Przegląd prasy

Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 04 30

Spis treści
Premier dymisjonuje Gowina, Biernacki jego następcą 1
Gowin: od reformatora po populistę 3
Tusk odwołał Gowina: - Skrzydłowi w partii nie powinni narzucać poglądów reszcie 4
Jarosław Gowin o odwołaniu go przez premiera: - Nigdy nie zaakceptowałem zasady wszechwładzy. W sprawach sumienia nie mam nad sobą pana! 6



Premier dymisjonuje Gowina, Biernacki jego następcą
J.K. 29-04-2013, ostatnia aktualizacja 29-04-2013 19:38

Kandydatem na stanwisko Ministra Sprawiedliwości jest Marek Biernacki
źródło: Fotorzepa
autor: Dominik Pisarek
Premier Donald Tusk ogłosił w poniedziałek, że zdymisjonował Jarosława Gowina z funkcji ministra sprawiedliwości. Jego następcą w resorcie ma być Marek Biernacki (PO), w przeszłości m.in. szef MSWiA.
"Poinformowałem pana ministra Jarosława Gowina o zdymisjonowaniu go ze stanowiska ministra sprawiedliwości. Będę wnosił o tę decyzję do prezydenta Rzeczypospolitej równocześnie z nominacją dla pana Marka Biernackiego, byłego szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji" - powiedział Tusk na konferencji prasowej.
Odbyła się ona po ok. 30-minutowej rozmowie premiera z Gowinem w KPRM. Szef rządu poinformował, że rozmowa była krótka, ale poważna i raczej serdeczna, jak na okoliczności. "Nie sądzę, że czuł ulgę dzisiaj albo radość, ale nie rozpaczał też" - powiedział Tusk.
Jak zapewnił, dymisja Gowina nie ma związku z jego poglądami. Według Tuska sytuacja powstała po niedawnej wypowiedzi dotyczącej zarodków, pokazała, że Gowin "koncentruje swą uwagę bardziej na politycznych aspektach swej aktywności".
"Kroplą goryczy był, delikatnie powiem, brak precyzji w wyjaśnianiu tej kwestii na posiedzeniu Rady Ministrów. Jak państwo pamiętacie, wziąłem, może bez szczególnego entuzjazmu, ale wziąłem po raz kolejny na klatę tłumaczenie pana ministra Gowina. Ono nie okazało się w pełni precyzyjne, powiem to tak delikatnie jak potrafię, i to także miało swoje znaczenie w tej definitywnej już ocenie przydatności ministra Gowina do rządu" - powiedział Tusk.
Premier podkreślił, że resort sprawiedliwości nie jest miejscem do "tworzenia sytuacji politycznych kłopotliwych dla całego rządu, dla premiera". Powiedział również, że uprzedzał Gowina po poprzednim zamieszaniu wokół niego - gdy minister oświadczył, że wszystkie projekty ws. związków partnerskich, również złożony przez klub PO, są niekonstytucyjne - że "w jego rękach jest zdolność panowania nad własną ekspresją".
"Tak jak szanowałem i nadal będę szanował poglądy Jarosława Gowina, ale te poglądy i sposób ich wyrażania coraz częściej Jarosławowi Gowinowi służyły nie meritum, tylko pewnej nowej sytuacji politycznej. Ja nie mam i nie mogę mieć czasu na to, żeby raz na tydzień komentować, czy tłumaczyć się za ministra tylko dlatego, że on zbyt upolitycznia kwestie, którymi się publicznie zajmuje" - oświadczył szef rządu.
Tusk zaznaczył jednocześnie, że Gowin część zadań w resorcie sprawiedliwości wykonał bardzo dobrze. Wśród nich wymienił ustawę deregulacyjną. "Umawialiśmy się na ciężką pracę. Istotną część tej pracy minister Gowin wykonał" - podkreślił premier.
"Czasami ludzie, którzy mają przynieść Polsce ulgę, przynoszą jednocześnie ciężar, zbyt duży, żeby go dźwignąć. Minister Gowin należy do tego ostatniego gatunku. Dobro, które starał się czynić było wymierne, ale kłopoty jakie zaczął sprawiać i zagrożenie jakie zaczął wytwarzać okazały się asymetryczne" - stwierdził Tusk.
W jego ocenie, zdymisjonowanie Gowina nie zagrozi większości w parlamencie. "Moim zadaniem, jako szefa partii i rządu, jest dbałość o to, by nie utracić większości" - podkreślił Tusk.
"Moje kalkulacje dotyczą i sprawności rządu, jak i stabilności politycznej, o którą w Polsce nie jest tak łatwo w ostatnich 20 latach. Kilka dni namysłu i refleksji było poświęconych temu, aby zapewnić trwałość koalicji, pewną większość w parlamencie. Wydaje mi się, że ta dymisja, niezależnie od planów Gowina, nie doprowadzi do złamania większości w parlamencie" - powiedział szef rządu.
Premier zaznaczył, że "zagwarantowanie większości ma znaczenie w każdej tego typu decyzji". Dodał, że Gowin "nigdy nawet nie dawał do zrozumienia, że chciałby opuścić PO w przypadku dymisji". "Już poprzednio długo dyskutowaliśmy na temat jego przyszłości w rządzie. Minister Gowin wprost deklarował, że jego miejsce jest w PO" - powiedział Tusk.
Premier stwierdził także, że "wolałby, aby ludzie, którzy nawet czasami przesadzają w ekspresji i mają w różnych sprawach różne od niego poglądy, byli w PO". Wyraził jednocześnie nadzieję, że Gowin pozostanie w Platformie Obywatelskiej i będzie się bił o swoje racje.
Tusk przyznał przy tym, że czasami, gdy patrzył w oczy Gowinowi, miał wrażenie, że jest on gdzie indziej.
"Najważniejsze jest, żeby ludzie, którzy angażują się w życie polityczne zbyt długo nie stali w przeciągu, bo się można przeziębić. Nie można stać w przejściu, trzeba czasami krok w tę lub we w tę wykonać. Jestem przekonany, że Jarosław Gowin może być w Platformie jeszcze bardziej pożyteczny niż jak był ministrem, ponieważ debata na temat zarodków, związków partnerskich, warunków aborcji (...) będzie się w Sejmie odbywała" - powiedział premier.
Dodał, że "Sejm jest jak najbardziej właściwym miejscem, żeby swoje talenty polityczne wyzwalać w czasie takich debat". "Mam nadzieję i sadzę, że Jarosław Gowin pozostanie w Platformie i będzie się bił o swoje racje w Platformie i ma do tego prawo" - powiedział Tusk.
Zapewnił, że będzie hamował wszystkich, którzy będą chcieli Gowinowi "pokazać drzwi". "Na pewno nikt na niego ręki w Platformie nie będzie podnosił" - powiedział szef PO. Dodał, że nie sądzi, aby Gowin był zainteresowany tworzeniem nowego ruchu politycznego.
"Nie ukrywam, że wtedy gdy powiedział: +póki jestem ministrem nie będę konkurentem Tuska w tych wyborach (na szefa PO - PAP)+, pomyślałem: +nie mogę ciebie chłopie trzymać w klatce+. Nikomu nie mogę utrudniać kandydowania w wyborach w Platformie" - dodał premier.
Tusk podkreślił, że podobny system wartości, jak Gowina, prezentuje też Marek Biernacki, który ma zostać ministrem sprawiedliwości. "I dlatego ta decyzja nie ma związku z jakimś sporem ideowym" - powiedział premier.
Szef rządu zaznaczył, że bardzo zależało mu na tym i nadal będzie zależało, aby "skrzydłowi politycy w rządzie i w klubie parlamentarnym nie starali się narzucać swoich poglądów i woli całej reszcie".
"To jest kwestia talentu i samodyscypliny na ile mogę pozostać wierny własnym poglądom, a równocześnie szanować fakt, że jestem w partii wielonurtowej i generalnie o centrowym charakterze. Uważam, że minister Gowin (...) być może nie potrafi na dłuższą metę wytrwać w takiej wewnętrznej dyscyplinie i stwarzał sytuacje coraz trudniejsze do obrony" - powiedział premier.

Gowin: od reformatora po populistę
Tomasz Pietryga 29-04-2013, ostatnia aktualizacja 29-04-2013 19:44

Tomasz Pietryga
źródło: Fotorzepa
autor: Ryszard Waniek
Jarosław Gowin był najaktywniejszym po Zbigniewie Ziobrze ministrem sprawiedliwości. Nie uniknął też populizmu. Przypadłość ta miała jednak łagodniejszy przebieg.
Wchodząc do resortu sprawiedliwości, miał gorzej od poprzedników. Brak wykształcenia prawniczego przekładał się bowiem na brak akceptacji sporej części prawniczych elit, utrudniał mu zarazem poruszanie po subtelnościach prawniczej procedury.
Uczył się jednak szybko i co ważne, zgromadził wokół siebie grupę rzutkich doradców, którzy kruszyli w jego imieniu kopie w trudnych merytorycznych sporach. Ta taktyka szybko przyniosła efekty. Minister, który okazał się otwarty na spotkania i postulaty środowisk sędziowskich i prokuratorskich (które nie najlepiej wspominały ministra Kwiatkowskiego) z czasem zyskał akceptację, lub przynajmniej neutralność dużej części tych środowisk. Podobnie było z korporacjami radców i adwokatów, którzy dzięki dobrym relacjom z ministrem zostali wyłączeni spod reformy regulacyjnej.
Deregulacja stała się zresztą dla Gowina sztandarem, który nosił wysoko podczas swojego urzędowania, uzyskując coraz szersze poparcie dla reformy. Tempo jej przeprowadzenia było zresztą niezwykłe. Pierwszą transzę uchwalono po półtora roku. Dwie kolejne są już gotowe do prac w Sejmie.
Drugim filarem działalności Gowina była reorganizacja 79 sądów, którą udało się przeprowadzić, nie zakłócając, co ważne, prowadzonych procesów. Warto zastrzec, że likwidacja sądów nie dała jak dotąd żadnych poważnych oszczędności. Sukces przed Trybunałem Konstytucyjnym, który oceniał reformę, dodatkowo wzmocnił ministra jako polityka skutecznego.
Po tym wydarzeniu Gowin szybko zapowiedział, że przygotowuje dalszą reformę sądownictwa polegającą na likwidacji wszystkich sądów rejonowych. Za tymi oświadczeniami tym razem ruszyła jednak poważna populistyczna retoryka. Gowin zapowiedział, że reformując sądy, przewietrzy lokalne układy, adwokatów, sędziów czy prokuratorów.
Zmiana retoryki z merytorycznej na populistyczną w środowiskach prawniczych wyczulonych i pamiętających czasy Ziobry nie wzbudziła poklasku, zwłaszcza że minister coraz wyraźniej dawał do zrozumienia, że zmierza do konfrontacji. Przygotowany w tajemnicy w MS projekt ustawy (wniesiony jako poselski) dość bezpardonowo uderzał w niezależność sądów, i budził uzasadnioną krytykę. Gowin miał dobry początek. Przeprowadzenie deregulacji i reorganizacji sądów to jego niewątpliwy sukces. Minusem jest natomiast wejście w populistyczną retorykę walki z niewidocznym układem, co odbierało mu twarz polityka, ministra poważnego i stabilnego.
Rzeczpospolita

Tusk odwołał Gowina: - Skrzydłowi w partii nie powinni narzucać poglądów reszcie

- Nie mogę raz na tydzień tłumaczyć się za ministra, który nadmiernie sprawy upolitycznia - powiedział premier Donald Tusk. I zdymisjonował z funkcji ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. Zastąpi go Marek Biernacki, również konserwatysta
Premier Tusk powiedział wczoraj wprost, że czarę goryczy ostatecznie przelały "kontrowersyjna wypowiedź dotycząca sprawy zarodków" i "brak precyzji w jej wyjaśnianiu". - Po raz kolejny wziąłem na klatę tłumaczenia pana ministra w tej sprawie - tłumaczył po trwającym pół godziny spotkaniu z byłym już ministrem.

Przypomnijmy. W TVN 24 w programie "Czarno na białym" przed wizytą premiera w Niemczech minister Gowin twierdził, że naukowcy niemieccy importują embriony prawdopodobnie także z Polski i na nich przeprowadzają eksperymenty. Ambasada Niemiec poprosiła o wyjaśnienia. Gowin tłumaczył, że jego telewizyjna wypowiedź została zmanipulowana przez "Gazetę Wyborczą", a on sam jest ofiarą medialnej nagonki. Ale premier wskazywał, że słowa ministra sprawiedliwości "nie znalazły pozytywnej weryfikacji", a sytuacją jest "poirytowany".

To już kolejne spotkanie z Gowinem, na którym ważył się jego los w rządzie. Na początku marca poszło o jego opinię w sprawie projektu ustawy o związkach partnerskich. Gowin po wystąpieniu premiera, który zachęcał do głosowania za ustawą, twierdził, że jest ona sprzeczna z konstytucją. Wcześniej wraz z grupą konserwatystów w PO poparł projekt Solidarnej Polski radykalnego zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej.

- Ta dymisja nie ma związku ze sprawami ideowymi, ale minister Gowin koncentrował się bardziej na politycznych aspektach działania -uzasadniał Tusk . Przypominał, że podczas poprzedniego spotkania namawiał go, by zapanował nad polityczną ekspresją, ale Gowin nie był w stanie wytrwać w wewnętrznej dyscyplinie. - Póki PO będzie odpowiadała za Polskę, nie będzie burzy z powodów ideologicznych - zaznaczył. I dodał, że "skrzydłowi w partii" nie powinni narzucać poglądów całej reszcie.

Tusk przyznał, że z Markiem Biernackim w różnych momentach historii byli razem, choć w wielu sprawach mieli rozbieżne poglądy. Biernacki - prawnik po Uniwersytecie Gdańskim - wywodzi się z konserwatywnego Ruchu Młodej Polski, za czasów koalicji AWS-UW był ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Należy do grupy konserwatystów w PO, którym jednak nie po drodze było z Jarosławem Gowinem.

To już kolejny polityk z tej frakcji, który został dowartościowany przez premiera. W marcu na stanowisko wicepremiera został mianowany minister finansów Jacek Rostowski.

Nie wiadomo, co zamierza już były minister. Gdy miesiąc temu po raz pierwszy ważyła się sprawa jego dymisji, zaręczał, że nie opuści PO. Jednak wczoraj sympatyzujący z ministrem politycy PO rozsiewali plotki, że Gowin chce wyprowadzić grupę posłów z partii.

Miesiąc temu zapowiedział, że dopóki będzie ministrem, nie wystartuje w wyborach na przewodniczącego PO. Ale jeśli to się zmieni, rozpocznie dynamiczną kampanię wyborczą. Komentując to, premier powiedział wczoraj Gowinowi: "Nie mogę cię, chłopie, trzymać w klatce".

I chyba do tych słów odnosiły się ostatnie zdania wypowiedziane przez byłego ministra na konferencji prasowej godzinę po ogłoszeniu dymisji. Gowin podziękował Tuskowi za danie mu szansy w rządzie. Ale dodał, że rozstanie uważał za nieuniknione ze względu na pogłębiające się różnice co do kierunku pracy rządu, a także reprezentowanych przez niego wartości.

To zabrzmiało jak rzucenie rękawicy.

Gowin rozpoczął już własną kampanię. W Krakowie rozpowszechnia gazetkę pod tytułem "Superlider". Jeden z tekstów głosi: "Zaufanie do Gowina wciąż rośnie".

Jarosław Gowin o odwołaniu go przez premiera: - Nigdy nie zaakceptowałem zasady wszechwładzy. W sprawach sumienia nie mam nad sobą pana!

- Nikt nie będzie moim panem. W tych sprawach decydował będzie mój rozum i sumienie - mówił w programie Tomasza Lisa odwołany przez premiera Jarosław Gowin.
W programie "Tomasz Lis na żywo" pierwszym gościem był w poniedziałek Jarosław Gowin. To było pierwsze publiczne wystąpienie byłego ministra, nie licząc odczytania przezeń oświadczenia w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Nie byłem zaskoczony

Zapytany wprost Gowin przyznał, że "należał do tych, którzy od dawna już uważali, że dojdzie do tej dymisji". - Nie byłem nią zaskoczony - podsumował. Powody dymisji? - Różniło nas to, jaka powinna być np. skala i głębia reform. Kwestie gospodarcze były dużo istotniejsze niż kwestie etyczne. Różniliśmy się np. w sprawie ozusowania umów-zleceń - mówił Gowin. - Zarzuca pan premierowi, że reformuje za mało, za wolno, za późno? - dociekał prowadzący. - Nie to, że zarzucam. Są różnice zdań. W niektórych sprawach zmiany powinny iść dalej i głębiej - oceniał.

Czy Donald Tusk jest dobrym premierem? - Uważam go za polityka wybitnego - odparł gość Tomasza Lisa. - Dymisja nie zmienia mojego widzenia. Premier miał prawo sięgnąć po innego ministra.

Nikt nie jest moim panem

- Dlaczego premier pana odwołał? - drążył Tomasz Lis wyraźnie nieusatysfakcjonowany odpowiedziami gościa. Gowin najpierw trochę dyplomatycznie kluczył: - Premier dużo mówił o różnicach politycznych. Te różnice się nawarstwiały, aż wreszcie premier uznał, że dalsza współpraca ze mną jako ministrem jest niemożliwa. Ja tę decyzję szanuję.

Wreszcie oświadczył: - Podporządkowuję się premierowi w 95 proc. spraw. Ale nigdy nie zaakceptowałem zasady wszechwładzy. W sprawach sumienia nie mam nad sobą pana. Nikt nie będzie moim panem. Decydował w tych sprawach będzie mój rozum i sumienie. Tego oczekują Polacy.

Pożegnanie z ministerstwem: sprawozdanie i kurtuazja

Wcześniej, punktualnie o 17, Gowin wyszedł do oczekujących na niego w Ministerstwie Sprawiedliwości dziennikarzy. Zamiast wymiany zdań zafundował im dość suche sprawozdanie ze swojej działalności: - Premier postawił przede mną dwa zadania. Pierwszym było usprawnienie pracy sądów. Mimo ogromnego oporu ze strony części środowiska sędziowskiego i niemal wszystkich partii politycznych zreorganizowałem sądy, likwidując stanowiska prezesów i doprowadzając do bardziej równomiernego obciążenia sędziów pracą. Wbrew temu, co twierdzili krytycy, nie likwidowałem sądów, ale prezesowskie stołki.

Wyliczanka eksministra

Jarosław Gowin wyliczał, co udało mu się zrobić w ramach poprawiania pracy sądów: - Sejm kończy prace nad nowym kodeksem postępowania karnego, który uprości procedury i przyspieszy wydawanie wyroków. Powinien wejść pod obrady rządu kolejny projekt wielkiej reformy - nowa ustawa o prokuraturze. Ma zwiększyć sprawność tej instytucji. Moim zamiarem było też zaostrzenie sądownictwa dyscyplinarnego w stosunku do sędziów i prokuratorów. Przyspieszyłem i rozszerzyłem informatyzację sądów. Przygotowałem zmiany w kodeksie rodzinnym, aby zapobiec pochopnemu odbieraniu dzieci rodzicom.

Eksminister podkreślał, że wszystkie swoje decyzje dotyczące resortu sprawiedliwości podejmował "nie z myślą o korporacjach prawniczych, ale o interesach obywateli".

Drugi obszar działań Gowina jako ministra sprawiedliwości to deregulacja. - Sejm niedawno przyjął ustawę otwierającą dostęp do pierwszych 50 zawodów. Szansę na znalezienie pracy znalazły dziesiątki tysięcy ludzi; rzesze młodych nie będą musiały wyjeżdżać za granicę do pracy. Od roku można zarejestrować spółkę w 24 godziny, odpisy z KRS-u są dostępne online za darmo, a przy zakładaniu firmy na NIP czeka się trzy zamiast 14 dni - wyliczał.
Gowin: Decyzja premiera jest naturalna wobec pogłębiających się różnic (TVN24/x-news)


Biernacki? Mam do niego szacunek

- Mam nadzieję, że mój następca zechce kontynuować znaczącą część tych projektów - podkreślił Gowin. A skoro już mowa o następcy... - Serdecznie gratuluję Markowi Biernackiemu nominacji. Traktuję jako zaszczyt, że to on jest moim następcą - osoba, do której mam szacunek jako do człowieka i polityka - mówił Gowin.

Na koniec podziękował współpracownikom z ministerstwa, którzy "włożyli ogromny trud i wykazali się odwagą". - Dziękuję tym, którzy mi kibicowali i dopingowali mnie, dodawali mi sił swoim zaufaniem. Panu premierowi dziękuję za to, że dał mi szansę pracy w rządzie i dużą swobodę w realizowaniu projektów. Decyzję o odwołaniu traktuję jako naturalną, zwłaszcza w sytuacji głębokich i stale pogłębiających się różnic między mną a Donaldem Tuskiem co do kierunku działań rządu i wartości, na których ma się opierać polska polityka - zakończył swoje spotkanie z dziennikarzami były minister sprawiedliwości.

Mimo protestów opuścił salę bez udzielenia odpowiedzi choćby na jedno pytanie zebranych dziennikarzy, zapewniając, że zrobi to w najbliższym czasie.
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 02

LICZY SIĘ DOŚWIADCZENIE I SPECJALIZACJA
KATARZYNA BOROWSKA, RZECZPOSPOLITA (2013-05-02), Str.: C3

ROZMOWA


DLA „RZECZPOSPOLITEJ

Liczy się doświadczenie i specjalizacja Maciej Rogalski radca prawny, 6złonek zarządu, dyrektor ds. prawnych, ochrony danych i zarządzania zgodnością spółki

T-Mobile

V: Czym się pan kieruje, wybierając kancelarię zewnętrzną

Maciej Rogalski: W wypadku naszej firmy ważne jest, aby kancelaria specjalizowała się w szczególności w zagadnieniach rynków regulowanych. Działamy bowiem na rynku regulowanym przez liczne przepisy oraz z organami regulacyjnymi wyposażonymi w szerokie kompetencje. Merytoryczne zagadnienia dotyczące naszej firmy są w dużym stopniu skomplikowane i często mają charakter precedensowy. Dlatego oczekujemy pomocy kancelarii wyspecjalizowanych, czyli takich, które są kompetentne w dziedzinach związanych z regulacją rynku i mają doświadczenie w sprawach spornych w tym zakresie.

W środowisku prawników przedsiębiorstw pojawiają się głosy, że jakość usług świadczonych przez kancelarie zewnętrzne jest już na bardzo zbliżonym poziomie, dlatego to cena zazwyczaj odgrywa zasadniczą rolę.

