu się jakoś odwdzięczyć". Jak widzimy, że klient coś wie na temat finansów, podbijamy: „Widać od razu, że pan się zna na inwestowaniu, pan jest inteligentnym człowiekiem, więc sam pan widzi, że to świetny produkt". Nie zna się, nigdy wcześniej nie inwestował „Ten produkt przygotowaliśmy z myślą o klientach takich jak pan. O ludziach, którzy zaczynają przygodę z inwestowaniem. Ustalmy, co jest dla pana ważne. Emerytura, wymarzony jacht, dom, wcześniejsza spłata kredytu OK, jeśli chce pan mieć to z głowy, zapewnimy profesjonalistę, który będzie tym sprawnie zarządzał. To jeden z tych, którzy codziennie zarządzają bilionami dolarów. Np. z Credit Suisse".UST DO „GAZETY". Lesław Chodorowicz z Warszawy: „W momencie podpisywania umowy przedstawicielka w filii Getin Banku zapewniała, że jest to bezpieczna i korzystna lokata na życie, zdecydowanie lepsza niż lokata bankowa np. na 5 czy 6 miesięcy, że ona też taką ma! Po niespełna roku dowiedziałem się od klientów banku, że mało że nie zaoszczędzili, to jeszcze ponieśli straty. Próba kilkakrotnego wycofania się z umowy kończyła się zapewnieniem pracowników GB, żeby jeszcze poczekać, że się odbije i wszystko się zmieni (...) To zwykłe naciąganie starszych ludzi na wieloletnie lokaty, którzy z raqi chociażby swojego wieku nie rozumieją zawiłości umów i pułapek zawartych w regulaminach, a prowadzących do utraty jedynych oszczędności".Doradca:Me rozumieją, co podpisują - Dlaczego te polisy tak dobrze szły Bo często były dodawane jako lep do lokaty. „Jak kupi pan polisę, to lokata będzie dużo lepiej oprocentowana - zamiast 5 proc. np. 8 albo i 10 proc". No i ludzie na to lecieli. Ale lokata po paru miesiącach się kończy, a zostaje kula u nogi -w postaci kiepskiej polisy. Zdarza się też, że bank dorzuca ten program do kredytu hipotecznego. Dzięki temu obniża oprocentowanie kredytu.Łukasz. Szczupły, przystojny, modnieubra-ny. Ma 31 lat i przedstawia się jako humanista, filolog. Przez ponad rok pracował jako doradca klienta w banku. Więcej nie powie, boi się zemsty kolegów bankowców. Z bankowością nie chce mieć więcej nic wspólnego: - Wcisnąłem ludziom mnóstwo polis. I to jest mój osobisty dramat. Będę musiał żyć ze świadomością, że wielu ludzi, chcąc nie chcąc, oszukałem, wpuściłem w maliny. Byłem narzędziem do ich okradania. Choć zdałem sobie z tego sprawę dopiero po kilku miesiącach pracy. Następne kilka zajęła mi decyzja o jej porzuceniu.Na czym polega okradanie klientów Oni podpisują umowę, ale jej nie rozumieją. Nie wiedzą, że nie ma żadnej gwarancji zarobku czy choćby zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Jak po dziesięciu latach ktoś odzyska 60-70 proc tego, co wpłacił, to będzie dobrze. Bo przecież nikt nie wie, jak będą zachowywać się w tym czasie rynki finansowe, jest inflacja, trzeba też zapłacić podatek od zysku. Poza tym niektóre zapisy umowy można dość swobodnie interpretować. Np. w umowie słynnego „Kwartalnego Profitu" były oświadczenia typu: „Celem funduszu jest ochrona 100 procent kapitału". To nic nie znaczy! Tam powinno być: „Gwarantowana ochrona 100 procent". Ale tak nie było.Slogan sprzedawców głosi, że „w dłuższym terminie rynki zawsze zyskują". Jest to największa bujda, jaką słyszałem. Ale na to łapie się wielu klientów. Bo im się wydaje, że nawet jak coś od razu nie chwyci, to z czasem na pewno się odkują. To się wciska najpierw doradcom na szkoleniach, a potem doradcy, przekonani, że się nie mylą, wciskają to klientowi.Wiadomo - jednemu klientowi lepiej produkt sprzeda doradca Iksiński, drugiemu - Igrekow-ski. Ja nauczyłem się, że doradca musi być uśmiechniętą oazą spokoju. Zaczynam: „Mam dla pana ciekawe rozwiązanie". Nie mogę powiedzieć „świetne rozwiązanie", bo klient zwietrzy podstęp. Potem trzeba zejść na mniej oficjalne tory. Gdy zaczynamy rozmawiać o osobistych sprawach, sprzedanie produktu to już banał. Dla wielu ludzi doradca staje się autorytetem, wyrocznią. Mało kto wie, że w bankach są często zatrudniani przypadkowi ludzie. Wielu ma nikłe pojęcie o ekonomii. Nawet szefami są czasem ludzie po szkole średniej. Bo tu liczy się nie magisterka, ale to, że gość potrafi wszystko sprzedać. Proszę zwrócić uwagę, jak konstruowane są ogłoszenia o pracę: umiejętność nawiązywania kontaktu, miła aparycja, przede wszystkim jednak - wysokie umiejętności sprzedażowe.Klient: chciałem wspomóc córkęRoman Komar ma 76 lat, jest emerytowanym inżynierem. Ponad rok temu, tuż przed 75. urodzinami, przyszedł do oddziału Getin Banku, by przedłużyć lokatę. Zainwestował oszczędzone 30 tys., by wspomóc córkę, która zbierała na mieszkanie. Na miejscu dał się przekonać, że dużo bardziej opłacalny będzie podziałNajwiększy dramat przeżywają starsi ludzie z małych miast, ze wsi. Chcą założyć lokatę. Nie mają szans, by zweryfikować to, co mówi im doradca środków między tradycyjną lokatę i UFK „Kwartalny Profit". Na polisę poszło dwie trzecie oszczędności. Dziś przyznaje, że nie do końca rozumiał wszystkie warunki umowy. Zdziwił się, gdy po pół roku chciał podjąć pieniądze z odsetkami. Pani z okienka stwierdziła, że może mu wypłacić 11 400. Resztę pożarła tzw. opłata likwidacyjna, kara za wcześniejsze rozwiązanie zawartej na dziesięć lat umowy. Od tego czasu Roman Komar śle kolejne pisma reklamacyjne do banku. Pokazuje mi wykresy, którymi do kupna UFK zachęcała go bankowa opiekunka klienta. Dynamicznie rosnąca krzywa i podpis: „Na inwestycje trzeba zawsze spojrzeć długoterminowo. W ciągu ostatnich 5 lat (od 05.01.2007 do 02.01.2012) indeks wzrósł o 74,3 proc, co daje 11,8 proc. w skali roku".Doradcy:Bazujemy na marzeniachMaks: - To, jaki procent zysku obiecasz klientowi, zależy tylko od twojego sumienia jako sprzedawcy. Bo nikt nie przewidzi, jak będą zachowywać się rynki przez te kilkanaście lat. A polisy inwestycyjne są ściśle z tym powiązanie. Żeby klienta przekonać, pokazuje się wykresy. Jak sprzedawca jest cwany, wyciąga wykres z czasów hossy i pokazuje: „Proszę, jak ten fundusz szybko zyskuje na wartości, nawet mimo drobnych spadków". Kłamstwa w tym nie ma. Ale całej prawdy też nie. Gdy klient pyta o opłatę likwidacyjną, odwracasz kota ogonem. „Przecież to dla pańskiego dobra. To powinno nazywać się opłatą motywacyjną! Dzięki temu za 15 lat będzie miał pan z tego pieniądze. Gdyby nie to, za rok by pan wszystko wybrał i przehulał!".Łukasz: - Te umowy celowo są rozbite na kilka elementów: umowa, aneksy, warunki ubezpieczenia, regulaminy. Jest tego od cholery i jeszcze maczkiem. Doświadczeni prawnicy przyznają, że ciężko to od razu zrozumieć. Nikt więc nie czyta, każdy podpisuje. Potem zawsze można powiedzieć: nie wiem, skąd pana pretensje, przecież wszystko jest w umowie !Oczywiście opowiadać można o tym na tysiąc sposobów. Ważna jest nomenklatura. „Historyczny zysk" brzmi słabo, ale „zysk średnioroczny" budzi zaufanie. Nie mówi się JO lat", ale „120 miesięcy". Mało kto przelicza. Niby drobiazgi, ale ważne. Zwracaliśmy sobie na to uwagę na szkoleniach wewnętrznych. Spotykaliśmy się często po godzinach, by potrenować doradca próbował coś wcisnąć innemu doradcy. Cały czas bazuje się na emocjach. Na marzeniach. Na tym, że ludzie chcą zapewnić dobrobyt swym bliskim.Maks: - Żeby lepiej sprzedawać, szkoliłem się z NLP [neurolingwistyczne programowanie, czyli zbiór technik komunikacyjnych. Według jej twórców NLP zwiększa automotywaqę, zdolności negocjacyjne i umiejętności uwodzenia]. Pomaga, ale nic nie zastąpi doświadczenia. Są klienci, do których trzeba dużo gadać, i tacy, którym trzeba rysować. Dużo cyfr, strzałek, kółeczek. Każdy wątek puentujemy pytaniem: „Tak ", „Zgadza się ", „Prawda " zmuszając klienta do potwierdzenia. Kiedy już przyzwyczai się do tego „tak", łatwiej przytaknie, gdy będzie musiał podpisać się pod umową. Jak jest milczący, trzeba go sprowokować, by zaczął mówić. Najstarsza zasada sprzedaży: „Klient mówi, ty sprzedajesz". Jak tylko siedzi i słucha, szybko się nudzi. Najgorsi są tacy, co przychodzą skwaszeni, z rękami założonymi na piersiach. Jedyna metoda na takiego to zrobić z niego kretyna. Zalać go fachową terminologią i udowodnić, że nie ma o finansach pojęcia. Do tego warto pograć na jego poczuciu własnej wartości. „Koledzy w pana wieku mają domy, samochody i miliony na różnych kontach A pan co " I nawet taki typ wreszcie się łapie. Przychodzi moment, kiedy zaczyna mu się coś podobać, on by już coś chciał. Wtedy trzeba roztoczyć wizję. Że to taki światowy produkt, że można inwestować w ropę, w metale, w rynki krajów dynamicznie rozwijających się.I cały czas trzeba mu przypominać o celu. Jeżeli człowiek zdefiniował sobie cel, zapalił się do niego, to już jest pozamiatane. Proszę mi wierzyć, nie ma odpornych klientów, są tylko słabi sprzedawcy. No dobra, jest 10 procent klientów, na których nic nie działa. Ale to, wiadomo, ryzyko zawodowe.LIST DO „GAZETY". Z.G. z Warszawy: „W dniu 30.08.2011 podpisałem polisę nr 391-2059936 w biurze Open Finance w Warszawie u doradcy finansowego, który poinformował mnie, że wpłacając 20 000 zł jednorazowo na rok będę ubezpieczony w funduszu kapitałowym. Ponieważ moje doświadczenia finansowo-bankowe są żadne, korzystałem z usług Open Finance i jej doradców finansowych, aby nie stracić zainwestowanych pieniędzy (...) Nikt mnie nie poinformował, że jest to pierwsza rata, a składkę muszę opłacać jeszcze przez osiem lat. Nadmieniam, że nigdzie we wniosku - certyfikacie z dnia 30.08.2011 nie jest napisane, że jest to pierwsza rata. Ponieważ zapomniałem zabrać ze sobą okularów, nie czytałem warunków ubezpieczenia napisanych bardzo drobnym drukiem".Doradcy:Kto w domu nosi spodnie Maks: - Pytam klienta: „Pan żonaty " „Tak". „Ale widzę, że przyszedł pan sam, czyli to pan w tym domu nosi spodnie, prawda " Klient od razu staje się ważniejszy.- Taki tekst naprawdę kogoś łechce - Oczywiście. Zdziwiłby się pan, jak wielu puchnie w oczach w takich sytuacjach. Myślą: nawet taki mądry pan finansista zauważył, że jestem samcem alfa i to ja rządzę w domu.- Jaką furtkę to panu otwiera - Bardzo ważną. Po takim tekście on nie może mi na końcu odpowiedzieć, że musi to przedyskutować z żoną. Od tego momentu wie, że musi być konkretny, decyzyjny.Łukasz: - Co jeszcze pomaga w sprzedaży Atrakcyjność zewnętrzna. W tym fachu prezencja liczy się bardziej od wykształcenia. Śliczne dziewczyny w kontaktach z mężczyznami za-Dokończenie na s. 4 wsze mają kilkakrotnie lepszą skuteczność niż faceci. Kiedy umawiały się z bogatym klientem, zawsze były lepiej ubrane, umalowane. Dekolt większy, spódniczka krótsza, jakaś biżuteria Całe przedstawienie się z tego robiło. Taka ślicznotka niby przypadkiem koło niego przechodzi, nachyla się. Zanim zacznie biznes, on musi mieć szansę, by ją sobie dokładnie obejrzeć. Ona wie, że po takim wstępie namówienie go do kupna polisy jest już formalnością.Inna metoda: sprzedaż od niechcenia, nonszalancja. Na zasadzie: „Mnie nie zależy, przed panem leży fantastyczny produkt, jeśli pan tego nie umie docenić, to pańska strata". Sam byłem zaskoczony, jak to znakomicie działa. Widziałem kiedyś sprzedawcę, który osiągał świetne wyniki w ten sposób. To już nie była nawet nonszalancja, raczej chamstwo. „Nad czym tu się zastanawiać To jest szansa na dużą kasę! Trzeba być skończonym ignorantem, żeby z tego nie skorzystać". „No nie wiem, nie wiem". Sprzedawca: „Znakomity produkt. Sam go mam. Wpłaci pan marne 200-300 zł miesięcznie, a za 15 lat wnuczek będzie mógł sobie dołożyć to do mieszkania".Klient:Zawiadomiłem prokuraturęEdmund Lisiewicz, 65-letni emerytowany oficer z Częstochowy, umowę z towarzystwem ubezpieczeniowym podpisał w marcu ubiegłego roku. - Początkowo myślałem, że to kolejna lokata Pracownik Open Finance zaproponował mi tradycyjną lokatę Getin Banku z oprocentowaniem 13,9 przy jednoczesnym zakupie innej lokaty, którą przedstawiał jako „ubezpieczoną" - w firmie Axa Miał to być produkt trzyletni, przy czym po pierwszych dwóch latach miałem dostać premie po 2 tys. zł -10 proc z 20 tys., które miałem wpłacać. Poza tym doradca obiecał mi zyski z „lokaty" na poziomie plus minus 8 proc. w skali roku. Brzmiało znakomicie. I dopiero po trzech miesiącach, kiedy przyszedłem zrealizować tę pierwszą lokatę, okazało się, że z 13,9 proc. zysków zrobiło się 9, a co gorsza, ta druga niby-lokata jest bandycką polisolokatą, do tego nie na trzy lata, ale na dziesięć. Według niej przez następną dekadę zobowiązywałem się płacić Axie po 20 tys. rocznie. Gdybym nie chciał, straszyli mnie karami: 200 proc. wkładu za zerwanie po pierwszym i drugim roku, 150 po trzecim. Nie mogłem tego wiedzieć, bo pracownik Open Finance nie dal mi ogólnych warunków ubezpieczenia, odhaczył tylko, że zapoznałem się z nimi za jego pośrednictwem. A kiedy o to poprosiłem, stwierdził, że wszystkie przekazał mi ustnie, a ten dokument nie miałby dla mnie żadnego znaczenia. Uznałem, że to skandal. Ja mam już swoje lata i lokowanie pieniędzy na tak długi czas wydaje mi się nieracjonalne. Zacząłem pisać reklamacje - do Open Finance, Getin Banku, Axy, a także skargi do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz rzecznika ubezpieczonych. Moje reklamaq'e zostały uwzględnione. Axa zwróciła mi zainwestowane pieniądze z odsetkami ustawowymi, z kolei Open Finance zaproponował ugodę: zwrot różnicy pomiędzy obiecywanymi 13,9 a 9 proc. na lokacie w zamian za zrzeczenie się wszelkich roszczeń wobec ich firmy. To mnie zaniepokoiło. Nie zgodziłem się, bo jestem przekonany, że ich pracownik oszukał mnie z premedytacją, licząc na prowizję, a firma jest za niego odpowiedzialna. Poza tym nie sądzę, by robił takie rzeczy bez wiedzy przełożonych. Z ośmioma innymi osobami, które mają podobne historie, złożyłem zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zarzucam pracownikowi, który mnie na te polisy namówił, niekorzystne rozporządzenie moim mieniem. Czekam na wszczęcie postępowaniaDoradcy:Ile na tym zarabiamy Łukasz: - Sprzedaż polis to samograj. Prowizje w banku są różne, dla prostego doradcy przeważnie od 3 do 8 proc. Niby niedużo, ale parę tysięcy można zarobić w godzinę czy dwie. Wystarczy podpis i 100 tys. wpłacone przez klienta Pożywię się ja i moi przełożeni. A kolejka chętnych na prowizje jest długa. W dużych firmach mamy: doradców inwestycyjnych doradców kredytowych, asystentów inwestycyjnych, asystentów kredytowych. Nad nimi jest kierownik oddziału, a jeszcze nad nim dyrektor oddziału. Potem jest dyrektor regionalny, dyrektor sprzedaży. Opiekun klienta jest na początku tego łańcucha Kiedy kasa jest na koncie, on dostaje swój procent i nic go więcej nie obchodzi.Maks: - Stała pensja doradcy w firmie pośredniczącej w sprzedaży polis jest niska - nieco ponad 2 tys. brutto. Żyje się z prowizji. Im jesteś wyżej w hierarchii, tym wyższej. W pionie eksperckim, gdzie pracowałem, jest ekspert, junior ekspert i komandosi. Ekspert kosi 40 proc. pierwszej wpłaty klienta, junior ekspert - 30 proc. Komandosi trochę mniej. Zasada jest prosta: dostajesz 80 proc. tego, co twój zwierzchnikŁukasz: - Sprzedawcę w banku wyciska się, jak tylko można, ale są też bonusy: telewizory, sprzęt grający, drukarki, wycieczki zagraniczne. Niektórzy doradcy potrafili dostać 14 telewizorów w krótkim czasie, potem sprzedawali je na Allegro. Raz w roku jest wielki event, prezes ściska dłonie, można wskoczyć na scenę, na której grał Sidney Polak załapać się na wycieczkę na Karaiby fundowaną dla najlepszych sprzedawców. Dla wielu ludzi to duży lep.UST DO „GAZETY". EjVL z Koluszek „W styczniu udałem się do Getin Banku w Koluszkach celem złożenia lokaty na 4 miesiące, z oprocentowaniem 6,3 proc. w stosunku rocznym. Załatwiałem formalności z pracownikiem banku, gdy w pewnym momencie druga pracownica banku zaproponowała mi założenie lokaty na 1/2 roku z oprocentowaniem 10 proc. w stosunku rocznym. Wpłaciłem 5000 zł. Gdy minęło 1/2 roku, zgłosiłem się do Getin Banku w Koluszkach z zamiarem podjęcia lokaty. Jakie było moje zdziwienie, gdy pracownik banku oświadczył, że pieniądze zostały złożone nie na lokacie, ale w polisie Getin Życie. Kwartalny Profit z okresem na 10 lat. Ponadto oświadczył, że po pobraniu opłat pozostaje kwota 3050 zł (...) Jestem kolejowym emerytem o niezbyt wysokiej emeryturze. Często też choruję. Sporo pieniędzy wydaję na leki".Doradcy wyrzuty sumienia Łukasz: - Największy dramat przeżywają starsi ludzie z małych miast, ze wsi. Słabo wyedukowani, nie korzystający z internetu, nie mający szans, by zweryfikować to, co mówi im doradca. Przynoszą do banku ciężko zarobione pieniądze, chcąc założyć lokatę. Wciska się im polisę inwestycyjną, a oni nadal są przekonani, że to również lokata, tylko trochę inna To jakieś 30 proc. wszystkich klientów. Ci ludzie przychodzą później do banku i pytają, kiedy wypłata odsetek a doradca ściemnia, że jeszcze nie teraz, ale w następnym kwartale na pewno uda się coś zarobić.Potem w reklamacjach są straszliwe żale. Oczywiście w banku nikt się tym nie przejmuje. Odpowiedzi wysyła się ze sztancy: kopiuj - wklej i do widzenia Całkiem inaczej traktuje się bogatych, a inaczej biednych. Taką granicą jest 30 tys. Wszystko, co poniżej, to bieda i nędza Bank ma respekt dla bogatych, bo wie, że stać ich na dpbrych, drogich prawników i mogą zepsuć firmie reputaq'ę. A w czym może zaszkodzić dziadek który przynosi do okienka uciułane przez całe życie 10 tys. Roszczenia i reklamaq'e tych majętnych rozpatrywane są w pierwszej kolejności i raczej się ich nie odrzuca.Wyrzuty sumienia Proszę nie żartować. Agenci sami przed sobą potrafią się znakomicie usprawiedliwiać: „klient powinien wiedzieć, co podpisuje, jest dorosły przecież, miał wszystkie warunki umowy przed sobą...". Poza tym duża część sprzedawców tak naprawdę nie wie, czym handluje. Albo nie chcą wiedzieć, albo są niedoszkoleni. Czy się o tym rozmawia na korytarzach Nikomu się to nie opłaca. W oddziałach jest megakonkurencja Nikt też nie powie, jak osiąga superwyniki. To jak z iluzjonistą. Pokaże panu, jak wyciąga królika z kapelusza, ale już jak przepiłował modelkę - nigdy w życiu. Clue programu trzyma się zawsze dla siebie. BFBędzie pozewDorota Kobyłecka, radca prawny z warszawskiej kancelarii prawniczej LWB, która przygotowuje pozwy zbiorowe przeciw towarzystwom ubezpieczeniowym oferującym polisy na życie z funduszami kapitałowymi (są wśród nich m.in. Aegon, Axa, Skandia, Europa, Open Life czy Generali): - Zgłosiło się do nas ponad 1100 osób, głównie przez stronę internetową założoną przez klientów: przywia-zanidopolisy.pl. Przygotowujemy może nawet kilkadziesiąt pozwów, będą to procesy prowadzone w postępowaniach grupowych oraz w ramach zwykłego postępowania cywilnego. W imieniu klientów będziemy domagać się od ubezpieczycieli zwrotu bezprawnie pobranych przez nich pieniędzy tytułem opłat likwidacyjnych, nazywanych również opłatami od wykupu. W niektórych przypadkach będziemy domagać się zwrotu całości wpłaconych przez klientów pieniędzy. Naszym zdaniem, co potwierdziła także rzecznik ubezpieczonych w raporcie z grudnia ubiegłego roku, istnieją podstawy, by stwierdzić, że tzw. po-lisolokaty tak dalece naruszają prawo, iż należy stwierdzić ich nieważność i na tej podstawie żądać zwrotu pieniędzy wpłaconych przez klientów oraz zwrotu kosztów związanych z nabyciem takiego nieważnego produktu. Będziemy zarzucać stosowanie przez ubezpieczycieli nieuczciwych praktyk rynkowych, takich jak niepełne i nierzetelne informowanie o produkcie, formułowanie warunków ubezpieczenia w sposób niejasny i budzący wątpliwości, oferowanie produktów o skomplikowanej konstrukcji konsumentom posiadającym znikomą wiedzę na temat zasad funkcjonowania rynków finansowych czy oferowanie produktów długoterminowych osobom w podeszłym wieku. Szereg naruszeń i nieprawidłowości dostrzegliśmy zwłaszcza w grupowych umowach ubezpieczeniowych zawieranych pomiędzy bankami i towarzystwami ubezpieczeniowymi, których klient nie byt stroną, więc nie miał wpływu na kształt tych umów. Objęty fikcyjną ochroną ubezpieczeniową został pozbawiony większości ustawowych uprawnień i równocześnie zostało na niego nałożonych szereg obowiązków. Regułą jest na przykład, że bank i ubezpieczyciel podpisywali umowę ubezpieczenia grupowego na rok, lecz klient objęty tą umową nie miał szans wycofać się z niej bez-kosztowo przed upływem 10 czy 15 lat. Zgodnie z kodeksem cywilnym to bank jest zobowiązany w przypadku ubezpieczenia grupowego opłacać składki, a płacił przecież klient. Fikcją jest też gwarantowana suma ubezpieczenia na życie, gdzie na wypadek śmierci przysługuje klientowi świadczenie w wysokości 1 zł, 100 zl czy 1000 zl. Nie mogę zdradzić wszystkich szczegółów pozwów. Pierwszy pozew powinien być gotowy do czerwca.
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 12

Spis treści
Prawnik przyszłości - rottweiler czy doradca? 1
Projekt wzmacniający nadzór ministra nad sądami mógł powstać w zaciszu ministerialnych gabinetów 1


Prawnik przyszłości - rottweiler czy doradca?MACIEJ BOBROWICZ, GAZETA FINANSOWA (2013-04-12), Str.: 29
"Rynek usług prawnych" - z tej definicji wynika, że prawnicy są typowymi ,,usługobiorcami" a ich klienci - przedsiębiorcy ,,usługodawcami". Warto przedstawić zatem jak zachowują się na rynku prawnicy i przedsiębiorcy? Jak wygląda to dziś? Czy to się zmieni ?Po pierwsze: struktura przedsiębiorstw w Polsce jest zdominowana przez sektor małych i średnich przedsiębiorstw (MSP) - stanowi on 99,8% ogółu zarejestrowanych firm. Ponad 90% spośród nich to mikroprzedsiębiorstwa.Po drugie: ponad 95% mikro- i małych przedsiębiorców, co wynika z badań jeden z organizacji zrzeszającej przedsiębiorców, nie odczuwa potrzeby korzystania z usług prawników. Inne badania - przeprowadzone przez TNS OBOP na zlecenie Krajowej Rady Radców Prawnych wskazują na przyczyny tego stany rzeczy. Osoby te nie proszą prawników o pomocponieważ nie rozpoznają ryzyk prawnych i uznają, że "poradzą sobie sami".Po trzecie: stan świadomości prawnej Polaków jest zatrważający - w mojej ocenie to podstawowa bariera pomiędzy potencjalnym klientem a prawnikiem. Większość przedsiębiorców nie ma zdolności rozpoznania sytuacji wymagającej interwencji specjalisty - prawnika. Mamy więc do czynienia z modelem reaktywnego a nie proaktywnego korzystania zpomocy prawników. Teraz prawnicy pełnią często rolę przysłowiowego strażaka, dogaszającego jedynie zgliszcza .

