Przegląd prasy

Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 08 28

Spis treści
Temida przez pryzmat promili………………………………………….1
Cezary Tomczyk: Krzysztof Kwiatkowski? Ocena należy do prokuratury……………………………………..2
Sąd Konstytucyjny ma przyspieszyć……………………………………………….3
„Przychodzi uczeń do prawnika…” – innowacyjny poradnik prawny dla młodzieży…………………………………..4
Szarik pomagał żołnierzom, Paragraf będzie uczył prawa……………….……………………………………………………..5
Zdaniem Sądu Najwyższego – ZUS nie może dodawać do przepisów własnych interpretacji………6
Adwokaci chcą czasu na zajęcie stanowiska w sprawie taks…………………….7
Wymiar sprawiedliwości. Pęknięcia, które można jeszcze posklejać, czy początek rozpadu?…………………..8
Ciągła edukacja jest nieunikniona…………………….11
Dodatek na weekend- bogactwo, bankructwo i ostrzeżenie…………………….12
…………………….16
…………………………………………………………………….18

Temida przez pryzmat promili
Felieton - Dariusz Sałajewski - prezes Krajowej Rady Radców Prawnych
https://edgp.gazetaprawna.pl/grzbiet/22 ... tml#page/8
Głoszenie potrzeby poprawy funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości słychać niemal na co dzień. Postulatorzy naprawy tego obszaru naszej państwowości prezentują różne pomysły i recepty. Często krzewiącymi potrzebę zmian są politycy. Nie zauważają oni jednak, że sami przyczyniają się do psucia, choćby poprzez stanowienie złego prawa.
Niedostatki w jego stosowaniu obciążają z kolei uczestników wymiaru sprawiedliwości. Oni nie mają niemal żadnego wpływu na kształt prawa stanowionego, są za to świetnym obiektem krytyki, anegdot a nawet pogardy. I to także ze strony polityków. Reformowanie wymiaru sprawiedliwości zostaje więc zapisane na sztandarach pochodów idących po władzę. Dzieje się tak przy okazji każdych kolejnych wyborów. Dostrzegamy to również obecnie. Sztandary gnane są wiatrem innych chwytliwych deklaracji, które nierzadko mają swoje źródło w zafałszowanym – nawet jeśli nieumyślnie – obrazie rzeczy.
To prawda, że obraz naszej Temidy nie napawa tylko radością i nie upoważnia do lekceważenia głosów wskazujących na niedostatki. Z drugiej jednak strony obecny stan rzeczy nie uzasadnia potrzeby przedsiębrania środków o nadzwyczajnym charakterze. Jeśli już jednak te ostatnie okazałyby się celowe, to na pewno nie tylko wobec instytucji stosujących prawo, lecz także wobec tych, które to prawo stanowią.
Temida kojarzy się z rozwagą. Równie rozważne powinny być debaty o jej współczesnym wizerunku, a w szczególności te dotyczące reformowania instytucji sprawujących wymiar sprawiedliwości. Powadze tych instytucji, która jest jednym z warunków ładu prawnego w państwie, nie służy wypowiadanie o nich ocen pochopnych, opartych na wybiórczych przykładach, często już anachronicznych lub służących wykazaniu jedynie słusznych – według oceniających – tez. Tezą taką jest na przykład twierdzenie o wyjątkowo przewlekłym rozpatrywaniu spraw w polskich sądach. Dowcip o starym adwokacie, który gani syna adwokata za to, że młody cieszy się z szybkiego doprowadzenia do końca sprawy, dzięki której ojciec przez lata utrzymywał rodzinę, nadal krąży po salonach. Nawet tak wydawałoby się pragmatyczny i rzetelny think tank jak Forum Obywatelskiego Rozwoju prof. Leszka Balcerowicza sądownictwo, a nawet szerzej – wymiar sprawiedliwości uważa za hamulcowego szybszego wzrostu gospodarczego. Media – i to wcale nie tylko brukowe – za dobrą monetę i wypełnianie swojej misji uważają opisywanie sensacyjek i potknięć w orzeczeniach sądów uważanych za niesprawiedliwe.