Oczywiście, cena jest bardzo istotna. W razie prowadzenia jednak np. postępowań sądowych, gdy przedmiot sporu liczony jest w milionach złotych, nie jest to najważniejsze kryterium. Decydujące jest doświadczenie i specjalizacja w prowadzeniu takich spraw.

Mówi się także o końcu ery stawek godzinowych. Czy pana firma wynagradza jeszcze w ten sposób kancelarie zewnętrzne

Bardzo rzadko. Właściwie dotyczy to tylko małych zleceń, w wypadku których stawki godzinowe nadal mogą stanowić miernik wynagrodzenia. Najczęściej jednak ustalamy z góry wynagrodzenie w postaci ryczałtu.

Kancelarie godzą się bez oporów na takie zmiany

Nie mieliśmy kłopotów z zaakceptowaniem przez kancelarie tej formy rozliczeń. Właściwie wszystkie się zgodziły.

W kryzysie firmy są bardziej skłonne, by korzystać z wewnętrznych biur prawnych czy też szukać tańszych usług na zewnątrz

Wysoce specjalistyczne zagadnienia, którymi zajmujemy się na co dzień, wymuszają w sposób naturalny na prawnikach i radcach prawnych departamentu prawnego specjalizację w poszczególnych dziedzinach. Mamy więc dobrze przygotowanych prawników wewnętrznych do bieżącej obsługi prawnej.

Inne są także budżety na obsługę prawną, o wiele mniejsze niż kilka lat temu.

To powoduje, że musimy się opierać na tych zasobach, którymi dysponujemy, i odpowiednio gospodarować środkami na kancelarie zewnętrzne.

Czy da się zobserwować większą konkurencję między nimi

Trudno mi powiedzieć. Faktem jest jednak, że kiedy negocjowaliśmy nowe warunki umów, kancelarie były bardzo otwarte na świadczenie różnego rodzaju dodatkowych usług - określonej liczby godzin bezpłatnych szkoleń czy bezpłatnych porad. Kancelarie były także elastyczne, jeśli chodzi o wprowadzenie ryczałtowych form rozliczeń. Można założyć, że taka postawa jest zdeterminowana przez sytuację na rynku prawnym.

Co więc powinna zrobić dziś kancelaria, by zdobyć lub utrzymać dużego klienta

Powinna dostrzegać zmieniającą się sytuację zleceniodawcy uwzględniać jego oczekiwania, które są zdeterminowane tym, co dzieje się na rynku.

Na tym niełatwym rynku pojawi się za chwilę fala młodych ludzi. Około 8 tys. osób zdawało w marcu egzaminy adwokackie i radcowskie. Czy grozi im bezrobocie

Wydaje się, że sytuacja osób, które zamierzają rozpocząć praktykę prawniczą, będzie trudniejsza niż tych, które ją rozpoczynały jeszcze kilka lat temu. To dlatego, że wiele firm nie przewiduje zwiększania składu osobowego działów prawnych, a nawet dochodzi w nich do redukcji. Oszczędności dotykają także budżetów przeznaczonych na obsługę prawną.

Co by pan poradził tym młodym ludziom Co mogą zrobić, żeby jednak odnaleźć się na rynku

Po pierwsze - powinni jak najszybciej zdobyć doświadczenie - czy to pracując na etacie, czy rozpoczynając własną działalność. Po drugie - ważne jest wyspecjalizowanie się w konkretnej dziedzinie prawa. Kluczem do sukcesu może się okazać znalezienie w tym zakresie niszy na rynku. Po trzecie - sporym atutem może być łączenie uprawnień prawniczych z dodatkową wiedzą niedotyczącą ściśle prawa, ale np. o charakterze finansowym czy ekonomicznym. Dzięki temu będą mogli nie tylko udzielać pomocy ściśle prawnej, ale także zajmować się bardziej kompleksową obsługą. Tego dziś często oczekują klienci.

—rozmawiała Katarzyna Borowska
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 06

Już nie biorą kroci za swoją pracę

Katarzyna Borowska 06-05-2013, ostatnia aktualizacja 06-05-2013 08:57

Godzina pracy prawnika może kosztować od 100 zł w mniejszej, regionalnej kancelarii do 450 euro w należących do międzynarodowych sieci. Prawnicy zarówno z tych mniejszych, jak i z większych firm prawniczych mówią, że sama stawka za godzinę pracy pozostaje na ustabilizowanym poziomie od kilku lat.

– Stawki są zamrożone.Mimo inflacji nie za bardzo można je podnieść, ale też staramy się ich nie obniżać – mówi Tomasz Sanak z kancelarii Kunert, Kożuszko, Sanak z Warszawy.

Koszt godziny pracy prawnika jest podstawą do wyliczenia kwoty za całą usługę

Określenie stawki za godzinę pracy to jednak zazwyczaj dopiero początek wyceny całej pracy.

Klienci pytają o koszty

– Sytuacja rynkowa i ogólny nacisk na cięcie wydatków wywierany na szefów działów prawnych przez zarządy czy właścicieli firm przekłada się oczywiście na ich oczekiwania dotyczące rozliczeń z kancelariami zewnętrznymi – podkreśla Krzysztof Wierzbowski, partner zarządzający kancelarii Wierzbowski Eversheds. Twierdzi, że stawki godzinowe nie są już od dłuższego czasu jedyną metodą rozliczeń kancelarii z klientami. Coraz częściej oczekują oni od kancelarii przedstawienia budżetu dla określonego projektu.

– Bywa też, że sam wybór kancelarii rozstrzygany jest poprzez konkursy – czy to w trybie zamówień publicznych, czy poza tym reżimem, na podstawie różnych kryteriów, w tym często cenowych – wskazuje mec. Wierzbowski.

Także mec. Sanak mówi:

– Obserwujemy coraz większy nacisk klientów, zwłaszcza tych korporacyjnych, na określanie z góry kosztów całej usługi.

Podstawą ich obliczenia są właśnie stawki godzinowe.

– Parę razy zdarzyło nam się niedoszacowanie sprawy, okazała się bardziej skomplikowana, niż wcześniej wynikało to z relacji klienta. Tych wcześniej ustalonych kosztów już jednak nie zmieniamy – mówi mec. Sanak.

Budżet przekroczony

Na podobną tendencję wskazuje także Andrzej Mikulski z kancelarii Mikulski & Wspólnicy z Krakowa.

– Klienci, nawet jeśli płacą stawki godzinowe, to do pewnego pułapu. Jeśli okazuje się, że koszty pracy przekroczyły budżet przeznaczony na daną sprawę, np. w sporze 5 lub 10 proc. wartości jego przedmiotu, to przestają płacić za każdą godzinę pracy, chcą określenia ceny za zakończenie zlecenia – mówi mec. Mikulski. – Na rynku, na którym my działamy, 400 zł to bariera psychologiczna, nie proponujemy wyższej niż 350 zł – wyjaśnia. Jego kancelaria zajmuje się przede wszystkim międzynarodowym obrotem gospodarczym.

– Takie zjawisko obserwujemy od roku, półtora. Wcześniej klienci płacili za każdą przepracowaną godzinę – mówi Zygmunt Roman z kancelarii Windmill Gąsiewski & Roman.

Prawnicy wspominają już tylko czasy, kiedy to stawki mogły być podwyższane.

– Nie ma już tendencji wzrostowej, jak jakiś czas temu – mówi Tomasz Wroński z kancelarii Witaszek Wroński i Wspólnicy z Koszalina. – Poza tym w większości przypadków stosujemy ryczałt za stałą obsługę – dodaje mec. Wroński.

Te tendencje są zauważalne w całym kraju. Coraz rzadsze są już także sytuacje, w których inne są stawki za pracę wykonywaną przez partnera, a inne za pracę młodszego prawnika.

Rzeczpospolita
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 07

Spis treści
Biernacki dla tvn24.pl: Premier postawił mi tylko jeden warunek 1
Biernacki - konserwatysta na miarę Tuska 4
Republika sędziów 6


Biernacki dla tvn24.pl: Premier postawił mi tylko jeden warunek

Kontrola nad pobieraniem billingów obywateli, ochrona świadków, konieczna zgoda sądów na prowokacje służb specjalnych i monitorowanie zbrodniarzy na tle seksualnym. Takie zmiany zapowiada w pierwszym wywiadzie po odebraniu teki ministra sprawiedliwości Marek Biernacki. - Premier postawił mi tylko jeden warunek: poprawa skuteczności działania wymiaru sprawiedliwości - mówi tvn24.pl.
Maciej Duda, tvn24.pl: - Jarosław Gowin został zdymisjonowany między innymi za "zbyt długi język". Czy premier powiedział panu o czym jako minister może pan publicznie mówić, a o czym nie?

Marek Biernacki, minister sprawiedliwości: Wydaje mi się, że nie "długi język" był powodem zmiany ministra Gowina, tylko brak porozumienia między podwładnym, a jego szefem. Premier postawił mi tylko jeden warunek: poprawa skuteczności działania wymiaru sprawiedliwości.
Wydaje mi się, że nie "długi język" był powodem zmiany ministra Gowina, tylko brak porozumienia między podwładnym, a jego szefem.
Marek Biernacki, minister sprawiedliwości
- A konkretnie?

Wolałbym powiedzieć, co chcę osiągnąć: zakończenie prac nad kodeksem postępowania karnego, prawem o prokuraturze oraz przyspieszenie pracy sądów oraz usprawnienie sądów gospodarczych.

- Co jest nie tak z sądami gospodarczymi?

Gdy w mediach pojawiło się moje nazwisko jako kandydata na ministra, to zadzwonił mój znajomy przedsiębiorca. Mówił o swoich przeżyciach w sądzie gospodarczym. Z jednej strony prowadzi szereg inwestycji budowlanych, a z drugiej strony, co tydzień musi się stawiać w sądach

Tusk: Nie mam czasu, by raz na tydzień, tłumaczyć się za ministra. Gowin stracił stanowisko. Zastąpi go Biernacki

- Gowin był konserwatystą. To samo mówią o panu. W czym się ten konserwatyzm przejawia?
Mam swoje poglądy. Jestem zwolennikiem wolnego rynku i etycznych zasad w polityce i w życiu.
- I przeciwnikiem projektów ustaw o związkach partnerskich?
Żyjemy w wolnym kraju, w którym każdy może głosić swoje poglądy. Jeżeli to, jak głosowałem, ma świadczyć o tym, czy będę dobrym ministrem, to doprawdy brak mi słów.
Resort sprawiedliwości powinien zmienić punkt widzenia wymiar sprawiedliwości. Najważniejszy musi być zwykły obywatel - czy to świadek, czy ofiara przestępstwa.
Nowy szef resortu sprawiedliwości
- Naiwnością jest przekonanie, że poglądy nie będą wpływały na pana decyzje. Czy resort sprawiedliwości Marka Biernackiego będzie ideologicznym instrumentem?
W żadnej mierze! Interesuje mnie tylko dobra praca w interesie obywateli. Szkoda, że krytycy mojej nominacji nie pamiętają, że to dzięki mnie wprowadzono na przykład nadzór sądów nad kontrolą operacyjną, czyli między innymi zakładaniem podsłuchów przez służby.
Nie wspomina się o powołaniu Centralnego Biura Śledczego, rozbiciu mafii. Zawsze działałem w imieniu obywateli, wolności człowieka. Dlatego wprowadzę kolejne zmiany.

- Piękne słowa. Jakie konkretne zmiany?

Biernacki za Gowina to "bardzo przemyślany ruch premiera"
Marek Biernacki...
czytaj dalej »
Przede wszystkim chcę stworzyć program ochrony, wsparcia świadków zeznających przeciwko przestępcom w śledztwach i na sądowych procesach. Resort sprawiedliwości powinien zmienić punkt widzenia. Najważniejszy musi być zwykły obywatel - czy to świadek, czy ofiara przestępstwa.

- Obrońcy praw człowiek twierdzą, że polskie państwo coraz bardziej inwigiluje swoich obywateli.

Nie do końca tak jest. Funkcjonuje przecież kontrola sądów nad pracą operacyjną służb. A jeśli chodzi o wykorzystywanie przez służby danych teleinformatycznych, w tym osławionych billingów, chcę by to prokuratorzy nadzorowali zbieranie tych danych. Powinni to robić w trakcie postępowania przygotowawczego, gdy policja i inne służby sięgają po billingi.
W trakcie pracy w komisji śledczej badającej nieprawidłowości w sprawie Krzysztofa Olewnika odkryliśmy, że policja często sama pobierała billingi, a potem nie przekazywała ich jako dowodów prokuraturze. Zdarzało się też, że służby, na przykład policja zbyt chętnie, często bezpodstawnie, uzyskiwały dane telefoniczne. Czas to unormować.
- W jaki sposób?

Poprzez między innymi prowadzenie obowiązku comiesięcznego informowania prokuratora o pobranych billingach i innych danych teleinformatycznych i celu ich wykorzystania.
- Który sąd ma rację w sprawie byłej posłanki PO Beaty Sawickiej? Ten, który ją skazał za przyjęcie łapówki od agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, czy ten, który ją prawomocnie uniewinnił, twierdząc, że CBA działało bezprawnie?
Wyrok sądu w sprawie Sawickiej pokazuje, że należy wprowadzić jednolite przepisy o pracy operacyjno-rozpoznawczej policji i służb specjalnych. Te unormowania są niejednoznaczne, rozrzucone po różnych ustawach. I przez to różnie interpretowane. Dlatego wracam do swojego starego - jak dotąd niezrealizowanego - projektu ustawy o pracy operacyjnej. Te przepisy miały wprowadzić jednolite standardy pracy policji i służb.

Nowy minister spotka się z ludowcami. "Wierzę, że uspokoi środowisko prawnicze"

Aby w przyszłości uniknąć takiej sytuacji jak ten wyrok, chcę dodatkowo wprowadzić zapis, według którego to sąd, a nie prokurator, będzie wydawać zgodę na tego typu prowokacje jak w sprawie Sawickiej.
Wtedy nie będzie kontrowersji, że sąd pierwszej instancji uznaje działania CBA za legalne i skazuje oskarżonych, a sąd apelacyjny uniewinnia, stojąc na stanowisku, że Biuro zaczęło swoje działania nielegalnie.
- Nie odpowiedział pan, który wyrok jest panu bliższy?
I nie odpowiem. Z prostej przyczyny: Byłem jedną z osób rozpracowywanych przez CBA w tej sprawie. Chcę uniknąć oskarżenia o stronniczość. Zaś jako ministrowi nie wypada mi komentować orzeczeń sądów.
- Jarosław Gowin i jego podwładni przygotowali wiele projektów ustaw. Jeden z najważniejszych to przepisy mające zablokować wyjście na wolność najgroźniejszych morderców i zwyrodnialców. Ćwierć wieku temu najgroźniejszym przestępcom na tle seksualnym zamieniono wyroki śmierci na karę 25 lat pozbawienia wolności. Teraz zaczynają wychodzić z więzień. Przeciwko projektowi Gowina protestują obrońcy praw człowieka i część środowiska prawniczego. Co pan zrobi?
Będę działać dwutorowo. Dalej będę pracować nad projektem ministerstwa i poddam go szerszej dyskusji. Z drugiej strony, wspólnie z Bartłomiejem Sienkiewiczem, szefem MSW chcę doprowadzić do tego, by polskie służby – a jest ich wiele – miały nie tylko prawo, ale i obowiązek monitorować zbrodniarzy na tle seksualnym, o których będzie wiadomo, że mogą wrócić do swojego przestępczego procederu.
- Kiedy poznamy szczegóły?
Niedługo.
- Ma pan jeszcze jeden problem w sądownictwie. Paweł Wojtunik, szef CBA zaprotestował u pana poprzednika przeciwko zachowaniu lubelskiej sędzi. Zamieniła podejrzanemu o korupcję marszałkowi Podkarpacia areszt na poręczenie majątkowe, po czym miała – według pisma Wojtunika – zwrócić się bezpośrednio do Mirosława Karapyty, czy ten jest zadowolony z jej rozstrzygnięcia. Co pan zrobi?
Bieg sprawie nadał już minister Gowin, kierując pismo szefa CBA do rzecznika dyscyplinarnego przy Krajowej Radzie Sądownictwa.
Biernacki - konserwatysta na miarę Tuska

Marek Biernacki nie będzie raczej wikłał się w spory światopoglądowe jak jego poprzednik Jarosław Gowin. Zawiodą się ci, którzy oczekują nowego lidera konserwatywnej frakcji w PO
Dlaczego Donald Tusk sięgnął po Biernackiego, który marzył raczej o powrocie na stanowisko ministra spraw wewnętrznych, którym był u Jerzego Buzka?

Jak słychać w PO, premier nie chciał, by odwołanie Jarosława Gowina zostało odebrane jako przechył partii w lewo. Nominacja dla znanego z konserwatywnych przekonań Biernackiego to sygnał dla centroprawicowych wyborców, że Platforma zachowuje równowagę między konserwatywnym a liberalnym skrzydłem. Biernacki, prawnik z ministerialnym doświadczeniem, były przewodniczący komisji śledczej ds. zbadania przyczyn śmierci Krzysztofa Olewnika, a do tego pozbawiony partyjnych ambicji, pasował idealnie.

Biernacki odebrał wczoraj z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego oficjalną nominację na ministra sprawiedliwości. Zapowiedział usprawnienie pracy sądów, również gospodarczych, nowelizację kodeksu postępowania karnego i kontynuację deregulacji. - To trzy podstawowe elementy, które mają poprawić skuteczność wymiaru sprawiedliwości, a z drugiej strony mieć na uwadze obywatela - mówił. Jednym z jego pierwszych zadań ma być zbudowanie "szeroko rozumianego programu wsparcia i ochrony świadka" - ale nie świadka koronnego, tylko zwykłego obywatela.

Wśród platformersów panuje przekonanie, że nowy minister zdejmie z resortu sprawiedliwości ideologiczne odium. - Biernacki nie jest tak egotyczny i nadambitny jak Gowin. W Ministerstwie Sprawiedliwości nie trzeba odnosić się do spraw światopoglądowych. Zejdzie z linii ognia - mówi "Gazecie" konserwatywny poseł i łódzki baron partii Andrzej Biernat.

- Media na pewno będą miały teraz mniej roboty przy resorcie sprawiedliwości - szef klubu PO Rafał Grupiński jest bardziej dyplomatyczny.

Frakcjooporny

Nominacja Biernackiego nie oznacza, że stanie się on nowym liderem frakcji konserwatywnej po Gowinie. Chociaż w poglądach Biernacki jest bliski Gowinowi (głosował za odrzuceniem projektów w sprawie związków partnerskich, a wcześniej za skierowaniem do prac projektu Solidarnej Polski zaostrzającego ustawę antyaborcyjną), to inaczej patrzy na sposób uprawiania polityki. Jest przeciwny tworzeniu frakcji. Uważa, że Platforma powinna unikać światopoglądowych raf.

Niechęć Biernackiego do frakcji sięga 2005 roku, gdy sam próbował taką frakcję stworzyć. Po wygranych przez PiS wyborach platformiani konserwatyści spotykali się w warszawskim pubie Nu Bistro przy ul. Żurawiej. W nasiadówkach tych oprócz Biernackiego brali udział także inni wpływowi dziś konserwatyści: Biernat, Ireneusz Raś z Krakowa i Stanisław Gawłowski ze Szczecina. Uważali, że konserwatyści muszą stworzyć silną grupę w partii, żeby łatwiej walczyć o swoje sprawy. Ale reakcja Tuska była błyskawiczna. Zadzwonił do Biernackiego, że żadnych frakcji sobie nie życzy. Partia ma łączyć różne nurty centroprawicowe, bo tylko tak będzie mogła pokonać PiS.

Biernacki dobrze zapamiętał tę reprymendę. Do dziś woli się trzymać na drugim planie, choć - według wielu - cieszy się większym od Gowina autorytetem i mógłby stanąć na czele konserwatystów. - Sformalizowanie naszej grupy groziłoby rozpadem partii i wcześniejszymi wyborami. To niebezpieczne dla Polski, bo nie wiadomo, jak rozwinie się europejski kryzys. Rząd PO-PSL daje gwarancję stabilności - mówił rok temu "Gazecie" pytany o frakcję konserwatywną.

- To będzie bardzo dobry urzędnik, ale kompletnie bez parcia na przywództwo - ocenia Biernat.

Co dalej z Gowinem?

Chociaż przed dymisją Jarosław Gowin mówił, że jeśli nie będzie ministrem, to wystartuje w wyborach na szefa partii przeciwko Donaldowi Tuskowi, dziś już nie wypowiada się tak jednoznacznie. Krytykuje jednak premiera za brak reform, przeciwstawiając jego polityce przyspieszenie zmian.

- Jestem przekonany, że Gowin podjął już decyzję co do swojej przyszłości politycznej. Nie wykluczam, że będzie kandydował. Czeka tylko z ogłoszeniem tego - mówi bliski mu poseł Jacek Żalek.

Według wielu rozmówców Gowin poczeka do ostatniej chwili - wybory na szefa PO mają być w lutym 2014 r. Przez najbliższe miesiące będzie jeździł po kraju i badał swoje szanse. Na razie może liczyć na poparcie części działaczy w Małopolsce, na Śląsku, w Zachodniopomorskiem i na Podlasiu.

Bliscy Gowinowi posłowie mówią, że były minister liczy na to, iż wspólnie z Grzegorzem Schetyną mogliby odebrać Tuskowi nawet 40 proc. głosów. A to osłabiłoby jego przywództwo. Jednak według wielu to szacunki mocno zawyżone. Poza tym Schetyna zwleka z ogłoszeniem decyzji o swoim kandydowaniu i najchętniej dogadałby się z Tuskiem. A wtedy Gowin znalazłby się w trudnej sytuacji.

- Gowin w bezpośrednich wyborach może liczyć najwyżej na 7-10 proc. głosów. Taki wynik go osłabi. Z drugiej strony nie może zrejterować, boby się ośmieszył - mówi jeden z rozmówców.

Na razie b. minister testuje różne scenariusze. Zapowiedział, że rozważa start w wyborach na prezydenta Krakowa. Mógłby mieć spore szanse w konserwatywnym Krakowie, ale w partii mało kto traktuje dziś jego kandydaturę poważnie. - Dzień po wygranych wyborach mogłoby się okazać, że PO nie ma prezydenta w Krakowie, bo na lojalność Gowina trudno liczyć - mówi kilku polityków. Część posłów uważa, że Gowin rzucił ten pomysł, żeby w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach zyskać poparcie konserwatywnej grupy z Ireneuszem Rasiem. Raś sam chce powalczyć o prezydenturę Krakowa, na rękę byłoby mu więc pozbycie się stamtąd Gowina.