Projekt wzmacniający nadzór ministra nad sądami mógł powstać w zaciszu ministerialnych gabinetów
Kontrowersyjny projekt posłów Platformy Obywatelskiej, przewidujący zdecydowane wzmocnienie nadzoru ministra sprawiedliwości nad sądami, mógł powstać tak naprawdę w zaciszu ministerialnych gabinetów.

Skąd taki wniosek? Gdy na dokumencie PDF projektu nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych klikniemy właściwości, jako autor dokumentu pojawia się „Barański Stanisław (DL-P)”. To główny specjalista w departamencie prawa cywilnego Ministerstwa Sprawiedliwości, pracownik służby cywilnej. W tytule projektu widnieje informacja „Projekt z dnia 30 października 2012 r.”. Dokument został jednak utworzony 9 kwietnia 2013 r.
– Projekt powstał w klubie. Jednak czy Ministerstwo Sprawiedliwości go trochę nie podretuszowało, tego nie wiem – mówi nam poseł Jerzy Kozdroń (PO), który reprezentuje wnioskodawców w pracach nad projektem. Pytany, co znaczy „podretuszowało”, stwierdza: – Mogło go poprawiać.
Sędziowie od początku sugerowali, że rzeczywistym autorem projektu mogą być urzędnicy Jarosława Gowina. Resort sprawiedliwości zdecydowanie temu zaprzecza.
– To jest projekt poselski i nie był sporządzony w Ministerstwie Sprawiedliwości – twierdzi Patrycja Loose, rzecznik prasowy tego resortu.
Jak więc tłumaczy pojawienie się nazwiska ministerialnego urzędnika w poselskim projekcie?
Jej zdaniem w ministerstwie była sporządzona opinia o noweli na wniosek klubu PO. Resort tłumaczy także, że Stanisław Barański w październiku 2012 r. przygotowywał inny projekt nowelizacji ustawy - Prawo o ustroju sądów powszechnych.
– Powszechną praktyką jest wykorzystywanie plików tekstowych, które zawierają treści nadające się do wykorzystania w nowym dokumencie przez inne osoby niż autor pierwotnego pliku. Bez dodatkowej ingerencji w nadpisanym pliku pozostają dane autora pliku pierwotnego. Także po konwersji na format PDF, przy wykorzystaniu pakietu Microsoft Office 2010 – twierdzi resort.
Wyjaśnienia nie przekonują jednak sędziów.
– To oczywiste, że wniesienie ministerialnego projektu jako poselskiego pozwala resortowi pominąć procedurę konsultacji społecznych. W tym przypadku spodziewano się zapewne miażdżących opinii, wskazujących na niezgodność proponowanych rozwiązań z konstytucją i prawami człowieka – mówi sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Sama praktyka nie jest dla niego zaskoczeniem. Jak mówi, Iustitia wielokrotnie obserwowała podczas komisji sejmowych symbiozę między posłami koalicji a przedstawicielami ministerstwa. Posłowie zgłaszali poprawki, czytając je z kartek po konsultacji z urzędnikami.
– Jeżeli prawdą byłoby, że przez Ministerstwo Sprawiedliwości sporządzana była jedynie opinia, to przybiera ona postać pliku nieedytowalnego z podpisem MS lub właściwego podsekretarza stanu, nie zaś pliku tekstowego umożliwiającego jakąkolwiek ingerencję w jego treść – uważa Monika Krywow, członek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Sędziów.
Wątpliwości mają też konstytucjonaliści. – Występowanie z inicjatywą poselską przez posłów koalicji w sytuacji, w której przedmiot projektu mieści się w kompetencjach jednego z resortów, nie jest dobrą praktyką legislacyjną. Niestety, jak wskazują wyniki badań prowadzone w ramach Barometru Legislacyjnego, zdarza się to dość często – komentuje dr Tomasz Zalasiński z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Projekt PO przewiduje, że zarówno minister sprawiedliwości, jak i prezesi sądów będą mieli prawo wglądu w czynności sądów, w tym do akt spraw. Będą mogli żądać także wyjaśnień, usunięcia uchybień, a także być na rozprawie, która toczy się z wyłączeniem jawności. Czynności z zakresu nadzoru administracyjnego nie będą jednak mogły wkraczać w dziedzinę, w której sędziowie są niezawiśli.
Dzięki temu wybiegowi mogły zostać pominięte konsultacje społeczne
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2013-04-12, ostatnia aktualizacja: 2013-04-12 09:07
Autor: Ewa Ivanova
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 15

Spis treści
Egzamin radcowski tajny dla postronnych 1
Radcowie prawni wychodzą na ulice i wchodzą do gmachów sądów 2
Bona lex i złote paragrafy dla najlepszych prawników 4
Nowi dziekani w Zielonej Górze i Krakowie 6
Czas przewietrzyć lokalne układy 7
Warszawski notariat przegrał w SN 10
Królikowski: Prokuratura Generalna ma fałszywy obraz rzeczywistości 11
Sąd unijny określi charakter prawny spółki 14


Egzamin radcowski tajny dla postronnych
Dorota Gajos-Kaniewska 12-04-2013, ostatnia aktualizacja 12-04-2013 16:00
Prace egzaminacyjne kandydatów na radców prawnych są dokumentami prywatnymi, a nie informacją publiczną. To samo dotyczy ocen wystawionych poszczególnym pracom oraz ich uzasadnienia
Tak orzekł 19 marca 2013 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku (sygn. akt II SAB/Bk 3/13) odpowiadając na skargę H. Ł., która chciała sprawdzić prawdziwość doniesień medialnych, że osoby zdające egzamin radcowski w Białymstoku w sierpniu 2012 były odmiennie traktowane niż osoby przystępujące do egzaminu w innych miastach.
W tym celu H.Ł. wystąpiła z wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej - treści prac z prawa karnego, które zostały przygotowane przez osoby zdające egzamin radcowski oraz ocen tych prac wraz z ich uzasadnieniem. Zaznaczyła, że jej żądanie nie obejmuje udostępnienia danych osobowych uczestników egzaminu. Mimo to Rada Okręgowa Izby Radców Prawnych (Rada OIRP) w Białymstoku odmówiła uzasadniając, że H.Ł. żąda informacji, które nie mają charakteru informacji publicznych. Wnioskodawczyni dostała jedynie zbiorczą informację o ocenach wystawionych przez komisję egzaminacyjną za prace z prawa karnego. Uznała to jednak za niewystarczające.
Egzamin ze sfery prywatnej czy publicznej
W złożonej do WSA skardze na bezczynność Rady OIRP wnioskodawczyni stwierdziła, że art. 6 ustawy o dostępie do informacji publicznej zawiera otwarty katalog informacji, które można uznać za informację publiczną. Jej zdaniem należą do nich prace osób zdających egzamin radcowski, a zwłaszcza oceny tych prac, bo decydują o dopuszczeniu do wykonywania zawodu zaufania publicznego. W interesie publicznym leży zaś, by zawód ten wykonywały osoby poddane właściwej weryfikacji – twierdziła skarżąca.
Rada OIRP obstawała przy swoim stanowisku:
- Przystąpienie do egzaminu radcowskiego, a zatem działanie, mające na celu ewentualne uzyskanie uprawnień radcy prawnego, nie jest sprawą publiczną, przez którą należy rozumieć wszelkie działania (zaniechania) podmiotów podejmujących czynności w celu realizacji zadań zaliczanych do szeroko rozumianego interesu publicznego, ani działaniem związanym w jakikolwiek sposób ze sprawowaniem funkcji publicznej przez zdającego, nawet przy przyjęciu założenia, że po ewentualnym uzyskaniu uprawnień uzyska status osoby zaufania publicznego.
WSA w Białymstoku przyznał rację białostockiemu samorządowi radcowskiemu. W uzasadnieniu wyroku wskazał, że z bezczynnością organu w sprawie udostępnienia informacji publicznej mamy do czynienia wówczas, kiedy wniosek o udzielenie informacji dotyczy informacji publicznej, a jego adresatem jest podmiot zobowiązany do jej udzielenia, który pozostaje w zwłoce.
Sam egzamin radcy nie czyni
Informacje żądane przez H.Ł. nie mają jednak charakteru informacji publicznej, a przemawia za tym sytuacja prawna osób biorących udział w egzaminie radcowskim. Zgodnie z ustawą o radcach prawnych samo zdanie egzaminu radcowskiego nie daje prawa wykonywania zawodu radcy prawnego. Prawo to powstaje dopiero z chwilą wpisu na listę radców prawnych i złożenia ślubowania.
- Decyzja o udziale w egzaminie radcowskim ma charakter decyzji prywatnej, jest to bowiem działanie mające na celu dopiero uzyskanie uprawnień radcy prawnego (poprzedzające sprawowanie funkcji publicznej przez zdającego), a wyniki egzaminu dotyczące takiej osoby dotyczą jej sfery prywatnej, a nie uprawnień zawodowych – argumentował sąd.
Sąd zgodził się z Radą OIRP, że przyjęcie odmiennego stanowiska prowadziłoby do sytuacji, w której wszelkie działania osób, mogących w przyszłości uzyskać status osoby zaufania publicznego stanowiłyby informacje publiczne, a osoby postronne mogłyby mieć prawo wglądu w pełnym, nieograniczonym zakresie w akta indywidualnych postępowań takich jak np. egzamin gimnazjalny, maturalny, na prawo jazdy, na rzeczoznawcę majątkowego itp.
Ponieważ informacje, których udostępnienia żądała H.Ł. nie są informacją publiczną, Rada OIRP nie mogła wydać decyzji administracyjnej odmawiającej ich udostępnienia. Jedyną prawidłową reakcją organu w takiej sytuacji jest pisemne poinformowanie wnioskodawcy, że sprawa nie dotyczy informacji publicznej. I tak też zareagowała Rada OIRP w Białymstoku – stwierdził WSA i odrzucił skargę na bezczynność Rady.
rp.pl

Radcowie prawni wychodzą na ulice i wchodzą do gmachów sądów
Ireneusz Walencik | 12 Kwie, godz.09:00

Mężczyzna w todze z niebieskim żabotem przewijany na superscrollu stojącym w centrum Warszawy to artefakt kampanii promującej zawód radcy prawnego.
Akcję promocyjną prowadzi od początku kwietnia samorząd radcowski. Chce pokazać Polkom i Polakom, do czego mogą im się przydać radcowie, w czym mogą być im pomocni, jakie usługi prawne oferują.
Samorząd uruchomił edukacyjną stronę internetową Z radcą prawnym bezpieczniej. Na stronie znajduje się wyszukiwarka radców, gdzie można zidentyfikować i odnaleźć każdego po nazwisku, przynależności do izby i numerze wpisu na listę radców.
Wydrukowano też ulotki informujące o usługach świadczonych przez radców, które będą wystawiane na specjalnych stojakach. Stelaże z ulotkami stają już w sądach.
Portal Radca Prawny Dziennik pokazuje kampanię w Olsztynie i Toruniu, którą prowadzą władze tamtejszych izb radowskich. Jak powiedział portalowi Michał Korwek, dziekan rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Olsztynie, w użyciu są m.in. nośniki elektroniczne - telebimy. Stojak do ekspozycji ulotek promocyjnych stanął 9 kwietnia 2013 r. w holu głównym Sądu Okręgowego w Olsztynie (na zdjęciu poniżej - fot: www.e-kirp.pl).

Ulotki pojawiły się również w budynku Sądu Okręgowego w Toruniu.
Przy drogach i ulicach natomiast z wielkoformatowych tablic na uczestników ruchu spogląda człowiek w radcowskiej todze.
Ireneusz Walencik
i.walencik@polskiprawnik.pl
Na zdjęciu u góry: nośnik reklamy przewijalnej w Warszawie, w okolicy gmachu dawnej głównej siedziby partii komunistycznej, a w początkach kapitalizmu - giełdy papierów wartościowych.
Fot.: Ireneusz Walencik

Bona lex i złote paragrafy dla najlepszych prawnikówANNA KRZYŻANOWSKA, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-04-15), Str.: B1
Bona lex i Złote Paragrafy dla najlepszych prawnikówDziennik Gazeta Prawna już po raz 19. przyznał swoje nagrody. Wyróżniliśmy najskuteczniejszych sędziów, prokuratorów, radców i adwokatów oraz najlepsze rozwiązanie legislacyjneAnna Krzyżanowska anna.krzyzanowska@infor.plDo prawniczej ligi mistrzów, jak nazwała tegorocznych laureatów Jadwiga Sztabińska, redaktor naczelna Dziennika Gazety Prawnej, dołączyli profesor Teresa Liszcz, profesor Piotr Kardas, prokurator Bogdan Szegda oraz profesor Marek Wierzbowski.- Prawników można porównać do sportowców. Aby osiągnąć sukces w obydwu zawodach, trzeba dużo ćwiczyć - systematycznie i ciężko. I dopiero talent i pasja połączone z ciężką pracą pozwalają na odniesienie sukcesu. Jedni i drudzy muszą też stale podnosić sobie poprzeczkę, żeby wejść na szczyt Dla sportowców tym szczytem jest złoty krążek i Mazurek Dąbrowskiego. Dla prawników autorytet w środowisku i uznanie w społeczeństwie. Laureaci tej nagrody tworzą ligę mistrzów prawa - mówiła Jadwiga Sztabińska.SędziaZłoty Paragraf w kategorii sędzia, za wkład w rozwój polskiego prawa pracy i walkę o prawa pracownicze, otrzymała profesor Teresa Liszcz, sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Laureatka, odbierając nagrodę, podkreślała, że losy pracowników są dla niej bardzo ważne i bardzo żałuje, że dzisiejsze ustawodawstwo zbyt słabo ich chroni - Moją dewizą, czy to podczas pracy na uczelni, w Sejmie, czy teraz w trybunale, jest przestrzeganie zasady sprawiedliwości społecznej i ochronnej funkcji prawa pracy. Nie należę do tych osób, które uważają, że sprawiedliwość społeczna znalazła się przypadkiem w art 2 konstytucji i jest reliktem komunizmu. Moim zdaniem ta naczelna idea konstytucji ma ogromne znaczenie - wskazywała.ProkuratorNagroda dla najlepszego' prokuratora powędrowała do Bogdana Szegdy, który doprowadził do końca proces w sprawie Grudnia '70. W kwietniu mamy poznać wyrok w tej tak ważnej dla opinii publicznej sprawie.- Kiedy 20 lat temu przełożeni polecili mi poprowadzenie śledztwa w sprawie wydarzeń grudniowych mających !Profesor Teresa Liszcz, sędzia Trybunatu KonstytucyjnegoProfesor Piotr Kardas, adwokat, przewodniczący komisji legislacyjnej NRABogdan Szegda, prokurator z Prokuratury Apelacyjnej w GdańskuProfesor Marek Wierzbowski radca prawny, wiceprezes Rady Giełdy Papierów Wartościowych miejsce na Wybrzeżu oraz w Szczecinie, kierowała mną przede wszystkim pasja. Pasja wynikająca z zamiłowania do historii oraz do zawodu, który do dziś wykonuję. Nie spodziewałem się jednak, że to postępowanie będzie trwać prawie 20 lat i pociągnie za sobą tyle nieprzewidzianych wydarzeń Dlatego też dziękując moim najbliższym za wsparcie, dedykuję im tę nagrodę - stwierdził prokurator Szegda.AdwokatTytuł najlepszego adwokata trafił do profesora Piotra Kardasa, jednego z najwybitniejszych polskich karnistów, przewodniczącego komisji legislacyjnej Naczelnej Rady Adwokackiej, który w ostatnim czasie bierze czynny udział w pracach Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego.- Nagrodę traktuję jako dowód uznania dwóch środowisk, do których mam zaszczyt przy-Stanisław Dąbrowski, pierwszy prezes Sądu Najwyższego należeć, to jest adwokackiego oraz akademickiego. Nie mam żadnych wątpliwości, że transformacja, która rozpoczęła się w roku 1989, z punktu widzenia prawa w Polsce nie została zakończona - podkreślał, odbierając nagrodę.I stwierdził, że wyróżnienie motywuje go do dalszych prac nad lepszą legislagą.Radca prawnyW kategorii radca prawny wyróżniony został profesor Marek WierzbowskL - Jego kariera zawodowa stanowi udane i rzadkie dziś połączenie sukcesów na dwóch, wydawałoby się, tak odległych polach - teorii i praktyki pra-Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej wa. O tej pierwszej świadczą jego komentarze do kodeksu postępowania administracyjnego czy prawa rynku kapitałowego, o drugiej zaś unikalne, w tym również międzynarodowe doświadczenia zawodowe z rynków kapitałowych. Jest to zatem wyróżnienie dla naukowca i doświadczonego radcy prawnego, dzięki aktywności którego mamy w naszym kraju po prostu lepsze prawo i lepszych prawników. To wszystko wspaniale koresponduje z ideą nagrody, której laureatem jest w tym roku profesor Marek Wierzbowski - argumentował Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych.Nagroda specjalnaW tym roku DCP postanowił również wręczyć nagrodę specjalną Stanisławowi Dąbrowskiemu, pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego, za jego działalność na rzecz wymiaru sprawiedliwości - To wielki autorytet nie tylko dla sędziów, ale też całego środowiska prawniczego. Jego wypowiedzi, nie zawsze pokrywające się z zamysłami i ideami rządu, zyskują uwagę i poszanowanie. Stanisław Dąbrowski to człowiek z ogromnym doświadczeniem zawodowym, a przy tym zdecydowany i potrafiący bronić swoich racji Konsekwentnie realizuje swoje cele, takie jak: walka o niezależność sędziów i ich godne wynagradzanie, podnoszenie ich świadomości zawodowej, a także ujednolicenie orzecznictwa. To tylko niektóre przykłady, dzięki którym aktywność pierwszego prezesa SN nabiera jeszcze większej wagi państwowej - podkreślał Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.Bona lexTegorocznym Bona lex została szeroko komentowana i krytykowana nowelizacja ustawy emerytalnej. Mimo wywoływanych przez nią kontrowersji kapituła zdecydowała, że ustawa warta jest wyróżnienia - jako akt, który zapobiegnie katastrofie polskiego systemu zabezpieczeń społecznych - Decyzja o podwyższeniu i zrównaniu wieku emerytalnego była decyzją bardzo trudną i została podjęta w poczuciu odpowiedzialności za przyszłe pokolenia. Prognozy demograficzne pokazują bowiem, że mamy ogromne wyzwanie nie tylko dla systemu zabezpieczenia społecznego, lecz także dla rynku pracy czy dla polityki rodzinnej. Nowelizacja była jedną z cegiełek w zmienianiu prawa w Polsce i wprowadzaniu nowych, lepszych rozwiązań - podkreślał Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej, odbierając nagrodę.Skład kapituły przyznającej nagrodyJadwiga Sztabińska, redaktor naczelna DGP - przewodnicząca oraz członkowie:Jarosław Cowin - minister sprawiedliwości, Andrzej Seremet - prokurator generalny, Stanisław Dąbrowski - pierwszy prezes Sądu Najwyższego, Antoni Górski - przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, Maciej Bobrowicz - prezes Krajowej Rady Radców Prawnych, Andrzej Zwara - prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, Teresa Romer - sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, Aleksander Proksa - dyrektor departamentu prawnego Narodowego Banku Polskiego, Krzysztof Bień - redaktor naczelny serwisu ObserwatorFinansowy.pl, doradca prezesa Narodowego Banku Polskiego

Nowi dziekani w Zielonej Górze i Krakowie. BORK, RZECZPOSPOLITA (2013-04-15), Str.: C3
Nowi dziekani w Zielonej Górze i KrakowieZAWODY PRAWNICZE Adwokaci i radcy wybierają władze swoich samorządów.Trwają wybory w samorządach zawodowych radców i adwokatów. W tym roku kończą się bowiem trzyletnie kadencje zarówno władz okręgowych, jak i krajowych. Do tej pory w palestrze wybrano dwóch nowych dziekanów i innych członków samorządowych władz okręgowych.W ostatnią sobotę - 13 kwietnia - nowe władze wyłoniono w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Krakowie. Nowym dziekanem został Paweł Gieras (dotychczas był rzecznikiem dyscyplinarnym). Podczas zgromadzenia izby nie tylko przyjęto nowe władze, ale i ważne uchwały.- Poparliśmy prace Naczelnej Rady Adwokackiej nad projektem nowelizacji prawa o adwokaturze - mówi po wyborze dziekan Gieras. - Uważamy, że istotne jest w nim przede wszystkim położenie nacisku na ochronę praw człowieka. W latach 80, zaangażowanie w te kwestie było wizytówką adwokatury, dziś też powinno tak być - dodaje Gieras.Podkreśla, że jako dziekan będzie także zwracał dużą uwagę na ochronę praw człowieka w regionie, m.in. na działalność krakowskiej adwokackiej komisji, która zajmuje się tymi kwestiami. Sprzeciwia się także możliwości uzyskania tytułu magistra prawa po dwuletnich studiach uzupełniających - dla osób, które uzyskały wcześniej licencjat naWybory w poszczególnych regionach będą trwały do października innym kierunku. Deklaruje, że będzie zwracał dużą uwagę na kwestie etyczne i na jakość doskonalenia zawodowego adwokatów.Nowego dziekana mają już także adwokaci w Zielonej Górze. Został nim 6 kwietnia Krzysztof Seweryn Szymański, który pełnił już tę funkcję w przeszłości (ale nie w mijającej kadencji). Jest on m.in. przeciwnikiem połączenia samorządu adwokackiego i radcowskiego.- Jako dziekan będę się starał między innymi bardziej upubliczniać działania adwokatury, podejmować inicjatywy, które zintensyfikują obecność adwokatury w mediach - mówi nowy dziekan. - Poprzez konkursy dla dziennikarzy na publikacje o tematyce prawnej poszerzać także świadomość prawną w naszym regionie - dodaje.Wybory w poszczególnych regionach będą trwały do października. W maju nowe władze wyłonią adwokaci w Łodzi, w czerwcu - m.in. we Wrocławiu i Gdańsku.Trwają także wybory w samorządzie radcowskim. Najpierw odbywają się zebrania rejonowe, na których wyłaniani są delegaci na zgromadzenia okręgowe. W czerwcu władze okręgu zostaną wybrane m.in. w Białymstoku, Bydgoszczy i Krakowie.Na listopad zostały zaplanowane z kolei wybory władz krajowych obu samorządów. O kolejną kadencję będzie się ubiegał Andrzej Zwara, obecny prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Dotychczasowy prezes Krajowej Izby Radców Prawnych Maciej Bobrowicz pełnił już natomiast swoją funkcję przez dwie kadencje i nie może się ponownie ubiegać o to stanowisko. Zgodnie bowiem zarówno z prawem o adwokaturze, jak i z ustawą o radcach prawnych tę samą funkcję w samorządzie można pełnić tylko przez dwie następujące po sobie trzyletnie kadencje.—bork