Misja prawdziwie zainteresowanych naprawą wymiaru sprawiedliwości nie powinna moim zdaniem koncentrować się tylko na promilach. Tyle bowiem w łącznej liczbie spraw aktualnie zawisłych w polskich sądach powszechnych (ok. 15 mln tak karnych, jak i cywilnych) stanowią jednoinstancyjne procesy trwające dłużej niż rok. W europejskim rankingu wyprzedzamy pod tym względem jeszcze kilka – jak to się zwykło mówić i pisać – bardziej rozwiniętych krajów. Czas rozpatrywania spraw w sądach administracyjnych stawia nas natomiast w europejskiej czołówce.
Postulatorzy naprawy polskiego wymiaru sprawiedliwości powinni rozważnie zapełniać szale, kładąc na wadze jego wady i zalety. Inaczej będziemy mieli do czynienia nie z ważeniem, ale z przewracaniem wagi. Rozejrzyjmy się i myślmy pozytywnie. Takie myślenie na pewno pomoże w naprawianiu.

Cezary Tomczyk: Krzysztof Kwiatkowski? Ocena należy do prokuratury
Przemysław Malinowski, 28.08.2015; http://www4.rp.pl/Polityka/308289909-Ce ... e=printart
Rzecznik rządu Cezary Tomczyk powiedział, że sprawę szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego oraz szefa klubu PSL Jana Burego powinna wyjaśnić niezależna prokuratura, a nie politycy. Ocenił, że Bury powinien - podobnie jak Kwiatkowski - zapowiedzieć zrzeczenie się immunitetu.
Według TVN24 wnioski o uchylenie immunitetów Kwiatkowskiego i Burego sformułowała Prokuratura Apelacyjna w Katowicach na podstawie materiałów zebranych przez CBA. Stacja podaje, że katowiccy oskarżyciele skierowali je do Prokuratury Generalnej. Powodem mają być podejrzani ustawiania konkursów w centrali i delegaturach Najwyższej Izby Kontroli.
"NIK podlega Sejmowi a nie premierowi" - przypomniał w piątek w TVN24 Tomczyk. Dodał, że Kwiatkowski nie jest już politykiem Platformy, bo jako szef NIK zrzekł się członkostwa, a za jego kandydaturą opowiedziało się w głosowaniu także PiS.
Podkreślał, że jak dotąd "nikt nie mógł zarzucić, że NIK był jakimś przyjaznym Platformie ciałem".
Rzecznik rządu powiedział, że nie zna szczegółów sprawy Kwiatkowskiego i Burego, i że nie rozmawiał jak dotąd na ten temat z premier Ewą Kopacz. Według niego sprawa jest teraz wyłącznie w gestii prokuratury.
"Prokuratura w Polsce, decyzją naszego rządu i parlamentu, została oddzielona od rządu właśnie po to, by nie było jakiegoś złudnego wrażenia, że minister sprawiedliwości ma jakiś wpływ na prokuraturę" - mówił Tomczyk. W jego opinii w tym przypadku ma to "same dobre strony".
"Bo prokuratura powinna zająć się wyjaśnieniem tej sprawy dogłębnie, dać Polakom odpowiedź, czy rzeczywiście panowie mają za sobą jakąś winę, a jeśli tak - to prokuratura ma odpowiednie narzędzia by tę sprawę rozstrzygnąć" - podkreślił.
Tomczyk pochwalił Kwiatkowskiego za to, że zapowiedział zrzeczenie się immunitetu, jeśli będzie tego chciała prokuratura. "To oświadczenie to taki elegancki i dobry zwyczaj" - mówił.
Pytany o sytuację Burego, powiedział: "Niech ludowcy wypowiadają się za swoich parlamentarzystów, a prokuratura spokojnie zajmuje się sprawami, które prowadzi".