W PO panuje przekonanie, że Gowin ma bardziej dalekosiężne plany. Jak pisaliśmy, liczy na to, że po wyborach w 2015 r., gdyby PO je wygrała i zrobiła koalicję z lewicą, nastąpi rozłam w partii Tuska, a także rozłam w PiS - po kolejnej wyborczej porażce. Wtedy z części PiS i PO mogłaby powstać nowa partia na prawicy z Gowinem na czele. Jednak wielu uważa, że to mrzonki. Gowin nie pokazał dotąd, że potrafi tworzyć wokół siebie szersze środowisko, a solista partii nie zbuduje.

Republika sędziów
Marek Domagalski 07-05-2013, ostatnia aktualizacja 07-05-2013 08:59
Sąd Apelacyjny, wydając wyrok w sprawie Sawickiej, zrobił kolejny wyłom, który utrudnia nam zrozumienie, jakimi zasadami kierują się niektórzy polscy sędziowie 
– pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.
Wyrok w sprawie Beaty Sawickiej wywołał dyskusję o granice stosowania metod operacyjnych. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, są jednak granice władzy sędziowskiej, które moim zdaniem skład orzekający spektakularnie przekroczył.
Przyjmując nawet najbardziej wzniosłą wersję motywacji sędziów (troskę o to, by niewinny, o nic niepodejrzewany obywatel nie stał się przedmiotem inwigilacji i prowokacji tajnych służb), widać wyraźnie, że to rozumowanie się nie broni.
Nawet podejrzany, nawet przestępca, nie musi przecież popełnić kolejnego przestępstwa. Chcąc być konsekwentnym, należałoby więc zakwestionować w ogóle inwigilację, policyjne prowokacje.
Wziąłeś 
– jesteś przestępcą
Tego Sąd Apelacyjny nie zrobił. Sam nie jestem fanem takich metod, ale nie chciałbym, żeby sędziowie zastępowali parlament, stanowili prawo, a zbyt często takie polityczne inklinacje można u nich dostrzec. Świadomie czy nie, wdzierają się w kompetencje innych władz.
Tymczasem nie jesteśmy republiką sędziów. Sądy mają ostatnie słowo tylko w wyznaczonych im sprawach spornych, a stanowienie prawa, ustanawianie procedur do nich nie należy.
Przypomnijmy podstawową zasadę na urzędzie sędziego – sędzia orzeka na podstawie tego, co ma na stole sędziowskim, i tylko w tych granicach. Nie umoralnia, nie politykuje, tylko wydaje wyrok. Poprawny wyrok jest zwykle tak klarowny dla ogółu (publiczności) i oczywisty jak to, że dwa razy dwa równa się cztery. Spotykamy wprawdzie ludzi, którzy w to wątpią, poszukują innej logiki – ale ci nie powinni być sędziami. Publicystami także nie.
Z tej perspektywy sędzia w zasadzie nie ma władzy (jest ustami ustawy, sprawiedliwości), sędzia odkrywa narzucający się niemal naturalnie wyrok. Zamówiłeś np. 1000 sztuk cegły po 1 zł za sztukę, odebrałeś, to płać 1000 zł plus ewentualnie odsetki za opóźnienie. Tak samo jest z łapówką: wziąłeś – jesteś przestępcą, chyba że myślałeś, że to np. zabawa. Nikt jednak nie twierdzi, że telewizyjny obrazek spotkania na ławeczce w parku koło Sejmu, gdy Beata Sawicka przyjmowała pieniądze, to była zabawa. Na to, jak mówił Cicero, nawet krowy by się nie nabrały.
Kwestia, jak CBA te dowody zdobyło, jakimi kierowało się motywami, ma wtórne znaczenie dla procesu Sawickiej. Może mieć znaczenie dla oceny CBA i jego funkcjonariuszy, ale to nie był proces CBA, lecz Sawickiej. Zresztą Sąd Apelacyjny nie powiedział, by po stronie CBA były polityczne motywacje (choć ten czy ów obywatel może oczywiście uważać inaczej). Sędzia Paweł Rysiński mówił o „moralnej i etycznej odpowiedzialności” za przyjęcie 100 tys. zł od agentów CBA. Rzecz w tym, że to też nie było przedmiotem sprawy: sąd nie jest od wystawiania ocen moralnych, a jeśli już, to jest to jego zupełnie uboczne zajęcie.
W roli ustawodawcy
Waga wyroku w sprawie Sawickiej polega na czym innym. Sąd zdyskwalifikował dowody jako tzw. owoce zatrutego drzewa, choć nie miał do tego prawa, nawet jeśli drzewo (działania CBA) było zatrute. W Polsce nie stosujemy amerykańskiego wynalazku: zakazu uwzględniania dowodów zdobytych z naruszeniem prawa. Przemawia za tym szereg argumentów, w tym ten, że nieraz pozwalają one ustalić i skazać przestępcę czy wykazać czyjąś niewinność. Sądowi np. cywilnemu w sprawie rozwodowej nie przyjdzie do głowy kwestionować dowody, które żona zdobyła na niewierność męża, naruszając jego prywatność czy włamując się do jego biura.
Owszem, sąd może nie dać wiary takiemu czy innemu dowodowi, może nie dać wiary dowodom w ogóle, rzecz w tym, że SA ich nie zakwestionował, nie miał wątpliwości, że Sawicka przyjęła łapówkę, zakwestionował natomiast zakres uprawnień CBA – to, że mógł te dowody zgromadzić.
To jest zaś materia ustawowa. Jeśli Sąd Apelacyjny ocenił, że model postępowania i procedury CBA są złe, bo nie zapewniają gwarancji osobom nimi objętym, to mógł wystąpić (na podstawie art. 441 kodeksu postępowania karanego) do Sądu Najwyższego o rozstrzygnięcie tej kwestii. Mógł też na podstawie art. 193 konstytucji zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z pytaniem o konstytucyjność procedur stosowania prowokacji.
SA nie miał – jak widać – żadnych wątpliwości i sam ogłosił precedensowy wyrok. O ile w głośnym uzasadnieniu w sprawie kardiochirurga Mirosława G. sędzia Igor Tuleya, porównując metody CBA do stalinowskich, pozwolił sobie na swego rodzaju publicystykę, formalnie dopuszczalną, o tyle w tej sprawie oceny Sądu Apelacyjnego miały skutki procesowe – uniewinnienie Sawickiej.
SA miał inne możliwości krytyki, choćby na wzór sędziego Tulei. Mógł też skorzystać z jakiejś formy łagodniejszej kary. A tak zrobił jeszcze jeden wyłom, który utrudnia nam zrozumienie, jakimi zasadami kierują się niektórzy polscy sędziowie.
Miejmy nadzieję, że nie każą nam czekać miesiącami na pisemne uzasadnienie i na sprawę przed Sądem Najwyższym, który powinien mieć szansę w tej sprawie się wypowiedzieć. Bo jeżeli nie w tej, to w jakiej miałby zabierać głos ?
Rzeczpospolita
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 08

Spis treści
Płatnik zapłaci radcy prawnemu więcej niż emeryt 1
SN: radca prawny zarobi 7 tys. zł, a nie 120 zł za milionową sprawę 2
Co po ministrze Gowinie 3
Macierewicz zawinił, Rogalskiego powieszą 8



Płatnik zapłaci radcy prawnemu więcej niż emerytBOŻENA WIKTOROWSKA, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-05-08), Str.: B6
Płatnik zapłaci radcy prawnemu więcej niż emerytOrzeczenieBożena Wiktorowska bozena.wiktorowska@infor.plFirma, która przegrała sprawę dotyczącą wysokości niezapłaconych składek, ma obowiązek poniesienia kosztów procesowych w zależności od kwoty zobowiązania. Tak wynika z orzeczenia Sądu Najwyższego.Wczoraj odpowiedział on na pytanie prawne dotyczące sposobu określenia wysokości wynagrodzenia radcy prawne -go będącego pełnomocnikiem procesowym ZUS. Sąd pytający miał bowiem wątpliwość, czy kwota obciążenia z tego tytułu powinna być liczona na podstawie par. 6 rozporządzenia ministra sprawiedliwości z 28 września 2002 r. w sprawie opłat za czynności radców prawnych oraz ponoszenia przez Skarp Państwa kosztów pomocy prawnej udzielonej przez radcę prawnego ustanowionego z urzędu (tj. Dz.U. z 2013 r„ poz. 490). W razie pozytywnej odpowiedzi na to pytanie rninimalna stawkaNiższe opłaty należą się prawnikom tylko w sprawach emerytalnych w badanej sprawie wyniosłaby 7,2 tys. zł (wartość sporu przekracza 200 tys. zł).Wątpliwości powstały w czasie rozpatrywania odwołania od decyzji szpitala wojewódzkiego, któremu ZUS nakazał zapłacenie na poczet zaległych składek i odsetek ponad 11 mln zł. Problemem był jednak nie sam dług, ale ocena zasadności wydania przez organ rentowy decyzji o ustanowieniu zastawu skarbowego na majątku szpitala. Przy okazji tej sprawy, przegranej przez szpital, pojawił się problem zapłaty za usługi radcy prawnego reprezentującego ZUS.Sąd I instancji, rozpatrując sprawę długów, zasądził na rzecz organu rentowego 120 zł tytułem zwrotu kosztów zastępstwa procesowego. W uzasadnieniu takiego wyroku wskazał, że kwota ta została obliczona na podstawie par. 11 przywołanego wcześniej rozporządzenia ministra sprawiedliwości, który określa minimalne stawki w sprawach z zakresu ubezpieczenia społecznego.ZUS odwołał się od takiego wyroku, domagając się od szpitala zapłacenia na rzecz radcy 7,2 tys. zł. Podkreślał, że przedmiotem sporu nie było prawo do świadczenia z ubezpieczenia społecznego, lecz zaległych składek Szpital wniósł o oddalenie zażalenia. Dług będzie bowiem spłacany w terminach i wysokości określonej w ugodzie. Tym samym sprawa dotyczy ubezpieczeń społecznych, a ZUS może od szpitala otrzymać kwotę 120 zlSN, odpowiadając na pytanie prawne, uznał jednak, że rację ma zakład.- W przypadku płatnika składek wspomniana stawka jest Uczona od wartości sporu - uzasadniała wyrok Teresa Hemming-Kulesza, sędzia sprawozdawca SN.ORZECZNICTWOWyrok Sądu Najwyższego z 7 maja 2013 r., sygn. akt I UZP 1/13.

SN: radca prawny zarobi 7 tys. zł, a nie 120 zł za milionową sprawę
Sąd Najwyższy w Izbie Pracy podjął uchwałę, zgodnie z którą w sprawach z zakresu ubezpieczeń społecznych o określenie wysokości zobowiązania z tytułu składek, wynagrodzenie radcy prawnego określa się od wartości przedmiotu sprawy.

Własne
Pytanie prawne zadał Sąd Apelacyjny w Katowicach rozpatrując zażalenie na postanowienie Sądu Okręgowego w Częstochowie w przedmiocie zwrotu kosztów zastępstwa procesowego. Radca prawny otrzymał za prowadzenie sprawy wartej 11 mln zł - 120 zł.
SN uznał, że radcę prawnego w sporach między ZUS-em a przedsiębiorstwami o wysokość składek powinno określać się według par.6 rozporządzenia z 28 września 2002 r. w sprawie opłat za czynności radców prawnych oraz ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów pomocy prawnej udzielonej przez radcę prawnego ustanowionego z urzędu. A zatem stawki minimalne wynoszą przy wartości przedmiotu sprawy powyżej 200 000 zł - 7 200 zł. I takie wynagrodzenie należy się w tej sprawie radcy prawnemu.
Inne stawki to w sprawach do 500 zł - 60 zł; powyżej 500 zł do 1 500 zł - 180 zł; powyżej 1 500 zł do 5 000 zł - 600 zł; powyżej 5 000 zł do 10 000 zł - 1 200 zł; powyżej 10 000 zł do 50 000 zł - 2 400 zł; powyżej 50 000 zł do 200 000 zł - 3 600 zł.
Sędzia sprawozdawca Teresa Flemming-Kulesza podkreśliła w ustanym uzasadnieniu, że wspomniane rozporządzenie w sprawie opłat za czynności radców prawnych nie przewiduje, aby organ rentowy określał wysokość wynagrodzenia racy prawnego. Dochodzenie wynagrodzenia na podstawie par.11 ust. 2 tego rozporządzenia nie wydaje się właściwe. Przepis ten mówi, iż stawki minimalne wynoszą 60 zł, w sprawach o świadczenia pieniężne z ubezpieczenia społecznego i zaopatrzenia emerytalnego.
Jednak – jak zauważył sąd – taka stawka jest właściwa, gdy przed sadem staje osoba fizyczna, która nie dysponuje wielkimi środkami, a wręcz przeciwnie domaga się renty czy emerytury.