Czas przewietrzyć lokalne układy
Agata Łukaszewicz 15-04-2013, ostatnia aktualizacja 15-04-2013 07:51
Likwidacja najmniejszych sądów rejonowych i jej polityczne konsekwencje zdominowały dyskusję o polskim wymiarze sprawiedliwości. O konsekwentnej polityce twardej ręki, współpracy ze środowiskiem sędziowskim i rozbijaniu lokalnych układów – opowiada minister sprawiedliwości 
w rozmowie z Agatą Łukaszewicz
Rz: Czekał Pan na wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie likwidacji sądów?
Jarosław Gowin: Mówiąc szczerze miałem tyle spraw na głowie, że zacząłem o wyroku myśleć w przeddzień jego wydania.
Poczuł Pan ulgę kiedy okazało się, że TK, choć niejednomyślnie przyznał Panu rację
Nie tyle ulgę, co satysfakcję. Satysfakcję z tego, że można w Polsce przeprowadzać reformy, które służą obywatelom. Jestem przekonany, że reorganizacja sądów wyjdzie na dobre wszystkim, a głównie tym, którym praca sądów ma być podporządkowana. Sądy mają służyć nie sędziom, nie samorządowcom, nie politykom, tylko normalnym obywatelom.
Chwilę po ogłoszeniu wyroku TK na sędziowskim forum pojawił się wpis tak opisujący Pańską postawę w kwestii likwidacji sądów: Przyjechałem, zlikwidowałem, zwyciężyłem. Czuje się Pan zwycięzcą?
Niczego nie zlikwidowałem, tylko zreorganizowałem i skomasowałem sądy. To trzeci w krótkim odstępie czasu wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który przyznaje rację Ministerstwu, a nie środowisku sędziów. I to powinien być dla sędziów jakiś dzwonek alarmowy. Może powinni zadać sobie pytanie jak interpretują prawo dotyczące sądów skoro seryjnie przegrywają przed TK? To nie jest dobra sytuacja z punktu widzenia autorytetu sądownictwa. Dlatego też to moje poczucie zwycięstwa przed TK ma w sobie nutkę goryczy, gdyż jako minister sprawiedliwości jestem też reprezentantem środowiska sędziowskiego. I w tym zakresie ten wyrok, a w zasadzie sam fakt, że to środowisko zakwestionowało moją decyzję o reorganizacji 79 sądów, jest też moją porażką. Z drugiej jednak strony, chyba już nikt z sędziów nie ma wątpliwości, że tam, gdzie jestem przekonany o potrzebie reform, nie dam się zepchnąć z obranej drogi.
Walczył pan z przeciwnikami reorganizacji, używając kilku argumentów. Jednym była poprawa pracy sądów. Sprawdził pan, czy udało się od stycznia coś poprawić? Są jakieś wymierne efekty reorganizacji?
Będziemy to spokojnie badać. Wiem z rozmów z sędziami w tych zreorganizowanych jednostkach, że pierwsze efekty, o które mi chodziło, już widać. Dzięki reformie coraz więcej sędziów orzeka nie w jednym, ale dwóch sądach, a wierzę, że niedługo będą orzekający nawet w trzech miejscach. Ale zdarza się też, że to sędziowie z większych jednostek wspomagają w orzekaniu mniejsze ośrodki.
Po kilkunastu miesiącach bycia ministrem sprawiedliwości, kilku burzach po aferze Amber Gold czy reorganizacji sądów może pan powiedzieć, że dobrze się panu współpracuje z sędziami?
To jedno z najwybitniejszych środowisk, z jakimi przyszło mi współpracować. Jednak obok wielu zalet sędziowie mają też jedną podstawową wadę – wyróżniają się ogromną zachowawczością, niechęcią do zmian i jeżeli gdzieś dochodzi między nami do zgrzytów, to właśnie tutaj. A sądy muszą w końcu zacząć działać na miarę XXI w. Sędziowie muszą zmienić mentalność i zrozumieć, że ludzie, którzy przychodzą do sądu, powinni być jak najlepiej obsłużeni. Jestem zdolny przezwyciężyć opór środowiska, ale przy tym zawsze traci się czas i energię. Dlatego jak najwięcej zmian chcę wprowadzać w dialogu z sędziami.
Wszystko wskazuje na to, że po wyroku TK poczuł pan wiatr w żaglach. Niemal natychmiast zaczął pan mówić o kolejnej reformie. Tym razem naprawdę rewolucyjnej: dwustopniowy system polskiego sądownictwa zamiast trzystopniowego. Wielu sędziów nie kryło zdziwienia, kiedy to usłyszało.
Niewątpliwie najspokojniej jest wówczas, gdy się nic nie robi. Jednak zarówno raport Banku Światowego, jak i wielu ekspertów wskazuje, że trzystopniowe sądownictwo w Polsce się nie sprawdza, że struktura jest zbyt rozbudowana i należałoby ją spłaszczyć. Dlatego poleciłem rozpocząć prace studyjne nad konsekwencjami ewentualnego przejścia na system dwustopniowy. To jednak zmiana rewolucyjna, na którą potrzeba kilku lat. Na pewno nie przeprowadzimy jej w tej kadencji. Chciałbym jednak swoim następcom zostawić gotowe propozycje. To, co się z nimi stanie, to będą już ich decyzje. Ale muszę przyznać, że w tej reformie mam wsparcie wielu sędziów.
Zgadzają się co do idei, ale już na temat tego, który szczebel powinien zniknąć, zdania są podzielone. Najłatwiej byłoby zrezygnować z sądów rejonowych.
Łatwe to by nie było, ale z pewnością najefektywniejsze. Z dzisiejszych sądów rejonowych można by zrobić wydziały zamiejscowe sądów okręgowych. Dzięki temu jeszcze mądrzej i racjonalniej można by korzystać z pracy sędziów.
I od razu podniósłby się krzyk, że to atak na niezawisłość i że minister chce przerzucać sędziów z miasta do miasta.
Ale tylko w granicach danego okręgu. Poza tym po co od razu zakładać, że prezes będzie korzystał z takiej możliwości, by sędziom obrzydzić życie? Przecież w każdym wypadku byłaby to decyzja nie ministra, tylko prezesa, a więc jednego z sędziów. Zanim jednak przedstawię konkretne propozycje, będę rozmawiał z sędziami. Bez ich aktywnego udziału nie da się przeprowadzić takiej rewolucyjnej reformy.
Będzie pan konsultował, a na koniec i tak zrobi po swojemu?
Na tym polega demokracja. Obywatele nie powierzają władzy sędziom, ale parlamentarzystom i to oni wyłaniają rząd. Ktoś, kto kwestionuje moje prawo do reformowania, wyraża tak naprawdę lekceważenie dla demokracji. Nie jest też tak, że jestem głuchy na argumenty, które padają podczas konsultacji. Przypomnę, że na początku zamierzałem zreorganizować nie 79, ale 129 sądów.
Co pan zrobi, jeśli za tydzień Sejm uchwali obywatelski projekt ustawy o okręgach sądowych?
Mam nadzieję, że nie uchwali, ale jeśli nawet projekt przejdzie w Sejmie, to liczę, że zostanie odrzucony przez Senat. Być może do tego czasu uda się przekonać parlamentarzystów, że to zły projekt. Nie przewidziano w nim mechanizmu kierowania sędziów do tych sądów, które miałyby być z powrotem samodzielne. To bardzo poważna wada. Mam więc nadzieję, że jeśli nawet ta ustawa przejdzie przez parlament, to ostatecznie prezydent ją zakwestionuje. Wejście w życie tej ustawy oznaczałoby katastrofę dla wymiaru sprawiedliwości.
Wyobraża pan sobie powrót tych sądów na mapę sądownictwa?
Nie. Uważam, że te 79 sądów zostało definitywnie zreorganizowanych i tej reformy nie da się odwrócić.
Zastanawiał się pan, skąd taka wojna o najmniejsze sądy? Ostatnio głos w sprawie zabrał nawet prezydent. Widząc, że trudno porozumieć się zwolennikom i przeciwnikom zmian, chce przygotować własne pomysły. Sądy zreorganizowano ponad trzy miesiące temu, a emocje zamiast opadać, rosną.
Jest kilka przyczyn. Po pierwsze, patriotyzm lokalny, który szanuję, ale jako minister sprawiedliwości jestem odpowiedzialny przede wszystkim za to, żeby sądy w Polsce funkcjonowały sprawnie. Na tej reformie zyskają miliony Polaków. Po drugie, samorządowcy obawiali się, że konsolidacja najmniejszych sądów to pierwszy krok do likwidacji powiatów, a to nieprawda. Jest jeszcze trzeci powód – nie waham się o tym mówić, zwłaszcza po obejrzeniu filmu „Układ zamknięty" – w części środowisk lokalnych istnieje zbyt ścisła kohabitacja sędziów, prokuratorów, samorządowców, przedsiębiorców. Nieprzypadkowo na czele buntu przeciwko mojej reformie stanęli adwokaci. Uważam, że ta reforma ma też ten pozytywny aspekt, że do tych lokalnych układów i układzików wpuszczę trochę świeżego powietrza.
Po odwołaniu Ryszarda Milewskiego z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku dużo mówił pan o zmianach w wyłanianiu prezesów sądów. Nie podobało się panu przywożenie kandydatów w teczkach do Ministerstwa Sprawiedliwości. Od tego czasu minęło kilka miesięcy, a o konkretnych propozycjach nadal nic nie słychać. Zmienił pan zdanie? Zamierza się pan wycofać?
Z niczego się nie wycofałem. Trwa debata. Po wakacjach wystąpimy z konkretnymi propozycjami. Nie można zbyt wielu reform wprowadzać równocześnie. Pracujemy bardzo aktywnie na kilku odcinkach. Obecny system jest zły. Formalnie decyzja jest w rękach ministra, a środowisko sędziowskie odbiera to jako rodzaj opresji ze strony polityków. Jednakże odpowiedzialność dziś jest tak rozproszona, że nikt za te nominacje prezesów nie jest w pełni odpowiedzialny. Choć muszę przyznać, że moje propozycje personalne spotkały się z akceptacją zgromadzeń sędziów. Wyłamał się tylko Gdańsk.
Podoba się panu obecny model kształcenia sędziów, droga dojścia do urzędu, który ma być koroną zawodów prawniczych? Z ostrą krytyką spotyka się aplikacja ogólna prowadzona przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury. Padają nawet głosy, że należy ją zlikwidować z dwóch powodów: jest zbyt kosztowna i nie sprawdziła się jako droga do zawodu asystenta. Zlikwiduje ją pan?
W tym kierunku idziemy. To prawda. Aplikacja ogólna jako droga dojścia do zawodu asystenta kompletnie się nie sprawdziła. Jej absolwenci nie byli i nie są zainteresowani pracą asystentów w sądach czy prokuraturach. Woleli zatrudniać się w kancelariach. Uważam, że należałoby zrobić nabór od razu na aplikacje specjalistyczne: sędziowską i prokuratorską. Na tym nie koniec. Aplikacje specjalistyczne prowadzone przez krakowską szkołę też czekają poważne zmiany programowe. Dużo większy nacisk powinien zostać położony na wiedzę ekonomiczną. Chciałbym, żeby w szkole było dużo więcej kursów prowadzonych np. przez przedsiębiorców praktyków. Nie ucieknie się od trudnych spraw gospodarczych wymagających poszerzonej, specjalistycznej wiedzy ekonomicznej. Sędziowie i prokuratorzy muszą mieć podstawy, by sobie z nimi radzić.
Rzeczpospolita

Warszawski notariat przegrał w SN
jaga 12-04-2013, ostatnia aktualizacja 12-04-2013 19:43
Sąd Najwyższy uchylił dwie uchwały Rady Izby Notarialnej w Warszawie dotyczące składek z tytułu przynależności do samorządu notarialnego. Do SN zaskarżył je minister sprawiedliwości
Pierwsza z uchwał Nr VIII/XVII/197/2012 z 17 października 2012 r. dotyczy zaliczenia nadpłaty składek, która powstała po tym jak Walne Zgromadzenie Notariuszy Izby Notarialnej w Warszawie podjęło 19 marca 2011r. uchwałę nr 5/2011 w sprawie zasad finansowania wydatków samorządowych. Minister sprawiedliwości zarzucił uchwale sprzeczność z art. 17 Konstytucji RP oraz z art. 23, art. 35 i art. 40 § 1 pkt 8 ustawy Prawo o notariacie. Jego zdaniem Rada Izby Notarialnej w Warszawie wypowiadając się w sprawie składek miesięcznych notariuszy na potrzeby samorządu notarialnego przekroczyła swoje ustawowe kompetencje. Prawo decydowania o składkach należy bowiem do wyłącznej kompetencji Krajowej Rady Notarialnej.
Na rozprawie pełnomocnik Rady Izby Notarialnej w Warszawie prof. dr hab. Hubert Izdebski argumentował, że - w ocenie Rady - zaskarżona uchwała nie miała charakteru prawotwórczego, a ponadto wyrażała kompetencje rady izby notarialnej do sprawowania zarządu i rozporządzania majątkiem tej izby. Sąd Najwyższy przyznał jednak rację ministrowi i uchylił uchwałę (sygn. akt III ZS 2/13).
Druga z uchylonych uchwał przyznawała notariuszom czynnym zawodowo w dniu jej podjęcia uprawnienie do zwrotu niewykorzystanych składek miesięcznych uiszczonych z tytułu przynależności do samorządu notarialnego (uchwała Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Notariuszy Izby Notarialnej w Warszawie, nr 12/2012, z 15 listopada 2012 r. w sprawie środków zgromadzonych na Funduszach specjalnych i na Funduszu na odtworzenie majątku trwałego).
Minister stwierdził, że także ten akt narusza wyłączną kompetencję Krajowej Rady Notarialnej do ustalenia wysokości składek miesięcznych notariuszy na potrzeby samorządu notarialnego oraz zasad ich wydatkowania. Jego zdaniem uchwała naruszała także zasady samorządności i równości notariuszy. Przez to była sprzeczna z art. 17 i art. 32 Konstytucji RP oraz z art. 23, art. 30 § 1, art. 35 pkt 4 i art. 40 § 1 pkt 8 ustawy Prawo o notariacie.
Uchylając drugą uchwałę Sąd Najwyższy podkreślił w ustnym uzasadnieniu, iż decyzja o zwrocie niewykorzystanych składek uiszczanych przez notariuszy na podstawie uchwał Krajowej Rady Notarialnej nie mieści się w ramach kompetencji organów samorządu notarialnego do sprawowania zarządu i rozporządzania majątkiem izby notarialnej (sygn. akt III ZS 3/13).
Ministerstwo Sprawiedliwości

Królikowski: Prokuratura Generalna ma fałszywy obraz rzeczywistości
Zastanawiam się, czy Andrzej Seremet nie jest nadmiernie zależny od najbliższych współpracowników, których poczucie pewności co do swoich racji i przekonania muszą być dla niego rozstrzygające
Opublikowany w Dzienniku Gazecie Prawnej wywiad z dyrektorem Biura Prokuratora Generalnego panem Ryszardem Tłuczkiewiczem („Opinia resortu krzywdzi prokuratorów” DGP 68/2013), wydobył na światło dzienne istotę różnicy, jaka zachodzi między urzędem prokuratora generalnego, a Ministerstwem Sprawiedliwości. Dotyczy ona diagnozy sytuacji, w jakiej znajduje się prokuratura. Nie chodzi bowiem o spór o szczegóły, ale o to, czy zespół prokuratora generalnego prawidłowo rozpoznaje kłopoty i potrzeby kierowanej przez niego instytucji, jak też, czy ma wizję jej rozwoju.
Uważam prokuratora generalnego – pana Andrzeja Seremeta za człowieka dobrej woli, zaangażowanego, przyzwoitego i uczciwego. Dobrze, że pierwszym prokuratorem generalnym został sędzia, który co prawda nie ma własnego doświadczenia w pracy w prokuraturze, ale wnosi do niej kulturę spokoju i ostrożnego postępowania. Nie wiem co prawda, czy nie odbiera on osobiście uwagi dyrektora swojego biura, według którego osoba, która nie zna realiów pracy w różnych jednostkach organizacyjnych w prokuraturze (czyli nigdy w nich nie pracowała), nie ma kompetencji do wypowiadania się o problemach prokuratury.
„Jaką wartość mogą mieć opinie osób, które nie pracują w prokuraturze?” – retorycznie zapytuje rozmówca gazety, mając na myśli doświadczenie w realizacji zadań liniowych i nadzorczych. Zastanawiam się, czy w istocie nie jest to – najpewniej niezamierzony – rodzaj obnażenia nadmiernej zależności prokuratora generalnego od najbliższych współpracowników, których poczucie pewności co do swoich racji i przekonania muszą być dlań rozstrzygające.
Chciałbym wskazać w wypowiedzi pana dyrektora Tłuczkiewicza kilka tez, które wymagają ustosunkowania się z mojej strony jako wiceministra sprawiedliwości odpowiedzialnego za proces reformy systemu wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych. Tym bardziej że w mojej ocenie to nie opinia ministerstwa, ale ta wyrażona przez dyrektora Biura Prokuratora Generalnego krzywdzi prokuratorów i prowadzi do skłócenia środowisk instancyjnych.
Teza 1: Wiedza o prokuraturze jest wiedzą tajemną. Sprowadza się ona do twierdzenia, że nie jest możliwe podjęcie przez podmiot zewnętrzny, również naukowy, rzetelnych analiz, które mogą stanowić konkurencyjne źródło wiedzy wobec danych gromadzonych przez Prokuraturę Generalną (notabene stałe i incydentalne raportowanie danych na potrzeby statystyczne PG w jednostkach organizacyjnych prokuratury jest dla nich bardzo uciążliwe). Dlatego też badania, które są przeprowadzane na zlecenie ministra sprawiedliwości, mimo że prokurator Tłuczkiewicz nie zna ich metodologii – nie mogą być w jego ocenie nazwane badaniami naukowymi (swoją drogą, gdy PG formułuje pogląd, że nowe prawo o prokuraturze powstało naprędce i bez rzetelnej analizy, fakt przeprowadzania tych analiz nie jest w ogóle dostrzegany).
Muszę przyznać, że pogląd ten jest dla mnie – również jako samodzielnego pracownika naukowego – niemożliwy do zaakceptowania. Proszę przy okazji zwrócić uwagę na podkreślanie przez rozmówcę gazety jakości analiz prowadzonych przez PG, przy jednoczesnym stwierdzeniu, że nie są jej znane dane o strukturze podziału zadań do zasobów kadrowych w jednej z prokuratur okręgowych. Jednocześnie przecież co roku minister sprawiedliwości opiniuje sprawozdanie prokuratora generalnego – obecnie zawarte w trzech tomach – konkludując wciąż to samo i wskazując na brak koniecznej syntezy.
„Wyjątkowość” prokuratury nie zmienia tego, że w gruncie rzeczy jest to zwykła organizacja, wchodząca w skład administracji państwowej, o określonej kulturze pracy zbiorowej, uformowanej zarówno przepisami, jak i wieloletnią pragmatyką postępowania, która ukształtowała kolejne pokolenia prokuratorów w duchu podległości i braku indywidualnej odpowiedzialności za wynik procesu w sprawie, którą się prowadzi.
Nadmierne obciążenie dotychczasową kulturą zarządzania i pracy, w której nauczono się prokuratury, utrudnia dostrzeżenie istoty problemu i wyobrażenie sobie koniecznych zmian. Tak jak na przykład twierdzenie, że sensowne jest czytanie przez prokuratorów z wydziałów sądowych owych kilkuset tomów akt tylko po to, by pójść do sądu odwoławczego i obsłużyć środek zaskarżenia sporządzony przez referenta w niższej instancji – który te akta znał doskonale – bez możliwości jego istotnej modyfikacji podczas rozprawy (sic!). W perspektywie zmiany modelu apelacji zaproponowanej w noweli procedury karnej to rozwiązanie jest jeszcze bardziej absurdalne.
Teza 2: Nie można porównywać mrówki ze słoniem. Sens tej wypowiedzi sprowadza się do maksymalnego uproszczenia zestawienia obciążenia pracy prokuratorów prokuratur rejonowych z ich odpowiednikami w okręgu lub apelacji. Zdaniem prokuratora Tłuczkiewicza, ci pierwsi pracują w większości z aktami mającymi kilka kartek, ci drudzy z kilkuset tomami akt i koniecznością osobistego przeprowadzania skomplikowanych czynności.
Na to, jak fałszywy jest to obraz, wskazuje inna wypowiedź pana prokuratora, który odnosząc się do błędów w sprawie Marcina P. i Amber Gold mówi, że ich źródłem było nadmierne obciążenie pracą prokuratorów prokuratur rejonowych. Naprawdę nie rozumiem, jak można twierdzić, że stosunek 67 proc. prokuratorów pracujących w rejonach do całości liczby prokuratorów (pomijając funkcje kierownicze, organizacyjne, delegacje i długą usprawiedliwioną nieobecność) do 99,5 proc. prowadzonych przez nich w prokuraturze spraw jest prawidłowy. Parafrazując użytą w wywiadzie parabolę, jest raczej tak, że słoń stoi na platformie, którą dźwigają setki mrówek.
Teza 3: Minister sprawiedliwości zignorował prokuratora generalnego i środowiska prokuratorskie przy pisaniu projektu ustawy. Stawiając ten zarzut, pan prokurator jednocześnie krytykuje to, że pod wpływem konsultacji zostają wprowadzone do projektu zmiany („Tego nie zauważono wcześniej. Ale w końcu komuś otworzyły się oczy” – to chyba dobrze, prawda?). Trudno jest ustosunkować się do tej tezy o tyle, że wymaga to braku dyskrecji, którą normalnie uważałbym za wiążącą regułę. Rzeczywiście, w 2011 roku, po podjęciu decyzji o konieczności pracy nad zmianą przepisów regulujących pracę prokuratury ze względu na przygotowywaną nowelę kodeksu postępowania karnego, która – jak twierdzili prokuratorzy w konsultacjach społecznych – nie będzie możliwa do udźwignięcia przez prokuraturę w obecnym kształcie organizacyjnym, zwróciłem się do prokuratora generalnego z propozycją stworzenia wspólnego zespołu. „Nie chciałbym szyć wam ubrania bez waszego udziału. Nie chcę się przy tym siłować na rękę, tylko bez ukrytych intencji i rozgrywek przygotować projekt” – powiedziałem, prosząc o udział przedstawicieli prokuratora generalnego i kilku zaproponowanych przeze mnie prokuratorów apelacyjnych jako samodzielnych ekspertów.
Prace tego zespołu ruszyły dość szybko i po pewnym czasie, w wyniku mojej decyzji, ustały. Okazało się, że przedstawiciele Prokuratury Generalnej, w tym zresztą pan prokurator Tłuczkiewicz, z determinacją dążyli do realizacji swojego pomysłu, który nie był dla mnie do zaakceptowania ze względu na zwiększenie hierarchicznego podporządkowania w prokuraturze. Co więcej, prokuratorzy apelacyjni zostali – bez poinformowania mnie o tym – związani obowiązkiem prezentacji tego samego stanowiska.
Nie jest też tak, że żadne pomysły prokuratora generalnego nie przeniknęły do projektu. Przecież proponowana zmiana modelu sądownictwa dyscyplinarnego konsumuje projekt prokuratora generalnego, co do którego minister sprawiedliwości – jak czytamy – nie wyraził zainteresowania.
W pracach nad projektem przeprowadziłem kilkukrotnie pisemne konsultacje z jednostkami prokuratury. Zorganizowałem cykl spotkań z prokuratorami wszystkich szczebli. Na każdym zadałem pytania: czy projekt wychodzi naprzeciw państwa problemom w pracy, czy są miejsca, gdzie jest zbyt zachowawczy, gdzie proponowane rozwiązanie jest błędne lub niewystarczające.
W odniesieniu do tych samych konstrukcji otrzymałem skrajnie różne odpowiedzi prokuratorów, w zależności od tego, z perspektywy którego stopnia prokuratury na nie spoglądali. Podobnie rzecz ma się ze związkami i organizacjami społecznymi prokuratorów.
W tych spotkaniach uderzyły mnie zresztą dwie rzeczy. Po pierwsze, im niższa instancja, tym większe otwarcie na racjonalizację pracy prokuratury i chęć dokonania jakościowej zmiany oraz przekonanie o tym, że jest to możliwe. Po drugie, wyrażany powszechnie, i to dość emocjonalnie, pogląd o oderwaniu się najbliższych współpracowników prokuratora generalnego od realiów pracy prokuratury, w tym brak dyskusji i despotyczne narzucanie stworzonych przez siebie rozwiązań.
Z radością znów wspólnie zasiadłbym do stołu z zespołem prokuratora generalnego. Jednak tylko przy rzeczywistym partnerstwie i uczciwej otwartości, zarzuceniu monopolu na rację prezentowanego przez Prokuraturę Generalną, dopuszczenia z szacunkiem do rozmowy prokuratorów liniowych–bez ryzyka odpowiedzialności za prezentowanie swojego stanowiska, nawet jeżeli będzie sprzeczne z opinią Prokuratury Generalnej. Nie dam się natomiast ponownie posadzić przy stoliku do brydża, bo zamiast ogrywać, chcę przygotować ramy ustawowe dla prokuratury do tego, by mogła w interesie społecznym lepiej pełnić swoje podstawowe funkcje – śledczą i oskarżycielską.
Im niższa instancja, tym większa chęć dokonania jakościowej zmiany
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2013-04-15, ostatnia aktualizacja: 2013-04-15 08:51
Autor: dr hab. Michał Królikowski