Tomczyk powiedział, że jego zdaniem Bury "też powinien zachować się fair, a jeśli takie zarzuty są stawiane, to każdy powinien wiedzieć, co ma w tej sprawie zrobić". "Pan prezes Kwiatkowski powiedział, że wycofuje się z bieżącej pracy w NIK, że kwestia immunitetu w jego sprawie jest jasna, bo on - jeśli będzie taki wniosek - sam zrzeknie się immunitetu" - podkreślił.
Według doniesień TVN24, Kwiatkowski miał wpływać na wyniki konkursów na wicedyrektora delegatury Izby w Rzeszowie oraz dyrektora delegatury w Łodzi; miał też wpływać na rozstrzygnięcie konkursu na wicedyrektora Departamentu Środowiska w centrali NIK. Bury z kolei miał wpływać na niego, by w kierownictwie rzeszowskiej delegatury znalazł się jego człowiek.
Jak podaje TVN24, prezes NIK ma usłyszeć w sumie cztery zarzuty przekroczenia uprawnień. Natomiast polityk PSL trzy. Dowodami mają być nagrania rozmów - podsłuchanych przez CBA - m.in. Kwiatkowskiego i Burego. Według stacji rozmowy te są jawne, bo na ich odtajnienie zgodę wyraził szef CBA.
Prezes NIK oświadczył w czwartek wieczorem, że przekazał nadzór nad wszystkimi kontrolami swoim zastępcom i wyłącza się z wszelkiej aktywności zewnętrznej. Zapowiedział też zrzeczenie się immunitetu, jeśli będzie o to wnioskowała prokuratura.
"Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą. Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek" - stwierdził Kwiatkowski w oświadczeniu.
Szef NIK zapewnił też, że chce szybkiego wyjaśnienia sprawy.

Sąd Konstytucyjny ma przyspieszyć
Marek Domagalski 27-08-2015, http://prawo.rp.pl/artykul/1225587.html
Od niedzieli Trybunał dostaje dodatkowe uprawnienia, które dobrze go usprawnią. Będzie też ingerencja polityków w wybór dwóch sędziów.
30 sierpnia wchodzi w życie długo przygotowywana nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym.
W normalnym biegu rzeczy obecny Sejm mógłby wybrać jeszcze co najwyżej trzech sędziów TK, których kadencja upływa na jesieni, a kolejnych dwóch, których kadencja kończy się w grudniu, powinien wybrać następny. Większość rządowa przegłosowała jednak przepis, że wybór wszystkich, których kadencje kończą się w tym roku, rozpocznie się miesiąc po wejściu w życie nowej ustawy. O ich wyborze zdecydować więc może ustępujący parlament.
Szybciej po wyrok
Według autorów – formalnie projekt złożył prezydent Bronisław Komorowski, ale prezes TK Andrzej Rzepliński zapowiedział go już, obejmując tę funkcję – celem ustawy jest przede wszystkim przyspieszenie rozpatrywania spraw w TK. Choć od kilku lat się skrtaca, to jednak średnio trwa 18 miesięcy. Prezes TK liczy, że w 2016 r. będzie wynosił mniej niż 16 miesięcy.
Służyć temu mają terminy instrukcyjne dla sędziów, np. przewodniczący składu orzekającego wyznacza pierwszą naradę w sprawie nie później niż w ciągu dwóch miesięcy od upływu terminu przedstawienia stanowisk przez uczestników postępowania. Narada to jednak dopiero początek. Szybszy wyrok ma zapewniać szersza możliwość orzekania przez TK na posiedzeniu niejawnym (to nie znaczy tajnym), ale bez rozprawy, bez publiczności.
Zgodnie z art. 93 ust. 1 TK może rozpoznać wniosek, pytanie prawne lub skargę konstytucyjną na posiedzeniu niejawnym, jeżeli pisemne stanowiska uczestników oraz dowody zgromadzone w sprawie są wystarczającą podstawą do wydania orzeczenia lub sprawa dotyczy zagadnienia prawnego, które zostało wystarczająco wyjaśnione we wcześniejszych orzeczeniach.