Sygnatura akt. I UZP 1/13, uchwała 3 sędziów Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN z 7 maja 2013 r.
Co po ministrze GowinieMACIEJ STRĄCZYNSKI, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-05-08), Str.: D4
Co po ministEksperyment z nieprawnikiem trwał siedemnaście miesięcy i zakończył się tak, jak musiał - niepowodzeniem. Jarosław Gowin zostawił następcy resort w stanie gorszym, niż przejął, z rozszerzonym konfliktem między sędziami a władzami politycznymiMACIEJ STRĄCZYNSKI prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Justitia' d roku 1918 r. mieliśmy w Polsce 46 ministrów sprawiedliwości (16 przed wojną, 10 w PRL i 20 w III RP; trzech pełniło urząd dwukrotnie, wszyscy przed wojną). Do 2009 r. tylko raz ministrem tym został prawnik nigdy nieaktywny ani zawodowo, ani naukowo. Był to Aleksander Meysztowicz, polityk ziemiański z wykształceniem prawniczym, powołany krótko po zamachu stanu w 1926 r. przez Józefa Piłsudskiego. Drugim w historii ministrem bez odbytej aplikacji prawniczej lub doktoratu został Andrzej Czuma, a trzecim Krzysztof Kwiatkowski, obaj powołani w 2009 r. do rządu Donalda Tuska. Następnie ten sam premier poszedł jeszcze dalej i nadzór polityczny nad sądownictwem powierzył pierwszemu niepraw-nikowi w osobie Jarosława Gowina, polityka znanego, który jednak nigdy przedtem nie był żadnym ministrem. Eksperyment trwał siedemnaście miesięcy i zakończył się tak, jak musiał - niepowodzeniem, do którego oczywiście nikt się nie przyzna. Wybieranie na stanowisko ministra sprawiedliwości zawodowych polityków, z pomijaniem fachowców z wszelkich dziedzin prawa, jest wynikiem znanej powszechnie niechęci obecnego premiera do prawników. Polski wymiar sprawiedliwości jest od lat w kiepskim stanie i wymaga naprawy. Jednak główne źródła jego słabości są trzy i żadne Z nich nie leży po stronie prawników praktykujących w jakimkolwiek zawodzie. Pierwsze to niewłaściwa legislacja, zwłaszcza w zakresie procedur. Drugie to wadliwa polityka kadrowa wielu kolejnych ministrów. Trzecie to złe zarządzanie sądownictwem, odrywające wielu sędziów od orzekania.Liczni Polacy każde niekorzystne dla siebie rozstrzygnięcie sądu uznają za niesprawiedliwe. Przypisują je układom, znajomościom, korupcji, rzekomym sitwom prawniczym - byle nie temu, że nie mieli racji. Przewlekłość postępowania, jeśli występuje, jest dla nich skutkiem układów posiadanych przez przeciwnika procesowego oraz lenistwa i niekompetencji sędziów. Tę postawę łatwo można wykorzystać: wzbudzić w społeczeństwie niechęć do wymiaru sprawiedliwości, a ministra ukazać jako „dobrego cara", który chętnie i spektakularnie pognębi „złych urzędników". Sądy będą miały czarny PR i zwali się na nie wszystkie niepowodzenia, minister (i cały rząd) będzie dobry, bo ku uciesze obywateli potępi sędziów. Z tej metody Jarosław Cowin korzystał chętniej od poprzedników. Jego wypowiedzi cieszyły ludzi. Bo skoro minister ma literę prawa w nosie, to i statystyczny Kowalski może żądać, aby w jego sprawie sąd też zrobił wyjątek i nie przestrzegał niekorzystnej dlań litery prawa. Podstawowym zadaniem ministra sprawiedliwości powinno być doprowadzenie litery prawa do takiego stanu, aby była zgodna z jego duchem, ułatwiała wymierzanie sprawiedliwości i chroniła obywateli przed bezprawiem. Komornicy zabierali pieniądze biednym emerytom, bo umożliwiała to wadliwa procedura w elektronicznym sądzie, sprzyjająca wyłudzeniom i nierzetelnej egzekucji. Właściciel pewnej firmy oszukał (podobno, bo nie został jeszcze skazany) tysiące ludzi, bo sąd nie mógł sprawdzić jego karalności przy rejestracji spółki. Gdyby przy konstruowaniu przepisów brano pod uwagę zdanie prawników praktyków, nie byłoby takich sytuacji. Ale zawsze ważniejsze były hasła propagandowe: „Rejestracja spółki w jeden dzień", „E-sąd przyspieszy. postępowanie". Ministrowie ogłaszali swe sukcesy. Kolejny minister miał zaś okazję, by pokrzyczeć na sądy, tam poszukać winnych i też zdobyć punkty w społecznej ocenie. Zmian procedur sędziowie i inni praktycy prawa domagają się od dawna, ale nikt ich nie słucha i nie słuchał również Jarosław Cowin. Prawo zmienia się wtedy, gdy już wybuchnie jakaś afera, a nie - zanim wybuchnie. Winnych w ministerstwie i w Sejmie palec ministra, skierowany zawsze ku sądom, nigdy nie wskaże. Dopóki nie zostaną w Polsce przeprowadzone rzetelne zmiany procedur, od dawna żądane przez sędziów, sprawność postępowania w sądach się nie poprawi. Ale Jarosław Cowin nie chciał takich reform. Gdy sędziowie mówili, co im przeszkadza w sprawnej pracy, odpowiadał: ja mam dbać o interesy obywateli, a nie sędziów. Tyle że u źródła takiej postawy leżało przeciwstawianie sędziów obywatelom, założenie, że sędziowie myślą tylko o własnej wygodzie. Minister nie rozumiał, że sędziom zależy na sprawnej procedurze, że nie chcą wykonywać setek zbędnych czynności podczas procesów, nie chcą sądzić uchylanych spraw po kilka razy, bo to też oznacza zbędną pracę, nie chcą wysłuchiwać słusznych narzekań na przewlekłość postępowania, bo to nic przyjemnego. Nie rozumiał tego albo nie chciał przyjąć do wiadomości. Jarosław Cowin dostrzegł słabą sprawność sądów, a także to, że im większy sąd, tym gorzej pracuje. To widzi każdy. Trudniej znaleźć rozwiązanie tego problemu, tu potrzebny jest fachowiec. Cdy pacjent kuleje na prawą nogę, trzeba leczyć prawą. Minister zaś wziął zardzewiałą siekierę i odrąbał pacjentowi zdrową lewą nogę, argumentując: „Jak pacjent nie będzie miał lewej nogi, to nie będzie kulał na prawą". Zniósł 79 sprawnie działających sądów. Utworzył kombinaty obejmujące po kilka miast, trudne do zarządzania i kierowania. Wielkie, niesprawne molochy pozostały nietknięte. Minister nie słuchał chóralnych ostrzeżeń prawników wszelkich specjalności: uznał ich za obrońców lokalnych sitw prawniczych, które wyobrażał sobie tak, jak zacietrzewieni obywatele. Zwalczaniem rzekomych „sitw" uzasadniał „reformę". Ale tu punktów nie zdobył, uruchomił przeciwko sobie wielki ruch społeczny i koalicję wszystkich oprócz PO w Sejmie. A nawet co odważniejsi koledzy z jego partii przyznawali, że jego postawę w tej sprawie uznają za zwykły, nieracjonalny upór. Zła sprawność polskich sądów wynika ze złego wykorzystania kadr. Co roku kilkuset sędziów odchodzi w stan spoczynku. Mniej więcej połowa z nich odchodzi z tych sądów, gdzie kadry jest za dużo. Ministrowie jednak od lat nie przesuwali zwolnionych etatów do tych sądów, gdzie są najbardziej potrzebne. Doprowadzili do gigantycznego rozwarstwienia obciążenia sędziów. Rada, jaką na to znali, była jedna: wzmacniać nadzór administracyjny i naciskać na sędziów, aby załatwiali jak najwięcej spraw. Nie wymierzali sprawiedliwość, tylko załatwiali sprawy. Jarosław Cowin, choć człowiekOdejście Jarosława Gowina, co znamienne, nie miało nic wspólnego z tym Jak kierował resortem sprawiedliwości. Podczas wszystkich dyskusji określanych obecnie jako „grillowanie ministra" nie skupiano się na sposobie pełnienia funkcji przez samego zainteresowanego. Ważna była tylko polityczna lojalność wobec premiera z zewnątrz, nie zrobił nic, aby te aberracje myślowe w resorcie zmienić. Zaakceptował je i kierował się fałszywymi statystykami. Sam, poprzez posłów PO, zaproponował rozszerzenie nadzoru na administracyjne kontrolowanie „stosowania prawa przez sądy", czyli nadzorowanie treści wyroków. O niezawisłości sędziowskiej pewnie niewiele słyszał. Obecnie, w wyniku decyzji Jarosława Gowina, a także zmian w prawie wprowadzonych przed jego powołaniem i teraz stosowanych, wykorzystanie kadr będzie jeszcze gorsze. Prezesi małych sądów orzekali tyle, co inni sędziowie, a kierowanie sądami było dla nich tylko dodatkowym zajęciem zajmującym niewiele czasu. Teraz w miejsce dwóch prezesów jest jeden, ale nie będzie on miał czasu na orzekanie, bo musi kontrolować sąd rozbity na kilka miast. Powołać będzie trzeba spośród sędziów setki dodatkowych wizytatorów, którzy zamiast rozpoznawać czekające w kolejce sprawy, będą kontrolować, nadzorować i wystawiać oceny okresowe innym sędziom. Jarosław Cowin dostrzegł - czy raczej ktoś mu podpowiedział - błędy w ostatniej nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych, ale z planów kolejnej nowelizacji (w istocie uchylenia części zmian z 2011 r.) szybko się wycofał. Jak zawsze, im gorsze przepisy, tym większa pewność, że pozostaną niezmienione. Eksperyment z nieprawnikiem się nie powiódł. Jarosław Cowin nie czuł żadnych więzi z wymiarem sprawiedliwości, z polskim światem prawniczym - takiej postawy premier od niego chciał, podobnie jak od jego dwóch poprzedników. Już samo powoływanie na ministra „obcego nadzorcy" zamiast kogoś znającego środowisko i chcącego je wspomagać jest demonstracją braku zaufania premiera do władzy sądowniczej, podważaniem równowagi władz zapisanej w art. 10 konstytucji. Ale przy tym ostatni minister nie posiadał minimum niezbędnej wiedzy. Zostawia w efekcie swojemu następcy resort w gorszym stanie, niż przejął, a przy tym z rozszerzonym konfliktem między sędziami a władzami politycznymi. Konfliktem niepotrzebnym, ale podtrzymywanym przez rządzącą ekipę, której przydaje się chłopiec do bicia dla ludu, a władza sądownicza - obca z punktu widzenia polityków - jest idealna do tej roli.Odejście ministra, co równie istotne, nie ma nic wspólnego z jego kierowaniem resortem. Podczas wszystkich dyskusji nazywanych obecnie „grillowaniem ministra" nie uwzględniano sposobu pełnienia funkcji przez Jarosława Gowina ani jego stosunków z władzą sądowniczą. Ważna była tylko polityczna lojalność wobec premiera. A skoro nikogo z rządzących nie obchodzi, czy minister sprawiedliwości dobrze kieruje resortem, czy źle, trudno o optymizm. I trudno dostrzec wolę rzeczywistego dbania o wymiar sprawiedliwości.rze GowinieMinister odpowiada przed społeczeństwem za to, jak funkcjonuje wymiar sprawiedliwości, powinien więc mieć władzę i możliwość ingerowania w działalność sądów, ale tylko w zakresie administracyjnymPROF. ZBIGNIEW ĆWIĄKALSKI adwokat, były minister sprawiedliwości (2007-2009) 29 kwietnia premier Donald Tusk zdymisjonował ministra sprawiedliwości Jarosława Cowina. Nowym szefem resortu został Marek Biernacki. Co pan sądzi o tej nominacji Dobrze oceniam ten wybór. Minister Biernacki jest oszczędny w słowach i nie stara się zabiegać o swój wizerunek medialny. Rzadko bywa w mediach, mimo że funkcje, które dotychczas pełnił, dawały mu podstawy do tego, by tam być znacznie częściej. W końcu był przewodniczącym komisji sejmowej powołanej do zbadania sprawy zabójstwa Krzysztofa Olewnika i błędów popełnionych w trakcie śledztwa. Woli jednak skupić się na pracy merytorycznej. Spodziewam się, że będzie to solidny rzemieślnik konsekwentnie realizujący swoje zadania.Jakie jest zatem pierwsze najważniejsze zadanie nowego ministra Przede wszystkim powinien usprawnić wymiar sprawiedliwości. Społeczeństwo patrzy bowiem na kondycję wymiaru sprawiedliwości przez toczące się w sądach całymi latami procesy. Rzeczywiście, jeżeli jest tak, że rozprawę wyznacza się w listopadzie danego roku, a następną w maju przyszłego roku, to trudno mówić o sprawności postępowania. Nowy minister powinien zatem rozpoznać przyczyny takiego stanu: dlaczego tak się dzieje i w jakich sądach ma to miejsce. Powinien zbadać także, czy jest to kwestia organizacji, czy złych przepisów dotyczących postępowania cywilnego bądź karnego. Bardzo czę; Minister Marek Biernacki jest oszczędny w słowach i nie stara się zabiegać o swój wizerunek medialny. Spodziewam się, że będzie to solidny rzemieślnik, konsekwentnie realizujący swoje zadania sto jest to wina wadliwej organizacji. Minister Jarosław Cowin na początku swojego urzędowania zapowiadał skrócenie czasu postępowania o jedną trzecią. Nie udało mu się jednak do tego doprowadzić. Teraz przed tym wyzwaniem stoi nowy szef resortu. Powinien współpracować z prokuratorem generalnym w zakresie dotyczącym spraw karnych i działania prokuratury. Niektóre śledztwa też w końcu trwają po sześć czy osiem lat, a nawet dłużej.Czy zatem reorganizacja 79 sądów rejonowych przeprowadzona przez ministra Cowina była błędem Trudno powiedzieć, że była błędem, bo ja sam zamierzałem zreorganizować te sądy, które mają po czterech czy pięciu sędziów. Ważne są przede wszystkim skutki takiej zmiany, a ich na razie nie widać. Byłem ostatnio w takim zreorganizowanym sądzie na rozprawie i zapytałem pracowników sądu oraz radców prawnych i adwokatów, co się zmieniło po czterech miesiącach funkcjonowania w nowym systemie. Odpowiedzieli, że nic poza tym, że nie ma prezesa. Koszt zaś dodatku dla prezesa sądu to nie jest z pewnością suma, która uzasadniałaby tego typu reformy.Może więc sądy należy teraz przywrócić do poprzedniego stanu Jest inicjatywa poselska i obywatelska w tym zakresie. Jak pan ocenia ten pomysł Nie jest dobry. Nie może być tak, że minister sprawiedliwości nie ma nic do powiedzenia w sprawie funkcjonowania sądów, a ich organizacja jest niezmienna. Minister musi mieć uprawnienia, które pozwalają na elastyczne zarządzanie i wprowadzanie zmian.W jakim zatem kierunku powinny pójść działania nowego ministra, żeby sądownictwo działało lepiej i sprawniej Te działania zostały już zapoczątkowane. Zaczęły się w moich czasach, następnie kontynuował je minister Krzysztof Kwiatkowski, a także minister Jarosław Cowin. Chodzi przede wszystkim o zmiany w procedurze karnej i cywilnej, w tym wprowadzenie kontradyktoryjności w prawie karnym. Dziś jest bowiem tak, że często na każdą kolejną rozprawę przychodzi inny prokurator, który nie ma bladego pojęcia o sprawie. Dostał wokandę i wie tylko, gdzie ma się stawić. Jeżeli jeszcze obrońca jest z urzędu, to często też nie działa zbyt aktywnie. W efekcie to na barki sądu spada przesłuchiwanie świadków i zdobywanie dowodów, a strony czekają jedynie na ostateczny wynik. Tak nie powinno być i tu wprowadzenie kontradyktoryjności zaktywizuje strony do działania. Problemem jest też marnowanie czasu i pieniędzy podatników na przesłuchiwanie świadków, którzy kompletnie nic nie wnoszą do sprawy. Dziś prokuratorzy w akcie oskarżenia zgłaszają ich wielu, po czym na rozprawie okazuje się, że większość świadków jest niepotrzebna. To również musi ulec zmianie.A zmiany w szkoleniu sędziów są dziś potrzebne One już się dokonują. Po powołaniu Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury jest inny proces naboru przyszłych sędziów i prokuratorów. Najpierw są wszechstronnie szkoleni w warunkach ostrej rywalizacji, co daje pewność, że do sądów dostaną się najlepsi. Poza tym systematycznie szkoli się sędziów i prokuratorów już funkcjonujących w zawodzie. Sędziów jest jednak w kraju 10 tys., a prokuratorów 6,5 tys., więc proces ten musi trwać. Uważam, że to dobry system, którego wyniki będą pozytywne.W Sejmie znajduje się projekt nowelizacji ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, który ma na celu zwiększenie uprawnień ministra sprawiedliwości w zakresie nadzoru nad sądami. Czy - w pana ocenie - uprawnienia ministra sprawiedliwości są obecnie wystarczające do wykonywania zadań, jakie przed nim stoją To jest stary problem. Środowisko sędziowskie chciałoby co do zasady, żeby działania ministra ograniczały się jedynie do przekazywania środków pieniężnych, a w inne sprawy żeby nie ingerował. Jednak jest on odpowiedzialny za sposób funkcjonowania sądów. W związku z tym, choć niewątpliwie nie może dawać żadnych wytycznych co do kierunku i sposobu rozstrzygnięcia konkretnej sprawy, to jednak w kwestiach administracyjnych musi mieć pewną władzę. Nie do końca wierzę w to, że samo środowisko sędziowskie jest w stanie przeprowadzić bardziej radykalne reformy zmierzające do zwiększenia sprawności orzekania czy też wyegzekwować kwestie związane z ewentualną odpowiedzialnością dyscyplinarną. W pewnym więc zakresie władza i możliwość ingerowania w sprawy administracyjne i nadzorcze powinny pozostać. Minister odpowiada w końcu przed społeczeństwem za to, jak wymiar sprawiedliwości funkcjonuje. Zauważmy, że niekoniecznie interesy środowiskowe muszą być zgodne z interesami ogólno-państwowymi. To jednak można załatwić w porozumieniu ze środowiskiem sędziowskim. Kilkakrotnie uczestniczyłem w dość ostrych rozmowach z tym środowiskiem.W projekcie znajduje się przepis, zgodnie z którym „zewnętrzny nadzór administracyjny nad działalnością administracyjną sądów obejmuje analizę i ocenę stosowania prawa przez sądy". W uzasadnieniu jest wyjaśnienie, że „w regulacji nadzoru zewnętrznego całkowicie pominięto potrzebę reakcji ministra sprawiedliwości na problemy dostrzegane w procesie jurysdykcyjnym, odnoszące się do systemu prawa stosowanego przez sądy". Krajowa Rada Sądownictwa wydała oświadczenie sprzeciwiające się takim zmianom. Popiera pan takie zmiany Nie ma wątpliwości, że minister nie może ingerować w samo rozstrzygnięcie sprawy. W żadnym razie nie powinien wkraczać w sferę merytorycznych decyzji. Nie może być też tak, że całkowicie dowolnie i wyłącznie według własnego uznania zarządza kontrolę. W ten sposób utracilibyśmy niezawisłość sędziowską. Inną kwestią jest żądanie przez ministra akt sprawy. Temu się nie sprzeciwiam. Tylko obecnie jest to wadliwie uregulowane, ponieważ minister przyznał sobie takie uprawnienie na podstawie regulacji, która do tego go nie upoważnia. Potrzeba zatem zmiany ustawy, by minister sprawiedliwości mógł zażądać akt sprawy. Z tym uprawnieniem nie mogą się wiązać żadne zalecenia. Może jednak zdarzyć się tak, że minister dostrzeże rażące błędy, to wówczas ma prawo skierować sprawę do postępowania dyscyplinarnego. Jednak tylko je inicjuje. Rzecznik dyscyplinarny nie jest więc niczym związany, nawet tym, że ma komukolwiek postawić zarzuty.Od lat ciągle dużym problemem jest też więziennictwo. Na wokandy sądów co chwilę trafiają sprawy więźniów żądających odszkodowań od Skarbu Państwa za nieludzkie warunki, w jakich przyszło im odbywać kary. Jakie tu powinny zostać podjęte działania, by rozwiązać ten problem W społeczeństwie dominuje przekonanie, że nie ma nic lepszego, niż wsadzić przestępcę do więzienia. Jeżeli spojrzymy na statystyki wskazujące na liczbę więźniów w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców w Polsce, to okazuje się, że jesteśmy w absolutnej czołówce w Europie. Mamy więc bardzo restrykcyjny system. Według mnie dobrym rozwiązaniem byłoby upowszechnienie systemu dozoru elektronicznego w związku z szerszym stosowaniem kar organicze-nia wolności, zamiast kary pozbawienia wolności, i to nie tylko tej z warunkowym zawieszeniem, ale i w stosunku do skazanych na niskie kary bezwzględnego pozbawienia wolności. Dotyczyłoby więc to np. pijanych rowerzystów skazanych w ramach recydywy, wobec których sądy orzekają kary kilku miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Obecnie często wykonywanie kary ograniczenia wolności jest nieopłacalne dla samorządów. Muszą bowiem ponosić zbyt duże koszty związane z przeszkoleniem, ubezpieczeniem, a także zorganizowaniem pracy dla tych osób. Cminy powinny zatem zostać odciążone i część tych kosztów powinno przejąć państwo. Dozór elektroniczny to dobre rozwiązanie pod względem ekonomicznym. Utrzymanie więźnia w zakładzie kosztuje 2,5 tys. zł miesięcznie, a w systemie dozoru elektronicznego - 500 zł miesięcznie. Skuteczność jest zaś praktycznie identyczna. Oczywiście, zabójców czy notorycznych włamywaczy nie można trzymać w systemie dozoru elektornocznego, ale większość skazanych za czyny niewielkiej wagi - można.Wróćmy do najbardziej aktualnego tematu. Czy stanowisko ministra sprawiedliwości powinno być zarezerwowane wyłącznie dla osób z wykształceniem prawniczym Cdy minister sprawiedliwości był zarazem prokuratorem generalnym, to musiał mieć wykształcenie prawnicze. W chwili obecnej formalnych przeszkód nie ma, ale jeżeli minister nie ma przygotowania prawniczego, to musi polegać na swoich doradcach i zastępcach. To nie jest zaś dobre rozwiązanie, ponieważ najlepiej samemu ocenić sytuację, a dopiero potem pytać doradców o zdanie. Takiej osobie jest więc znacznie trudniej, np. jeżeli chodzi o kontakty ze środowiskami prawniczymi, w tym spotkania czy dyskusje. Trudno brać w nich udział, nie wiedząc, co odpowiedzieć i o czym się mówi.A ambicje polityczne u szefa resortu sprawiedliwości pomagają czy przeszkadzają Większość ministrów sprawiedliwości była jednak politycznie umocowana. Nietrudno przypomnieć sobie modelowe przykłady ministrów uwikłanych politycznie, którzy nie zawsze potrafili spojrzeć na daną sprawę wyłącznie merytorycznie, ale także pod kątem korzyści z podjętej decyzji dla swojej partii. Na ogół jest tak, że jeżeli na czele resortu stoi osoba, która chce się sama wykreować i traktuje to stanowisko jako trampolinę do dalszej kariery, to nic dobrego z tego nie wynika.Rozmawiała Ewa Maria Radlińska

Macierewicz zawinił, Rogalskiego powieszą
Bogdan Wróblewski 2013-05-08
Naczelna Rada Adwokacka chce ścigać dyscyplinarnie mec. Rafała Rogalskiego, byłego pełnomocnika Jarosława Kaczyńskiego, za uchybienie etyce zawodu i ujawnienie tajemnicy obrończej. Gorliwość i błyskawiczna reakcja władz adwokatury zastanawia
W poniedziałkowym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Rafał Rogalski, były już pełnomocnik Kaczyńskiego, uznaje zamach smoleński za "nieprawdopodobny". Bliskie są mu wnioski raportu komisji Millera. Krytykuje Antoniego Macierewicza, który kieruje PiS-owskim zespołem smoleńskim. I ujawnia gry Macierewicza, które miały szkodzić śledztwu Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.


Rogalski to były prokurator, a przyszły doktor praw (obrona niebawem). To enfant terrible adwokatury. Dał się poznać jako gorliwy pełnomocnik rodzin, które uważają się za pokrzywdzone przez znanego kardiochirurga dr. Mirosława G. Jego gwiazda rozbłysła, gdy zaczął reprezentować część PiS-owskich rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego.

Pamiętam doskonale, jak na polecenie prezesa biegnie przez dziedziniec Belwederu, by w jego imieniu wziąć udział w smoleńskim posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Rogalski nie został wpuszczony. Żałosny był greps prezesa i to, że dał się do udziału w takiej szopce namówić jego pełnomocnik. Ale Rogalski miał wtedy serce i umysł po stronie PiS. Szukał argumentów za linią partii.

Andrzej Stankiewicz doskonale to w "Rz" punktuje, przypominając to sztuczną mgłę, to bombę helową i w końcu wypowiedź Rogalskiego ze stycznia 2011 r.: "Rosjanie mieli motyw, by przeprowadzić zamach na prezydenta".

Publicznych wypowiedzi Rogalskiego komentujących śledztwo i "zdradę Tuska" w całym roku 2011, jego wywiadów np. dla "Naszego Dziennika" i "Rzeczpospolitej" było bez liku. Ale nie przypominam sobie wniosku Naczelnej Rady Adwokackiej, by ścigać go dyscyplinarnie. Ani kategorycznych wypowiedzi rzecznik dyscyplinarnej NRA przypominających, że "tajemnica [adwokacka] jest rzeczą świętą".

Przypuszczam więc, że raczej bywa. I zastanawiam się, skąd dziś ta gwałtowna reakcja władz adwokatury.

Dziś rzecznik dyscyplinarny warszawskiej palestry mec. Jacek Brydak ma podjąć decyzję o wszczęciu (bądź nie) dyscyplinarki. Chciałbym, żeby wszczął, ale nie jestem przekonany, że uzna Rogalskiego za winnego.

Czytam wywiad z Rogalskim z kodeksem etyki adwokackiej w ręku. Jest tam zapis, że adwokat zobowiązany jest "zachować w tajemnicy (...) wszystko, o czym dowiedział się w związku z wykonywaniem obowiązków zawodowych". Codziennie w sądzie spotykam adwokatów, i nie są to mumie. Rogalski opowiada w "Rz" głównie o faktach powszechnie znanych (np. ustaleniach komisji Millera czy śledztwa) albo o swoich odczuciach.

"Tajemnicą objęte są wszystkie wiadomości (...) uzyskane od klienta" - czytam dalej. I widzę w "Rz", że Rogalski na pytanie: "Czy kiedykolwiek usłyszał pan z ust Jarosława Kaczyńskiego zarzut: zamach?", zasłania się tajemnicą adwokacką.

Czytam, że adwokat "powinien zachować umiar i oględność w wypowiedziach" i twierdzę, że tego umiaru u Rogalskiego nigdy nie było. Ale nie wytaczano przeciwko niemu armat.

Gdy na te subtelności zwracam uwagę zaprzyjaźnionemu prawnikowi, słyszę, że Rogalski, atakując teorie i sposób działania Macierewicza, atakuje też poglądy swojego dawnego mocodawcy, czyli Kaczyńskiego, bo "Kaczyński afirmuje zamach, skoro nigdy publicznie go nie zanegował". A to drastycznie narusza zasady etyki.

Dla mnie ekspiacja Rogalskiego po latach jest tylko wyrazem zmiany jego poglądów, bardziej politycznych niż prawnych.

Jeśli gdzieś upatrywałbym przekroczenia przez niego granic, to w relacjach o kuchni kontaktów rodziny smoleńskie - Macierewicz, w których był pośrednikiem. Nie mógłbym się o tej kuchni dowiedzieć, gdyby nie procesowa rola Rogalskiego w śledztwie smoleńskim. Ale uniewinniłbym go na podstawie przepisu o znikomej społecznej szkodliwości. Bo największym szkodnikiem w sprawie smoleńskiej - i to Rogalski pokazuje wyśmienicie - jest Macierewicz.

Dlatego marzy mi się, że zgłoszą się adwokaci, którzy pro bono podejmą się jego obrony.
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 08