Sąd unijny określi charakter prawny spółki
Mateusz Maj 15-04-2013, ostatnia aktualizacja 15-04-2013 07:40
Trybunał Sprawiedliwości UE rozstrzygnie, czy korzystna ze względu na podatki dochodowe spółka komandytowo-akcyjna dodatkowo uprawnia do preferencji w podatku od czynności cywilnoprawnych.
W ubiegły piątek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie skierował do Trybunału Sprawiedliwości UE pytanie, czy ta korzystna forma prowadzenia biznesu jest objęta przepisami dyrektywy dotyczącej podatków pośrednich od gromadzenia kapitału (dyrektywa 2008/7/WE).
Pytanie prejudycjalne zmierza do ustalenia, czy sp.k.a. jest spółką kapitałową w rozumieniu dyrektywy kapitałowej.
Spółki komandytowo-akcyjne zyskały na atrakcyjności po ubiegłorocznej uchwale Naczelnego Sądu Administracyjnego, przesądzającej, że akcjonariusze nie muszą na bieżąco opodatkowywać przypadających na nich zysków spółki.
– Twierdząca odpowiedź Trybunału na zadane w piątek pytanie otworzyłaby drogę do odzyskania podatku od czynności cywilnoprawnych nakładanego m.in. na pożyczki od wspólników i wkłady niepieniężne – mówi Konrad Turzyński, doradca podatkowy z kancelarii KNDP, pełnomocnik reprezentujący podatnika przed krakowskim sądem.
Stawka podatku w przypadku powyższych transakcji wynosi 0,5 proc. kwoty pożyczki lub wartości wkładów.
– Biorąc pod uwagę popularność prowadzenia biznesu z użyciem tej formy prawnej i wielkość zaangażowanego kapitału, kwoty możliwe do odzyskania po korzystnym wyroku mogą być znaczne – ocenia Konrad Turzyński.
Dyrektywa wprowadza zakaz nakładania podatku na wiele czynności dokonywanych przez spółki kapitałowe. Unijne przepisy bezsprzecznie stosuje się do spółki akcyjnej i z ograniczoną odpowiedzialnością. Załącznik do dyrektywy wprost wymienia te formy prawne jako spółki kapitałowe objęte zakresem obowiązywania wspólnotowych regulacji.
U podstawy sporów podatników z fiskusem leży przepis mówiący, że za spółkę kapitałową w rozumieniu dyrektywy uważa się także każdą spółkę, przedsiębiorstwo, stowarzyszenie lub osobę prawną, których udziały w kapitale lub majątku mogą być przedmiotem transakcji na giełdzie.
– Organy podatkowe twierdzą, że sp.k.a., pomimo możliwości notowania jej akcji na rynku regulowanym, nie jest spółką kapitałową w rozumieniu dyrektywy – tłumaczy pełnomocnik spółki, której sprawa trafiła przed TSUE. Taka interpretacja daje Polsce prawo opodatkowania niektórych transakcji z udziałem sp.k.a., które byłyby wolne od daniny, gdyby przeprowadziła ją spółka akcyjna.
– Trybunał Sprawiedliwości UE oceni, czy jeżeli z charakteru prawnego sp.k.a.wynika, że tylko część jej kapitału spełnia warunki do obrotu giełdowego, spółkę trzeba uznać za kapitałową – wyjaśnia ekspert.
sygnatura akt: I SA/Kr 188/13
Rzeczpospolita
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 17

Spis treści
Korporacje coraz bliżej specjalizacji 1
Wyroki powszechnie dostępne w sieci 2
Powrót prawnika do zawodu po dziesięciu latach i ponownym egzaminie 3
Trybunał Konstytucyjny powinien świecić przykładem 4


Korporacje coraz bliżej specjalizacji
Katarzyna Borowska 17-04-2013, ostatnia aktualizacja 17-04-2013 08:09
Samorządy pracują nad zmianami, które pozwolą adwokatom i radcom podkreślać swoje kompetencje w konkretnych dziedzinach prawa.
Zarówno w przygotowywanej przez palestrę propozycji zmian prawa o adwokaturze, jak i w radcowskim projekcie zmian kodeksu etyki pojawiają się kwestie związane ze specjalizacjami. Oba samorządy dojrzewają do tego, by uznać prawo swoich członków do podkreślania kompetencji w danej dziedzinie.
Projekt zmian kodeksu etyki radcy prawnego jest właśnie dyskutowany w środowisku. Zgodnie z propozycją nowego zapisu Krajowa Rada Radców Prawnych będzie mogła określić „dziedziny prawa oraz wymagania w zakresie wiedzy, umiejętności i doświadczenia, których spełnienie w przebiegu doskonalenia zawodowego uprawnia radcę prawnego do informowania o posiadaniu takiego szczególnego przygotowania zawodowego (szczególnych kwalifikacji; specjalnej wiedzy i umiejętności) w określonej dziedzinie prawa".
Nie tylko preferowane praktyki
Jak podkreślają autorzy projektu, propozycja jest krokiem w kierunku postulowanego przez krajowy zjazd radców ustawowego uregulowania specjalizacji jako problemu odrębnego od prawa do informowania o preferencjach kancelarii.
– Ta kwestia jest podnoszona od lat –mówi Zenon Klatka, były prezes KRRP, a obecnie przewodniczący Komisji ds. Etyki. – Dopóki nie zostało to uregulowane w ustawie, chcemy przyjąć w naszym kodeksie etyki pewnego rodzaju rozwiązanie przejściowe – dodaje mec. Klatka. Ma ono polegać na tym, że radca, który przejdzie odpowiednie szkolenia w ramach doskonalenia zawodowego, będzie mógł podkreślać swoje dodatkowe kwalifikacje.
Zdaniem mec. Klatki konieczne jest jednak określenie w ustawie warunków, na jakich można by uzyskać tytuł specjalisty w danej dziedzinie, m.in. procedury weryfikowania wiedzy z danego obszaru.
Adwokaci też debatują
O specjalizacjach dyskutuje także palestra. W samorządzie adwokackim trwają prace nad propozycją projektu prawa o adwokaturze. Jest w niej także wzmianka dotycząca tego problemu.
– Zmierzamy w takim kierunku zmian ustawy – Prawo o adwokaturze, by adwokat mógł wskazywać dziedziny prawa, w których posiada największą wiedzę i doświadczenie zawodowe – mówi prof. Jacek Giezek, przewodniczący Komisji Etyki Zawodowej NRA. – Dzisiaj jest możliwe wskazywanie preferowanych praktyk – dodaje mec. Giezek.
Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Andrzej Zwara podkreśla, że zmiany proponowane przez adwokatów będą przede wszystkim służyć interesom klientów.
Specjalizacje 
dla prawników 
z uprawnieniami istnieją m.in. 
w Niemczech
– Zdarzają się dziś jednoosobowe kancelarie, które deklarują tak szeroki zakres usług, że powstaje pytanie, czy rzeczywiście we wszystkich tych dziedzinach są w stanie świadczyć pomoc prawną na najwyższym poziomie – dodaje mec. Zwara. Podkreśla jednak, że sam jest przeciwny certyfikowanym specjalizacjom jako szufladkującym adwokatów. Jest jednak zwolennikiem uregulowania kwestii informacji dla klientów o tym, w jakich dziedzinach prawnik ma największe kompetencje. Problem będzie prawdopodobnie poddany pod dyskusję na najbliższym, wyborczym krajowym zjeździe adwokatów – w listopadzie. Też na listopad planowany jest krajowy zjazd radców, także wyborczy, który ma zająć się również projektem zmian kodeksu etyki radcy prawnego.
Zdaniem mec. Klatki uregulowanie kwestii specjalizacji jest nieuniknione.
– Wcześniej całe środowisko prawnicze podchodziło do tej kwestii bardziej restrykcyjnie, wskazywano, że adwokaci czy radcy nie powinni określać swoich umiejętności w sposób wyróżniający ich od innych. Dopuszczalne było więc wyłącznie wskazywanie preferowanej praktyki. Dzisiaj jednak, przy coraz większej liczbie prawników na rynku, dojrzewa świadomość, że specjalizacje są nieuchronne – dodaje mec. Klatka.
Specjalizacje dla prawników istnieją w niektórych krajach Unii Europejskiej, m.in. w Niemczech.
Rzeczpospolita

Wyroki powszechnie dostępne w sieci
Agata Łukaszewicz 17-04-2013, ostatnia aktualizacja 17-04-2013 07:40
Do końca roku orzeczenia wszystkich sądów powszechnych będą dostępne w Internecie.
Każdy obywatel będzie mógł, wchodząc na stronę internetową sądu i wpisując rodzaj sprawy, poznać wyroki, jakie zapadły w nim w podobnych sprawach.
Nad reformą pracuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Jak poinformował „Rz" Jarosław Gowin, dziś dostęp do bazy orzeczeń jest tylko w sądach apelacyjnych, teraz aplikacje uruchamiają okręgowe, a do końca roku wszystkie sądy rejonowe.
Z czasem baza z lokalnej zamieni się w centralną. Dzięki specjalnemu Portalowi Orzeczeń Sądów Powszechnych, który rozbudowuje resort sprawiedliwości, ze strony dowolnego sądu będzie dostęp do orzeczeń z całej Polski.
Bardzo zaawansowany w pracach nad systemem jest warszawski Sąd Okręgowy. Jak informuje sędzia Maja Smoderek, rzecznik prasowy sądu, trwają ostatnie testy portalu. Sprawdzane jest też automatyczne anonimizowanie danych.
– Orzeczenia będą sklasyfikowane tematycznie – mówi Smoderek. – Na pobicia, wypadki drogowe, spadki, darowizny, zasiedzenia, rozwody, alimenty, odszkodowania, zadośćuczynienia itd.
Podobne prace trwają w Krakowie. Swoje bazy uruchomiły już tymczasem Wrocław i Słupsk.
Rzeczpospolita

Powrót prawnika do zawodu po dziesięciu latach i ponownym egzaminie
Katarzyna Borowska 17-04-2013, ostatnia aktualizacja 17-04-2013 08:31
Projekty. Wydaleni dyscyplinarnie adwokaci, radcy prawni, komornicy, ale i farmaceuci czy inżynierowie będą mogli ponownie wykonywać swoją profesję.
Trwają prace nad dwoma projektami ustaw, które zmienią losy osób pozbawionych przez sądy dyscyplinarne praw do wykonywania zawodu.
Dziś najczęściej nie mają one możliwości powrotu. Takie zasady uznał w 2010 r. za zbyt rygorystyczne Trybunał Konstytucyjny. Wskazał bowiem, że musi istnieć szansa na rehabilitację i powrót do wykonywania zawodu, nie można pozbawiać takiej możliwości dożywotnio.
Nad projektem zmiany kilkunastu ustaw trwają równoległe prace – w rządzie i parlamencie.
Notariusze mogą wracać do zawodu po pięciu latach, po zmianach wrócą po dziesięciu
Projekt zmian dziewięciu ustaw przygotowało Rządowe Centrum Legislacji. Przewiduje on, że powrót do zawodu adwokata, radcy, notariusza, komornika, rzecznika patentowego, lekarza weterynarii, farmaceuty, architekta, inżyniera, urbanisty i diagnosty laboratoryjnego będzie możliwy po dziesięciu latach.
Teraz w większości kary są orzekane bezterminowo, nie ma przewidzianej procedury dla tych, którzy chcieliby wrócić. Tylko kara dla notariusza już dziś ulega zatarciu po pięciu latach i może się on starać o ponowną zgodę na prowadzenie kancelarii.
Prawnicy (adwokaci, radcowie, notariusze i komornicy), którzy nie wykonywali zawodu ponad dziesięć lat, będą musieli wcześniej zdać egzamin.
Z kolei dla rzeczników patentowych fakultatywny egzamin uzupełniający jest przewidziany dla tych, którzy nie wykonywali zawodu powyżej pięciu lat (tak jak dzisiaj będzie także możliwe skierowanie ich na uzupełnienie aplikacji).
Obligatoryjne szkolenie uzupełniające będą musieli przejść diagności laboratoryjni (taka zasada funkcjonuje już dziś) oraz farmaceuci, którzy nie wykonywali zawodu dłużej niż pięć lat.
Podobne normy zawiera projekt nowelizacji prawa o adwokaturze oraz niektórych innych ustaw, przygotowany przez Senat (dotyczy zmiany 13 ustaw, zawiera bowiem także m.in. normy dotyczące psychologów czy lekarzy).
Zakłada on m.in. także obowiązek zdawania egzaminu dla przedstawicieli większości zawodów prawniczych – przy powrocie po dziesięciu latach.
Senat wskazuje, że co prawda już dziś jest możliwość powrotu do zawodu notariusza, i to już po pięciu latach, jednak w związku z tym, że w innych zawodach jest możliwość powrotu po dziesięciu latach – utrzymanie tu wyjątkowego pięcioletniego okresu nie byłoby racjonalne.
W większości przypadków zatarcie kary miałoby następować po piętnastu latach. Oznacza to, że nawet powracająca do zawodu osoba będzie miała w swoich aktach wzmiankę o ukaraniu. Dzięki temu ma być możliwa rzetelna ocena kandydata chcącego powrócić do zawodu.
Projekt przygotowany przez Senat został już skierowany do Sejmu.
Etap legislacyjny: prace w RCL i Senacie
Rzeczpospolita

Trybunał Konstytucyjny powinien świecić przykładem
To niepokojące, że TK rozpoznaje tak mało skarg konstytucyjnych. Kryteria oczywistej bezzasadności, z powodu której większość jest odrzucanych, powinny być wyjaśnione - mówi Prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Jak pan ocenia projekt nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym?
Dobrze, że się pojawił, choć trybunał nie do końca odniósł się w nim do kwestii budzących kontrowersje. Taką kwestią są np. stosowane przez trybunał różne procedury, które mają ograniczać legitymację wnioskodawców, a co za tym idzie – napływ wniosków.
Jakich grup to dziś dotyka?
Najbardziej sprzeciwiam się ograniczeniu możliwości skutecznego złożenia wniosku do trybunału przez organizacje pracodawców, związki zawodowe czy organy stanowiące jednostek samorządu terytorialnego. Konstytucja stanowi, że podmioty te mogą wystąpić z wnioskiem, jeżeli akt normatywny, który chciałyby zakwestionować, dotyczy spraw objętych ich zakresem działania.
Trybunał ograniczył ten zakres. W efekcie, odnośnie do organizacji pracodawców i związków zawodowych samowolnie uznał, że wnioski mogą dotyczyć tylko relacji pracodawca – pracownik. Wszystkie inne zarzuty są odrzucane podczas kontroli formalnej wniosku. A przecież organizacja pracodawców jest najczęściej powoływana do ochrony interesów gospodarczych swoich członków, na co z reguły wskazuje statut, który jest zgodny z ustawą.
TK bez żadnej zatem podstawy prawnej ogranicza tu legitymację wnioskową. Powinno to zostać wyjaśnione i uwzględnione w nowej ustawie.
Jakich jeszcze wniosków trybunał nie dopuszcza?
Podobna sytuacja dotyczy wniosków poselskich czy senatorskich. TK stwierdza, bez żadnej podstawy prawnej, że takie wnioski podlegają dyskontynuacji. A przecież TK jest sądem konstytucyjnym. Nie bada zatem faktów, a jedynie prawo. Nie można więc założyć, że po zakończeniu kadencji Sejmu wniosek parlamentarzystów miał charakter czysto polityczny. To obniża autorytet obu izb.
Projekt zakłada, że wnioski te będą rozpatrywane, jeżeli uzyskają poparcie Sejmu kolejnej kadencji. To nie rozwiązuje problemu?
Nie. TK powinien rozpatrywać zgodność danego przepisu z konstytucją niezależnie od tego, od kogo wniosek pochodzi. Bez względu zatem na kadencję Sejmu te wnioski powinny być rozpatrywane. Nie widzę powodów, dlaczego inaczej ma być przez TK traktowany prezydent, a inaczej marszałek sejmu czy grupa posłów. Wszyscy oni mają kadencję, a wnioski prezydenta nie podlegają dyskontynuacji. Dyskontynuacja narusza zasadę równości i zakaz dyskryminacji.
Projekt zawiera również przepis dotyczący orzeczeń interpretacyjnych TK. Wzbudzi kontrowersje?
Wydawanie takich orzeczeń to kompetencja, po którą TK sam sięgnął i ją realizuje, choć nie ma ku temu żadnej podstawy, ani ustawowej, ani konstytucyjnej. Pamiętajmy, że TK stracił prawo do stanowienia powszechnie obowiązującej wykładni ustaw w 1997 r. W latach 90. miał możliwość inicjowania badania konstytucyjności przepisów i z własnej inicjatywy zajął się powszechnie obowiązującą wykładnią ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
W konsekwencji tej wykładni poszerzył swoje kompetencje. Zakładam, że ustrojodawca, dostrzegając takie niebezpieczeństwo, pozbawił trybunał prawa występowania samemu z wnioskiem oraz dokonywania powszechnie obowiązującej wykładni ustawy.
Taki przepis niesie ryzyko rywalizacji trybunału z Sądem Najwyższym i Naczelnym Sądem Administracyjnym?
To jest trójkąt w obrębie naszej władzy sądowniczej, który między sobą może konkurować. Nie uważam tego za szkodliwe. Dopóki jest to zdrowa rywalizacja, to będzie ona z korzyścią dla społeczeństwa i państwa. Natomiast przepis projektu zakładający, że Trybunał może wydawać orzeczenia interpretacyjne, tworzy niekorzystne zjawisko. Skoro bowiem konstytucja określa, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, a pośród uprawnień TK nie wymienia możliwości wydawania takich orzeczeń, to wpisanie takiej kompetencji do ustawy będzie niekonstytucyjne.
A co się stanie, jeśli trybunał dalej będzie wydawał orzeczenia interpretacyjne?
Nie ma podmiotu, który by stwierdził, że TK narusza ustawę zasadniczą. Sąd konstytucyjny powinien świecić przykładem. Ustawodawca nic nie może zrobić, gdyby zaistniała taka sytuacja; może jedynie zmienić konstytucję lub ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Sędziowie TK nie podlegają ustawom, odpowiadają tylko przed konstytucją. Nie możemy jednak nawet dopuszczać myśli, że mogliby naruszyć ustawę zasadniczą.
Wróćmy do projektu. Zakłada on, że TK nie będzie już mógł odraczać bezterminowo spraw. Wyrok ma zapaść po maksymalnie 3 miesiącach. Usprawni to procedurę?
To dobre rozwiązanie. Należy jednak jeszcze wprowadzić granice formalnego rozpoznania wniosku. Zdarza się bowiem obecnie, że strony czy wnioskodawcy czekają na samo formalne rozpoznanie wniosku przez jednego sędziego nawet dziewięć miesięcy. Jeszcze niedawno wystarczył trybunałowi na to miesiąc. To bardzo niepokojąca tendencja.
Jakie więc zmiany pan proponuje, których nie ma w projekcie, a mogłyby przyspieszyć rozpoznawanie spraw?
Korzystne byłoby wprowadzenie zasady, że wnioski z zasady są rozpoznawane na posiedzeniu niejawnym, a tylko wyjątkowo, w sprawach o szczególnym znaczeniu społecznym, na rozprawie. Projekt zakłada, że o rozpoznaniu wniosku, pytania prawnego czy skargi na rozprawie rozstrzyga skład orzekający. Ponadto nie widzę podstaw, żeby pełny skład TK wynosił od dziewięciu do 15 sędziów. Warto rozważyć podzielenie trybunału na dwie izby. W każdej zasiadałoby po siedmiu sędziów, a prezes TK zarządzałby całym sądem konstytucyjnym. Izby mogłyby mieć także podział merytoryczny. Taka zmiana nie tylko usprawniłaby pracę TK, ale również pozwoliłaby na specjalizację sędziów.
psav linki wyróżnione
Kontrowersje budzi mała ilość rozpoznawanych przez TK skarg konstytucyjnych. Zdecydowana większość odpada już na wstępie.
To bardzo niepokojący objaw. Zwłaszcza że zarzuty niektórych skarg są bardzo poważne. A tymczasem skargi są często odrzucane jako oczywiście bezzasadne. Kryteria oczywistej bezzasadności powinny więc być wyjaśnione, bo to zbyt ogólne pojęcie. Warto w projekcie wprowadzić przepis określający, kiedy taka sytuacja zachodzi. Tym bardziej że z samego orzecznictwa TK to nie wynika.
Nowa ustawa ma również umożliwić sędziom w stanie spoczynku podjęcie pracy na stanowiskach państwowych.
To zła propozycja. Po to sędzia ma pieniądze za stan spoczynku, aby podlegał tym wszystkim ograniczeniom, jakim podlegają sędziowie czynni. Sędzia jest sędzią dopóki sam nie zrezygnuje ze stanu spoczynku. Nikt mu tego nie zabrania. Wtedy były już sędzia staje się cywilem i może pełnić wszystkie funkcje. Ponadto takie rozwiązanie dyskryminowałoby sędziów NSA i SN, którzy w stanie spoczynku dalej podlegaliby dotychczasowym ograniczeniom.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2013-04-16, ostatnia aktualizacja: 2013-04-16 08:27
Autor: Rozmawiała Ewa Maria Radlińska
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 19

Spis treści
Wszystkie kluby za pracami nad projektem sp o dyscyplinarkach dla prawników 1
Pierwszy notariusz wśród sędziów. Do przełomu jednak daleko 2
Trybunał Konstytucyjny stał się strażnikiem spadających dochodów państwa 4


Wszystkie kluby za pracami nad projektem sp o dyscyplinarkach dla prawników. ., www.wiadomosci.onet.pl (2013-04-18), Str.: -
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/wszystki ... omosc.html
Żaden klub parlamentarny nie zgłosił wniosku o odrzucenie projektu ustawy o zasadach postępowania dyscyplinarnego dla sędziów sądów powszechnych, prokuratorów, adwokatów, radców prawnych, komorników i notariuszy wniesionego przez posłów Solidarnej Polski.
Podczas debaty przedstawiciele klubów (oprócz wnioskodawców) nie szczędzili krytyki proponowanym zapisom. Wszyscy zgodnie zaznaczali jednak, że dążenie do pełnej jawności postępowań dyscyplinarnych warte jest dyskusji nad tymi zapisami w sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka.Projekt zawiera zasady i opisuje tryb postępowania dyscyplinarnego oraz wykonania kar jednolicie dla wszystkich grup zawodów prawniczych wymienionych w ustawie. Odbiera korporacjom sądzenie wykroczeń dyscyplinarnych w pierwszej instancji. Według SP miałyby się one odbywać w sądach apelacyjnych. Odwołania w drugiej instancji trafiałyby do Sądu Najwyższego. Wszystkie postępowania dyscyplinarne byłyby z zasady jawne, dziś niejawne są dyscyplinarki prokuratorskie. Oskarżycielem byłby rzecznik dyscyplinarny powoływany przez pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Obecnie są nimi przedstawiciele poszczególnych korporacji wybierani przez nie.SP chce też m.in., by osoba pokrzywdzona przez danego prawnika, była stroną postępowania dyscyplinarnego. Obecnie nie ma takiej regulacji.Posłowie w debacie podkreślali, że nie są sceptycznie nastawieni do celów, które przyświecają projektowi, tylko do środków, którymi SP chce te cele osiągnąć. Krytykowali m.in. wyłączenie z grupy sędziów podlegających proponowanym regulacjom sędziów sądów apelacyjnych i wojskowych. Podkreślali, że debata jest niezbędna, ale powinna się odbyć z udziałem samorządów.Opinie przeciwne projektowi zgłosił m.in. pierwszy prezes Sądu Najwyższego, Krajowa Rada Komornicza i Krajowa Rada Radców Prawnych. Według nich projekt jest niekonstytucyjny, zgłaszali też inne uwagi.Beata Kempa, która z ramienia SP prezentowała projekt, przekonywała, że w interesie społecznym jest wprowadzenie rozwiązań, które dadzą gwarancję, że zachowania naruszające normy etyki danego zawodu zostaną odpowiednio napiętnowane, niezależnie od interesu członka danej korporacji.Zaznaczyła, że Solidarna Polska jest otwarta na prace nad obecnymi zapisami. Dziękowała wiceministrowi sprawiedliwości Rafałowi Królikowskiemu, za to, że nie mówił, że projekt jest niekonstytucyjny.Projektowana przez SP ustawa miałaby wejść w życie po upływie 6 miesięcy od ogłoszenia.(żg)űródło:PAP