Mniej jawności
O rezygnacji z rozprawy rozstrzyga skład orzekający. Prezes TK może się zwrócić do przewodniczącego składu orzekającego o rozpoznanie wniosku, pytania lub skargi na rozprawie, jeżeli przemawia za tym ważny interes publiczny.
– W konstytucji mamy zagwarantowane prawo do jawnego rozpatrzenia sprawy przez sąd, a tutaj prawo do jawnego rozpatrzenia będzie zależało od uznania składu sędziowskiego – nie kryje krytyki dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z UW.
Szybkości nie służy jednak art. 102, który pozwala TK odroczyć ogłoszenie orzeczenia do trzech miesięcy od zamknięcia rozprawy – do tej pory sędziowie mieli na to najwyżej 14 dni, a i tak dobrą praktyką było ogłaszanie większości wyroków niezwłocznie po rozprawie.
– Niestety, te zmiany raczej niczego istotnie nie poprawią w pracy TK, a dają mu dodatkową władzę – uważa prof. Mariusz Muszyński z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Prawie nic nie zmienia się w zasadach zgłaszania i wyboru sędziów TK, a przypomnimy, że jest ich 15 i wybierani są na dziewięć lat. Nie uwzględniono postulatów rozszerzenia katalogu podmiotów uprawnionych do zgłaszania kandydatów na sędziów TK, w szczególności korporacji adwokackiej i radcowskiej. Utrzymano jednak wysokie wymagania stawiane kandydatom na sędziego TK – tak jak na kandydata na sędziego Sądu Najwyższego. A więc co najmniej dziesięcioletni staż na stanowisku sędziego, prokuratora albo w zawodzie adwokata czy radcy bądź odpowiednie kwalifikacje naukowe.

„Przychodzi uczeń do prawnika…” – innowacyjny poradnik prawny dla młodzieży
2015-08-28
Dom, szkoła, sklep, bank, zakupy przez internet, pierwsza praca …Czy wiedza o tym jakie i komu przysługują prawa jest przydatna w wielu codziennych sytuacjach życiowych?
Odpowiedź na to i wiele innych, ważnych pytań można znaleźć w przygotowanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości innowacyjnym poradniku „Przychodzi uczeń do prawnika…”, który jest przewodnikiem po prawie adresowanym dla młodzieży. Ma on uświadamiać, że znajomość prawa jest korzystna, chroni przed zagrożeniami i pomaga w codziennym życiu, z czego często nie zdajemy sobie sprawy.
Poradnik obejmujący zagadnienia bliskie młodzieży, w przystępnej, atrakcyjnej formie oraz napisany językiem dostosowanym do odbiorców jest skierowany do uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Poradnik zawiera przydatne informacje m. in. o tym, jak pobierać pliki ze stron internetowych, jak korzystać z portali społecznościowych, podstawy praw konsumenta czy informacje o odpowiedzialności osób poniżej 18 roku życia. Wskazano w nim także jak kształtuje się odpowiedzialność młodych ludzi za popełnione przez nich czyny, poruszono kwestie stalkingu, czy ochrony wizerunku w internecie. Książka przybliża też zawody prawnicze oraz przebieg postępowań sądowych.
Poradnik podzielony jest na dwie części. W pierwszej, skierowanej dla młodzieży gimnazjalnej, zagadnienia prawne są przedstawione według miejsc, w których mogą wystąpić różne zdarzenia, stąd tytuły rozdziałów: „Szkoła”, „Sklep”, „Dom”. W części dla młodzieży ponadgimnazjalnej, bardziej rozbudowanej, bezpośrednio nawiązano do zagadnień prawnych, omawianych w danych rozdziałach, stąd ich tytuły np. „Konsument to ja!”, „Pracuję i zarabiam” czy „Prawa ucznia”.