rozmowa na początek
Skuteczny prawnik musi być
dobrym negocjatorem
Przy tak
wyrównanym
poziomie wiedzy
prawników
o zdobyciu klientów
zadecydują miękkie
kompetencje
MACIEJ BOBROWICZ
radca prawny, negocjator i mediator
gospodarczy, prezes Krajowej Rady
Radców Prawnych, prezes Polskiego
Stowarzyszenia Mediacji Gospodarczej,
członek Społecznej Rady
ds. Alternatywnych Metod Rozwiązywania
Sporów przy Ministrze
Sprawiedliwości
Jest pan pomysłodawcą i organizatorem
Turnieju Negocjacyjnego dla Aplikantów
Radcowskich, którego finał odbył
się w styczniu, teraz przygotowuje pan
szkolenie z negocjacji dla radców i adwokatów,
które odbędzie się w czerwcu.
Skąd takie zainteresowanie tą tematyką?
Od lat śledzę problematykę prawniczych
negocjacji, jest ona bowiem niezwykle
istotna dla jakości prawniczej praktyki,
a przy tym w naszym kraju jeszcze
niedoceniana Gdy badałem to zagadnienie,
zainteresowało mnie, w jaki sposób
prawnicy uczą się negocjaq'i Sprawdziłem,
jak to wygląda w Stanach Zjednoczonych,
a także w Europie. Okazało się, że
w zasadzie tylko w USA, Holandii i Anglii
poświęca się nauce negocjagi, w trakcie
zawodowego przygotowania profesjonalnych
prawników, dostatecznie dużo czasu
i docenia się te umiejętności W pozostałych
krajach nauczanie takich kompetencji
ma symboliczny wymiar. A przecież
przekładają się one na wymierne korzyści
dla prawników. Zacząłem zatem szukać
metody i zastanawiać się jak taki skuteczny
model nauczania powinien wyglądać.
Z reguły bowiem wygląda to tak, że strony
negocjują na podstawie scenariuszy.
Następnie trener nieprawnik komentuje
zachowania uczestników. W takim modelu
jednak uczestnik nigdy się nie dowie,
jaki był poziom maksimum, który mógł
w czasie tej symulacji osiągnąć.
Jaka jest więc najlepsza metoda?
W formie wykładu efektywność nauki
wynosi 10 proc, przy serninarium jest
na poziomie 50 proc. Najwyższą efektywność
osiągamy zaś, gdy uczestniczymy
w grach będących symulacjami negocjacji
Wówczas efektywność nauczania wynosi
80 proc. Postanowiłem pójść krok dalej
i stworzyć szkolenie, w którym każda gra
doskonali konkretną umiejętność. W jednej
zatem nacisk położony jest na kluczową
kwestię, jaką jest przygotowanie do negocjacji
inna uczy zarządzania emocjami
a kolejna np. zarządzania negocjacjami
Co istotne, uczestnik otrzyma informację
na temat jego zachowania na koniec
każdej gry, a na końcu szkolenia raport na
temat kompetencji negocjacyjnych. Jednak
najważniejsze jest to, aby prawników
profesjonalnie uczyli prawnicy, a nie np.
trenerzy, którzy zdobywali swoją praktykę,
ucząc agentów ubezpieczeniowych
Jaka jest skala doskonalenia przez
polskich prawników umiejętności negocjacyjnych?
Z moich badań wynika, że ok. 90 proc.
prawników w Polsce doskonali swoje
umiejętności jedynie poprzez swoje
doświadczenie. Nie jest to jednak profesjonalna
metoda, bo uczymy się w zasadzie
sami 3 nie od profesjonalistów.
Możemy zatem nieustannie powielać
te same błędy.
Jak często prawnik ma szansę wykorzystać
wiedzę z negocjacji?
Negocjujemy bez przerwy. Czasami nie
wiemy nawet, że to robimy. Mówi się
zwykle o negocjacjach interpersonalnych,
a jest coś bardziej decydującego
- to negocjacje intrapersonaine, dialog
wewnętrzny. Istotne jest, czy zachowujemy
się profesjonalnie i umiemy zarządzać
tym procesem, czy zdajemy sobie
sprawę z tego, co się tak naprawdę dzieje
w negocjacjach, w jaki sposób emocje
wywierają wpływ na nasze decyzje, czy
je kontrolujemy, czy tylko nam się tak
wydaje. Negocjacje są procesem podejmowania
decyzji a wiedza o tym, co na
nie wpływa, jest kluczowa.
Jak takie kompetencje przekładają się na
pozyskanie klientów i skuteczność pracy
prawnika?
Mając te umiejętności łatwiej nam będzie
przekonać do siebie klienta. A to są
czasami takie negocjacje, które odbywają
się bez słów, i to w ułamkach sekund. Jeżeli
tego nie wiemy, jeśli nie potrafimy
tym kierować, a więc jeśli działamy intuicyjnie
- to jesteśmy skazani na przegraną
w negocjacjach z klientem. Bez tych
kompetencji trudniej jest również przekonać
sędziego na sali rozpraw. Mimo,
że wydaje się nam, iż sądowa rzeczywistość
jest uwarunkowana przepisami to
przecież każdy sędzia jest człowiekiem.
Warto więc umieć profesjonalnie ocenić,
w jaki sposób postrzega on rzeczywistość
i jaki ma to wpływ na jego wyrokowanie.
Amerykanie zrobili taki eksperyment:
ten sam materiał dowodowy został
różnie pokazany w czasie symulowanego
procesu. W jednych przypadkach na
jego początku - w innych zaś na końca
I okazało się, że kolejność prezentowania
informacji wywiera niezwykły wręcz
wpływ - różnice w orzekanych w tych
symulowanych procesach wyrokach sięgały
15 lat pozbawienia wolności Wydaje
się to nieprawdopodobne, ale taka jest
właśnie rzeczywistość!
Umiejętność negocjacji pomoże skuteczniej
pozyskać klienta niż cena usług?
Tak, Eksperci, którzy zajmują się prognozowaniem
rynku usług prawnych
wskazują, że teraz głównym obszarem
konkurencji będą właśnie miękkie
kompetencje. Mamy sporo dobrych
i znanych kancelarii. Pracujący w nich
prawnicy mają porównywalną wiedzę
prawniczą, ale klient jednak wybiera
jedną z nich. I to zwykle nie tańszą.
Wszystkie analizy pokazują bowiem,
że przy wyborze prawnika cena nie odgrywa
już kluczowej roli. Liczy się to, kto
kogo przekonał, do czego i w jaki sposób.
Profesjonalny prawnik negocjator
w konfrontacji z prawnikiem bez takich
umiejętności najczęściej wygra?
Prawnik, który myśli: „Jakoś dam sobie
radę", nie będzie miał szans z tym,
który dysponuje profesjonalnymi narzędziami.
Ten drugi potrafi postawić
hipotezy: czego będzie chciała druga
strona, w jaki sposób będzie prezentowała
argumenty, jakich argumentów
on sam będzie używał, jak będzie ich
bronić i co zrobi, kiedy druga strona się
na nie nie zgodzi. Scenariusz negocjacji
da się zaplanować. Wiele osób siada
jednak do stołu negocjacyjnego i gdy
im zadać pytanie: „Co jest celem negocjacjacji?",
dostajemy odpowiedź: „Jak
najlepszy wynik". Ale co to konkretnie
oznacza? Kiedyś prowadziłem warsztaty
negocjacyjne z ćwiczeniem dotyczącym
ceny sprzedaży towaru. Ten sam
przedmiot został kupiony przez różne
zespoły za: 67 zł, 100 zł czy 120 zł. Następnie
wszyscy potwierdzili, że są zadowoleni
z wyniku. Ale gdy poprosiłem,
by grupy podały mi swoje wyniki, to ich
opinia się zmieniła. Ci, którzy dokonali
transakcji za niższą cenę, stwierdzili
bowiem, że przegrali, ponieważ zaczęli
porównywać się z innymi. To pokazuje,
że proces negocjacji jest subiektywny.
W negocjacjach niemal zawsze nie mam
pewności czy osiągnąłem maksimum
tego, co mógłbym. Przeciwnik przecież
nigdy nie powie mi, że jestem słabym
negocjatorem.
Co decyduje o sukcesie w negocjacjach?
Przede wszystkim przygotowanie. Jednak
nie jest to takie proste. Często da się
bowiem zaplanować tylko początkową
fazę negocjacji. Jeśli jednak prawnik ma
wyszkoloną umiejętność elastycznego
reagowania i nieulegania emocjom,
profesjonalnie przy tym spogląda na
wszystko, co się dzieje - to wtedy w negocjacjach
działa w sposób wyuczony,
wręcz odruchowy. Specyfiką wielu negocjacji
jest to, że w ich trakcie często
nie ma czasu na zbyt długie myślenie
i trzeba reagować błyskawicznie.
Jednak chyba lepiej mieć po drugiej
stronie osobę bez doświadczenia negocjacyjnego,
bo łatwiej z nią wygrać?
Właśnie nie. Profesjonalni negocjatorzy
chcą się spotykać z profesjonalistami,
choć wydawać się to może irracjonalne.
Doświadczeni negocjatorzy określają
swoje interesy i razem zastanawiają się
nad rozwiązaniem problemu. Przy tradycyjnym,
nieprofesjonalnym sposobie
rozmowy wszyscy przekonują, że tylko
oni mają rację, i sprawa zwykle kończy
się w sądzie. Z profesjonalistą można
więc efektywniej szukać skutecznych
rozwiązań.
W jakich dziedzinach prawa takie umiejętności
mają największe znaczenie?
W każdej. W każdej bowiem zdarzają się
spory. Jednak są rodzaje sporów sądowych
z założenia przyjaznych negocjacjom,
takie jak: naruszenia prawą autorskiego,
błędy w sztuce lekarskiej czy
konflikty dotyczące wykonania umów
w budownictwie. Pamiętajmy, że sąd
jest ograniczony roszczeniem pozwu,
cały inny obszar jest więc poza jego
zainteresowaniem. Integralną częścią
sporu jest zaś wiele innych zagadnień,
które nie są opisane w pozwie, i tu są
nieograniczone możliwości do negocjacji.
Często konflikt nie zostaje zakończony
w sądzie, bo załatwiono jedynie
20 proc. sporu, który dalej trwa mimo
wyroku sądowego. Warto zapamiętać:
98 proc. sporów w USA kończy się nie
wyrokiem, ale zawarciem ugody, która
jest wynikiem negocjacji.
Rozmawiała
Ewa Maria Radlińska
DZIENNIK GAZETA PRAWNA (Prawnik)
2013-05-08
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 09

Spis treści
Senat poprawia deregulację 1
Radcowie z internetową transmisją szkolenia o obronie w postępowaniu karnym i karnym skarbowym 1
Spacer po prawie 3
Tajemnica adwokacka jak po spowiedzi 3



Senat poprawia deregulację
bork 09-05-2013, ostatnia aktualizacja 09-05-2013 08:44
Zaostrzenia wymagań dotyczących doświadczenia niezbędnego przy przyjmowaniu do zawodów prawniczych postulują senatorowie.
Zdawanie egzaminów adwokackich i radcowskich po zdobyciu czteroletniego doświadczenia proponuje senator Piotr Zientarski (PO), przewodniczący senackiej Komisji Ustawodawczej.
Wczoraj przyjętym przez Sejm projektem ustawy deregulacyjnej (tzw. pierwszej transzy) zajmowały się wspólnie trzy senackie komisje. Propozycja senatora pokrywa się postulatami obu samorządów. Dziś konieczne jest pięcioletnie doświadczenie, projekt ustawy w wersji przyjętej przez Sejm zakładał trzyletnie.
Poprawka senatora Zientarskiego dotyczy także tego, by po ukończeniu aplikacji przez 12 miesięcy młodzi prawnicy posiadali status aplikanta, uprawniający m.in. do występowania przed sądem. Dziś ich status jest niejasny.
Projekt ustawy deregulacyjnej przewiduje, że jeszcze przez sześć miesięcy po ukończeniu aplikacji będą mogli być na liście aplikantów. Poprawka senatora Zientarskiego przedłuża ten okres do 12 miesięcy.
Senator Zientarski zaproponował też utrzymanie asesury notarialnej, ale tylko rocznej, dla zdobycia praktycznego doświadczenia.
Deklaruje jednak, że bierze pod uwagę także inne rozwiązanie – wprowadzenie rocznej praktyki jeszcze w czasie trwania aplikacji. Do komisji senackich wpłynęło ok. stu poprawek. Mają być głosowane przez komisje w najbliższy wtorek.
Rzeczpospolita

Radcowie z internetową transmisją szkolenia o obronie w postępowaniu karnym i karnym skarbowym
Polski Prawnik
http://www.rynek.polskiprawnik.pl/radco ... -skarbowym
Dorota Czerwińska | 09 Maj, godz.07:42

Już w ten czwartek (9 maja 2013 r.) Michał Laskowski, sędzia Sądu Najwyższego, poprowadzi szkolenie dla radców prawnych pt. „Radca prawny jako obrońca w postępowaniu karnym i karnym skarbowym".
W szkoleniu można wziąć udział zarówno na żywo w siedzibie Krajowej Izby Radców Prawnych, jak i zza własnego biurka oglądając transmisję online.
Transmisja rozpocznie się o godz. 10.00 na stronach serwisu internetowego e-kirp.pl.
Przedstawiamy przewidywany program szkolenia:
· radca prawny jako obrońca w postępowaniu karnym - stan de lege lata,
· ramy czasowe udziału obrońcy w postępowaniu karnym,
· obrona obligatoryjna, przymus adwokacko - radcowski,
· obrona z urzędu, zmiana obrońcy z urzędu,
· granice prawa do obrony,
· tajemnica radcy prawnego jako obrońcy,
· koszty obrony,
· rola obrońcy w postępowaniu przygotowawczym,
· rola obrońcy w postępowaniu odwoławczym i po uprawomocnieniu się orzeczenia,
· zmiany dotyczące roli radcy prawnego jako obrońcy w świetle nowelizacji k.p.k. zainicjowanej przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Karnego (druk sejmowy nr 870)
Szkolenie potrwa do godziny 14-tej.
Serdecznie zapraszamy!
Dorota Czerwińska

Spacer po prawie
mat 08-05-2013, ostatnia aktualizacja 08-05-2013 12:02
„Chcielibyśmy dziś zabrać Państwa na spacer. I to spacer wyjątkowy. Bo spacer filmowy” - tak zaczyna się film „Spacer po prawie” przygotowany na zlecenie Krajowej Rady Radców Prawnych, a skierowany do uczniów szkół ponadgimnazjalnych.
W związku z faktem, iż Krajowa Rada Radców Prawnych jest stroną podpisanego 13 lutego 2013r. porozumienia dotyczącego współpracy w zakresie realizowania, rozwijania i promowania programu edukacji prawnej w szkołach ponadgimnazjalnych KRRP przygotowała i wyprodukowała film pt. „Spacer po prawie".
Ma on w sposób przystępny przybliżyć uczniom szkół średnich aspekty związane z funkcjonowaniem sądów, działalnością radców prawnych i adwokatów oraz działalnością organów administracji rządowej oraz samorządowej.
Premiera filmu będzie miała miejsce w przyszły wtorek 14 maja.
rp.pl


Tajemnica adwokacka jak po spowiedzi
Marek Domagalski 09-05-2013, ostatnia aktualizacja 09-05-2013 08:11

źródło: www.sxc.hu
Sprawa Rogalskiego nie będzie precedensem dla adwokatury ani wymiaru sprawiedliwości. Tajemnica relacji adwokat–klient jest niepodważalna.
Nie dotarliśmy do adwokata, który brałby w obronę mecenasa Rogalskiego, choć przed sądem dyscyplinarnym pewnie takiego znajdzie.

Rzecznik dyscyplinarny podjął już zresztą postępowanie wyjaśniające.
Prawnik w mediach
Głośno było o słownym wyskoku adwokata Marcina Dubienieckiego. Indagowany o interesy z Adamem S., ułaskawionym przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, odpowiedział, że gdyby dziennikarz przyszedł do jego kancelarii, dostałby „w dziób za takie pytanie i za czelność...". Za wypowiedź został ukarany naganą.
Dla adwokatury, ale też sądów, sprawa jest jasna: nic nie uprawnia adwokata do dzielenia się informacjami o kliencie, a tym bardziej dezauwanie jego stanowiska. Dlatego takich spraw adwokatura w zasadzie nie zna. Owszem, pojawiały się wypowiedzi, w tym podszyte polityką, ale mieściły się w kanonie, że adwokat broni klienta, choćby ten był byłym funkcjonariuszem SB. Jakiś czas temu pewien adwokat powiedział mi, że dziekan zwrócił mu uwagę, że zbyt często widzi go w telewizji, tymczasem gdy występują w niej znani adwokaci, to nikt się ich nie czepia – bo to gwiazdy albo politycy. Potwierdza to adwokat Andrzej Michałowski, swego czasu p.o. prezesa NRA:
– Podobnych spraw dyscyplinarnych nie pamiętam, zapewne dlatego, że do niebezpiecznej granicy wykorzystywania spraw klientów zbliżali się adwokaci z taką pozycją zawodową lub publiczną, że trudno było o reakcję dyscyplinarną bez wywołania zawieruchy, a mecenas Rogalski takiej pozycji nie ma. Moim zdaniem pilnuje się on, aby nie naruszać tajemnicy zawodowej. Mam natomiast wątpliwości, czy nie lansuje siebie, wykorzystując zainteresowanie sprawą klienta. A tego też nie wolno – dodaje adwokat Michałowski.
Jedno jest pewne: sprawa mec. Rogalskiego 
zwróci uwagę 
na adwokatów 
w mediach
W ostatnich latach jednak coraz więcej adwokatów występuje w mediach. Z tego powodu NRA podjęła nawet uchwałę w sprawie publicznych wypowiedzi adwokatów.
Jak w konfesjonale
– Adwokatura zawsze miała pewne problemy z wypowiedziami swoich członków. Dotychczas jednak były one korzystne dla ich klientów – mówi Andrzej Malicki, dziekan wrocławskich adwokatów. – Wypowiedzi Rogalskiego podważają zaś dotychczasową argumentację jego klientów ze śledztwa smoleńskiego. Adwokat może zmienić zdanie, ale musi je zachować dla siebie. Nie ma znaczenia, że informacje są znane – dodaje.
Jacek Kondracki, adwokat, nie ma wątpliwości, że nie można publicznie oceniać postawy klientów.
– Załóżmy, że adwokat występuje w imieniu rodziców, którzy twierdzą, że syn nie zginął w wypadku samochodowym, tylko go zabito. Jeśli nawet uzna, że to urojenie, nie może tego mówić głośno – wyjaśnia.
– Byłem zdziwiony wstąpieniem mec. Rogalskiego, z takim rażącym odcięciem się od stanowiska klienta nie spotkałem się – mówi Czesław Jaworski, były prezes NRA. – W żadnym razie nie może ujawniać, czego się dowiedział od klienta. Nawet racje społeczne: wyjaśnienie ważnych publicznie kwestii, nie uzasadnia odstępstwa od tej zasady.
Podobnego zdania jest Jarzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
– Relację adwokat–klient cechuje taka poufność jak księdza ze spowiadającym się. Nie ma uzasadnienia dla wyjątków – podkreśla.
Inaczej patrzy na sprawę europoseł, były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro:
– Wielu adwokatów wypowiadało się nieraz obficie w mediach o swoich sprawach. Sprawa ta, obok wątku procesowego, ma ogromny aspekt polityczny i medialny, a mec. Rogalski był atakowany przez polityków PiS za nieistniejące posunięcia, ma więc prawo się bronić publicznie. Istotne są też szczegóły jego relacji z prezesem PiS, bez których poznania trudno wydać werdykt.
A Rafał Rogalski mówi:
– Fakty, o których mówiłem, były wcześniej przytaczane przez dziennikarzy. Nie złamałem żadnej tajemnicy, komentowałem tylko informacje znane już opinii publicznej. Moje wypowiedzi nie dotyczyły moich relacji z klientem.
OPINIA
Andrzej 
Zwara, prezes Naczelnej 
Rady Adwokackiej
Zarzuty, że samorząd adwokacki reaguje na zachowanie adwokata Rafała Rogalskiego dopiero w chwili, gdy ten zmienił zdanie
na temat katastrofy smoleńskiej, są bezpodstawne. Nie jest
to jego pierwsze postępowanie. Prezydium NRA wydało 3 sierpnia 2010 r. stanowisko w sprawie publicznych wypowiedzi adwokatów dotyczących postępowań, w których występują jako obrońcy albo pełnomocnicy. Była to reakcja m.in. na ówczesne publiczne wypowiedzi Rafała Rogalskiego. W mojej ocenie, ale też wielu adwokatów, ostatnie wystąpienia medialne byłego już pełnomocnika kilku rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej drastycznie podrywają zaufanie do naszego zawodu. Tymczasem adwokat daje każdemu gwarancję, że fakty, o których dowiedział się w czasie wykonywania swoich czynności, będą chronione tajemnicą po wsze czasy.
Rzeczpospolita
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 15

Spis treści
Powinniśmy wiedzieć, czym jest pozew 1
Spacer z uczniami po prawie 1
"Spacer po prawie". Zobacz film, który radcowie stworzyli dla młodzieży 2
Deregulacja: zmiany w pierwszej transzy 3
O poradę łatwiej w miastach 3
Mniej fikcji, więcej powagi 5



Powinniśmy wiedzieć, czym jest pozewEWA MARIA RADLIŃSKA, DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-05-15), Str.: B11
Powinniśmy wiedzieć, czym jest pozewKonferencjaEwa Maria Radlińska ewa.radlinska@infor.plZ danych TNS OBOP wynika, że aż 17 proc Polaków nie wie, czym jest pozew, a 41 proc. nie ma pojęcia, ile instancji ma postępowanie sądowe. Co piąty zaś uważa, że pełnomocnikiem może być każdy prawnik, a 12 proc. - że nawet każdy obywatel. 28 proc. przyznaje wprost, że nie ma pojęcia na ten temat - To niepokojące statystyki Brak świadomości prawnej Polaków stanowi dziś ogromny problem i prowadzi do po -wszechnego wśród młodych ludzi zjawiska wykluczenia prawnego - wskazuje Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych.W podręcznikach wiedzy o społeczeństwie brakuje podstawowych informacji: jak złożyć pozew, jak nawiązać i rozwiązać stosunek pracy, czy najważniejszych kwestii związanych z prawem podatkowym.- Przecież są to kwestie dotyczące wszystkich. Prawie każdy jest bowiem pracownikiem i płaci podatki Powinien więc znać swoje prawa i obowiązki Ludzie powinni być świadomi, że nieznajomość prawa szkodzi - podkreśla Bobrowicz.Samorząd radców postanowił zwiększyć świadomość prawną młodzieży i przygotował film „Spacer po prawie". Ma on zapoznać uczniów z wiadomościami dotyczącymi prawa cywilnego, karnego, pracy oraz z zawodami: radcy prawnego, notariusza, adwokata, sędziego. Można go obejrzeć na kanale radców prawnych na You Tubę: http:// www.youtube.com/radcowie oraz w serwisie e-kirp.pLTo nie pierwsze tego typu działania. KRRP pięć lat temu rozpoczęła prowadzenie lekgi prawa w szkołach, na których radcowie bezpłatnie prowadzili warsztaty i wykłady przybliżające system sprawiedliwości Efektem tych prac jest porozumienie dotyczące edukagi prawnej, zawarte z resortami sprawiedliwości i edukagi Program będzie realizowany przez prowadzenie wykładów i lekcji z zakresu prawa w szkołach, które zgłosiły chęć uczestnictwa.Porozumienie reguluje współpracę przy programie edukagi, który rozpocznie się w drugim semestrze roku szkolnego 2012/2013 i będzie trwał do zakończenia roku szkolnego 2013/2014. Poza koordynacją działań resort sprawiedliwości ma również przygotować bazę propozycji dotyczących tematyki lekcji Minister edukacji będzie zaś promował program w szkołach ponadgimnazjalnych oraz koordynował kontakty stron ze szkołami

Spacer z uczniami po prawie. MRZ, RZECZPOSPOLITA (2013-05-15), Str.: C2
Spacer z uczniami po prawieEDUKACJARusza specjalny program dla szkół, w którym radcowie, notariusze i sędziowie chcą tłumaczyć uczniom, jak się orientować w przepisach.Inicjatywa wyszła od Krajowej Rady Radców Prawnych, która podpisała w tej sprawie specjalne porozumienie z ministerstwami Edukacji i Sprawiedliwości. Celem jest ogólnopolska akcja.- Przygotowaliśmy specjalny film „Spacerem po prawie", który ma przybliżyć uczniom zagadnienia prawa cywilnego, pracy i karnego - mówi Maciej Bo-browicz, prezes KRRP.Uczniowie mogą dowiedzieć się z niego, jak zareklamować u sprzedawcy sprzęt elektroniczny zakupiony w promocji, jakie będą mieli uprawnienia w razie zatrudnienia na etacie, a także jaka odpowiedzialność karna grozi niepełnoletniemu za bójkę z rówieśnikami czy ściąganie nielegalnych plików z Internetu.Akcję koordynuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Tam też powinny zgłaszać się szkoły chętne do wzięcia w niej udziału. Formularz zgłoszeniowy można znaleźć na stronie www.ms.gov. pl, w zakładce Edukacja Prawna. Do tej pory na listę zainteresowanych wizytą prawnika wpisało się już ponad 350 placówek z całej Polski. Kulminacja akcji planowana jest na rozpoczęcie nowego roku szkolnego we wrześniu.- Naszym celem jest przekazanie uczniom, którzy zaraz wejdą w dorosłe życie, informacji, kiedy, gdzie i u kogo powinni szukać pomocy prawnej - dodaje Bobro-wicz. - Tak aby wiedzieli, kiedy wystarczy im wiedza znaleziona w Internecie, a kiedy powinni zwrócić się do prawnika. —mrz

"Spacer po prawie". Zobacz film, który radcowie stworzyli dla młodzieży. ., www.wyborcza.biz (2013-05-14), Str.: -
http://wyborcza.biz/Prawo/1,128894,1390 ... rzyli.html
Co zrobić, gdy kupimy nowy, ale niesprawny laptop? Jaka umowa obowiązuje nas, gdy kasujemy bilet w autobusie miejskim? Kim jest pełnomocnik i kto może nim zostać? Między innymi te kwestie wyjaśnia film "Spacer po prawie", który specjalnie dla młodzieży ponadgimnazjalnej stworzyli radcowie prawni.
watFilm "Spacer po prawie" stworzyli specjalnie dla młodzieży ponadgimnazjalnej radcowie prawni. (Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta)Wiedzę na temat ostatniego z tych pytań zbadał OBOP. I okazało się, że co piąty Polak uważa, że pełnomocnikiem może być każdy prawnik, a 12 proc. osób twierdzi, że nawet każdy obywatel. Z kolei 17 proc. ankietowanych poległo na pytaniu, czym jest pozew.Radcowie prawni postanowili zmienić stan wiedzy i zabrali się do pracy u podstaw. Z własnych pieniędzy stworzyli 20-minutowy film "Spacer po prawie". - Wszyscy wiemy, jak ogromny problem stanowi dziś powszechne wśród młodych Polaków zjawisko wykluczenia prawnego. Celem tego projektu jest zapoznanie młodzieży z zasadami porządku prawnego, a przede wszystkim przekazanie praktycznej wiedzy z zakresu prawa, która może ich dotyczyć - mówi Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych.Film przedstawia podstawowe kwestie dotyczące prawa cywilnego, prawa pracy, prawa karnego i związanych z tym zawodów. Jego premiera odbyła się we wtorek.