Pierwszy notariusz wśród sędziów. Do przełomu jednak dalekoANNA KRZYŻANOWSKA, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-04-19), Str.: B1
Pierwszy notariusz wśród sędziów. Do przełomu jednak daleko Niemerytoryczny plebiscyt, bez refleksji i odpowiedzialności. Tak prawnicy oceniają zasady naboru do sądówAnna Krzyżanowska anna.krzyzanowska@infor.plKrajowa Rada Sądownictwa (KRS) podjęła właśnie uchwałę o powołaniu na funkcję sędziego kandydata rekrutującego się z notariatu.- Odkąd sięgam pamięcią, to pierwszy notariusz, który został przez radę przedstawiony z wnioskiem o powołanie. Jego dotychczasowy dorobek i wiedza wskazywały, że ma doskonałe warunki do założenia sędziowskiej togi. Takich osób właśnie chcemy - wskazuje sędzia Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa.Długa drogaW 2012 r. na wolne stanowiska sędziowskie kandydowało 289 osób rekrutujących się spośród adwokatów, radców prawnych, prokuratorów, notariuszy czy naukowców. Sito eliminacji przeszło 21 z nich. Ta statystyka rodzi pytanie o sposób weryfikacji takich kandydatur.- To, że 48 adwokatów złożyło wnioski o przejście do stanu sędziowskiego, mówi niewiele. Z jednej strony to mało. Z drugiej jestem zaskoczony, że aż tylu. Znamienne jest, że spośród tych 48 wniosków KRS przedstawiła do stanu sędziowskiego tylko dwóch adwokatów. I tutaj trudno wyciągać wnioski ze statystyki. Być może faktycznie z tych 48 aż 46 nie nadawało się do stanu sędziowskiego - twierdzi Jerzy Marcin Majewski, adwokat i lobbysta.Jego zdaniem, aby zrozumieć rezerwę adwokatów w przechodzeniu do stanu sędziowskiego, należy spojrzeć na procedurę oceny kandydata. Określają ją przepisy ustawy - Prawo o ustroju sądów powszechnych (tj. Dz.U. z 2013 r., poz. 427 - dalej: u.s.p.). Zgodnie z jej art. 57 kandydat na wolne stanowisko sędziowskie, który wykonuje zawód adwokata lub radcy prawnego, do karty zgłoszenia dołącza wykaz sygnatur 100 akt spraw sądowych różnych kategorii, w których występował w charakterze zastępcy procesowego. Jeżeli brał udział w mniejszej ich liczbie - wykaz sygnatur wszystkich akt spraw lub ich odpisy, jednak nie więcej niż 100, opinii prawnych i innych dokumentów sporządzonych przez niego w związku ze stosowaniem lub tworzeniem prawa.- Wymogi stawiane wnioskującym o przejście do stanu sędziowskiego adwokatom (ocena 100 spraw) zastrzeżeń nie budzą. Proszę jednak spojrzeć na procedurę oceny - podkreśla mec. MajewskiPo tym jak kandydatura na wolne stanowisko sędziego sądu rejonowego zgłoszona zostanie prezesowi sądu okręgowego, zaś na pozostałe wolne stanowiska sędziowskie - prezesowi sądu apelacyjnego, następuje ocena jego kwalifikacji A ta budzi wątpliwości co do bezstronności Wystawienie jej powierza sędziemu wizytatorowi prezes sądu. Ten zaś ocenę kwalifikacji kandydata poddaje do zaopiniowania kolegium sądu, a następnie określa termin zgromadzenia ogólnego sędziów, na którym kandydatura będzie weryfikowana.- Po przejściu tej drogi przez sędziowskie sito kandydatura trafia zaś do KRS, która też jest zdominowana przez sędziów - potwierdza Majewski, dodając, że przy takiej procedurze tak mała liczba zgłoszeń spoza środowiska sędziowskiego nie może dziwić.Brak obiektywizmuTę krytyczną opinię podzielają też inni prawnicy.- Ważnym kryterium staje się poparcie kolegium sądu oraz wynik głosowania na zgromadzeniu ogólnym. Z natury rzeczy w takim głosowaniu więcej głosów zdobywają kandydaci znani na co dzień sędziom, czyli asystenci sędziego oraz referendarze, niż przedstawiciele innych zawodów - uważa Jan Łoziński, wiceprezes Krajowej Rady Radców Prawnych.Słabość tego sposobu weryfikacji potwierdza też adwokat Andrzej Michałowski z kancelarii Michałowski Stefański - Najlepszym sędzią będzie uczciwy i odważny profesjonalista. Taki może być zarówno dotychczasowy niedoświadczony młody asystent, jak i doświadczony były adwokat Młody asystent może nabyć życiową mądrość w trakcie sądzenia, a w tym samym czasie adwokat nauczy się praktyki urzędowania - mówi prawnik.Jak przekonuje, rzecz zatem nie w tym, kto i skąd przychodzi do środowiska sędziowskiego, ale w jakości i jej weryfikowaniu.- Tyle że obecna praktyka weryfikacji grzeszy brakiem obiektywizmu, który bierze się ze skłonności do zasklepiania się, odrzucania innych - wskazuje mec. MichałowskiSędziowie odpierają żale.- Na zarzut korporacji prawniczych, że ich kandydatom ciężko się przebić, odpowiedziałbym jedno - gdy zaczną przedstawiać dobre kandydatury, ich przedstawiciele będą wygrywać konkursy. Osoby, które dziś składają wnioski, w dużej mierze nie są prawnikami którzy są najlepsi Nie zapominajmy, że to konkurs, a kandydatów jest czasami 30 na jedno miejsce - zauważa sędzia Waldemar Żurek.Zawód sędziego nie może być ucieczkąJOLANTA TURCZYNOWICZ-KIERYŁŁO adwokat, prezes fundacji Akademia de VirionW związku z rozszerzeniem dostępu do zawodów prawniczych pojawia się pytanie o kształtowanie kariery zawodowej nie tylko na początku, lecz także w czasie jej rozwoju Migracje wewnątrz korporacji i środowisk prawniczych niewątpliwie będą się nasilały nie tylko z powodów statystycznych, tj. powiększającej się niemal lawinowo liczby pełnomocników oraz obrońców, lecz także psychologicznych.Kształcenie aplikantów przeszło metamorfozę z nauczania indywidualnego w grupowe, zaś stosunek przez niektórych uznawany za czeladniczy: patron - aplikant, jest dzisiaj rzadkością. Tymczasem to właśnie te bliskie relacje budowały więzi łączące całe środowisko palestry, kształtowały postawy etyczne. Obecny system naboru kadr prawniczych przedkładając egalitaryzm nad elitarność, zagubił gdzieś tę niepowtarzalną więź wewnątrzkorporacyjną. Walka o rynek zajęła miejsce relacji koleżeńskich.W tych realiach zmiana zawodu podyktowana jest często racjami finansowymi, potrzebą bezpieczeństwa wykonywania pracy, zabezpieczenia socjalnego, pewnego spokoju, przewidywalności itd. Tu można upatrywać źródeł decyzji adwokatów i radców dotyczących zmiany pracy oraz woli przejścia do zawodu sędziego. Nie bez znaczenia jest też to, że zawód sędziego cieszy się estymą i zaufaniem społecznym w opinii publicznej dużo wyższym niż palestra. Ukształtowane często na podstawie filmów czy literatury wyobrażenie zawodu adwokata czy radcy nie wytrzymuje konfrontacji z trudną rzeczywistością i pojawia się potrzeba zmiany.Tak można by ogólnie zrekapitulować powody kierowania się prawników w stronę zawodu sędziego. Tymczasem zawód ten nie może być ani ucieczką dla tych, którzy nie radzą sobie w zawodzie adwokata albo są nim zmęczeni, ani szczytem ścieżki kariery referendarza sądowego.Zawód sędziego w demokratycznym państwie prawnym powinien być rzeczywistą koroną zawodów prawniczych. To wymaga oczywiście zmian, zarówno w systemie organizacji wymiaru sprawiedliwości, jego wizerunku i finansowania, jak i naboru kadr.Zawód ten powinien być otwarty dla wszystkich, którzy są go godni. Dla tych, którzy mają odpowiednią wiedzę, doświadczenie zawodowe, doświadczenie życiowe i predyspozycje psychologiczne. Dla tych, którzy są odważni i postępują etycznie. Tylko wtedy będzie zagwarantowane konstytucyjne prawo do rzetelnego wymiaru sprawiedliwości

Trybunał Konstytucyjny stał się strażnikiem spadających dochodów państwa
Strażnik konstytucji stał się strażnikiem spadających dochodów państwa. To nie jest właściwa droga i dla Trybunału Konstytucyjnego, i dla demokracji
Od 2008 r. trwa kryzys – nic nowego. Jest i Trybunał Konstytucyjny, któremu już od lat zarzuca się orzekanie po myśli parlamentu – też nic nowego. Ale niecałe dwa tygodnie temu stała się rzecz bez precedensu: prezes TK Andrzej Rzepliński publicznie powiedział, że trybunał – powołany przecież do ochrony konstytucji, a nie kontroli kondycji finansowej państwa – powinien uwzględniać w swoim orzecznictwie stan finansów państwa, bo gospodarka dołuje i spadają dochody budżetu. W konsekwencji to na sąd konstytucyjny przerzucany jest ciężar oceny możliwości wprowadzenia rozwiązań antykryzysowych.
Rzepliński przekonywał podczas Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK, że równowaga budżetowa jest samodzielną wartością konstytucyjną. Dodał również, że w swoich wyrokach TK musi uwzględniać obowiązki prorozwojowe państwa, do których zaliczył m.in. bezpieczeństwo energetyczne i budowę autostrad. Przemówienie spodobało się prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, który wyraził wdzięczność za to, że TK zważa na ograniczenia finansowe państwa.
– W trybunale nie rozważamy, czy orzec korzystnie dla Skarbu Państwa, badamy konstytucyjność przepisu. Jeżeli jest niekonstytucyjny, to nawet jeśli pociąga za sobą wydatki budżetowe, nie powstrzymuje nas to przed stwierdzeniem, że jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Wówczas odraczamy utratę mocy obowiązującej przepisu, tak by Skarb Państwa mógł się na to przygotować – przekonywał DGP jeszcze przed zgromadzeniem Andrzej Rzepliński.
– Z orzecznictwa trybunału jednak wynika, że dba o budżet państwa. Jeżeli sędziowie mają dylemat, z reguły orzekają korzystnie dla państwa – wskazuje Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Ochrona państwowej kasy
Tak jak w ubiegłym roku, gdy zajmowali się waloryzacją emerytur. Przez zmianę waloryzacji świadczeń z procentowej na kwotową wszyscy emeryci dostali podwyżkę w wysokości 71 zł brutto. Przez decyzję rządu z 2011 r. straciły osoby otrzymujące wysokie, kilkutysięczne emerytury, zyskali zaś najbiedniejsi. Od trybunału zależało, czy 3 mln poszkodowanych dostanie wyrównanie. TK orzekł, że zmiana zasad waloryzacji świadczeń nie jest sprzeczna z ustawą zasadniczą i tym samym uchronił budżet przed wypłatą ok. 1,8 mld zł.
W uzasadnieniu wskazano, że „waloryzacja kwotowa jest elementem szerszego programu równoważenia finansów publicznych, który ma zahamować wzrost wysokości długu publicznego oraz utrzymanie tendencji spadkowej wielkości deficytu budżetowego”. Wyrok nie był jednomyślny: zdanie odrębne zgłosiło aż pięciu sędziów. – To był trudny dylemat – przyznaje Rzepliński. Od razu po odczytaniu sentencji orzeczenia pojawiły się zarzuty, że o takim stanowisku zadecydowała ochrona państwowej kasy, a nie sprawiedliwość.
Podobnie sytuacja wyglądała z wydanym w grudniu wyrokiem
dotyczącym zamrożenia w 2011 r. wynagrodzeń sędziów oraz zależnych od nich płac prokuratorów. Rząd twierdził, że takie działanie, na którym zaoszczędził 140 mln zł, jest konieczne dla zachowania równowagi budżetowej. Trybunał przyznał mu rację. „Troska o stan finansów jest obowiązkiem władz. Polskie prawo nakazuje podjęcie określonych działań w razie przekroczenia kolejnych progów ostrożnościowych, ale nie zakazuje podjęcia ich wcześniej” – uzasadnił stanowisko trybunał.
Nie tylko w działaniach antykryzysowych sąd konstytucyjny wspiera władzę. Choć trzeba przyznać, że źle byłoby, gdyby jego wyroki były oderwane od rzeczywistości, to niepokojąca jest priorytetowa ochrona interesów państwa. Nie sposób nie dostrzec bezpiecznych dla władzy wyroków niezwiązanych z decyzjami oszczędnościowymi. Sprawa, która znalazła się na wokandzie TK miesiąc temu, również miała uderzyć w budżet.
Chodziło o pozbawienie jednostek samorządu terytorialnego udziału w postępowaniu przed komisjami, które zwracały Kościołowi oraz gminom żydowskim mienie zagrabione w PRL. W efekcie miasta i gminy musiały oddawać mienie własne, bo nie mogły się odwołać od decyzji Komisji Majątkowej (odnośnie do Kościoła katolickiego) oraz Komisji Regulacyjnej ds. Gmin Wyznaniowych Żydowskich.
Wyrok TK mógł mieć znaczenie dla postępowań przed sądami cywilnymi. I znów trybunał stanął po stronie budżetu. „Mam nieodparte wrażenie, że sędziowie boją się rozpatrywać sprawy, których rozstrzygnięcie w jakikolwiek sposób mogłoby być niekorzystne dla Skarbu Państwa” – skomentował orzeczenie prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. Władze tego miasta wyliczyły, że Kościołowi zostało przekazanych prawie 400 ha gruntów, które były własnością gminy. Jeśli więc trybunał orzekłby, że prawo do nich przeniesiono z naruszeniem prawa, wówczas Kraków mógłby dochodzić od państwa odszkodowania. Mogło ono sięgnąć nawet 30 mln zł.
Głośne jest także prorządowe orzeczenie sprzed 13 lat. Wówczas TK – rozpoznając sprawę dotyczącą możliwości pobierania przez państwowe uczelnie opłat za studia wieczorowe i zaoczne – stwierdził, że uznanie niekonstytucyjności przepisów „musiałoby prowadzić do zakwestionowania innych podstawowych norm konstytucyjnych mających na celu ochronę finansów publicznych państwa, określających sposób gromadzenia i wydatkowania środków finansowych, dopuszczalne granice długu publicznego czy zasady kształtowania budżetu państwa. Dostęp do bezpłatnych studiów w publicznej szkole wyższej musi być więc z natury rzeczy limitowany, uwzględniać realne możliwości determinowane stanem finansów publicznych państwa”.
Oczywiście zdarzają się wyroki niekorzystne dla państwa, jednak jest ich mniej. Orzeczeniem pociągającym za sobą wypłatę była sprawa rozpatrywana w TK w listopadzie 2012 r. Wyrok sądu konstytucyjnego był korzystny dla tysięcy emerytów, którzy w latach 2009–2010 skorzystali z prawa do świadczenia bez konieczności rezygnacji z pracy. Dla finansów państwa oznacza to, że zaoszczędzone miliony będą musiały zostać zwrócone. Szacuje się, że może chodzić o kwotę 640 mln zł.
Obciążeni lojalnością
Adwokat Jerzy Naumann podkreśla, że należy pamiętać o tym, że trybunał to strażnik konstytucji, a nie sędzia, który decyduje, ile racji przyznać obywatelom, a ile państwu.
Poza tym trybunał zna skutki finansowe uznania niekonstytucyjności przepisów, bo jeśli wyrok uchylający oznacza konieczność poniesienia przez państwo dodatkowych wydatków, prezes TK zobowiązany jest do zapytania premiera o to, jakie środki będą konieczne do wykonania wyroku. Może więc określić termin utraty mocy obowiązującej przez wadliwy przepis po zapoznaniu się z opinią rządu. W takiej sytuacji parlament ma czas, aby poprawić przepisy. – Każdy sąd, nie tylko trybunał, wydając wyrok, ma obowiązek baczyć na skutki swego orzeczenia: zarówno bezpośrednie, jak i dalsze – wskazuje Naumann.
– Ustawa zasadnicza wymaga, by orzeczenia trybunału uwzględniały – wśród innych wartości konstytucyjnych – także zachowanie równowagi budżetowej, ale nie kosztem ochrony praw człowieka – mówi konstytucjonalista Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego.
Granica jest jednak cienka. Stanisław Dąbrowski, pierwszy prezes Sądu Najwyższego, przemawiając podczas Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK, podkreślił, że trybunał nie powinien nadużywać argumentów finansowych do kontroli prawa.
Eksperci są podzieleni. Jedni stwierdzają kategorycznie, że przepis jest zgodny albo niezgodny z ustawą zasadniczą bez względu na to, ile to będzie kosztować. I to jest najważniejsze przy rozpoznawaniu spraw przez trybunał. Inni zwracają uwagę, że aspekt finansowy jest w końcu jednym ze skutków orzeczeń i nie sposób od tego uciec. Problem jednak w tym, w jakim zakresie ten aspekt powinien być albo nie być przesądzający przy wyrokowaniu.
A na to nie ma prostej odpowiedzi. – Albo konstytucja, albo dobro budżetu. Kierując się tym drugim, łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której Sejm uchwala ustawę, która odbiera obywatelom wszystkie oszczędności posiadane w bankach, zaś trybunał orzeka, że sytuacja budżetu jest ważniejsza niż konstytucyjna ochrona własności – przestrzega poseł Piotr Zgorzelski z PSL, który reprezentował grupę posłów w jednej z ostatnich spraw przed TK.
Jak decyzja się waży i jakie argumenty padają za określonym wyrokiem? Tego nie wiadomo, gdyż jest to tajemnica sali narad. Dopóki jednak monopol na wybór sędziów TK będzie miał Sejm, dopóty kontrola konstytucyjności norm będzie dokonywana z propaństwowym spojrzeniem. Modelowo, z chwilą przywdziania trybunalskiej togi, sędziowie są zobowiązani chronić konstytucję, a nie interesy grup parlamentarnych.
Problem jednak w tym, że trudno całkowicie się od tego odciąć. – W składzie pojawiają się więc nosiciele poglądów większości parlamentarnej – przyznaje prawnik Genowefa Grabowska z Uniwersytetu Śląskiego. Taka jest jednak cena wpisanej w demokrację procedury dzielenia łupów przez duże partie polityczne. – W efekcie mówi się, że trybunał to przedłużenie sposobu myślenia opcji politycznych. Sędziowie TK – osoby wyróżniające się wiedzą prawniczą – nie powinny jednak zapominać, że od troski o budżet jest rząd. Marzenie o TK wypranym z polityki jest nieosiągalne – dodaje Grabowska.
Choć stworzenie organu w pełni niezależnego od wpływów politycznych i konkretnych interesów nie jest możliwe, to jednak są pomysły na jego odpolitycznienie. Właśnie ważą się losy zmian w procedurze zgłaszania osób na kandydatów na sędziów TK. Problem w tym, że dotyczą one jedynie etapu początkowego, podczas gdy decydujący jest etap końcowy. On zaś pozostaje bez zmian: sędziego wybiera i wybierać będzie, jeżeli nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym wejdzie w życie, Sejm. – Aby się od tego odciąć, należy zmienić konstytucję, a do tego potrzeba większości w Sejmie i Senacie – wskazuje Chmaj. I to większości trudnej do zgromadzenia, tym bardziej że parlamentowi taka zmiana z pewnością nie byłaby na rękę, a nawet byłaby kłopotliwa.
Wyroki TK zależą i będą zależeć zatem w dużej mierze od kultury prawnej i moralnej konkretnego sędziego. – Zawsze będzie tak, że na wokandę TK będą wchodziły sprawy, które obciążą sumienie sędziów. Tylko ono im podpowie, jaką przyjąć optykę. Mamy prawo, my – obywatele, oczekiwać, aby było to patrzenie słuszne, sprawiedliwe i apolityczne – podkreśla Jerzy Naumann. Dodaje, że sumienie sędziów konstytucyjnych powinno być najwyższej próby. Jeśli ten warunek jest spełniony, to – zakładając kompletność wiedzy i doświadczenia życiowego sędziów TK – obywatele powinni czuć się bezpieczni.
Jednak tak naprawdę należy sięgnąć głębiej: trzeba tworzyć dobre prawo, aby TK nie miał dylematów natury politycznej. – Trybunał jest sądem konstytucyjnym, nie instancją, która ma rozwiązywać tragikomedię prawa serwowaną przez ustawodawcę. Trybunał to nie garaż, którego zadaniem jest naprawianie ułomnego prawa, które schodzi z taśmy produkcyjnej Sejmu. To jest poważna instytucja – podkreśla Naumann.
Dodaje, że wadliwe u swojego zarania prawo uchwalane przez ustawodawcę zmusza Trybunał Konstytucyjny do podejmowania decyzji natury politycznej. – To nie jest dobra dla demokracji ścieżka – przestrzega.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2013-04-19, ostatnia aktualizacja: 2013-04-19 09:33
Autor: Ewa Maria Radlińska
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 24

Spis treści
Prawo wykonywania zawodu nie będzie odebrane na zawsze 1
Powrót dla wyrzuconych z zawodu 1
Radca prawny musi się podpisać 2
Obrona wymaga obrony 5
Pożegnanie z korporacją 8



Prawo wykonywania zawodu nie będzie odebrane na zawszeEWA LVANOVA, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-04-24), Str.: B11
Prawo wykonywania zawodu nie będzie odebrane na zawszeKorporacjeEwa lvanova ewa.ivanova@infor.plAdwokat lub inna osoba zaufania publicznego, skreślona dyscyplinarnie z listy członków własnego samorządu, będzie miał prawo ubiegania się o ponowny wpis (np. wydaleni adwokaci - po 10 latach od daty uprawomocnienia się orzeczenia o karze). Takie zmiany przewiduje projekt nowelizacji ustawy Prawo o adwokaturze oraz niektórych innych ustaw, przygotowany przez prezesa Rządowego Centrum Legislacji. Wczoraj przyjął go rząd. Proponowane regulacje dotyczą, poza adwokatami, także radców prawnych, notariuszy, komorników sądowych, rzeczników patentowych, lekarzy weterynarii, farmaceutów, architektów, inżynierów budownictwa oraz urbanistów i diagnostów laboratoryjnych. Przepisy stanowią wykonanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 18 października 2010 r. (sygn. akt K1/09). Uznał on za niezgodne z konstytucją przepisy, które uniemożliwiają ubieganie się o ponowny wpis na listę członków samorządu zawodowego osobie skreślonej z listy z powodów dyscyplinarnych. Tym bardziej że taka surowa sankcja mogła dotknąć członka korporacji zarówno za niepłacenie składek, jak i z powodu popełnienia poważnegoJ nadużycia, kosztem zdrowia, życia, wolności lub majątku klientów. Zdaniem TK w interesie publicznym jest, aby zawody zaufania publicznego były wykonywane należycie, jednak odmowa przywrócenia do wykonywania zawodu powinna wynikać z przesłanek merytorycznych, a nie trudnych do uzasadnienia przeszkód formalnych.Projekt wprowadza także instytucję zatarcia wpisu od orzeczonej kary dyscyplinarnej, np. u adwokata przy zakazie wykonywania zawodu - po 15 latach przy zawieszeniu - po 5 latach, a przy upomnieniu, naganie lub karze pieniężnej - po 3 latach.W stosunku do osób, które wracają do zawodu prawniczego po orzeczeniu dyscypli-namym i które nie wykonywały zawodu przez co najmniej 10 lat, projekt przewiduje konieczność ponownego zdania egzaminu.Etap legislacyjnyProjekt ustawy zaakceptowany przez Radę Ministrów

Powrót dla wyrzuconych z zawodu. BORK, RZECZPOSPOLITA (2013-04-24), Str.: C2
Powrót dla wyrzuconych z zawoduRSĄD PRZYJĄŁ Dziś samorządowy sąd dyscyplinarny może pozbawić prawa do wykonywania profesji na zawsze. To ma się zmienić.Osoba odwołana ze stanowiska albo skreślona z listy członków danego samorządu zawodowego będzie się mogła ubiegać o ponowne powołanie na stanowisko albo ponowny wpis na listę (w większości wypadków po dziesięciu latach). Te najsurowsze kary będą też podlegały zatarciu. Takie zmiany wynikają z projektu o zmianie prawa o adwokaturze i niektórych innych ustaw, który wczoraj przyjął rząd. Zmiany dotyczą: adwokatów, radców prawnych, lekarzy weterynarii, notariuszy, farmaceutów, komorników sądowych, architektów, inżynierów budownictwa oraz urbanistów, rzeczników patentowych i diagnostów laboratoryjnych.Obecne regulacje Trybunał Konstytucyjny uznał w 2010 r. za zbyt rygorystyczne. Ocenił, że przedstawiciele poszczególnych profesji muszą mieć szansę na rehabilitację i powrót do wykonywania zawodu. Nie można pozbawiać takiej możliwości dożywotnio.Ci, którzy będą wracali do zawodu po dziesięciu latach, będą musieli ponownie zdać egzamin, a w niektórych zawodach odbyć szkolenia uzupełniające. Uznano bowiem, że po takim czasie niewykonywania profesji musi istnieć możliwość uzupełnienia i zweryfikowania wiedzy i umiejętności.Projekt przyjęty przez Radę Ministrów opracowało Rządowe Centrum Legislacji. Inny, dotyczący tego samego problemu, przygotował Senat. Ten projekt trafił właśnie do Sejmu. -bork trafi do Sejmu