Deregulacja: zmiany w pierwszej transzy
bork 15-05-2013, ostatnia aktualizacja 15-05-2013 08:51
Do tego, by zdawać egzamin prawniczy bez aplikacji, będzie potrzebne czteroletnie doświadczenie.
W środę Senat zajmie się pierwszą transzą deregulacji, wczoraj nad poprawkami głosowano w senackich komisjach. Wprowadziły dwie istotne merytorycznie zmiany do projektu w wersji przyjętej przez Sejm.
Po pierwsze, o tym, czy przeprowadzić egzamin dla taksówkarzy (m.in. z topografii danej miejscowości), będą mogły decydować rady gmin. W wersji uchwalonej przez Sejm o wprowadzeniu takiego egzaminu mogłyby decydować tylko większe samorządy – powyżej 100 tys. mieszkańców. W pozostałych miejscowościach egzaminy miałyby w ogóle zniknąć. Senatorowie PiS, którzy przeforsowali poprawkę, podkreślali, że chcą, by każdy samorząd mógł tu podejmować suwerenne decyzje.
– Przyjęcie tej poprawki mogło wynikać z pewnego nieporozumienia, sądzę, że Senat jej nie zaakceptuje – mówił po posiedzeniu Adam Szejnfeld, poseł PO, który przewodniczył pracom komisji deregulacyjnej w Sejmie.
Mniej kontrowersji budzi kolejna zmiana: wprowadzenie obowiązku zdobycia czteroletniego doświadczenia (np. w pracy w kancelarii), by móc podchodzić do zawodowego egzaminu prawniczego bez odbywania aplikacji. Dzisiaj potrzebne jest doświadczenie pięcioletnie, w projekcie przyjętym przez Sejm skrócono ten okres do trzech lat, komisja senacka zmieniła go na cztery. Nie sprzeciwia się temu jednak Ministerstwo Sprawiedliwości.
Pojawiła się propozycja przywrócenia asesury notarialnej do projektu, ostatecznie nie została jednak przyjęta. Dziś, żeby zostać notariuszem, trzeba odbyć 2,5-roczną aplikację, zdać egzamin zawodowy i co najmniej dwa lata pracować jako asesor w kancelarii notarialnej. Projekt zakłada wydłużenie aplikacji do 3,5 roku, jednak już po egzaminie będzie można zostać zastępcą notariusza i pracować w kancelarii rejenta albo też założyć własną. Taka wersja została przyjęta przez komisję.
Część senatorów opowiadała się za pozostawieniem egzaminu dla przewodników turystycznych, przynajmniej dla tych, którzy chcieliby się wykazywać lepszymi kwalifikacjami. Mówił o tym m.in. senator Marek Borowski. Taka poprawka nie została przyjęta, niewykluczone jednak, że tego rodzaju propozycje zostaną zgłoszone na dzisiejszym posiedzeniu jako wnioski mniejszości.
Etap legislacyjny: prace w Senacie
Rzeczpospolita

O poradę łatwiej w miastach
Renata Krupa-Dąbrowska 14-05-2013, ostatnia aktualizacja 14-05-2013 19:38

Polacy rzadko korzystają z bezpłatnych prawników, a instytucji udzielających informacji jest za mało.
Polacy mają niską świadomość prawną, nie wiedzą, gdzie mogą otrzymać bezpłatną pomoc, boją się też ośmieszenia i stresu związanego z ubieganiem się o nią. To wnioski z raportu poświęconego bezpłatnemu poradnictwu prawnemu.
Przygotował go Instytut Spraw Publicznych na zlecenie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.
– To pierwsze tego rodzaju badanie w Polsce – mówi Marcin Waszak z Instytutu Spraw Publicznych. Uczestniczyło w nich 450 instytucji publicznych i organizacji pozarządowych oraz 1050 osób.
Trudniej na wsi
Z raportu wynika, że w Polsce bezpłatnych porad prawnych udziela blisko 4 tys. instytucji publicznych i organizacji pozarządowych, m.in. fundacji i stowarzyszeń. Należą do nich biura porad obywatelskich, studenckie poradnie prawne, związki zawodowe oraz niektóre organizacje pozarządowe, np. Federacja Konsumentów. Zaledwie jednak dla co piątego podmiotu publicznego poradnictwo to podstawowa działalność.
Po pomoc można się udać m.in. do instytucji pomocy społecznej, biur poselskich i senatorskich, Państwowej Inspekcji Pracy, sądów, powiatowych i miejskich rzeczników konsumentów.
– To nie jest dużo – ocenia Marcin Waszak. – Jedna instytucja publiczna lub organizacja pozarządowa przypada bowiem na 10 tys. Polaków. Co gorsza, dostęp do nich nie jest równomierny. Większą szansę na uzyskanie pomocy prawnej mają mieszkańcy z dużych miast. Ci z terenów wiejskich mogą liczyć co najwyżej na ośrodki pomocy społecznej i powiatowe centra pomocy rodzinie – dodaje.
Okazuje się też, że instytucje publiczne są mniej aktywne od organizacji pozarządowych. Te pierwsze udzielają informacji średnio 29 osobom w miesiącu. W tych drugich w tym samym czasie pomoc uzyskuje 133 obywateli. Zainteresowani przychodzą zwykle bezpośrednio do punktów informacyjnych. W drugiej kolejności korzystają z porad telefonicznych. Dzwonią przede wszystkim do sądowych biur obsługi interesantów.
Najczęściej pytają o porady z prawa cywilnego, a w szczególności rodzinnego (78 proc.), świadczeń pomocy społecznej (69 proc.). Rzadziej obywatele szukają wsparcia związanego z bezrobociem i poszukiwaniem pracy (67 proc.), ubezpieczeniami społecznymi i zdrowotnymi (56 proc.). Najrzadziej pytają o przepisy dotyczące finansów (24 proc.), prawa karnego (21 proc.).
Bez konkretów
Część instytucji ogranicza się do suchego informowania o formalnych aspektach postępowania. Jeżeli np. obywatel chce złożyć wniosek o zwolnienie z kosztów sądowych, to w sądowym biurze dowie się, jaki formularz będzie mu potrzebny i jakie dokumenty dołączyć. O tym, co powinien napisać, nikt już mu nie powie.
Co ciekawe, jedynie połowa instytucji i organizacji udzielających bezpłatnego wsparcia obserwuje dalszy przebieg sprawy. Aż dwie trzecie nie sprawdza, w jakim stopniu ich pomoc przyczyniła się do rozwiązania problemu.
Korzystają kobiety
– Większość z przebadanych w ostatnich pięciu latach Polaków (77 proc.) nie korzystało żadnej z pomocy prawnej – mów Marcin Waszak. Najczęściej po poradę decydują się przyjść kobiety w wieku od 25 do 50 lat, znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej lub materialnej. Ci Polacy, którzy już z pomocy skorzystali, na ogół byli z niej zadowoleni. Ponad 67 proc. przebadanych zadeklarowało, że ich problemy udało się rozwiązać całkowicie. Częściową pomoc uzyskało 
9 proc. ankietowanych.
Podejrzani klienci
Z badań wynika, że nie brakuje także naciągaczy. Część klientów to obywatele naginający prawo czy osoby wyrachowane wykorzystujące bezpłatną pomoc w celu sprawdzenia prawidłowości porady adwokata lub chcące obniżyć koszty prowadzenia działalności własnej firmy.
Raport ma posłużyć do przygotowania systemu bezpłatnego poradnictwa prawnego.
– Polska jako jedno z nielicznych państw unijnych jeszcze go nie posiada. Próby jego stworzenia kończyły się niczym – tłumaczy Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – A raport wyraźnie pokazał, że państwo tłumacząc się brakiem pieniędzy, wyręcza się organizacjami pozarządowymi.
Rzeczpospolita

Mniej fikcji, więcej powagi
Krzysztof Uczkiewicz 15-05-2013, ostatnia aktualizacja 15-05-2013 07:52
Odpłatność za pomoc prawną z urzędu musi zostać w końcu urealniona – pisze adwokat.
Ustawa zasadnicza, a w ślad za nią ustawy szczególne zapewniają każdemu potrzebującemu prawo do korzystania z pomocy prawnej z urzędu. Trzeba niestety stwierdzić, iż przyjęty sposób realizacji tych obietnic każe powątpiewać o ich szczerości.
Model pomocy prawnej z urzędu w Polsce opiera się na zasadzie jednostronnego i władczego wyznaczania profesjonalnego pełnomocnika do reprezentowania strony na warunkach z góry ustalonych przez prawo. Warunki te obejmują zarówno zakres udzielonego umocowania, jak i kwestię odpłatności za usługi prawnika, który poza sytuacjami wyjątkowymi nie może uchylić się od nałożonego obowiązku.
Naturalnie największą bolączką obecnego modelu jest zaprogramowana w nim monstrualna dysproporcja pomiędzy obiektywną wartością pracy pełnomocnika z urzędu a przewidzianym za to wynagrodzeniem. Kwestia ta jest obecnie uregulowana dwoma bliźniaczymi rozporządzeniami MS z 28 września 
2002 r. Przewidziane w nich tzw. stawki minimalne, które służą za podstawę do ustalania kosztów pomocy prawnej z urzędu, już w dacie wejścia w życie wywoływały oburzenie i sprzeciw, gdyż nawet w symbolicznym stopniu nie odzwierciedlały wartości koniecznego nakładu pracy i czasu dla należytego wykonania misji pełnomocnika. Na podnoszone głosy protestu prawodawca odpowiedział w charakterystyczny sposób: ustalone w 2002 r. stawki minimalne nie zostały dotąd ani razu zwaloryzowane. W okresie 11 lat obowiązywania wspomnianych rozporządzeń wzrosły w kraju – i to znacznie – koszty wszystkiego, z wyjątkiem kosztów pomocy prawnej.
Dygresyjnie dodać tu trzeba, iż w rozporządzeniach z 2002 r. nie mówi się już, jak choćby we wcześniejszym rozporządzeniu z 1992 r., o „wynagrodzeniu" pełnomocnika z urzędu, lecz wyłącznie o „kosztach pomocy prawnej". Może to świadczyć o właściwym rozeznaniu prawodawcy; ustalone w rozporządzeniach „opłaty za czynności" adwokatów i radców prawnych żadną miarą nie zasługują przecież na miano wynagrodzenia.
Adwokaci i radcowie prawni ze spokojem i powagą znoszą poniżające warunki świadczenia pomocy prawnej z urzędu, widząc, iż mimo wszystko to nie oni tracą tu najwięcej. W oczach ich klientów, ale także obserwatorów z zewnątrz, największy uszczerbek ponosi wizerunek całego systemu wymiaru sprawiedliwości, w którym możliwe jest, a nawet wprost założone przymuszanie profesjonalnych pełnomocników do pracy za pół darmo. Problem ten jednak dotyka bezpośrednio również samych stron korzystających z przyznanej im pomocy prawnej z urzędu. Świadomość, iż pełnomocnik z urzędu otrzyma jedynie symboliczny zwrot kosztów (przykładowo: 120 zł w sprawie o eksmisję, 360 zł w sprawie rozwodowej), musi rodzić napięcie i nieufność w relacji między klientem a adwokatem; klient nie jest po prostu w stanie uwierzyć, że w narzuconych przez prawo warunkach pełnomocnik z urzędu może go sumiennie i efektywnie reprezentować. Adwokaci i radcowie prawni wciąż spotykają się z sytuacjami, w których osoba reprezentowana przez nich z urzędu spontanicznie chce im dopłacać do spodziewanego wynagrodzenia, dowiedziawszy się, iż nie może ono przekraczać półtorakrotności stawki minimalnej. Pełnomocnicy zazwyczaj z całą powagą, na jaką ich jeszcze stać, odmawiają takim propozycjom. Aby uzyskać zasądzenie swojej symbolicznej należności, muszą oni przecież nie tylko specjalnie o to prosić, lecz ponadto zapewnić jeszcze sąd, że klient nie pokrył kosztów pomocy prawnej „w całości lub w części".
Niezależnie już od niepoważnej wysokości urzędowych stawek opłat za pomoc prawną klienci sami dostrzegają, iż przyznane pełnomocnikowi koszty nie pozostają w żadnym związku z ilością i intensywnością włożonej przezeń pracy. Rodzi to w skali socjologicznej zupełnie racjonalne podejrzenie fikcyjności całego uregulowania kwestii pomocy prawnej z urzędu. Takie odczucie pojawia się szczególnie silnie np. w sprawach prowadzonych przed sądami administracyjnymi, w których z racji specyfiki tego postępowania, jak i przez wzgląd na szczególnie złożoną materię prawną, konieczny jest zwiększony wydatek pracy pełnomocnika, nie mówiąc już o jej czasochłonności. Sztuczność unormowania kwestii kosztów pomocy prawnej w postępowaniu sądowoadministracyjnym (jednakowa stawka minimalna 240 zł w niemal każdej sprawie!) odbiera mu wszelką wiarygodność i szkodzi samemu celowi tej regulacji.
Opisana wyżej sytuacja szkodzi wszystkim uczestnikom postępowania sądowego, nie wyłączając samych sądów. Powaga sądu narażana jest w każdym orzeczeniu przyznającym absurdalnie niskie koszty pomocy prawnej z urzędu według obowiązujących obecnie stawek minimalnych. W prestiż wymiaru sprawiedliwości godzi szczególnie to, że wszyscy uczestnicy postępowania – z beneficjentami pomocy prawnej z urzędu włącznie – doskonale zdają sobie sprawę z prymitywizmu i nieuczciwości aktualnych rozwiązań legislacyjnych w tym zakresie, jednak są wiernie i solennie przestrzegane oraz celebrowane. Daje to obraz wielce szkodliwej społecznie, a przy tym demoralizującej fikcji.
Uznaję za konieczne zachęcić wszystkich zainteresowanych do podjęcia wysiłku intelektualnego oraz aktywności publicznej w celuucywilizowania kwestii odpłatności za pomoc prawną z urzędu – w taki sposób, aby ta wciąż niezałatwiona sprawa nie szkodziła dłużej prestiżowi polskiego wymiaru sprawiedliwości zarówno w kraju, jak i – last not least – na arenie międzynarodowej.
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 16

Spis treści
Ponad 3 tys. radców wkroczy na rynek 1
Pięć i pół tysiąca młodych adwokatów i radców prawnych 5
Mecenas Rogalski wyszedł z mgły 6
"Mec. Rogalski złamał standardy. Niepokoimy się, czy nie doszło do złamania tajemnicy". Rozmowa z prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych 11
Komornik po wyroku bez możliwości wykonywania zawodu 14
Edukacja prawna młodzieży – prapremiera filmu „Spacer po prawie” 15
Samorząd radców prawnych nakręcił film o prawie dla uczniów 17



Ponad 3 tys. radców wkroczy na rynek
kapt 15-05-2013, ostatnia aktualizacja 15-05-2013 16:00
Pozytywny wynik z egzaminu radcowskiego uzyskało 3506 spośród 4842 zdających (tj. 72,4%).
Ministerstwo Sprawiedliwości opublikowało wyniki egzaminu radcowskiego, przeprowadzonego w dniach 19–22 marca 2013 r. przez 67 komisji egzaminacyjnych w 19 miastach.
Z dotychczas nadesłanych danych wynika, że w grupie aplikantów zdawalność wynosi ok. 74%, natomiast w odniesieniu do pozostałych osób uprawnionych – ok. 45%.
Najmniej kłopotów sprawiło zdającym rozwiązanie testu (99% ocen pozytywnych) i zadania z zakresu prawa karnego (97% ocen pozytywnych). Pozytywne oceny z zadania z zakresu prawa gospodarczego otrzymało 93% zdających, z zadania z zakresu prawa cywilnego – 88% zdających, a z zadania z zakresu prawa administracyjnego – 86% zdających.
Wyniki egzaminu radcowskiego w poszczególnych komisjach przedstawiają się następująco:
- przed Komisją Egzaminacyjną w Białymstoku do egzaminu przystąpiło 59 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 45 osób, tj. około 76% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Białymstoku do egzaminu przystąpiło 58 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 42 osoby, tj. około 72% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Bydgoszczy do egzaminu przystąpiło 60 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 49 osób, tj. około 82% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Bydgoszczy do egzaminu przystąpiło 58 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 46 osób, tj. około 79% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Gdańsku do egzaminu przystąpiły 84 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 79 osób, tj. 94% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Gdańsku do egzaminu przystąpiło 87 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskały 63 osoby, tj. około 72% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 w Gdańsku do egzaminu przystąpiło 87 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 66 osób, tj. około 76% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Katowicach do egzaminu przystąpiło 69 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 59 osób, tj. około 85% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Katowicach do egzaminu przystąpiło 69 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 54 osoby, tj. około 78% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 w Katowicach do egzaminu przystąpiło 67 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 48 osób, tj. około 72% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Kielcach do egzaminu przystąpiło 76 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 25 osób, tj. około 33% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Kielcach do egzaminu przystąpiło 76 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 24 osoby, tj. około 32% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Koszalinie do egzaminu przystąpiło 68 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 56 osób, tj. około 82% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Krakowie do egzaminu przystąpiło 80 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 54 osoby, tj. około 68% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Krakowie do egzaminu przystąpiło 78 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 50 osób, tj. około 64% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 w Krakowie do egzaminu przystąpiły 72 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 60 osób, tj. około 83% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 4 w Krakowie do egzaminu przystąpiły 73 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 45 osób, tj. około 62% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 5 w Krakowie do egzaminu przystąpiło 78 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 59 osób, tj. około 76% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 6 w Krakowie do egzaminu przystąpiło 79 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 53 osoby, tj. około 67% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 7 w Krakowie do egzaminu przystąpiło 75 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 44 osoby, tj. około 59% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Lublinie do egzaminu przystąpiło 69 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 62 osoby, tj. około 90% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Lublinie do egzaminu przystąpiło 68 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 58 osób, tj. około 85% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 w Lublinie do egzaminu przystąpiło 70 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 50 osób, tj. około 71% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 4 w Lublinie do egzaminu przystąpiło 70 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 59 osób, tj. około 84% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Łodzi do egzaminu przystąpiło 79 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 62 osoby, tj. około 79% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Łodzi do egzaminu przystąpiło 80 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 54 osoby, tj. około 68% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 w Łodzi do egzaminu przystąpiło 80 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 69 osób, tj. około 86% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Olsztynie do egzaminu przystąpiły 62 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskały 52 osoby, tj. około 84% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Olsztynie do egzaminu przystąpiło 58 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 49 osób, tj. około 85% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Opolu do egzaminu przystąpiły 72 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 45 osób, tj. około 63% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Opolu do egzaminu przystąpiły 72 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 41 osób, tj. około 57% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Poznaniu do egzaminu przystąpiło 98 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 81 osób, tj. około 83% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Poznaniu do egzaminu przystąpiło 100 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 64 osoby, tj. 64% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 w Poznaniu do egzaminu przystąpiło 100 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 80 osób, tj. 80% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 4 w Poznaniu do egzaminu przystąpiły 68 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 57 osób, tj. 84% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 5 w Poznaniu do egzaminu przystąpiły 72 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskały 43 osoby, tj. 60% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Rzeszowie do egzaminu przystąpiły 73 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskały 52 osoby, tj. około 71% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Rzeszowie do egzaminu przystąpiło 71 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 49 osób, tj. 69% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Szczecinie do egzaminu przystąpiło 117 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 85 osób, tj. 73% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Toruniu do egzaminu przystąpiło 68 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 68 osób, tj. 100% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Toruniu do egzaminu przystąpiło 68 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 57 osób, tj. około 84% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Wałbrzychu do egzaminu przystąpiło 96 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 78 osób, tj. około 81% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Warszawie do egzaminu przystąpiło 66 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 41 osób, tj. około 62% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 71 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 36 osób, tj. około 51% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 66 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 46 osób, tj. około 70% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 4 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 65 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 52 osoby, tj. około 80% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 5 w Warszawie do egzaminu przystąpiły 54 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskały 33 osoby, tj. około 61% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 6 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 56 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 38 osób, tj. około 68% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 7 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 51 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 40 osób, tj. około 78% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 8 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 55 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 42 osoby, tj. około 76% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 9 w Warszawie do egzaminu przystąpiły 53 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 39 osób, tj. około 74% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 10 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 56 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 35 osób, tj. około 63% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 11 w Warszawie do egzaminu przystąpiły 73 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskały 62 osoby, tj. około 85% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 12 w Warszawie do egzaminu przystąpiły 74 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 40 osób, tj. około 54% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 13 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 78 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 58 osób, tj. około 74% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 14 w Warszawie do egzaminu przystąpiły 74 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskało 48 osób, tj. około 65% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 15 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 69 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 48 osób, tj. około 70% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 16 w Warszawie do egzaminu przystąpiły 64 osoby, spośród których pozytywny wynik uzyskały 52 osoby, tj. około 81% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 17 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 69 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 44 osoby, tj. około 64% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 18 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 68 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 41 osób, tj. około 60% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 19 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 69 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskały 52 osoby, tj. około 75% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 20 w Warszawie do egzaminu przystąpiło 69 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 51 osób, tj. około 74% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną we Wrocławiu do egzaminu przystąpiło 78 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 61 osób, tj. około 78% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 2 we Wrocławiu do egzaminu przystąpiło 78 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 58 osób, tj. około 74% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 3 we Wrocławiu do egzaminu przystąpiło 78 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 57 osób, tj. około 73% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną nr 4 we Wrocławiu do egzaminu przystąpiło 79 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 51 osób, tj. około 65% zdających,
- przed Komisją Egzaminacyjną w Zielonej Górze do egzaminu przystąpiło 65 osób, spośród których pozytywny wynik uzyskało 45 osób, tj. około 69% zdających.
Poziom zdawalności tegorocznego egzaminu radcowskiego zbliżony jest do wyników z 2012 r., kiedy to pozytywny wynik z egzaminu radcowskiego uzyskało 73% zdających.
Ministerstwo Sprawiedliwości