Radca prawny musi się podpisaćPRZEMYSŁAW MOLIK, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-04-24), Str.: D8
Radca prawny musi się podpisaćProfesjonalny pełnomocnik, który składa skargę do sądu za klienta, musi się pod nią podpisać. Nie ma znaczenia to, że w aktach sprawy jest już jego pełnomocnictwoPRZEMYSŁAW MOLIK przemyslaw.molikginfor.pl lii! Stan faktycznyDo Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie wpłynęła skarga na interpretację podatkową. Skargę złożył pełnomocnik spółki - radca prawny. Sąd stwierdził, że skarga ma braki formalne. Wezwał do ich usunięcia w terminie 7 dni pod rygorem odrzucenia sprawy. Nakazał złożyć oryginał pełnomocnictwa lub poświadczoną za zgodność z oryginałem kserokopię pełnomocnictwa procesowego do działania w imieniu podatnika przed wojewódzkim sądem administracyjnym. Dodatkowo zobowiązał pełnomocnika do złożenia oryginału lub poświadczonej za zgodność z oryginałem kserokopii dokumentu, z którego wynikałoby umocowanie osób, które udzieliły pełnomocnictwa do reprezentowania przedsiębiorstwa.Pełnomocnik przesłał do kancelarii sądu kserokopię pełnomocnictwa z pieczęcią „za zgodność z oryginałem" oraz pieczęcią imienną pełnomocnika. Dołączył również kserokopię odpisu pełnego z rejestru przedsiębiorców spółki - potwierdzoną za zgodność z oryginałem. WSA w Warszawie stwierdził, że skarga w dalszym ciągu ma braki formalne - na dokumentach nie było własnoręcznego podpisu pełnomocnika. A to według sądu jest element niezbędny. Sąd wyjaśnił, że z art. 6 ust. 3 ustawy z 6 lipca 1982 r. o radcach prawnych (Dz.U. z 2002 r. nr 123, poz. 1059 z późn. zm.) wynika, że radca prawny ma prawo sporządzania poświadczeń odpisów dokumentów za zgodność z okazanym oryginałem w zakresie określonym odrębnymi przepisami. Poświadczenie powinno zawierać podpis radcy prawnego, datę i oznaczenie miejsca jego sporządzenia, a na żądanie - również godzinę dokonania czynności.Pełnomocnik nie zgodził się z tym i złożył kasację do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Domagał się uchylenia postanowienia WSA, dzięki czemu sąd musiałby skargę rozpoznać. Podkreślił, że WSA dysponował aktami sprawy administracyjnej, a w nich znajduje się kserokopia poświadczonego za zgodność z oryginałem pełnomocnictwa. Wynika z niego, że radca prawny był umocowany do reprezentowania przedsiębiorstwa nie tylko w toku postępowania przed ministrem finansów (wydaje interpretacje podatkowe), ale również do reprezentowania jej w postępowaniu sądowym.Stanowisko NSANSA nie uwzględnił skargi i postanowieniem z 8 kwietnia 2013 r. (sygn. akt IFSK142/11) utrzymał w mocy rozstrzygnięcie sądu wojewódzkiego. Podkreślił, że jest związany zarzutami skargi kasacyjnej. W skardze pełnomocnik nie wyraził jednak wątpliwości odnośnie do oceny sądu I instancji co do braku prawidłowego wypełnienia wezwania sądu do usunięcia braków. W skardze zarzucono, że WSA niezasadnie wezwał do dołączenia pełnomocnictwa, ponieważ było ono dołączone wcześniej do akt sprawy administracyjnej.NSA przypomniał, że zgodnie z art. 37 par. 1 ustawy - Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (tj. Dz.U. z 2012 r., poz. 270 z późn. zm.) pełnomocnik ma obowiązek dołączenia przy pierwszej czynności procesowej do akt sprawy pełnomocnictwa z podpisem mocodawcy lub wierzytel-nego odpisu pełnomocnictwa. Wskazał również, że w orzecznictwie sądowym utrwaliła się wykładnia tego przepisu, w myśl której to, że stosowny dokument został już dołączony do akt administracyjnych, nie zwalnia pełnomocnika od obowiązku przedłożenia pełnomocnictwa w postępowaniu sądo-woadministracyjnym. Tak też orzekał NSA m.in. 21 kwietnia 2005 r. (sygn. akt FSK 1551/04), 15 czerwca 2007 r. (sygn. akt II FSK 707/06), 26 maja 2009 r. (sygn akt II FSK 413/09). Tę linię skład orzekający w tej sprawie podzielił. Dlatego też WSA prawidłowo odrzucił skargę. Skład orzekający pokreślił jednak również, że znane są mu odmienne postanowienia innych składów orzekających - w przypadku gdy pełnomocnictwo do występowania przed sądami administracyjnymi znajduje się już w aktach administracyjnych.iii! KomentarzPaweł WoronowiczKancelaria WKB Wierciński. Kwieciński, BaehrW postanowieniu NSA z 8 kwietnia 2013 r. poruszone zostały dwa istotne zagadnienia prawne. Po pierwsze w tym rozstrzygnięciu NSA opowiedział się za tym poglądem w orzecznictwie, zgodnie z którym na podstawie art. 37 par. 1 ustawy z 30 sierpnia 2002 r. - Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (dalej p.p.s.a.) warunkiem formalnym skargi do WSA składanej przez pełnomocnika jest przedstawienie wraz z nią pełnomocnictwa albo jego uwierzytelnionego odpisu. Nie ma przy tym znaczenia, czy w aktach sprawy administracyjnej, którymi sąd dysponuje, znajduje się już odpowiednie pełnomocnictwo do działania zarówno w postępowaniu administracyjnym, jak i sądowoadministracyjnym. Z drugiej strony NSA odniósł się do problemu sposobu uwierzytelniania (poświadczania) dokumentów (w tym własnego pełnomocnictwa) za zgodność z oryginałem. W tym wypadku NSA stwierdził, że brak podpisu profesjonalnego pełnomocnika na uwierzytelnianej kopii dokumentu powoduje, że nie został on skutecznie uwierzytelniony.Wyrok wzmacnia rygorystyczny nurt orzecznictwa NSA w kwestii stosowania art. 37 par. 1 p.p.s.a. Można znaleźć ważkie argumenty zarówno za, jak i przeciw temu stanowisku - co zresztą jest zapewne przyczyną rozbieżności w orzecznictwie. Mimo że trudno polemizować z tym, iż postępowanie sądowoadministracyjne jest postępowaniem nowym, odrębnym od postępowania administracyjnego, to jednak jest z nim funkcjonalnie powiązane. Postępowanie przed sądem administracyjnym jest konsekwencją takiego, a nie innego rozstrzygnięcia uprzedniego postępowania administracyjnego, które podlega kontroli (w tym również w zakresie prawidłowej reprezentacji strony przez pełnomocnika) przez właściwy WSA. W takim wypadku - gdy pełnomocnictwo złożone do akt sprawy administracyjnej obejmuje upoważnienie do działania zarówno przed organem administracji, jak i przed sądem administracyjnym - brak wymogu złożenia nowego pełnomocnictwa na etapie postępowania sądowoadministracyjnego nie tworzy ani dla reprezentowanej strony, ani dla pewności obrotu prawnego praktycznie żadnego zagrożenia. Nadmierny formalizm sądów administracyjnych przy stosowaniu art. 37 par. 1 p.p.s.a naraża zaś strony na dodatkowe koszty i może być postrzegany jako ograniczenie konstytucyjnego prawa obywatela do sądu (por. art. 45 ust. 1 i art. 77 ust. 2 konstytucji).Z uwagi na istotne rozbieżności w orzecznictwie NSA w przedmiotowej kwestii wydaje się, że sąd ten powinien podjąć - na podstawie art. 15 par. 1 p.p.s.a - uchwałę mającą na celu wyjaśnienie przepisów prawnych, których stosowanie wywołało rozbieżności w orzecznictwie sądów administracyjnych. Niemniej jednak do czasu jej podjęcia profesjonalni pełnomocnicy - w celu ochrony interesów swoich klientów - powinni przy pierwszej czynności procesowej przed sądem administracyjnym dołączyć pełnomocnictwo albo prawidłowo uwierzytelniony jego odpis, niezależnie od tego, czy w aktach sprawy administracyjnej znajduje się pełnomocnictwo upoważniające do działania zarówno w postępowaniu administracyjnym, jak i sądowoadministracyjnym.Jeżeli chodzi o pozostawioną przez NSA w przedmiotowym postanowieniu do rozważenia możliwość zwrócenia się przez WSA bezpośrednio do strony o podpisanie skargi, nie uważam, żeby było to rozwiązanie właściwe. Pełnomocnika w postępowaniu zarówno administracyjnym, jak i sądowoadministracyjnym strona wybiera sama i to ona ponosi konsekwencje jego działania bądź zaniechania. Ponadto od profesjonalnego pełnomocnika - do którego obowiązków należy działanie w najlepiej pojętym interesie klienta - wymaga się wyższego stopnia staranności niż od samej strony. Dodatkowo nawet w przypadku wad samego pełnomocnictwa wezwanie do uzupełnienia braków formalnych kieruje się do pełnomocnika, a nie do strony (por. postanowienie NSA z 23 kwietnia 2009 r. w sprawie o sygn. II FSK 46/08).


Obrona wymaga obronyCZESŁAW JAWORSKI, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-04-24), Str.: D7
: polemika kompetencje radców prawnychObrona wymaga obronyKonstytucja zobowiązuje, by w postępowaniu karnym działał obrońca gwarantujący prawo do obrony rzeczywistej, anie jakikolwiek obrońcaCZESŁAW JAWORSKI byty prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, redaktor naczelny.Palestry"Felieton pt. „Obrona nie do obrony" (Prawnik z 27 marca 2013 r.) wyraźnie wskazuje, że jego autor Dariusz Sałajewski szykuje się do środowiskowej walki wyborczej o funkcję prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych. Świadczy o tym dobór argumentów oraz zakreślonych celów. Nie ma przy tym znaczenia, że są one niejednokrotnie wewnętrznie sprzeczne i pozbawione dostatecznego uzasadnienia. Dzieje się to z pewnością zgodnie z porzekadłem „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek".Dariusz Sałajewski podziela krytyczne opinie wielu środowisk zawodowych na temat rządowego projektu tzw. ustawy deregulacyjnej, z wyjątkiem jednej propozyq'i - przyznania radcom prawnym kompetencji obron w sprawach karnych, którą uznaje za racjonalną, ale nie do końca Felietonista (i zarazem wiceprezes KRRP) nie ukrywa bowiem, że samorząd radcowski nie uznaje za słuszne wyłączenia radców prawnych zatrudnionych na etacie z grona przyszłych obrońców w postępowaniach karnych, a akceptowanie tego ograniczenia, w aktualnym stanie prac ustawodawczych, ma charakter wyłącznie taktyczny. Doświadczenie wyniesione z poprzednich podobnych zdarzeń nakazuje z góry założyć, że w niedalekiej perspektywie zostaną podjęte działania (przy pomocy licznej rzeszy lobbystów wywodzących się z tego środowiska, a pełniących ważne funkcje publiczne - jak dotychczas) zmierzające do tego, aby obrońcami w sprawach karnych zostali radcowie prawni zatrudnieni na etatach m.in. w urzędach państwowych, w policji i służbach specjalnych. Wszystko to odbędzie się w ramach „racjonalności" ustawodawcy. Bardziej kuriozalnego rozwiązania nikt w Unii Europejskiej nie wymyślił. Jak się wydaje, chciejstwo niektórych przedstawicieli samorządu radcowskiego nie ma żadnych granic. Ciekawe, kiedy przyjdzie kolej na próbę przejęcia niektórych czynności notarialnych, rzeczników patentowych czy innych zawodów prawniczych.Na uwagę zasługuje zastosowana przez felietonistę narracja. Przedstawia osoby i grupy zawodowe mające odmienne od samorządu radcowskiego stanowisko w sposób ośmieszający. Nie relacjonuje poglądów, a ogranicza się do informacji o przynależności partyjnej lub uszczypliwości.Kwestionuje prawo sędziów do oceny profesjonalności radców prawnych jako ewentualnych kandydatów na obrońców, choć sędziowie stykają się z nimi na salach sądowych. Powołującym się na niekorzystne dla tej koncepcji opinie sondażowe zarzuca, że ulegają socjotechnicznej manipulacji. Dla felietonisty nie ma znaczenia to, że takie opinie sformułowane zostały na podstawie badań znacznej grupy sędziów orzew Państwowej Komisji Arbitrażowej) do pełnienia funkcji obrończych - podobno już od 1 stycznia 2014 r. Jaką mają wiedzę procesową, jakie doświadczenie wynikające z praktyki Ani słowa o bezspornych faktach, takich jak to, że przestępczość (na szczęście) spada, że zmniejsza się wpływ spraw karnych do sądów, że maleje liczba spraw, w których oskarżeni korzystają z pomocy obrońców, że Skarb Państwa stara się zaoszczędzić na opłatach za obrony z urzędu, że wzrosła kilkakrotnie liczba adwokatów jako grupy zawodowej, która od niepamiętnych czasów prowadzi obrony w sprawach karnych (wykonywała obrony z urzędu zarówno wówczas, gdy traktowane to było jako praca społeczna, jak i wtedy, gdy zasądzane były kilku- lub kilkudziesięciu złotowe kwoty za udział w wielomiesięcznych postępowaniach karnych).Istnieje wiele powodów przemawiających przeciwko przyznaniu radcom prawnym uprawnienia do prowadzenia obron w postępowaniu karnym. Odwołam się do kilku z nich. Rządowy projekt nowelizacji kpk., który zmierza do przyznania radcom prawnym uprawnień do prowadzenia obrony w sprawach karnych, budzi istotne zastrzeżenia z konstytucyjnego punktu widzenia, W szczególności chodzi o konstytucyjną zasadę prawa do obrony i prawa do korzystania z pomocy obrońcy (art 42 ust 2 Konstytucji RP). Wprawdzie ustawa zasadnicza operuje tutaj bardzo ogólnymi sformułowaniami (np. nie określa, kto może być obrońcą w postępowaniu karnym, pozostawiając rozwiązanie tejI::::'Okazuje się, że część radców prawnych chce się zająć pomocą prawną w sprawach karnych, bo popyt na usługi profesjonalnych prawników ze strony drobnych przedsiębiorców jest znikomy kających w sprawach karnych. Naczelnej Radzie Adwokackiej i adwokatom zarzuca, że krytyka, jakiej poddają projekt, ma podłoże czysto ekonomiczne. W tym przypadku szydło wyszło z worka.Okazuje się bowiem, że część radców prawnych, szczególnie tych tuż po egzaminie radow-skim, chce się zająć pomocą prawną w sprawach karnych dlatego, „że popyt na usługi profesjonalnych prawników ze strony średnich i małych przedsiębiorców jest znikomy". I dalej: „z ofertami miejsc pracy z pewnością nie pospieszy administracja publiczna". Skoro tak - to państwo powinno radcom prawnym przyznać dodatkowe uprawnienia, aby zwiększyć ich możliwości dochodowe.W felietonie nie ma zaś ani słowa o prawie obywateli do rzetelnej, profesjonalnej obrony, ani słowa, w jaki sposób samorząd radcowski przygotował swoich członków (łącznie z tymi, którzy zdawali egzamin kwestii ustawie zwykłej), to jednak gwarancyjna funkcja tego przepisu wymaga przyjęcia, że obrońcą w postępowaniu karnym może być wyłącznie ktoś, kto daje rękojmię należytej obrony interesów osoby, przeciwko której toczy się postępowanie karne.Konstytucja nie zakłada, by w postępowaniu karnym działał jakikolwiek obrońca, lecz wymaga, aby był to obrońca gwarantujący prawo do obrony rzeczywistej. Z uwagi na ustrojowe usytuowanie korporacji radców prawnych oraz długoletnią i utrwaloną specjalizację w obsłudze spraw z zakresu prawa administracyjnego, cywilnego i gospodarczego proponowanego rozwiązania nie da się z ową gwarancją pogodzić, a prawo do obrony rzeczywistej nie powinno stanowić zachęty do prowadzenia eksperymentów nieznanych w państwach kierujących się zasadami demokratycznego państwa prawnego.W ubiegłym roku w piśmie skierowanym do ministra sprawiedliwości dr. Jarosława Cowina sześciu profesorów adwokatów, których przedmiotem działalności naukowej i zawodowej pozostaje przede wszystkim prawo karne, zwróciło uwagę na kilka kwestii przemawiających przeciwko poszerzeniu kręgu podmiotów uprawnionych do pełnienia funkcji obrońcy w postępowaniu karnym o radców prawnychObrońca w sprawie karnej musi chronić obywatela przed innymi, silniejszymi od niego strukturami, w tym przed państwem. Realizując ustawowe powinności, wielokrotnie musi podejmować czynności pozostające w opozycji do organów państwa, a jego rola sprowadza się do poszukiwania i tworzenia przeciwwagi dla działań realizowanych przez organy procesowe w imieniu państwa oraz przy wykorzystaniu przysługującego państwu imperium.Całkowita niezależność od państwa możliwa jest tylko wówczas, gdy osoba będąca obrońcą nie pozostaje w szeroko rozumianym stosunku zatrudnienia, w tym stosunku zatrudnienia z organem państwowym lub samorządowym, który ze swojej istoty stwarza daleko idącą zależność. Z tego powodu w polskim systemie prawa od niepamiętnych czasów funkcja obrońcy w procesie karnym była zastrzeżona dla osób wykonujących wolny zawód na warunkach określonych w ustawach dotyczących zadań i organizacji adwokatury. Rozwiązanie takie pozwala nie tylko zachować niezależność obrońcy od innych podmiotów, ale gwarantuje także zachowanie odpowiednich standardów etycznych i stanowi gwarancję należytego wypełniania obowiązków zawodowych, w tym zachowania bezwzględnej tajemnicy obrończej. Wypada podnieść, że Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przy Ministrze Sprawiedliwości w opracowanym przez siebie projekcie zmian w procedurze karnej nie postulowała zmiany obecnie obowiązującego przepisu art. 82 kp.k w brzmieniu „obrońcą może być jedynie osoba uprawniona do obrony według przepisów o ustroju adwokatury".Cele i zadania danej grupy zawodowej zorganizowanej na zasadzie samorządu zawodowego określają ustawy zwykłe. W ramach tych ustaw organy poszczególnych samorządów winny się skupiać przede wszystkim na realizacji określonych dla nich kompetencji, a nie na przejmowaniu kompetencji przewidzianych dla innych samorządów. Słusznie przeto zwraca się uwagę na genezę i motywy, które legły u podstaw powołania samorządu zawodowego radców prawnych Zgodnie z ustawą z 6 lipca 1982 r. o radcach prawnych wykonywanie zawodu radcy prawnego miało polegać wyłącznie na obsłudze prawnej państwowych i spółdzielczych jednostek organizacyjnych.Dokończenie na str. 8Dokończenie ze str. 7Radca prawny w odróżnieniu od adwokata miał być prawnikiem jednostek organizacyjnych, nie zaś zapewniać pomoc prawną osobom fizycznym. Mimo iż status radcy prawnego po transformacji ustrojowej uległ wyraźnym przeobrażeniom, idee, które stanowiły siłę sprawczą powołania ich samorządu, nie straciły na znaczeniu. Przejawia się to min. w braku wyraźnego stanowiska samorządu radcowskiego w ważnych sprawach dla ochrony praw i wolności obywatelskich czy w przyjętym modelu szkolenia aplikantów radcowskich i doskonalenia zawodowego radców prawnych w zakresie prawa karnego. W tej sytuacji może zaistnieć niepokojące zjawisko, że nieprzygotowani merytorycznie - i jak sądzę - mentalnie do pełnienia funkcji obrońcy radcowie prawni będą przesądzać o iluzorycznym charakterze prawa jednostki do obrony.Wbrew podnoszonemu poglądowi, że radcowie prawni, pełniąc inne funkcje w postępowaniu karnym, tym samym są przygotowani do pełnienia funkcji obrońcy oskarżonego, należy z całą mocą wskazać, iż nie można postawić znaku równości pomiędzy działaniami radców prawnych w innych sferach procesu karnego (np. w charakterze pełnomocnika) a prowadzeniem obrony karnej. Te różnice wynikają przede wszystkim z normy gwarancyjnej określonej w art 42 ust 2 Konstytucji RP. Przepis ustawy zasadniczej odnosi się wprost jedynie do repre-zentagi procesowej oskarżonego („każdego, przeciwko komu prowadzone jest postępowanie karne"). Ten wysoki standard konstytucyjny nie ma zatem odniesienia do reprezentacji w postępowaniu karnym innych podmiotów niż oskarżony. Rozwiązanie to da się wytłumaczyć tym, że w przypadku oskarżonego w rachubę wchodzi zagrożenie przez proces karny najistotniejszych dóbr prawnych o charakterze konstytucyjnym (wolność, prawo do czci i dobrego imienia, prawa majątkowe itd.), tymczasem inne strony postępowania karnego - w zasadzie - nie ryzykują tych dóbr w postępowaniu kamym. Wyższa jest zatem odpowiedzialność obrońcy i w konsekwencji także wyższe wymagania profesjonalne stawiane obrońcy. Brak jest więc symetrii normatywnej pomiędzy obroną i działaniem w charakterze pełnomocnika innego uczestnika procesu. Stąd konieczność zagwarantowania najwyższej kompetencji obrońców. Taką rękojmię daje pełnienie funkcji obrońców przez adwokatów.A propos zastrzeżeń felietonisty dotyczących badań opinii publicznej. W maju ubiegłego roku renomowana firma TNS Polska przeprowadziła pilotażowe badania mające na celu poznanie opinii sędziów orzekających w sprawach karnych na temat dostępności do zawodów prawniczych oraz planów rozszerzenia uprawnień radców prawnych w postępowaniu kamym. Analizie poddano 123 prawidłowo wypełnione kwestionariusze wywiadu, sporządzone dobrowolnie i anonimowo przez sędziów Sądów Okręgowych w Katowicach i Ci i wicach. Zdaniem większości badanych (62 proc) dostęp do aplikacji jest obecnie wystarczający. 76 proc. ankietowanych nie dostrzegało potrzeby rozszerzenia kręgu zawodowego osób uprawnionych do obrony w sprawach karnych o radców prawnych. Przeszło połowa (56 proc.) nie zgodziła się ze stwierdzeniem, iż radcowie prawni dają rękojmię realizacji konstytucyjnego prawa do obrony.Adwokatura została powołana do współdziałania w ochronie praw i wolności obywatelskich. Do podstawowych praw zalicza się prawo do obrony i prawo do korzystania z pomocy obrońcy. Samorząd adwokacki i zrzeszeni w nim adwokaci w pełni zabezpieczają realizację tych praw. Nie zachodzą żadne merytoryczne powody, aby obowiązujący obecnie w tym zakresie stan prawny zmieniać. Czyżby wobec tego rzeczywiście zachodziła konieczność obrony instytucji obrony w postępowaniu kamym