Pięć i pół tysiąca młodych adwokatów i radców prawnych
Katarzyna Borowska 16-05-2013, ostatnia aktualizacja 16-05-2013 08:36
Najmniej problemów podczas egzaminów zawodowych było z testem i prawem karnym. Nieco lepiej zdali przyszli członkowie palestry.
Są już wyniki egzaminu adwokackiego i radcowskiego z całego kraju. Wynika z nich, że sukces odniosło 1927 przyszłych adwokatów i 3506 radców prawnych. Oznacza to, że na rynku przybędzie ok. 5,4 tys. prawników z tymi uprawnieniami.
Do egzaminu organizowanego w marcu tego roku podchodziło 2586 kandydatów na adwokatów i 4842 na radców prawnych. Oznacza to, że zdało go 74,4 proc. kandydatów do palestry i 72,4 proc. tych ubiegających się o togi radcowskie. Jest to wynik porównywalny z ubiegłorocznym, gdy zdało odpowiednio 76 proc. adwokatów i 73 proc. radców prawnych.
Statystyki pokazują, że lepiej na egzaminie radzą sobie ci, którzy przeszli przez szkolenie organizowane przez samorząd. W grupie aplikantów adwokackich zdawalność wynosi bowiem około 76 proc., a radcowskich – około 74 proc.
Z kolei ci, którzy podchodzili do egzaminu bez aplikacji, zdali w 43 proc., jeśli chodzi o adwokatów i 45 proc. w przypadku radców. Ustawa daje możliwość zdawania bez aplikacji m.in. tym, którzy mają pięcioletnie doświadczenie w pracy, np. w kancelarii prawnej, ale przy czynnościach bezpośrednio związanych z pomocą prawną.
W przyszłym roku łatwiej będzie podejść do egzaminu bez aplikacji – projekt ustawy deregulacyjnej przewiduje bowiem skrócenie wymaganego okresu doświadczenia – w wersji proponowanej przez Senat do czterech lat.
– Aplikacja nie tylko lepiej przygotowuje do zdania egzaminu, ale też do samego wykonywania zawodu – mówi Małgorzata Gruszecka, członek prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej. – Wymaga bowiem od uczestniczących w szkoleniu ogromnego wysiłku – wytężonej nauki, zdawania kolokwiów w trakcie aplikacji. Aplikanci zastępują też patrona przed sądami, co pozwala im zdobyć praktyczne umiejętności – dodaje mec. Gruszecka.
Tegoroczny rok był rekordowy pod względem liczby osób zdających. W 2012 r. do egzaminu adwokackiego podchodziły tylko 622 osoby, zdało 471, do radcowskiego 1755 (zdało 1282).
– Nie wszyscy spośród tych, którzy zdawali w ubiegłym roku, rozpoczęli wykonywanie zawodu – mówi mec. Gruszecka. – Sądzę, że podobnie będzie z tymi osobami, które zdawały teraz. Rynek jest bowiem trudny, a założenie własnej kancelarii sporo kosztuje – dodaje.
Z egzaminem adwokackim najlepiej poszło tym zdającym w Białymstoku. Tam pozytywną ocenę otrzymało 92 procent. Najgorzej w Szczecinie, gdzie zdało zaledwie 38 procent.
Okazuje się, że najmniej problemów zdający mieli z testem, czyli pierwszą częścią egzaminu adwokackiego. Pozytywną ocenę otrzymało tu bowiem aż 96,5 proc. Prawdopodobnie to już ostatni raz, kiedy kandydaci na mecenasów musieli rozwiązywać test. Likwidację tej części przewiduje bowiem projekt ustawy dotyczący deregulacji niemal 50 zawodów, także adwokata i radcy. Projekt jest teraz w Senacie.
Przyszli adwokaci dobrze poradzili sobie także z zadaniami z prawa karnego – tu było bowiem 96 proc. ocen pozytywnych. Najwięcej osób nie zdało z prawa cywilnego – 12,5 proc. zdających otrzymała z tej części negatywną oceną (zdało 87,5 proc.).
Także przyszli radcowie mieli minimalne problemy z testem (99 proc. ocen pozytywnych ) i z prawem karnym – 97 proc. Największe problemy sprawiały im za to zadania z prawa administracyjnego – negatywne oceny otrzymało 14 proc. (pozytywne aż 86 proc.).
Wyniki różnie kształtują się w zależności od regionu, w którym zdają kandydaci do zawodu. W jednej z komisji toruńskiej egzamin radcowski zdało 100 proc., w jednej z gdańskich – 94 proc. Z kolei nie najlepiej poszło tym, którzy pisali go w Kielcach. W jednej z komisji zdało tylko 32 proc., w innej – 33 proc.
Rzeczpospolita

Mecenas Rogalski wyszedł z mgły
Agnieszka Kublik, agko 2013-05-16
Pracował w resorcie sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, walczył z dr. Mirosławem G., reprezentował Lecha Kaczyńskiego i mówił, że jest sympatykiem PiS i jest z tego dumny. Teraz został wrogiem nr 1 partii Jarosława Kaczyńskiego
Rafał Rogalski ze swadą i dużą pewnością siebie prezentował kolejne zamachowe wersje Antoniego Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej. Teraz z nie mniejszą swadą i pewnością siebie twierdzi, że żadna z nich nie jest warta funta kłaków. Ma do tego dar - dziewięć lat temu w Konkursie Krasomówczym Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie zajął drugie miejsce.

Bo tak naprawdę to od dziecka chciał być właśnie prokuratorem. Plany pokrzyżowała mu ciężka choroba. Choć w 2006 r. zdał odpowiedni egzamin, nie dał rady podjąć pracy. Skorzystał więc z tzw. lex Gosiewski, uchwalonego w czasach rządów PiS prawa znoszącego staże adwokackie i radcowskie dla osób po aplikacjach prokuratorskich.

W 2007 r. wpisał się na listę radcowską, od 2008 r. jest adwokatem. Zakładał, że to tylko na chwilę, że gdy wyzdrowieje, znajdzie pracę w prokuraturze. W adwokaturze został do dziś.

Pierwsze ważne zlecenia dla Rogalskiego przyszły z Sopotu. Pochodziły z kancelarii adwokackiej zwanej na Wybrzeżu "prezydencką", bo to w niej dorabiał przed laty pisaniem opinii prawnych Lech Kaczyński i w niej aplikację adwokacką robiła córka prezydenta Marta Kaczyńska.

Chodzi o Kancelarię Radców Prawnych i Adwokatów Głuchowski, Jedliński, Rodziewicz, Zwara i Partnerzy (od początku 2010 r. Kancelaria Głuchowski, Siemiątkowski, Zwara i Partnerzy). To ważne postaci na Wybrzeżu. Adam Jedliński przyjaźnił się z Lechem Kaczyńskim, był uważany za jego zaufanego doradcę ds. kadrowych. Marek Głuchowski uchodził za nieformalnego doradcę gospodarczego, za rządów PiS został szefem rady nadzorczej PKO BP.

Kancelaria obsługuje m.in. SKOK-i, których statuty tworzył Jedliński. Na jego imieninach bywały grube ryby, w tym Lech Kaczyński z żoną, a nawet - co pamiętają bywalcy - raz z bratem Jarosławem.

Gabinet ministra Ziobry

Przygodę z PiS Rogalski zaczął latem 2007 r. - Dostałem posadę w Ministerstwie Sprawiedliwości u Zbigniewa Ziobry - opowiada. Jak młody prawnik trafił od razu tak wysoko? - Kolega mnie polecił, był wakat - twierdzi. Nazwiska kolegi nie pamięta.

Zajmował się wtedy - jak mówi - sprawami beznadziejnymi: kasacjami i zażaleniami, analizował je pod kątem apelacji. Pracował trzy dni w tygodniu, bardzo mu to pasowało, bo ciągle walczył z chorobą. W sumie w resorcie Ziobry spędził jakieś trzy miesiące, bo były przedterminowe wybory w 2007 r. PiS przegrał.

Właśnie z powodu pracy w gabinecie Ziobry nazwisko Rogalskiego pojawiło się w rzeszowskim procesie w sprawie afery gruntowej, przygotowanej przez CBA pod rządami Mariusza Kamińskiego. Chodzi o sprawę fikcyjnego odrolnienia ziemi, która mogła być pułapką zastawioną przez Biuro na Andrzeja Leppera, wtedy ministra rolnictwa i wicepremiera w rządzie PiS-Samoobrona-LPR.

Prokurator oskarżył Kamińskiego, jego zastępcę i byłych dyrektorów Zarządu Operacyjno-Śledczego CBA o stworzenie "fikcyjnej sprawy odrolnienia ziemi", podrobienie dokumentów różnych urzędów, niezgodne z prawem stosowanie podsłuchów.

Rogalski miał być jedną z osób przygotowujących słynną konferencję multimedialną, podczas której prokurator Jerzy Engelking pokazywał, jak ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek chodził po 40. piętrze warszawskiego hotelu Marriott, gdzie swoje biuro miał znany biznesmen Ryszard Krauze.

Kaczmarek rzekomo zdradził Krauzemu termin akcji CBA, która miała wykryć korupcję w Ministerstwie Rolnictwa kierowanym przez Leppera. Biznesmen rzekomo poinformował o tym jednego z posłów Samoobrony i w końcu ostrzeżenie miało dojść do Leppera. Po dwóch latach śledztwo umorzono, a prokuratura nie znalazła dowodu na istnienie przecieku. - Nie miałem z nią nic wspólnego - zarzeka się dziś Rogalski. - Zresztą nigdy w tej sprawie nie byłem świadkiem.

Potem Rogalski pojawia się w jednej z najgłośniejszych spraw - na początku 2008 r. zostaje jednym z pełnomocników rodzin zmarłych pacjentów dr. Mirosława G. Kardiochirurg ze stołecznego szpitala MSWiA został zatrzymany przez CBA na początku 2007 r. Lekarz, wyprowadzony ze szpitala w kajdankach, miał być dla rządów PiS ukoronowaniem walki z korupcją białych kołnierzyków.

Jak młody i - mimo pracy u Ziobry - nadal nieznany adwokat zajął się tą sprawą? Rogalski: - To bardzo proste: jestem osobą kompetentną.

Miał go polecić mec. Grzegorz Ksepko z sopockiej "kancelarii prezydenckiej". - Poznaliśmy się wcześniej i mnie zapamiętał - opowiadał przed laty Rogalski. - To była jakaś prawnicza impreza niedługo po wypuszczeniu dr G. z aresztu. Prawnicy rozprawiali, jak można by poprowadzić proces kardiochirurga.

Rogalski - sam wtedy częsty pacjent szpitali - miał zabłysnąć pomysłami na temat strategii w sprawie dr. G. Ksepko miał być pod wrażeniem i poprosił Rogalskiego o numer telefonu. I szybko z niego skorzystał, gdy sam zaangażował się w walkę o skazanie dr. G. - zaproponował, by wspólnie reprezentowali rodziny zmarłych pacjentów w procesie o rzekome zabójstwo.

To wersja Rogalskiego sprzed lat, teraz już nie pamięta wszystkich okoliczności. A Ksepko? Kilka lat temu pamiętał to inaczej - to Rogalski zwrócił się do niego o pomoc. Ksepko krótko reprezentował wtedy jedną z rodzin zmarłego pacjenta kardiochirurga.

Teraz w ogóle nie chce o tym rozmawiać, zasłania się tajemnicą adwokacką. Czyżby Rogalski był jego klientem? Ksepko: - Tak jak wy, dziennikarze, macie swoją etykę i tajemnicę zawodową, tak samo adwokaci mają swoje ograniczenia w tym zakresie. Potem dodaje, że nikogo nie polecał, "zostaliśmy sobie przedstawieni przez osobę trzecią".

Mecenas Andrzej Zwara, jedna z głównych postaci "kancelarii prezydenckiej" z Sopotu: - Nie wiem nic na temat tego, czy mecenas Ksepko polecał mecenasa Rogalskiego. Mecenas Ksepko to karnista, ja zajmuję się prawem budowlanym. Jesteśmy spółką partnerską, nie sprawdzamy, co robią inni partnerzy.
I - niepytany - przekonuje, że sam głosował na PO, jest szeregowym członkiem tej partii, nigdy nie był doradcą prezydenta Kaczyńskiego, choć go szanował. No i oczywiście nie wierzy w zamach w Smoleńsku.

Tak czy inaczej Rogalski na początku 2008 r. brawurowo zaangażował się w sprawę dr. G. Chciał go nawet oskarżyć o maltretowanie żony, choć wcześniej prokuratura to umorzyła. To on wymyślił, by opinii w sprawie sztuki lekarskiej dr G. szukać za granicą. Pracował pro bono, podkreślał, że jest sympatykiem PiS i jest z tego dumny.

Wtedy zaczęli się do niego zgłaszać politycy PiS: Przemysław Gosiewski, Arkadiusz Mularczyk, a nawet Lech Kaczyński.

Pełnomocnik prezydenta Kaczyńskiego

I tu znów pojawia się słynna sopocka kancelaria - to jej prawnicy zaproponowali w 2008 r. Rogalskiemu, by poprowadził sprawę o zniesławienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Rogalski mówi tylko, że był telefon z Sopotu. Kto dzwonił, nie pamięta. Zlecenie oczywiście przyjął. Mówi, że prezydentowi się nie odmawia, "Aleksandra Kwaśniewskiego też bym bronił".

Chodziło o słowa Janusza Palikota: "Ja uważam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za chama". Był to komentarz do przecieków z rozmowy prezydenta z Radosławem Sikorskim. Kaczyński miał przepytywać szefa MSZ o stan negocjacji z USA ws. tarczy antyrakietowej i pytać, czy zna polityka Demokratów Rona Asmusa (rządził wtedy republikanin George Bush), a odpowiedzi kazał protokołować.

Po komentarzu Palikota prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie znieważenia głowy państwa, ale je umorzyła. Kancelaria Prezydenta odwołała się do sądu, domagając się nakazania podjęcia sprawy na nowo.

- Jak by się czuł pan prokurator, gdybym go nazwał chamem? - pytał przed sądem Rogalski. Przegrał. Sąd zgodził się z prof. Jerzym Bralczykiem, że słowo "cham" nie jest już dziś samo w sobie zniewagą, a ocena zależy od kontekstu wypowiedzi. A poza tym zwrot "uważam kogoś za chama" nie przypisuje takich cech danej osobie, lecz stanowi odzwierciedlenie poglądów mówiącego.

Rogalski nie krył oburzenia: - Orzeczenie jest skandaliczne i absurdalne, bo przyrównuje Polskę do takich państw jak - przy całym szacunku - Burkina Faso i oznacza, że bezkarnie można nazywać "chamem" nie tylko prezydenta, ale i premiera, ministrów, sędziów czy prokuratorów. Od dziś nie jest to zniewaga.

Potem była kolejna sprawa o zniewagę głowy państwa - tym razem przez posła PO Stefana Niesiołowskiego. Na początku 2009 r., podczas corocznej narady prezydenta z dowódcami wojska, Kaczyński, witając gości, nie podał ręki wicemarszałkowi Sejmu. Niesiołowski skomentował to w telewizji: "Mały zakompleksiony człowiek, który kompromituje wszystko, czego dotknie".

Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Kancelaria Prezydenta odwołała się do sądu, a ten kazał prokuraturze wszcząć śledztwo o znieważenie głowy państwa. I tę sprawę Rogalski przegrał. Dziś nie chce rozmawiać o tych procesach, zasłania się tajemnicą adwokacką.

Bez dogmatu nieomylności Macierewicza

Był już znany jako prawnik prezydenta Kaczyńskiego. Czy zatem może dziwić to, że w maju 2010 r. Jarosław Kaczyński postanowił zatrudnić w sprawie katastrofy smoleńskiej mecenasa współpracującego z bratem?

Były szef kancelarii Lecha Kaczyńskiego Andrzej Urbański mówił niedawno, że "osoba, która przyprowadziła Rogalskiego, powinna zostać rozstrzelana przez Jarosława Kaczyńskiego". Czyli kto?

Rogalski uważa, że szukanie winnego, który dał Kaczyńskiemu jego numer telefonu, to "drążenie tematu pobocznego", bo tym najważniejszym powinna być "szkodliwość Macierewicza dla śledztwa smoleńskiego". - Ja miałem odwagę, żeby o tym opowiedzieć, a teraz wylewa się na mnie pomyje - irytuje się.

Chodzi nie tylko o to, że po wycofaniu Rogalskiemu pełnomocnictwa przez Jarosława Kaczyńskiego oraz po ostrych wypowiedziach mecenasa pod adresem Macierewicza stał się celem ataku PiS i związanych z nim mediów. Także koledzy po fachu wytykają mu błędy.

"Błyszczał w mediach, ganił premiera i ministrów, ustawiał pod ścianą prokuratorów, wytykał wszystkim błędy i pchał się tam, gdzie nie powinien (posiedzenie BBN). Na ważnych konferencjach prasowych stał tuż obok Jarosława Kaczyńskiego" - napisali w liście do "Gazety Wyborczej" znani warszawscy prawnicy Jacek Kondracki i Krzysztof Stępiński. Tłumaczyli: "Nas, starych adwokatów, szokuje, że po trzech latach bliskich relacji z klientami adwokat Rogalski poszedł do mediów i powiedział to, co powiedział. Zrobił klientom świństwo. Zawiódł ich zaufanie, a siebie i adwokaturę wystawił na pośmiewisko".

Rogalskiego czeka postępowanie dyscyplinarne w Naczelnej Radzie Adwokackiej. - Nie złamałem zasad etycznych - broni się. - Macierewicz nigdy nie był moim klientem. Nie obowiązywał mnie dogmat nieomylności Macierewicza.
Jak PiS płacił Rogalskiemu

To darowizna, trzeba od niej zapłacić podatek i wpisać do rejestru korzyści - tak Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych, ocenia zrzutkę posłów PiS na opłacenie mecenasa Rafała Rogalskiego.

Były pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego ws. śledztwa smoleńskiego miał zarobić w ciągu trzech lat 250 tys. zł (według "Newsweeka") albo nawet 300 tys. zł (według "Super Expressu"). PiS nie chce ujawnić, ile to dokładnie było, "bo umowa jest poufna".

Rogalski też nie chce. Mówi jedynie, że "300 tys. zł" to "kłamstwo". Zapewnia, że jeśli chodzi o wymianę dokumentów między nim a jego klientem (oprócz prezesa PiS reprezentował jeszcze cztery inne rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej), wszystko odbyło się zgodnie z prawem.

"SE" pisał, że Kaczyński osobiście opłacał Rogalskiego i musiał wziąć na to kredyt. Po publikacji "Newsweeka", że prezes nie wydał na mecenasa ani złotówki, rzecznik PiS Adam Hofman stwierdził, że pieniądze rzeczywiście pochodziły ze składek posłów i senatorów partii.

Jeśli tak było, to Jarosław Kaczyński powinien wykazać taką "pomoc" finansową w rejestrze korzyści w rubryce "darowizny". A w tej prezes PiS wpisał 4 listopada 2011 r. "nie dotyczy". - Dotyczy - mówi Maciej Bobrowicz. - Bo pieniądze, które od klubu parlamentarnego PiS dostał Jarosław Kaczyński na opłacenie usług prawnych mecenasa Rogalskiego, to darowizna. A ponieważ klub sfinansował Kaczyńskiemu pomoc prawną, to znaczy, że pan prezes uzyskał korzyść materialną w wysokości kwoty, jaką zapłacono mecenasowi Rogalskiemu. Skarbnik PiS Stanisław Kostrzewski w rozmowie z "Gazetą" mówi: - Nie prezes jest płatnikiem, ale klub PiS.

Na sugestię, że jednak Jarosław Kaczyński odniósł w ten sposób korzyść majątkową, odpowiada: - Prezes jest tylko jednym z elementów umowy między klubem a mecenasem. Podpisaliśmy ją, bo po tragedii uważaliśmy, że trzeba pomóc tym, którzy zostali bez bliskich. Jak teraz wyliczyć, która z rodzin jaką korzyść osiągnęła? Takie sprawy załatwia się po zamknięciu umowy, po rozliczeniu.

Kostrzewski nie wie, czy Jarosław Kaczyński w specjalnym druku informował skarbówkę o otrzymaniu pomocy finansowej.

Posłowie PiS płacą składki na swój klub od początku kadencji. To od 650 do 720 zł w zależności, czy poseł jest szeregowym parlamentarzystą, czy szefuje komisji sejmowej. W sumie klub zyskuje w ten sposób na wydatki prawie milion złotych rocznie.
"Mec. Rogalski złamał standardy. Niepokoimy się, czy nie doszło do złamania tajemnicy". Rozmowa z prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych

Prawie trzy lata wszyscy myśleli, że mec. Rogalski wierzył w zamach. Jaka jest teraz jego wiarygodność? - pyta Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych. I zaznacza: - Standardem naszej pracy jest milczenie na temat strategii prowadzenia sprawy, która została obrana przez klienta - nawet byłego
Mec. Rafał Rogalski, były już pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim, przed tygodniem ogłosił, że w zamach nie wierzy, a dokładnie, że uważa go za "nieprawdopodobny". A Antoniego Macierewicza oskarżył o polityczny cynizm. I teraz Naczelna Rada Adwokacka chce go ścigać dyscyplinarnie za złamanie tajemnicy adwokackiej.


Agnieszka Kublik: Słyszałam, że sprawa mec. Rafała Rogalskiego spędza sen z powiek radcom prawnym i adwokatom.

Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych: Może nie aż tak, ale nas bulwersuje. Niepokoimy się, czy nie doszło do złamania tajemnicy zawodowej. Nasz kodeks etyczny mówi, że tajemnicą radcowską są objęte wszystkie informacje, o których radca prawny dowiedział się, wykonując czynności zawodowe. To jest bezwzględny zapis, czyli nawet klient nie ma prawa zwolnić go z tej tajemnicy. Podobnie jest w przypadku adwokatów.

Nawet po wypowiedzeniu pełnomocnictwa, czyli tak jak to się stało w przypadku mec. Rogalskiego i jego klienta Jarosława Kaczyńskiego?

- Tak, bo obowiązek zachowania tajemnicy nie jest ograniczony w czasie, istnieje nawet po rozwiązaniu umowy z klientem. To jest prawo milczenia.

Mec. Rogalski je złamał?

- Istnieje głębokie, uzasadnione podejrzenie, że tak. A czy tak było, oceni adwokacki sąd dyscyplinarny.

A konkretnie, jak złamał?

- Pan mecenas broni się, że wypowiada się o osobach, które nie były jego klientami.

To prawda, atakuje przede wszystkim Antoniego Macierewicza - on nigdy nie był jego klientem.