Pożegnanie z korporacjąKAROL ORZECHOWSKI, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-04-24), Str.: D4
Przybywamłodych prawników, którzy zdecydowali się odejść z wielkich kancelarii i zacząć działać na własny rachunekPożegnanieKAROL ORZECHOWSKI założyciel kancelarii Pietrzyk Orzechowski Wojtowicz sp.k.Anna Krzyżanowska anna.krzyzanowska@infor.plPraca w korporacji to często konieczność umiejętnego poruszania się wśród karierowiczów, prymusów, donosicieli, złośliwców i innych mało ciekawych postaci W takim środowisku ciężko jest funkcjonować osobom przedsiębiorczym mającym pomysł na siebie, czy tym, które wymykają się schematom.Oczywiście wielkie kancelarie wciąż jak magnes przyciągają młodych, nastawionych na błyskotliwą karierę prawników. Tych starszych zaś, którzy nauczyli się egzystować w rozbudowanej strukturze, mamią poczuciem stabilizacji (pewnością stałego zarobku, wypracowaną w organizacji pozycją, długą, ale przewidywalną ścieżką awansu zawodowego).Coś się jednak zmienia, i to pomimo odtrąbionego kryzysu. Na rynku co rusz pojawiają się firmy założone przez osoby, których chęć do stworzenia czegoś własnego wypchnęła z korporacyjnych bram. Niektórzy z „uciekinierów" tłumaczą, że do decyzji o założeniu własnego bran-du dojrzewa się latami Ale nie brak też przedstawicieli młodego pokolenia, którzy otwarcie przyznają, że już na starcie kariery myśleli o własnym biznesie, a pierwsze lata spędzone w korporacji miały im ułatwić zdobycie niezbędnego doświadczenia i kontaktów.Tych ostatnich nie zatrzymałyby w wielkiej strukturze ani podwyżka, ani pochwały szefostwa, ani jakiekolwiek laury. Pracę na swoim wybrali m.in. dwaj młodzi prawnicy, którzy dzięki nominacjom dotychczasowego pracodawcy zajęli wysokie pozycje w ubiegłorocznej edycji rankingu Rising Stars - organizowanego przez Dziennik Cazeta Prawna konkursu dla prawników jutra.SEBASTIAN PIETRZYK założyciel kancelarii Pietrzyk Orzechowski Wojtowicz sp.k.Sześć miesięcy temu opuścili panowie dotychczasowe miejsca pracy i rozpoczęli budowę własnej marki. To chyba nie była prosta decyzja karol Orzechowski: Decyzja o odejściu nie była łatwa i bynajmniej nie była podjęta bez głębszego namysłu. Wynika jednak bezpośrednio z tego, dlaczego w ogóle postanowiliśmy rozpocząć pracę w korporacjach Motywacje u młodego prawnika są z gruntu nieskomplikowane. Niektóre z nich są prozaiczne, jak np. perspektywa wysokich zarobków czy możliwość pracy w międzynarodowym środowisku. Inne zaś wynikają z ambicji prawnika, który już na wczesnym etapie jest świadomy swoichSkala działania dużej korporacji wymaga zastosowania dziesiątek procedur, których zadaniem jest unifikacja świadczonych usług. Wciskają one młodego prawnika w gorset standaryzacji, odbierając kreatywność i zapał pasji zawodowych i drogi jaką chce podążać, aby je zrealizować. Tym drugim przypadkiem okazał się być Sebastian, który pokonując kolejne szczeble w coraz większych kancelariach, konsekwentnie rozwijał swoją specjalizację. Grzegorz podjął decyzję o współpracy z pierwszą kancelarią w oparciu o wcześniejsze profesjonalne kontakty z jej prawnikami A w moim przypadku to była ciekawość, która zaprowadziła mnie w głąb tajemniczego świata międzynarodowych korporacjiZbierali zatem panowie doświadczenia na różnych polach.karol Orzechowski: To prawda, mamy za sobą lata pracy w rozmaitych formułach, od małych kancelarii po globalnych graczy. Każdy z nas miał okazję skonfrontować swoje wyobrażenia i oczekiwania z rzeczywistością. To wnioski z tych konfrontacji doprowadziły nas do decyzji o wspólnym przedsięwzięciu. Dla Sebastiana to był najlepszy moment, aby zdyskontować ponad-dziesięcioletnie doświadczenie i relacje z klientami we własnej kancelarii Grzegorz chciał powtórzyć model kancelarii w której pracował, gdzie współpraca była oparta na wzajemnym zaufaniu i wysokiej jakości świadczonych usług. Ja chciałem się realizować w miejscu, gdzie będę dysponował większą autonomią, a procedury zastąpi porozumienie i gdzie nie stracę z pola widzenia życia prywatnego.I tak zrodził się pomysł na biznes... Sebastian PIETRZYK: Rzeczywiście inspiracją a jednocześnie impulsem był moment, w którym wspólnie osiągnęliśmy bardzo podobny moment w życiu zawodowym. Mając doświadczenia zdobyte w odmiennych strukturach, postanowiliśmy podczas jednego ze spotkań połączyć nasze siły, entuzjazm, pomysły oraz idee. Oprócz wspólnej wizji prowadzenia biznesu i tego, że wspólnie z sukcesem ukończyliśmy aplikację, mamy całkowicie odmienne charaktery. Każdy z nas swoim indywidualnym podejściem dodaje organizmowi który stworzyliśmy, swoistego kolorytu. Karol - purysta językowy, autor czarnych scenariuszy wydarzeń pasjonat energetyki Grześ - niezwyciężony wojownik na sali sądowej, kopalnia anegdot i dowcipów na każdy temat, i moja skromna osoba - urodzony optymista, zwolennik innowacyjnych rozwiązańNie było oczywiście tak, że od razu po podjęciu decyzji o wspólnym przedsięwzięciu udaliśmy się do notariusza w celu zawarcia umowy spółki Nasza decyzja była przedmiotem cotygodniowych dyskusji podczas których ścieraliśmy się i spieraliśmy, ale zawsze jednomyślnie podejmowaliśmy ważne decyzje finansowe i biznesowe, które dzisiaj procentują i pozwalają nam z dumą powiedzieć: „tak, osiągnęliśmy sukces". Przy okazji dosyć wydatnie wspieraliśmy jedną z warszawskich śródmiejskich kawiarni w atmosferze której rodziły się nasze pomysły i idee.Jakie są główne wady pracy w dużym, korporacyjnym organizmie karol Orzechowski: Praca w korporacji, jak każda inna praca, ma swoje dobre i złe strony, przy czym większość tych złych wynika z powodów obiektywnych, jak np. wielkość struktury. Duża skala wymaga zastosowania wielu rygorów zawartych w dziesiątkach procedur, których zadaniem jest globalna unifikacja poziomu świadczonych usług. Nierzadko jednak wciskają one młodego prawnika w ciasny gorset standaryzacji który odbiera mu kreatywność i chęć do riTiałania inną wadą jest skrajne nastawienie na rezultat I nie chodzi tu o jakość pracy, która wadą nie jest, ale o ilość przepracowanego czasu, który można następnie sprzedać klientowi Bezwzględne nastawienie na tak rozumiany wynik w zestawieniu z brakiem pomysłu na siebie może doprowadzić do stanu, w którym prawnik będzie się mógł pochwalić wieloletnim doświadczeniem ale już nie konkremymi umiejęmościamiSebastian Pietrzyk: Tworząc własną markę, staraliśmy się wykorzystać sprawdzone wzorce, ale i jednocześnie wyeliminować pewne słabości które w korporacyjnym organizmie bardzo często nie są dostrzegane w odrxwiednim momencie. Postawiliśmy na ludzi i młodość. Pracujemy z bardzo zdolnymi pełnymi zapału i pasji młodymi prawnikami dla których nie tylko praca sama sobie jest wartością. Ich zainteresowania budzą w nas podziw i odnosimy wrażenie, że realizując się w nich, wnoszą do firmy największą wartość - satysfakcję z pracy i odnoszonych wspólnie sukcesów.Nie można chyba jednak powiedzieć, że praca na własną ręką to sielanka. Jakie są dobre i złe strony takiego przedsięwzięcia karol Orzechowski: Działanie na własny rachunek z definicji nie ma złych stron. Właściwsze wydaje się zdefiniowanie tych zagadnień jako dobrych stron i wyzwań Po sześciu miesiącach wspólnego tworzenia nowej kancelarii do dobrych stron niewątpliwie zaliczamy możliwość kreowania naszej profesjonalnej rzeczywistości Natomiast wyzwaniem jest działanie w poczuciu odpowiedzialności za klientów i ich sprawy, spółkę i współpracowników. Na pytanie, czy było warto, każdy z nas bez zastanowienia odpowie: tak.Boicie się konkurencji Sebastian Pietrzyk: Wydaje mi się, że nie można rozmawiać o konkurencji w kategoriach strachu Nie boimy się, szanujemy nasze koleżanki i kolegów, z którymi na co dzień musimy „walczyć" o klienta. Nie mamy absolutnie żadnych kompleksów w starciach z dużymi międzynarodowymi i polskimi firmami prawniczymi - oferujemy przecież produkt i usługi o takiej samej jakości jednocześnie mając możliwość przedstawienia klientom nowych innowacyjnych rozwiązań Jako jedni z pierwszych odważyliśmy się zaprojektować naszą infrastrukturę komunika-cyjną w chmurze opartą o rozwiązania Microsoft - to dzięki temu możemy oferować klientom dostęp do ich dokumentów, ale również do podglądu postępu prac zdalnie - co pozwala im zaoszczędzić nawet do 30 proc. ich budżetu. Jako pierwsi na rynku oferujemy usługi w zakresie public afiairs i lobbingu korporacyjnego. We współpracy z zewnętrznymi doradcami oferujemy również rozwiązania strategiczne w zakresie zarządzania reputacją i sytuacją kryzysową.Czy obecnie jest czas na to, żeby odchodzić z korporacji i zakładać własne kancelarie Sebastian Pietrzyk: Oczywiście, to idealny moment, by doświadczeni, zdolni i przede wszystkim przedsiębiorczy prawnicy decydowali się na start własnych firm. Wciąż przecież nie jest u nas dobrze zagospodarowany rynek średnich a nawet dużych przedsiębiorców. Zakładam, że wielu prawników polegnie już na początku swojej nowej drogi ale część z nich za kilka lat będzie mogła się pochwalić sukcesem, którego miarą nie będzie liczba zatrudnionych prawników i gigantyczne milionowe przychody, ale to, że zrealizowali swój własny pomysł na biznes, z którego najzwyczajniej w świecie będą dumni z korporacjąJak poznać, że nie warto decydować się na własną działalność prawniczą 1 Jeżeli nie masz przekonania, że klienta możesz obsłużyć lepiej.Możemy w tym miejscu darować czytelnikom truizmy o tym, że działalność prawnicza wykonywana jest dla dobra i w interesie klienta, ale nie możemy pozwolić sobie samym zapomnieć o tej prawdzie. Ani pozwolić zapomnieć o niej samym klientom. W gruncie rzeczy firma, marka, sposób prowadzenia działalności to tylko platforma, która ma klientowi służyć. Jeśli budując taką nową platformę, nie jesteśmy przekonani, że będziemy mogli dzięki niej zaoferować klientowi więcej, niż oferowaliśmy do tej pory działając pod szyldem pracodawcy - lepiej dać sobie (i klientowi) spokój.2 Jeżeli brak ci pomysłu, jak wykorzy- stać niezależność.Po rozstaniu się z organizacją, taką jak duża kancelaria lub korporacja, i rozpoczęciu działalności prawniczej na własny rachunek niezależność przybiera konkretne kształty, staje się bardzo wymierna. Niezależność w korporacji może być pozą. Tutaj staje się koniecznością. I nie idzie tylko o jej najbardziej oczywiste odsłony: jak autonomia finansowa czy odpowiedzialność prawna. Niezależność to także samodzielność poglądu, pomysłu, decyzji i realizacji. Możemy Uczyć na sugestie czy rekomendacje, ale o tym, w jakim kierunku, z kim i jakim tempem się idzie - decyduje się samemu. Być może jest to pewne obciążenie, ale też szansa na realizowanie własnych pomysłów co do optymalizacji obsługi, organizacji pracy, komunikacji z klientami. Jeżeli tych pomysłów nie ma - zostaje tylko ciężar. Po cóż byłoby go wtedy dźwigać 3 Jeżeli masz więcej zaufania do instytucji, w której pracujesz, niż do samego siebie.Podobno warto podążać za tymi, którym ufamy. Jeżeli czujesz, że to instytucja daje niezbędne poczucie pewności, że bez niej będzie ci brakować czegoś istotnego, będziesz zagubiony - być może nie warto tego wrażenia bagatelizować ani ignorować. Oczywiście, nie twierdzimy, że warunkiem podjęcia decyzji o „przejściu na swoje" musi być brak jakichkolwiek obaw i wszechogarniające poczucie samowystarczalności. Przecież nie jesteśmy omnipotentni i wieleNiezależność w korporacji może być pozą, we własnej kancelarii jest koniecznością. I nie chodzi tylko o tak oczywiste sprawy jak autonomia finansowa i odpowiedzialność prawna.Ważna jest też samodzielność w poglądach, pomysłach i decyzjach ---SZYMON MUSTER i ŁUKASZ KOWALCZYK radcowie prawni, wspólnicy w kancelarii Dzidowski Kowalczyk K/luster sp.k.czerpiemy i uczymy się od osób wokół. I nie tylko od tych, z którymi prowadzimy kancelarię. Jesteśmy przekonani, że warto słuchać ludzi i warto czerpać z kontaktów z nimi, a uczynienie z kancelarii warownego zamku otoczonego relacyjnym murem (i fosą dla pewności) to raczej przepis na porażkę, a nie na sukces. Gorzej, gdy nie mamy wystarczającego zaufania do samych siebie, by zdobyć się na samodzielne wyznaczanie sobie kierunków, a czujemy się bardziej komfortowo, gdy wyznacza nam je szef i organizacja, której częścią jesteśmy. Czy wtedy ten pierwszy samodzielny krok będzie czyniony z przekonaniem 4 Jeżeli nie ciekawi cię, czym zajmują się twoi klienci, i nie lubisz z nimi o tym rozmawiać.Edukacja i praktyka prawnicza dają całkowicie odmienne spojrzenie na otaczający nas świat i występujące w nim relacje - czy te zwykłe międzyludzkie, czy też profesjonalne. Zamiast normalnych sytuacji widzimy zdarzenia prawne, a zachowania ludzkie postrzegamy jako czynności prawne lub co najmniej prawnie relewantne. Posługiwanie się hermetycznym językiem i uzyskiwana dzięki temu łatwość zrozumienia innych prawników może dać złudne poczucie, że to jedyny właściwy obraz świata. Takie przekonanie nie dość, że jest błędne, to jeszcze jest pułapką. Nawet jeśli terminologia prawnicza nie jest w danym przypadku wtórna i zapóźniona w stosunku do rzeczywistości, którą opisuje (a zazwyczaj jest), to co dobrego nam przyjdzie z tego, że będziemy rozumować hiperpoprawnie, skoro klient nas nie zrozumie Poza tym nie idzie o udowodnienie swojej wyższości wśród prawniczych konfratrów (choć to czasami może być kuszące), tylko o odpowiedzenie na potrzeby klienta.Pierwszym krokiem jest zrozumienie tych potrzeb, a w tym celu należy wyjść klientowi naprzeciw i rozmawiać z nim jego językiem, a także chcieć i umieć z klientem rozmawiać o jego działalności, a nie monologować o jurydycznych zawiłościach. Drugim krokiem (który, jak nam się wydaje, przychodzi dość naturalnie) jest utrzymywanie zainteresowania działalnością klienta. Jeśli tego nie polubisz, nigdy nie będziesz mógł w pełni zrozumieć rzeczywistych celów klienta lub co gorsza, czego od ciebie oczekuje. Dlatego trzeba poświęcać poznaniu specyfiki jego działalności tyle samo albo nawet więcej czasu, co doskonaleniu prawniczemu.Zdaje się nam, że powyższe nie dotyczy tylko takich dziedzin, jak nowoczesne technologie (np. zapewnienie bezpieczeństwa danych w usługach opartych na cloudcomputingu) czy branża finansowa (np. unikanie strat kapitałowych dzięki derywatom ryzyka kredytowego), ale również tradycyjnych gałęzi gospodarki, jaką jest rynek nieruchomości. Najem instytugonalny powierzchni biurowych lub handlowych wymaga zrozumienia celów biznesowych właścicieli takich obiektów, a przygotowanie nawet bardzo poprawnej prawnie umowy może całkowicie się rozminąć z oczekiwaniami inwestora.5 Jeżeli uważasz, że warto poczekać, aż sytuacja gospodarcza będzie bardziej sprzyjająca.Bynajmniej nie dlatego, że rozumowanie takie jest błędne. Nie jest trudno wyprowadzić pozytywną korelację pomiędzy ożywieniem gospodarczym a kondycją firm prawniczych nastawionych tak jak nasza kancelaria, na obsługę przedsiębiorców. Więcej nawet - czynników warunkujących a przez to argumentów przeciwko i powodów, by znaleźć dogodniejszy termin dla decyzji o założeniu biznesu prawniczego, można znaleźć sporo. I jeśli je widzisz, są dla ciebie ważkie, lubisz je analizować, kwantyfiko-wać i wyceniać - to nikomu z tym dyskutować. Świat jako wola i wyobrażenie. Decydując się na własny biznes, Stawiamy na-to pierwsze. Jeśli drugi określnik staje się listą zastrzeżeń i działa jak inhibitor twojej siły napędowej, jeśli każe ci sądzić, że pewno się nie uda, że teraz nie warto - to pewnie nie warto.A przecież można na cała sprawę spojrzeć diametralnie inaczej. Płynięcie z falą jest dużo łatwiejsze, lecz wówczas tak naprawdę tylko się unosisz. Prawdziwą szansą jest czas zmian - tylko wtedy nowe podmioty uzyskują prawdziwy potencjał zaistnienia na rynku.5 Jeżeli odpowiada ci sytuacja, w której granice twojej odpowiedzialności są jasno wyznaczane przez innych.Jasne zasady podziału odpowiedzialności, zadań i obowiązków, możliwość odwołania się do wyższej instancji, działanie na podstawie i w granicach jednoznacznych i zrozumiałych poleceń. To marzenie nie tylko fryderycjańskiego biurokraty, ale wielu rozsądnych obywateli. Korporacje, których struktura i sposób działania uosabia powyższe cechy, dostaną od swych pracodawców najpewniej najwyższe noty. My też się staramy, by w naszej kancelarii tak było. Dla wszystkich - ale nie dla nas. Dla założycieli kancelarii nie ma nadziei na jakieś przedustawne reguły. Zadania i obowiązki bierzesz na siebie sam, poleceń, za których granicami mógłbyś się schować, nikt ci nie wyda. A jedyną wyższą instancją jest klient i konsekwencje twoich własnych decyzji.Jeżeli liczysz, że nagrodą będzieNa wiele rzeczy możesz liczyć, zakładając własny biznes. To, czy się ziszczą,, zależy pewnie nieco od zewnętrznych okoliczności (przez wielu zwanych dla uproszczenia szczęściem), nieco od wysiłku, a nieco jeszcze od talentu. Proporcje tych elementów są przedmiotem dyskusji, niektórzy twierdzą, że warto mieć co do tego wyrobione zdanie, bo to pomaga planować działania. Na jedno liczyć jednak nie możesz. Niezależnie od tego, jak dobrze pójdzie i jak bardzo byś się starał - nie masz żadnych szans na awans. Jedyną, a zarazem największą nagrodą będzie „tylko" uznanie klienta.8 Jeżeli nie lubisz, gdy rzeczywistość cię zaskakuje.Porządek na biurku, porządek w głowie. Kontrola terminarza, kontrola zleconych zadań. Ale sama kontrola nie wystarczy, jeśli od prawdziwego świata nie oddziela cię szklana szyba korporacyjnych reguł. Rzeczywistość jest dynamiczna i często, by się w niej nie pogubić, ważniejsza niż kontrola okazuje się reakcja na zaskakujące wolty, które nam funduje. Jeżeli starasz się planować, dopinać na ostatni guzik i kontrolować efekty - świetnie. Jeżeli uznajesz, że wielka improwizacja nie może być przedmiotem prawniczej chluby - rozumiemy. Ale jeżeli chcesz mieć wszystko pod kontrolą, cenisz pewność, że nic nieplanowanego się nie zdarzy, a niespodzianki wolałbyś kojarzyć tylko z prezentami pod choinkę - odradzamy.9 Jeśli nie ma osoby, z którą chcesz to zrobić.Last but not the least - Ten Drugi (a bywa, że Trzeci czy Czwarta). Jeżeli z tego, co powyżej, czytelnik odniósł wrażenie, że w naszej opinii zakładanie prawniczego biznesu jest samotną wyprawą dookoła świata - jest to wrażenie na wskroś błędne. Żaden z nas nie podjąłby się tego zadania sam. Samodzielność i zaufanie wspólnikowi - to zupełnie dwie różne rzeczy. A jednak bez którejkolwiek z nich założenie kancelarii byłoby dla nas niepodobnością. Oczywiście zaufanie nie rodzi się na kamieniu. Bywaliśmy razem w sytuacjach, które to zaufanie cementowały. I nie tylko zaufanie, ale i sympatię, bo te rzeczy idą w parze. Przecież wspólnik nie jest naszym szefem i nie jest nam dany przez los - warto więc wybrać sobie takiego, którego naprawdę lubimy.
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 26

Klęska adwokata nie daje odszkodowania
Marek Domagalski 26-04-2013, ostatnia aktualizacja 26-04-2013 07:24



Jeśli strona procesu chce obciążyć pełnomocnika za porażkę, musi udowodnić, że miała duże szanse na wygranie sprawy.

Samo naruszenie staranności, wymogów procedury czy sztuki adwokackiej nie gwarantuje odszkodowania od pełnomocnika. To wniosek z piątkowego wyroku Sądu Najwyższego (sygnatura akt: V CSK 210/12), o tyle ciekawego, że spraw takich przybywa, już w SN było ich kilka. Jak powiedział sędzia Mirosław Bączyk, to znak czasów, że wszyscy wszystkich kontrolują.

Tą drogą poszła też Anna E., która przegrała przed sądami pracy sprawę o wynagrodzenie za godziny nadliczbowe. Domagała się 51 tys. zł i w pierwszej instancji dostała 
30 tys. zł, ale sąd II instancji pozew oddalił.

Szukała jeszcze szansy przed Sądem Najwyższym (Izba Pracy), ale ten odrzucił skargę kasacyjną na tzw. przedsądzie, wskazując w uzasadnieniu, że skarga kasacyjna miała wady. Jej autorka, adwokatka Dorota K., nie popełniła elementarnych, oczywistych błędów w rodzaju niedochowania terminu czy nieopłacenia pisma.

Nie przedstawiła jednak okoliczności – wskazanych w art. 398 9 kodeksu postępowania cywilnego – związanych z tą sprawą, które uzasadniałyby rozpatrzenie kasacji.

Na dodatek nie zawiadomiła mocodawczyni o odrzuceniu kasacji. Kiedy powódka dowiedziała się o tym sama, było już po terminie na skuteczną skargę w Strasburgu.

Sądy cywilne: Rejonowy i Okręgowy w Częstochowie, oddaliły pozew, ale w tej sprawie Annie E. udało się „przebić" przez przedsąd Izby Cywilnej SN.

Pełnomocnik pozwanej adwokat Michał Wieczoryński argumentował przed SN, że nawet gdyby kasacja była przyjęta, nie było gwarancji, że powódka uzyskałaby korzystny wyrok i żądaną kwotę. Tym bardziej nie gwarantował tego Strasburg. Wynagrodzenie to było tylko hipotetyczne, zatem strata Anny E. też jest hipotetyczna, a bez wykazania szkody nie ma mowy o odszkodowaniu.

Sąd Najwyższy podzielił tę argumentację. – Owszem, doszło do naruszenia adwokackich obowiązków, ale to nie wystarczy, musi być jeszcze szkoda i jej związek z tymi zaniedbaniami, ich związek z oddaleniem roszczenia jest zaś bardzo odległy – wskazał sędzia Bączyk. – Byłby większy, gdyby powódka domagała się zwrotu wynagrodzenia od adwokatki za złe wykonanie usługi, ale ona szkodę widziała gdzie indziej – w przegranej sprawie.

SN dodał, że te zasady dotyczą zarówno adwokata z wyboru, jak i z urzędu.

Wyrok SN jest ostateczny.

Rzeczpospolita
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 26

Radcowie nie będą dyskryminowani
kapt 26-04-2013, ostatnia aktualizacja 26-04-2013 10:02



Rzecznik praw obywatelskich uważa, iż ustawa o ochronie zdrowia psychicznego niezasadnie ogranicza możliwość ustanowienia pełnomocnika z urzędu jedynie spośród adwokatów.

źródło: Fotorzepa

autor: Marian Zubrzycki

Minister sprawiedliwości zgodził się z rzecznikiem praw obywatelskich, iż ustawa o ochronie zdrowia psychicznego niezasadnie ogranicza możliwość ustanowienia pełnomocnika z urzędu jedynie spośród adwokatów.

Rzecznik w nawiązaniu do wcześniejszej korespondencji dotyczącej zagadnienia pomocy prawnej dla osoby chorej psychicznie będącej stroną postępowania w przedmiocie przymusowego umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym, przypomniał, że podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia w piśmie z 17 lipca 2012 r. poinformował go o uznaniu zasadności postulatu dotyczącego zmiany przepisu art. 48 ustawy z 19 sierpnia 1994 r. o ochronie zdrowia psychicznego pod kątem wprowadzenia jednoznacznie obligatoryjnej ochrony praw procesowych osób z zaburzeniami psychicznymi.

Jednocześnie rzecznik został zapewniony, iż wskazane propozycje będą mogły zostać uwzględnione w ramach prac na projektem założeń do nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia psychicznego.

Ponadto w korespondencji prowadzonej z resortem sprawiedliwości, rzecznik podniósł także zarzut dyskryminacji osób wykonujących zawód radcy prawnego. Minister zgodził się, iż przepis art. 48 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego niezasadnie ogranicza możliwość ustanowienia pełnomocnika z urzędu jedynie spośród adwokatów. Podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości w piśmie z 5 lipca 2012 r. zobowiązał się, że kwestia ta zostanie przedstawiona ministrowi zdrowia.

W związku z powyższym rzecznik praw obywatelskich zwrócił się do resortu zdrowia z prośbą o przekazanie informacji na temat aktualnego stanu prac legislacyjnych dotyczących nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia psychicznego oraz przewidywanego terminu wprowadzenia w życie zapowiedzianych zmian.

Rzecznik Praw Obywatelskich
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 29

Radca może w internecie trochę więcej niż adwokat 1
Prawnicze układy to bzdura 3
Od adwokata do przewodnika 8



Radca może w internecie trochę więcej niż adwokatKATARZYNA BOROWSKA, RZECZPOSPOLITA (2013-04-29), Str.: C2
Radca może w Internecie trochę więcej niż adwokatzawody prawnicze i Członek palestiy nie powinien umieszczać informacji o kancelarii na stronie niezwiązanej wprost ze świadczeniem pomocy prawnej.KATARZYNA BOROWSKAKomisje etyki radców i adwokatów próbują dostosować normy do szybko zmieniających się realiów związanych chociażby z Internetem. Dużo wątpliwości samorządów adwokatów i radców budzi kwestia informowania o ich działalności.Facebook i chmuryObszerny rozdział dotyczący informowania o wykonywaniu zawodu, także drogą elektroniczną, znajduje się w projekcie nowelizacji kodeksu etyki radcy prawnego.- Trwają konsultacje w sprawie projektu, mogą się z nim zapoznać i zgłosić uwagi wszyscy radcy prawni - mówi Zenon Klatka, przewodniczący Komisji ds. Etyki przy Krajowej Radzie Radców Prawnych. - Radca Sławomir Ciupa przygotował propozycje dotyczące właśnie informowania o wykonywaniu zawodu drogą elektroniczną -wyjaśnia mec. Klatka.Zgodnie z tą propozycją doprecyzowane mają być klauzule ograniczające informowanie elektroniczne - m.in. poprzez wskazanie, w jaki sposób można korzystać z mediów społecznościowych (jawnie, w sposób wartościowy społecznie i zawodowo), czy też korzystając z technologii chmury (uprzedzając o tym klienta i informując go o znanych mu zagrożeniach z tym związanych).- Nasze propozycje są opracowane bardzo ogólnie. Kwestie związane z Internetem są bowiem tak dynamiczne, że przepisy etyczne nie mogą nadążyć za zmianami w sposobach korzystania z niego -mówi mec. Klatka.Do komisji etyki obu samorządów wpływają pytania od wielu radców i adwokatów, którzy chcą się dowiedzieć, czy ich aktywność w Internecie jest dopuszczalna. Jeden z radców pytał np. o to, czy może pozyskiwać klientów za pomocą serwisu internetowego, w którym odpowiada na zapytanie potencjalnego klienta (ale sam nie inicjuje tego kontaktu). A serwis udo-. Stępnia obu stronom możliwość nawiązania wzajemnego kontaktu jeszcze przed wyborem oferty przez potencjalnego klienta. Otrzymał odpowiedź, że radca prawny nie naruszyłby w ten sposób zasad etyki. Przedstawia bowiem swoją propozycję zawarcia umowy klientowi, który tego oczekuje.Jak się nie narzucaćPodobnie sytuację ocenia prof. Jacek Giezek, przewodniczący Komisji Etyki Naczelnej Rady Adwokackiej.- Wiele zależy od szczegółów danej sytuacji, jednak zapewne w odniesieniu do takiego serwisu nasza odpowiedź byłaby podobna. Na pewno nie akceptowalibyśmy jednak, gdyby adwokat narzucał się za pośrednictwem serwisu klientowi. I oczywiście nie ma mowy o tym, by adwokat podkreślał, że jest lepszy od innych - mówi prof. Giezek.O ile co do ogólnych zasad oba samorządy mają zbieżne opinie, o tyle są pewne różnice chociażby w rozumieniu owego narzucania się.KODEKSY ETYKI O INFORMOWANIUBez płatnych pośrednikówZgodnie z § 23 zbioru zasad etyki adwokackiej „Adwokata obowiązuje zakaz korzystania z reklamy, (...) pozyskiwania klientów w sposób sprzeczny z godnością zawodu oraz współpracy z podmiotami pozyskującymi klientów z naruszeniem prawa tub zasad współżycia społecznego". Może on informować o działalności - ale tylko w sposób zgodny z regułami określonymi m.in.w kodeksie.Art. 24 kodeksu etyki radcy prawnego określa, że „informowanie o wykonywaniu zawodu oraz działalności z nim związanej jest prawem radcy prawnego". Musi być zgodne m.in. z regułami określonymi w kodeksie. Art. 26 zaś stanowi, że pozyskiwanie klientów musi być zgodne z prawem, dobrymi obyczajami i godnością zawodu. Radca nie może w tym celu korzystać z odpłatnego pośrednictwa.Komisja adwokacka zwraca dużą uwagę na to, by do klienta nie docierały w żaden sposób niezamówione przez niego informacje.- Sprzeczne z zasadami etyki adwokackiej byłoby też na pewno umieszczanie informacji o kancelarii na stronach, na które internauci wchodzą nie po to, by szukać pomocy prawnej, czyli np. na fachowych portalach związanych z daną dziedziną gospodarki -mówi prof. Giezek.Nieco mniej rygorystycznie do tej kwestii podchodzi mec. Klatka.- Oczywiście radca nie może się narzucać. Ale ja nie widzę przesłanek, by zakazać umieszczania informacji poza stronami prowadzonymi przez samorząd czy też indywidualne kancelarie. Nie należy zamykać oczu na rzeczywistość: informacje o kancelariach ukazują się także na stronach, które nie dotyczą wyłącznie świadczenia pomocy prawnej. Nie można tego porównywać z wysyłaniem wprost, pod adres jakiejś firmy, niezamówionej informacji - dodaje mec. Klatka.Jak kancelarie radzą sobie z przestrzeganiem zasad etycznych w praktyce - Duże kancelarie prawne skupiają zarówno adwokatów, jak i radców prawnych, zasady ich obecności w Internecie muszą respektować porządki obydwu korporacji - zwraca uwagę Aleksandra Oziemska z White & Case. - W praktyce ich strony internetowe zawierają opisy przeprowadzonych spraw, oczywiście bez ujawniania nazw klientów, wskazują języki, jakimi posługuje się dany prawnik, specjalizacje odbytych staży czy pełnione funkcje. Zazwyczaj kancelaria chwali się też swoimi biurami za granicą czy zdobytymi wyróżnieniami - dodaje. I podkreśla, że zaufanie klienta i jego rekomendacje warte są więcej, niż możliwość umieszczenia swojego logo na popularnej stronie w Internecie.

Prawnicze układy to bzdura
Tomasz Pietryga 29-04-2013, ostatnia aktualizacja 29-04-2013 07:59
Słowa o przewietrzeniu układów mają charakter pomówienia, i to opartego na nierealnych faktach. To przykre, że padają one z ust ministra sprawiedliwości – twierdzi I prezes Sądu Najwyższego w rozmowie z Tomaszem Pietrygą.
Panie prezesie czy oglądał Pan już film „Układ zamknięty"?
Niestety nie. Ale znam fabułę tego filmu. Opiera się na tym, że zdolni przedsiębiorcy zostali zniszczeni przez wspólne działania organów ścigania, a sąd nie zareagował na czas.
Jest to film fabularny, opary na prawdziwej historii. Minister sprawiedliwości powiedział, że właśnie m.in. pod jego wpływem przygotowuje dość poważną reformę sądownictwa.
Retoryka ministra Gowina zwłaszcza w ostatnim wywiadzie dla „RZ" mi się nie podoba zarówno jako sędziemu, jak i obywatelowi. W twierdzeniach, że w środowiskach prawniczych są układy pobrzmiewa nuta, którą już słyszałem w latach 2005-2007 o wszechogarniających Polsce układach. A nie jest to prawda.
Film oparty na prawdziwej historii przedsiębiorców, jest jednak wstrząsający.
Film może być dobry, przemawiający do emocji widza, ale nie można na nim opierać swojej wiedzy czy decyzji. Weźmy np. kino amerykańskie ileż jest tam filmów opisujących jak niegodziwie zachowują się sędziowie czy policja. Wcale to jednak nie oznacza, że w rzeczywistości są to instytucje do „wykasowania" czy generalnej reformy. Fabuła rządzi się swoimi prawami.
Chce Pan powiedzieć, ze w sądach nie ma takich patologii, jakie opisuje ten film?
Myślę, że mogą zdarzać się patologiczne sytuacje i dobrze jeżeli film czy książka zwraca na nie uwagę, niejako eliminując ich powstawanie. Pokazanie jakiejś sfabularyzowanej historii nie daje jednak podstaw do daleko idących uogólnień. Nie chce żeby to wyglądało, że polemizuję z ministrem Gowinem do którego zresztą odczuwam dużo sympatii.
Minister mówił też o konieczności przewietrzanie układów w lokalnych środowiskach prawniczych.
Niestety to co mówił minister o przewietrzaniu układów ma charakter pomówienia i pomówienia opartego nie na realnych faktach. To bzdura i jest to przykre, że to minister sprawiedliwości mówi takie słowa.
Postawił złą diagnozę?
Mam 40 letnie doświadczenie w sądownictwie i nigdy nie byliśmy tak daleko od układów prawniczych, jak obecnie. W okresie PRL różnie bywało. Prokuratorzy byli z reguły członkami egzekutywy. Prezesi sądów podobnie. Ci ludzie spotykali się w gronie towarzyszy i pewne rzeczy ustalali. Prężnie działało też ogólnopolskie Zrzeszenie Prawników Polskich, które było mocno upaństwowione. Pozwalało to na wzajemne kontakty sędziów i prokuratorów.
Teraz wszyscy są zatomizowani. Jeżeli obecnie są jakieś kontakty sędziów i prokuratorów to wynikają one z tego, że kiedy prokuratura (do 2010 r.) była w strukturze ministerstwa sprawiedliwości jej placówki były lokowane przy sądach, w jednym budynku.
Niezależność, czy niezawisłość jest dziś najistotniejszym przymiotem z punktu widzenia sędziów i sądów, bez niej nie ma wymiaru sprawiedliwości. Ważne jest nie tylko, aby ta niezawisłość była rzeczywista i miała swoje gwarancje, ale także aby większość społeczeństwa wierzyła, że tak jest.
Z tym chyba nie jest dobrze. Opinia społeczna nie ma najlepszego zdania o wymiarze sprawiedliwości. Filmy takie jak „Układ zamknięty" taka ocenę tylko potęgują.
Przeczytałem niedawno w jednej z gazet artykuł, który alarmował, że jeżeli opozycja dojdzie do władzy to postawi przed sądem i doprowadzi do uwiezienia obecnie rządzących. Dlaczego o tym mówię? Bo to jest przykład totalnego braku zaufania do niezależności sądownictwa.
Przecież o wszczęciu postępowań karnych decydują sądy i prokuratura, a o pozbawieniu wolności sąd, na wniosek prokuratora. Zatem sugerowanie, że zmiana władzy ustawodawczej czy wykonawczej będzie miała wpływ na losy obecnie rządzących jest totalnym wyrazem nieufności dla wymiaru sprawiedliwości, jako niezależnej władzy państwowej.
Skoro wymiarowi sprawiedliwości nie ufa minister, który go nadzoruje inni też mogą.
Wypowiedź ministra Gowina o układzie nie była najniebezpieczniejsza. Jest w tym wywiadzie takie zdanie Pana Ministra, na które nikt nie zwrócił uwagi, a które jest bardzo istotne. A brzmi tak „... na tym polega demokracja, że obywatele nie powierzają władzy sędziom, ale parlamentarzystom i to oni wyłaniają rząd." Tym zdaniem Pan minister właściwie kwestionuje cały nasz porządek konstytucyjny. Konstytucja w art. 10 mówi o podziale i wzajemnym równoważeniu się władz, nie przyjmując żeby którakolwiek z tych władz była lepsza czy gorsza. Tymczasem w tej wypowiedzi widać tendencje do powrotu do takiej myśli o supremacji parlamentu. Fikcyjnej zresztą ze względu na sposób w jaki tworzy się listy kandydatów.
Posłom bliżej do obywatela niż sędziom.
Może rzeczywiście takie przekonanie wynika, z tego że skoro sędziowie są powoływani przez prezydenta, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa- to jest to mało demokratyczne, i można pomyśleć, że w związku z tym sędziowie są poza szerszą kontrolą społeczną, więc nie powinni być żadną władzą. Ktoś powinien nimi rządzić. Niestety tak przeciętny człowiek może myśleć i to jest bardzo niebezpieczne.
Przeciętny obywatel czyta nie tylko wywiad z ministrem, czyta również w prasie o sędziowskich pomyłkach, krzywdzących wyrokach.
Sędziowie to także ludzie, którzy popełniają błędy i zawsze jest jakiś odsetek wyroków nietrafionych. Tego nie da się uniknąć nigdzie na świecie. Sędziowie musieliby mieć wiedzę boską, żeby być wolni od pomyłek. Tak nie jest. Jeżeli nawet ustalimy kontrolę na sędziami i będziemy sprawdzać czy wydali sprawiedliwe wyroki, to ktoś inny, czyli kontrolujący będzie to omyłki popełniał, bo nie da się od tego uciec. Tyle, że w takiej sytuacji odpowiedzialność za błędy ulegnie rozmyciu. Wszelkie pomysły na dodatkową kontrolę zawsze osłabiają niezależność sądów.
Czy niezależność sądownictwa jest dziś słabsza?
Na gruncie konstytucji mamy system doskonały. Art. 173 mówi że sądy są władzą niezależną, odrębną. O pełnej niezależności można powiedzieć jednak w przypadku Sadu Najwyższego czy Naczelnego Sądu Administracyjnego. W przypadku sądów powszechnych jest trochę gorzej.
Prawo o ustroju sądów powszechnych przewiduje bowiem dla ministra sprawiedliwości szereg uprawnień nadzorczych. Jest ich tak dużo, że można mieć wątpliwości co do faktycznej niezależności sędziów.
To brzmi groźnie
Kiedy byłem jeszcze przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa przy okazji wizyt w sądach, różnych imprez które się odbywały zawsze mnie zdumiewało jak w sądach są ubóstwiani urzędnicy, najniższych kategorii MS, którzy są traktowani jako niemal jako osoby wszechmocne. A to wynika właśnie z ustawienia Ministra Sprawiedliwości wobec sądownictwa.
Czy można zatem zachować odrębność w sferze orzekania przy całkowitym braku tej odrębności jeśli chodzi o kwestie zarządzania?
No właśnie. Niestety Trybunał Konstytucyjny idzie w kierunku bardzo wąskim rozumienia tej odrębności, niezależności. Widać to po ostatnich wyrokach, choćby w sprawie małych sądów, który przedstawia się jako zwycięstwo ministra sprawiedliwości.
Są tu jednak dwa tematy. Pierwszy to likwidacja małych sądów i czy to jest dobre z punktu widzenia państwa. I drugi, czy jest dopuszczalne oddawanie ministrowi sprawiedliwości decyzji o tworzeniu i znoszeniu sądów.
Minister od lat miał takie kompetencje, nikomu to nie przeszkadzało, nikt nie mówił przynajmniej głośno o zagrożeniach.
W okresie międzywojennym nawet po ograniczeniu niezależności sadownictwa ( zmniejszono wtedy dopuszczalny wiek sędziów, aby pozbyć się starszych uznając , że sprzyjają narodowej demokracji, a nie sanacji) minister sprawiedliwości nie miał takiej władzy. Prawo o ustroju sądów powszechnych z 1929 r., które było efektem działalności prezydenta, który mógł wydawać rozporządzenia z mocy ustawy zawierało przepis, że tworzenie i znoszenie sądów jest możliwe tylko w drodze ustawy.
Zmienił do dopiero dekret PKWN z 1944 r. i kilka lat później taka kompetencja ministra została zapisana w ustawie ustrojowej. Nie jest to dobra prominencja tych przepisów.
Krytycznie ocenia pan wyrok Trybunału.
Słuchając transmisji z TK zauważyłem, że sędziowie trochę bagatelizowali kwestie czy znoszenia sądów powinno być możliwe w drodze ustawy czy rozporządzenia. Bardzo ciekaw jestem jakby podeszli do pomysłu , że np. minister szkolnictwa wyższego mógł tworzyć i znosić uniwersytety, bez zmiany ustawy. Prawdopodobnie podniósłby się olbrzymi krzyk, że autonomia wyższych uczelni jest naruszana. A przecież w tym przypadku nawet nie ma gwarancji konstytucyjnej, sądy takową maja. Niestety martwi mnie to, bo Trybunał nie tylko w tym wyroku deprecjonuje pozycję i status sędziego.
Wracając jeszcze do pomysłu reformy Gowina, czyli do koncepcji sądownictwa dwustopniowego. Jak pan ocenia ten pomysł?
To wszystko jest oczywiście do przeanalizowania. Mnie tylko jedna rzecz niepokoi, nie dotyczy to zresztą tylko ministra Gowina, ale również poprzednich ministrów sprawiedliwości. Każdy nowy, który przychodzi do ministerstwa otacza się pewną ekipą ludzi. I szuka co należy zmienić, poprawić, czym mógłby zapisać się w historii. Pomysłów na sądy było już bardzo wiele. Były sądy grodzkie, a za czasów Hanny Suchockiej rozważane było nawet wprowadzenie sądownictwa czterostopniowego. Możliwości jest sporo. Pytanie tylko jakie przynosi to rezultaty. Czy nie jest to bardziej działalność pijarowska, żeby pokazać, że coś się robi, coś się zmienia.
Taka permanentna reforma chyba nie podnosi zaufania do sądów.
Dlatego wszelka reorganizacja powinna być robiona bardzo ostrożnie, po głębokiej analizie. Nie wiem jakie korzyści może przynieść ograniczenie sądów do dwóch szczebli. Być może jakieś są, ale są też niebezpieczeństwa. Warto pamiętać, że w sądach okręgowych w pierwszej instancji rozpatruje się najbardziej skomplikowane sprawy. Powstaje pytanie jak 6 tys. sędziów rejonowych orzekałoby w tych sprawach. Byłbym ostrożny.
A jaka jest dziś kondycja polskich sędziów?
Sędziowie chcą być nadal sędziami pozytywizmu, ustami ustawy. O wszystkim decydować. A tak się nie da. Bardzo boję się odejścia od językowej wykładni prawa.
Jeżeli wykładnia gramatyczna ustawy nie pozwala na dojście do sprawiedliwości, to trzeba się zastanowić czy może ta wykładnia jest wadliwa i dokonywać odważniejszej, bardziej aktywnej. Niestety z brakiem aktywności sędziów mamy dziś problem. Wola powiedzieć dura lex sed lex i nic więcej mnie nie obchodzi. Bo złe prawo to przecież wina ustawodawcy, nic na to nie mogę poradzić.
Porozmawiajmy jeszcze o przedsiębiorcach. Grupie, która obecnie najgłośniej krytykuje wymiar sprawiedliwości. Ci ludzi czyją się zarówno przez organy ścigania, jak i sądy źle traktowani.
Z przedsiębiorcami jest taki problem, że przez lata utrwalono, zresztą z udziałem świata dziennikarskiego, że przedsiębiorcy to osoby z definicji podejrzane, nie zasługują na większy szacunek i to się utrwaliło w społeczeństwie, a przecież sędziowie czy prokuratorzy są jego częścią. Nie ufność było widać zwłaszcza w latach 90 tych. Ludzie ci padali ofiarą posądzeń, nawet bez zbyt mocnych dowodów. Warto też pamiętać, że w Polsce prawo podatkowe jest bardzo restrykcyjne, nieprzyjazne dla płatników.
Pewnie wynika to również z nuty zazdrości, ludzi którzy żyją na trochę innym poziomie niż przedsiębiorcy. Weźmy np. prokuratorów, czy urzędników skarbowych. To też może powodować stosunek mało przyjazny, często prowadzi do szukania dziury w całym. Tak być nie powinno. Szacunek do przedsiębiorców musi wzrastać, zwłaszcza, że od nich zależy w dużym stopniu dobrobyt kraju.
Z ankiety przeprowadzonej ostatnio przez BCC wynika, że przedsiębiorcy skarżą się na zbyt częste stosowanie tymczasowych aresztów. Ponad 89 proc. wniosków prokuratury jest akceptowana przez sądy.
89 procent to nie jest coś co kompromitowałoby sądy. Oczywiście przy założeniu, że prokuratorzy są dojrzałymi prawnikami i wychodzą z założenia, że trzeba ścigać przestępców, a nie że wszyscy w około są podejrzani. Poza tym jest tak, że jeżeli sędzia nie widzi uchybień we wniosku prokuratora, to raczej jest skłonny poprzeć jego stanowisko, tak aby umożliwić mu prowadzenie postępowania.
Przedsiębiorcy twierdzą, że sędziowie słabo znają prawo gospodarcze, specyfikę prowadzenia biznesu.
Spór gospodarczy zawsze przecież można zapisać na sąd polubowny. Jeżeli sądy powszechne są takie złe, to dlaczego przedsiębiorcy nie korzystają z tego rozwiązania. Dziś do sądów polubownych trafia zaledwie promil spraw gospodarczych. Dlaczego? Wszyscy psioczą na państwowe sądy, a gdy przychodzi co do czego i tak je wybierają, mimo, że przecież wyrok sądu polubownego ma taką samą moc.
Jak Pan ocenia najnowszy projekt PO wzmacniający nadzór administracyjny nad sądami?
Ma duże szanse powodzenia, to przecież to partia rządząca. Pomysł aby nadzorcy mogli uczestniczyć w rozprawach, nawet przy drzwiach zamkniętych, żądać w każdym czasie akt sprawy, wyjaśnień czy usunięcia uchybień jest niebezpieczny. Brakuje tylko aby zatwierdzali wyroki.
Takie pomysły bardzo podważają zaufanie do sądów. Bo o to na rozprawie siedzi nadzorca i robi notatki, każdy uczestnik rozprawy wyciągnie z tego swoje wnioski.
Próby większego uzależniana od władzy politycznej widać także w przypadku prokuratury. Rządowy projekt zakłada, aby musieli tłumaczyć się przed sejmową komisją.
To jest droga donikąd
Ale trend jest w ostatnim czasie coraz wyraźniejszy
Politycy chcą mieć kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości. Sam dostałem kilka listów od polityków, które wskazywałyby, że wymiar sprawiedliwości jest zbyt poważną sprawą, aby zostawić ją w rękach sędziów.
Ale oczywiście można mnożyć kontrole, robić też kontrole nad kontrolami itd. Ale nie przyniesie to nic dobrego. Prawo musi być stabilne. Musimy pogodzić się z tym, że zawsze będzie odsetek spraw źle rozstrzygniętych, nie da się tego uniknąć. Można stworzyć nawet 30 instancji. Dlatego należy powiedzieć stop. Nawet jeśli wyrok jest nietrafiony, ktoś poniesie krzywdę. No cóż świat nie jest doskonały, nie mamy raju na ziemi.
Główny zarzut wobec sądów jest taki, że pracują zbyt wolno. Mówi się o tym od lat, czy jest na to jakiś sposób? Może się po prostu nie da szybciej.
Jeśli chodzi o nadzór administracyjny nad sądami, jeżeli ma on jakikolwiek sens to powinien się koncentrować na sprawności postępowań i pilnowaniu sędziów, żeby sprawnie wyznaczali terminy rozpraw. W mojej ocenie są tu pewne rezerwy, trzeba tylko wpłynąć wychowawczo na sędziów. Nie rozumiem sytuacji, że rozprawę odracza się na szereg miesięcy. Aby to uporządkować wystarczy jednak sprawny nadzór wewnętrzny w sądzie, który pilnowałby terminów i wyciągał konsekwencje w razie nieprawidłowości.
Czyli słabym punktem jest tu człowiek, nie system?
Myślę, że tak. Oczywiście strony muszą mieć czas np. na zapoznanie się z dowodami, ale wielomiesięczne przerwy to przesada. Dlatego potrzebny jest złoty środek, bo nie wszystko da się robić pośpiesznie. Wszelkie radykalizmy są jednak niebezpieczne. Na przykład w sprawach gospodarczych wymyślona w pewnym momencie prekluzję dowodową, żeby zmusić przedsiębiorców do przyspieszenia spraw. Wszystkie dowody trzeba było przedstawić w pozwie, albo w odpowiedzi na pozew, pod rygorem utracenia możliwości dowodzenia.
Sąd musi być tymczasem sprawiedliwy.
Co mają wspólnego ze sprawiedliwością sytuacje, że sąd wie że wydaje wyrok na podstawie stanu faktycznego nierzeczywistego bo strona przeoczyła termin i nie przestawiła dowodów. Trzeba znaleźć złotych środek i ostatnie nowelizacje kpc poszły w dobrym kierunku, aczkolwiek nałożyły większą odpowiedzialność na sędziów
To chyba dobrze?
Tak tylko , że muszą być dobrzy sędziowie. Z tym też jest problem. Chociażby jeśli chodzi o kwestie ich powoływania. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka że sposób powoływania jest tak uregulowany, że właściwie przez sito nikt nie -właściwy nie powinien się prześlizgnąć. Jest przecież wielostopniowa ocena kandydata.
Proces jest bardzo sformalizowany, ale w istocie można nim badać tylko profesjonalizm sędziów, natomiast zupełnie umyka sfera moralno -etyczna. Nic nie możemy się dowiedzieć o kandydatach, jako ludziach, ich kondycji moralnej. W moim przekonaniu jest to równie ważne jak profesjonalizm.
Rzeczpospolita

Od adwokata do przewodnika
jol 22-04-2013, ostatnia aktualizacja 22-04-2013 12:10
Sejm otworzył w piątek dostęp do pierwszych 50 zawodów. Kolejne 170 czeka na zielone światło od rządu.
– Obalamy mur, za którym korporacje zawodowe zazdrośnie strzegły swoich przywilejów. Otwarcie zawodów da nowe miejsca pracy dla młodych w Polsce, by nie musieli emigrować i szukać tej pracy za granicą – powiedział Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości i autor tzw. ustaw deregulacyjnych.
Pierwsza, która światło dzienne ujrzała w marcu ubiegłego roku, została uchwalona na ostatnim posiedzeniu Sejmu w piątek.
Gdy Jarosław Gowin ją ogłaszał, szacował, że przyniesie ok. 100 tys. nowych miejsc pracy. Wiele osób obawiało się jednak, że sztandarowy projekt ministra przepadnie w Sejmie. Trafił on jednak do specjalnie powołanej komisji. Dzięki temu rządowe propozycje nie zostały storpedowane przez branżowe lobby. Przeciw nim protestowały jednak niektóre grupy zawodowe, co doprowadziło do drobnych korekt. Tak np. gminy liczące powyżej 100 tys. mieszkańców mogą przeprowadzać egzamin dla taksówkarzy. Rozszerzono też wymóg niekaralności wobec trenerów o przestępstwa seksualne i związane z korupcją w sporcie.
Pełne otwarcie obejmie blisko 200 zawodów. Druga transza deregulacji lada moment trafi pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów. Będzie dotyczyła otwarcia 91 zawodów. Na skierowanie do konsultacji społecznych czeka ostatnia lista, licząca 80 pozycji.
Polska jest rekordzistą Europy pod względem ograniczania dostępu do zawodów.
Rzeczpospolita
ODPOWIEDZ