- Ale przy tym wypowiada się o przyczynach katastrofy. A to już sprawa jego klienta. Zarzuty wobec mec. Rogalskiego dotyczą kwestii ujawnienia przez niego koncepcji prowadzenia tej sprawy. Jeśli nawet nie zostały ujawnione konkrety ze śledztwa, to adwokat publicznie broni koncepcji swojego klienta. Jeśli teraz, po wypowiedzeniu mu przez klienta pełnomocnictwa, przekreśla tę koncepcję, podważa ją, ośmiesza, to narusza zasadę tajemnicy adwokackiej. Moim zdaniem powinien milczeć.

Mec. Rogalski nigdy nie był pełnomocnikiem milczącym. Chętnie udzielał wywiadów, media chętnie go zapraszały i nigdy słyszałam, by Jarosław Kaczyński czy któryś z innych jego klientów się na to skarżył. Zresztą skoro mec. Rogalski cały czas w mediach brylował, to znaczy, że żaden z jego klientów mu tego nie zabronił.

- Bo wówczas potwierdzał to, co myśleli jego klienci.

Nie tyle potwierdzał, co wzbudzał wątpliwości. Np. o sztucznej mgle mówił: "Mamy poszlaki, które mogą wskazywać, że sztuczna mgła była planowana przez stronę rosyjską. Ale dowodów nie mamy. Poszlaki są dowodem pośrednim, o ile istnieje zespół poszlak, które tworzą jedną wersję zdarzeń, i wyklucza ona jakąkolwiek inną". Innym razem: "Z całą pewnością ja i prokuratura nie mamy dowodów bezpośrednich, że Rosjanie to planowali. Mamy poszlaki, które wskazują, że nie jest oczywiste, że mgła była naturalna. Więc należy to zbadać. Co więcej, polscy prokuratorzy powołali PAN na okoliczność, czy mgła była naturalna czy sztuczna. Więc nie jest to tylko mój wymysł."

- To prawda, w ten sposób sugerował, że coś jest na rzeczy, że sztuczna mgła nie jest wykluczona!

O zamachu mówił np., że dostrzega "co najmniej 10 przesłanek", ale zastrzegał: "Na teraz nie mogę kategorycznie stwierdzić, że to był zamach". Pytany o przyczyny ewentualnego zamachu mówił: "Może być wiele przyczyn. Patrząc na sferę geopolityczną: Rosja nie jest krajem ani NATO, ani UE, mamy daleko idące zaszłości historyczne. Prezydent Kaczyński miał poważne zatargi z Rosją, jeśli chodzi o sprawę Gruzji, bardzo się udzielał i miał ogromne osiągnięcia. Ten motyw był. Ale można mieć motywację, ale nie doprowadzić do określonego skutku."

- W ten sposób sugerował, że hipoteza zamachu jest dopuszczalna. Bardzo sprawnie i ostrożnie jako prawnik to formułował. Ale przecież nie było wątpliwości, że to oznacza, że i on i jego klient są zwolennikami hipotezy zamachu.

To prawda, ale i bez tych wypowiedzi mec. Rogalskiego wiedzieliśmy, że zespół parlamentarny Macierewicza i prezes PiS dopuszczają zamach.

- To prawda...
A wasze środowisko mec. Rogalskiego wcześniej publicznie nie potępiało za te wypowiedzi. Nie było zarzutu, że ujawnia tajemnicę adwokacką.

- Teraz bowiem mec. Rogalski, w moim rozumieniu, złamał standardy, publicznie omawiając przyczyny rozstania ze swoim klientem. Standardem naszej pracy jest milczenie na temat strategii prowadzenia sprawy, która została obrana przez klienta - nawet byłego. Bo to może zaszkodzić klientowi, np. podczas procesu. Adwokat musi sobie zadać pytanie, czy to, co mówi, powoduje, że jego klient jest w sytuacji lepszej, gorszej czy jest to bez znaczenia. Zawsze musimy działać w interesie klienta.

A w tej sytuacji?

- Tu nawet jest ważne, jakie wrażenie słowa mec. Rogalskiego wywrą na tych wszystkich, do których dotrą.

Jakie? Od dawna wiadomo, co myśli w tej sprawie Jarosław Kaczyński, że zamordowano 96 osób i że jedyną spójną hipotezą wyjaśniająca, co się stało, jest hipoteza zamachu.

- Tak, ta hipoteza jest powszechnie znana.

A może będzie miało wpływ na śledztwo prokuratorskie?

- Pewnie nie.

Na ewentualny proces i decyzje sędziów?

- Też pewnie nie. Pełnomocnik może w każdej chwili dojść do wniosku, że nie może już dłużej klienta reprezentować. I uczciwie wtedy musi mu powiedzieć, że rezygnuje. Ale potem - i tu znów chodzi o uczciwość - milczy o powodach swojej decyzji. Bo jak nie milczy, to podważa wiarygodność swojego klienta. I przy tym nie ma znaczenia, czy sam klient jest wiarygodny, czy nie.

Teraz mec. Rogalski mówi np.: "Główni odpowiedzialni za katastrofę smoleńską zginęli na pokładzie tupolewa". To ma prawo powiedzieć? To jest ujawnienie tajemnicy adwokackiej? Czy w ten sposób ujawnia powody rozstania się z klientem?

- Wprost ani nie ujawnia tajemnicy, ani powodów rozstania. Ale popatrzymy na to tak: dlaczego mec. Rogalski mówi o przyczynach katastrofy, czy zajmuje się wyjaśnianiem jej przyczyn? I dlaczego były pełnomocnik zajmuje się szukaniem winnych tej katastrofy? To jego prywatna opinia? To jest ultraciekawy przypadek. To właśnie teraz trzeba rozstrzygnąć w postępowaniu wyjaśniającym przed sądem dyscyplinarnym warszawskiej rady adwokackiej. Ja bym to analizował tak: czy to, co zrobił mec. Rogalski, jest zgodne z zasadami prawa, zasadami etyki i przyzwoitości, czyli jak się z tym czuje klient. I to ostatnie pytanie jest dla nas bardzo ważne.

Jakie są odpowiedzi na te pytania?

- Być może to, co zrobił mec. Rogalski, jest zgodne z prawem, ale nie jest zgodne ze standardami, bo jego klient na pewno teraz nie czuje się komfortowo.

Może mec. Rogalski nie chciał już dłużej uchodzić za wierzącego w zamach smoleński?

- Prawie trzy lata wszyscy myśleli, że wierzył. Jaka jest teraz jego wiarygodność? Gdybym był na miejscu mec. Rogalskiego, złożyłbym krótkie, dyplomatyczne oświadczenie z delikatnie zarysowanym powodem rozstania z klientem. A potem bym milczał. I to byłoby fair.

Dwaj znani warszawscy adwokaci Jacek Kondracki i Krzysztof Stępiński napisali w liście do "Gazety Wyborczej": "Błyszczał w mediach, ganił premiera i ministrów, ustawiał pod ścianą prokuratorów, wytykał wszystkim błędy i pchał się tam, gdzie nie powinien (posiedzenie BBN). Na ważnych konferencjach prasowych stał tuż obok Jarosława Kaczyńskiego. Relacje adwokata z klientem są bardzo szczególne. Ich podstawą jest pełne zaufanie, którego adwokat nie może zawieść. Nawet wtedy, gdy pełnomocnictwo wygaśnie. Inaczej adwokatura nie ma sensu. Klient musi mieć pełne przekonanie, że adwokat nie zawiedzie go, i basta. (...) Ich charakter nie ma znaczenia. Zasada morda w kubeł na zawsze to standard etosu i etyki, choć brzmi wulgarnie. Dlatego nas, starych adwokatów, szokuje, że po trzech latach bliskich relacji z klientami adwokat Rogalski poszedł do mediów i powiedział to, co powiedział. Zrobił klientom świństwo. Zawiódł ich zaufanie, a siebie i adwokaturę wystawił na pośmiewisko". Podpisałby się pan pod tym?

- Może nie pod wszystkimi słowami, np. "morda w kubeł", "świństwo", ale zgadzam się z nimi. Może się okazać, że to nie było złamanie prawa, ale standardów etycznych. Adwokat, radca prawny to nie jest zwykły zawód, to jest zawód zaufania publicznego. Sprawa jest bezprecedensowa. Będę się jej przyglądał z zainteresowaniem.

Komornik po wyroku bez możliwości wykonywania zawodu
Prawomocne skazanie komornika za przestępstwo umyślne ma od razu powodować utratę możliwości podejmowania przez niego prawnie skutecznych czynności w postępowaniu egzekucyjnym. Nie będzie trzeba czekać w tej sprawie na decyzję ministra sprawiedliwości. Takie m.in. zmiany przewiduje poselski projekt nowelizacji ustawy o komornikach sądowych i egzekucji (Dz.U. z 2011 r. nr 231, poz. 1376 z późn. zm.).
„Komornik, który popełnił przestępstwo umyślne lub został ukarany prawomocnym orzeczeniem dyscyplinarnym wydalenia ze służby komorniczej, sprzeniewierzył się złożonemu ślubowaniu i to bez względu na to, czy przestępstwo to lub czyn objęty orzeczeniem dyscyplinarnym miało związek z wykonywanymi czynnościami komornika, czy też zostało popełnione poza ich zakresem.
W każdym z tych przypadków interes publiczny – a przede wszystkim interes dłużników egzekwowanych – domaga się, ażeby osoba, która umyślnie dopuściła się czynu przestępnego, została niezwłocznie pozbawiona możliwości wykonywania zawodu” – czytamy w uzasadnieniu projektu autorstwa Platformy Obywatelskiej.
Jak wskazują wnioskodawcy, nie dość, że dalsze wykonywanie czynności egzekucyjnych (w okresie od prawomocnego skazania lub ukarania do wydania decyzji o ministra o formalnym pozbawieniu prawa wykonywania zawodu) stwarza ryzyko dla dłużników, to jeszcze minister sprawiedliwości i tak nie może wydać innej decyzji niż odwołująca komornika z funkcji.
Etap legislacyjny
Projekt przed pierwszym czytaniem
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Artykuł z dnia: 2013-05-15, ostatnia aktualizacja: 2013-05-15 10:06
Autor: Piotr Szymaniak

Edukacja prawna młodzieży – prapremiera filmu „Spacer po prawie”
2013-05-14
„Spacer po prawie” to tytuł filmu przygotowanego i wyprodukowanego przez Krajową Radę Radców Prawnych. Dzisiaj odbyła się jego uroczysta prapremiera, w której poza przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości udział wzięli także m.in.: przedstawiciele Ministerstwa Edukacji Narodowej, Rzecznik Praw Obywatelskich oraz radcowie prawni.

Film w przystępny sposób przybliża uczniom szkół ponadgimnazjalnych aspekty związane z funkcjonowaniem sądów, działalnością radców prawnych i adwokatów oraz funkcjonowaniem organów administracji rządowej i pozarządowej.

Krajowa Rada Radców Prawnych jest stroną podpisanego 13 lutego 2013 r. porozumienia z Ministerstwem Sprawiedliwości dotyczącego współpracy w zakresie realizowania, rozwijania i promowania programu edukacji prawnej w szkołach. Nasza współpraca w tym zakresie – na podstawie wcześniejszych porozumień – trwa już od ponad dwóch lat.

Przypomnijmy, Ministerstwo Sprawiedliwości zdając sobie sprawę z konieczności rozszerzania świadomości prawnej wśród młodzieży od ponad dwóch lat prowadzi program edukacji prawnej. Program realizowany jest dwutorowo:
a. poprzez organizację lekcji prawa prowadzonych pro bono przez partnerów MS - przedstawicieli samorządów prawniczych (m.in.: Krajowa Rada Radców Prawnych, Stowarzyszenie Sędziów „Themis” oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej),
b. poprzez działania finansowane ze środków zewnętrznych (Program Kapitał Ludzki, Norweski Mechanizm Finansowy).

Realizowany przez nas program cieszy się dużą popularnością i zainteresowaniem większości polskich szkół. 13 lutego 2013 r. podpisano kolejne porozumienie, które umocniło naszą współpracę bezterminowo.
Ponadto, w 2010 r. - w ramach realizowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości projektu „Ułatwianie dostępu do Wymiaru Sprawiedliwości” (PO-KL) - ponad 7 tysięcy uczniów szkół średnich oraz przeszło 1700 studentów poznawało tajniki wiedzy prawnej, uczestnicząc w spotkaniach edukacyjnych poświęconych tematyce przestrzegania prawa i uświadomienia konsekwencji jego łamania.

Obecnie Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowuje się do realizacji kolejnego programu, tym razem finansowanego ze środków Norweskiego Mechanizmu Finansowego. W jego ramach, już w przyszłym roku w 150 gimnazjach i 150 szkołach ponadgimnazjalnych na terenie całego kraju zrealizowane zostaną specjalne warsztaty nt. funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.

Dodatkowo, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom społecznym, Ministerstwo Sprawiedliwości zainicjowało działania informacyjno-edukacyjne, których podstawowym celem jest podniesienie poziomu wiedzy na temat funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości oraz przysługujących obywatelom praw.

Ministerstwo Sprawiedliwości na swojej stronie internetowe uruchomiło specjalną zakładkę „Edukacja prawna”, gdzie szkoły wypełniając formularz aplikacyjny mogą zgłaszać się do programu organizowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości spotkań edukacji prawnej. Program jest bezpłatny.


Zachęcamy do obejrzenia filmu „Spacer po prawie” i rozpowszechniania go wśród młodzieży.

Wydział Komunikacji Społecznej i Promocji
Ministerstwo Sprawiedliwości

Samorząd radców prawnych nakręcił film o prawie dla uczniów
Ireneusz Walencik | 15 Maj, godz.10:00

„Spacer po prawie" - to tytuł filmu edukacyjnego wyprodukowanego na zlecenie Krajowej Rady Radców Prawnych i przeznaczonego dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Jego premiera odbyła się 14 maja 2013 r. w Warszawie.
Samorząd radcowski chciał w ten sposób zaznajomić młodych Polaków z praktyką i codziennością systemu prawa i wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju.
- Wszyscy wiemy jak ogromny problem stanowi dziś powszechne wśród młodych Polaków zjawisko wykluczenia prawnego. Mamy nadzieję, że dzięki tego typu innowacyjnym inicjatywom uda się skutecznie mu przeciwdziałać. Celem projektu „Spacer po prawie" jest poszerzenie świadomości prawnej młodzieży oraz zapoznanie jej z zasadami porządku prawnego, a przede wszystkim przekazanie praktycznej wiedzy z zakresu prawa, która może ich dotyczyć. - to słowa Macieja Bobrowicza, prezesa KRRP przytoczone przez portal Radca Prawny Dziennik.
Podczas ponad 22-minutowego filmu widzowie mogą zapoznać się z praktycznymi wiadomościami dotyczącymi prawa cywilnego, prawa pracy, prawa karnego oraz zawodów prawniczych: radcy prawnego, notariusza, adwokata, sędziego.
KRRP już od 5 lat działa na rzecz zwiększania świadomości prawnej uczniów, m.in. w formie lekcji prawa prowadzonych w szkołach przez radców. Zaowocowało to podpisanym mi .in. przez KRRP, MEN, MS i Krajową Radę Notarialną w lutym 2013 r. porozumieniem o współpracy na rzecz edukacji prawnej.
Film „Spacer po prawie" to pierwszy taki projekt edukacyjny w Polsce przygotowany przez samorząd prawniczy. Można go obejrzeć na You Tube oraz na portalu e-kirp.pl.
Ireneusz Walencik
http://www.zawody.polskiprawnik.pl/samo ... ow%2C1446/
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2013 05 22

JESTEM KANDYDATEM PONAD PODZIAŁAMI
EWA IVANOVA , DZIENNIK GAZETA PRAWNA (2013-05-21), Str.: B11

Jestem kandydatem ponad podziałami


Józef Palinka Radca prawny musi wiedzieć, jak zakładać teczkę sprawy, jak rozmawiać z klientem. Aplikacja ma tego uczyć, bo inaczej byłaby bezsensownym przedłużeniem studiów

Rozmawiam z kandydatem na dziekana, prawda

Tak.

To wielka niespodzianka tych wyborów. Dotąd nie udzielał się pan w radcowskim samorządzie. Znudził się pan prowadzeniem kancelarii Broń Boże! Działalność w samorządzie i prowadzenie praktyki zawodowej nie muszą się wykluczać. Prawdziwym nieszczęściem byłoby, gdyby we władzach korporacji funkcjonowali głównie ludzie, którzy mają dużo czasu; których głównym zajęciem jest działalność w samorządzie. Taki mały zamknięty światek. A obok drugi świat, też zamknięty - radcowie prawni, którzy prowadzą praktykę, płacą składki i światem samorządu niewiele się interesują.

Pan ma ambicje przełamać ten schemat

Chciałabym. Zawód radcy prawnego jest wykonywany w różnych formach. Władze powinny być emanacją wszystkich grup. Powinny reprezentować zarówno tych, którzy pracują w administracji, w firmach jako in house, jak i tych, którzy prowadzą własne kancelarie. Zdominowanie samorządu przez jedną z tych opcji, np. tę, której przedstawiciele mają najwięcej czasu, byłoby niezdrowe.

Jaką frakcję pan reprezentuje

Żadnej.

W takim razie skąd wypłynął pomysł na pana kandydaturę

Clownie ze strony Andrzeja Kalwasa (byłego dziekana) oraz Michała Stępniewskiego (obecnego dziekana).

Czyli jest pan związany ze środowiskiem „Razem ponad podziałami"

Nie należę do żadnej frakcji. Po prostu przyszedłem na wybory. Zgodziłem się kandydować na delegata. Dostałem mandat. I tyle. Przez myśl mi nie przeszło, że będę startować na dziekana. Nieoczekiwanie pojawiła się ta propozycja. I ja na nią przystałem.

Kryje się za tym jakaś głębsza refleksja

Stoi za tym pomysł, aby na czele izby stanął ktoś, kto od lat funkcjonuje na rynku usług prawnych. Kto ma doświadczenie i sporą praktykę. Czyli ktoś, kto jest rozpoznawalny z racji swojego dorobku zawodowego, a nie tylko dlatego, że działa w strukturach samorządu. To słuszna idea, powszechnie przyjęta choćby w środowisku adwokackim. Poza tym jestem kandydatem, który funkcjonuje ponad podziałami i frakcjami Wielu liczy, że właśnie dlatego uda mi się pogodzić różne nurty.

Scenariusz współpracy ponad podziałami jest w ogóle prawdopodobny

Dlaczego nie

Przebieg pierwszego etapu wyborów był, mówiąc eufemistycznie, dość burzliwy. Sojusz konkurentów „Nowoczesnego Samorządu" (Włodzimierz Chróścik) okazał się sporą sensacją, prawda Zwykła walka wyborcza. Czasem zacięta. Ale to normalne.

Polityka

Raczej polityczka. Musimy jednak pamiętać o jednym: wybory kiedyś się skończą i trzeba będzie wziąć się do pracy. Nie widzę powodów, aby ludzie z różnych frakci nie mieli ze sobą współpracować. W każdym razie ja taką próbę podejmę. To bardziej może się udać mnie niż komuś z tych frakcji

Jakie było zainteresowanie wyborami

Według mnie małe. Ale to „mówię, bom smutny i sam pełen winy". Przyznaję, że w przeszłości także nie chodziłem na takie zebrania.

Ale wybory wygrała opcja „Nowoczesny Samorząd". Ma 210 na 310 delegatów, którzy wybiorą 12 czerwca władze. Czy dla pana wynik drugiego etapu jest już przesądzony Pyta pani, jakie mam szanse W przeciwieństwie do wyborów amerykańskich, w których elektorzy są związani instrukcjami, nasi delegaci niczym nie są związani. Jak zgłosują Tego nie wie nikt. Po prostu zagłosują, jak zechcą. Jeśli kupią mój pomysł na samorząd i jego rolę, to mam szansę wygrać. A jak nie, to znaczy, że idea, aby na czele korporacji stanął ktoś doświadczony i rozpoznawalny, nie zyskała akceptaci

Jak pan przegra, to co

Nie będę tego postrzegał w kategoriach osobistej porażki. Funkcja dziekana nie jest mi potrzebna dla połechtania własnego ego. Nie buduję na tym pozycji zawodowej.

A jak ktoś powie, że z racji pozycji na rynku nie zna pan problemów młodych ludzi, którzy masowo na ten rynek weszli - co pan odpowie Odpowiem przewrotnie - czy to znaczy, że na czele korporacji ma stanąć ktoś młody i niedoświadczony Bo on rozumie bardziej niż ja

Jaką widzi pan rolę samorządu na rynku usług prawnych

Samorząd nie może być postrzegany jedynie przez pryzmat działalności na trzech polach - aplikacji, składek i sądu dyscyplinarnego. Powinien wejść bardziej w obszary merytoryczne.

Co to znaczy merytoryczne

Powinien bardziej wejść w to, czym radca prawny na co dzień żyje. Samorząd powinien rozmawiać ze środowiskiem sędziowskim, z adwokatami, z przedstawicielami sądów arbitrażowych, z prokuratorami, aby wspólnie poprawić funkcjonowanie prawa. To często są kwestie techniczne, ale ważne. Warto wprowadzić więcej instytucjonalnych form spotkań specjalistów dla dzielenia się doświadczeniami Brakuje mi też reakcji samorządu na istotne zjawiska w życżju publicznym. Głosu radców nie słychać. Kolejny obszar to legislacja. Za czasów ministra Ziobry był pomysł, aby przedstawić dla adwokatów i radców prawnych wiążące stawki maksymalne na wszelkie usługi Nasza korporacja w tej sprawie milczała. Działania podejmowali poszczególni radcy z różnych kancelarii

Co samorząd może zaoferować aplikantom gros z nich wybiera dodatkowe prywatna kursy. Zastanawia to pana Zastanawia. Ale to pytanie, czy mamy uczyć do egzaminu, czy mamy uczyć zawodu. Dziś aplikantów nie uczy się wystarczająco praktyki

Aplikacja ma uczyć praktyki

A kto

Chyba patroni.

Przy tej liczbie aplikantów niestety w 90 proc. to fikcja. Jeśli więc aplikacja ma nie uczyć praktyki, to kto Nie wszyscy mają prawdziwy etos patronów: to jest takich, którzy są w stanie poświęcić dość czasu aplikantowi A gdzieś trzeba się uczyć procedur od strony praktycznej i sposobu wykonywania zawodu. Radca prawny musi wiedzieć, jak zakłada się teczkę sprawy, jak czyta się akta sprawy czy jak rozmawia z klientem. Tu nie można kierować się tylko intuicją. Aplikacja powinna tego uczyć, bo inaczej byłaby tylko bezsensownym przedłużeniem uniwersytetu.

Rozmawiała Ewa fvanova
ODPOWIEDZ