Każdy z rozdziałów jest podzielony na podrozdziały, które rozpoczynają się obrazkową historią, która wprowadza dany problem prawny. Część merytoryczna składa się z odpowiedzi na jasno sformułowane pytania. W podrozdziałach znajdują się fragmenty aktualnych tekstów prawnych z informacją gdzie można odnaleźć ich pełne wersje.
Przewodnikami po podręczniku jest rodzina Poprawnych i ich błyskotliwy pies Paragraf. Jego trafne spostrzeżenia pomagają bohaterom rozwiązywać różne problemy prawne w codziennym życiu. Forma komiksowa umożliwia przystępne przedstawienie skomplikowanych zagadnień i wprowadza elementy humorystyczne. Przedstawiane historie podkreślają jak doniosła jest znajomość prawa na co dzień.
Na dołączonych do poradnika płytach CD są też specjalne ćwiczenia, ebooki, wzory pism oraz prezentacje. By ułatwić odbiór niewidzącym i niedowidzącym, najważniejsze treści przedstawiono w formie audiobooka. Na płycie z materiałami ćwiczeniowymi można znaleźć zadania, które w innowacyjny sposób sprawdzą i usystematyzują wiedzę. Zamieszczono na niej m.in. interaktywne krzyżówki, quizy oraz gry, które sprawią, że nauka będzie przyjemniejsza.
Poradnik jest jednym z działań realizowanego od sierpnia 2013 r. przez Ministerstwo Sprawiedliwości projektu „Edukacja szkolna przeciwko wykluczeniu prawnemu” w ramach Programu Operacyjnego Ministerstwa Sprawiedliwości Budowanie potencjału instytucjonalnego i współpraca w obszarze wymiaru sprawiedliwości/Poprawa skuteczności wymiaru sprawiedliwości, współfinansowany ze środków Norweskiego Mechanizmu Finansowego.
Jego realizacja potrwa do wiosny 2016 r. Projekt przewiduje przeprowadzenie dwóch edycji warsztatów dotyczących prawa w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. W ramach I tury przeprowadzono już 300 warsztatów z udziałem ponad 9 000 uczniów. W IV kwartale 2015 r. rozpocznie się II tura warsztatów. Warsztaty są prowadzone przez trenerów zewnętrznych legitymujących się odpowiednim doświadczeniem trenerskim i wykształceniem prawniczym oraz w oparciu o autorski, innowacyjny program edukacyjny, konsultowany z psychologiem/pedagogiem.
Ministerstwo Sprawiedliwości planuje przekazać 60 tysięcy egzemplarzy poradnika do szkół biorących udział w warsztatach a także do zainteresowanych podmiotów np. tych, które świadczą pomoc osobom pokrzywdzonym przestępstwem oraz do sądów i prokuratur.
• Forma elektroniczna książki jest dostępna na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości.

Szarik pomagał żołnierzom, Paragraf będzie uczył prawa
Edukacja prawna
Z początkiem września do szkół trafi 60 tys. egzemplarzy podręcznika „Przychodzi uczeń do prawnika”, który w prosty i przystępny sposób porusza najbardziej powszechne zagadnienia prawne. Gimnazjaliści i uczniowie szkół ponadgimnazjalnych dowiedzą się z niego m.in., kiedy pobieranie plików z internetu jest dozwolone, a kiedy nie, jakie zasady obowiązują przy publikowaniu zdjęć w sieci, czy też kiedy i w jaki sposób reklamować zakupione towary. Dobór tematów powstał na podstawie najczęściej zadawanych przez uczniów pytań.
Przewodnikami po książce jest rodzina Poprawnych, która boryka się z typowymi problemami najczęściej występującymi w realnym życiu, oraz ich błyskotliwy pies Paragraf, który zawsze przychodzi z cennymi radami. Publikacja jest pełna praktycznych porad, zawiera wzory, np. reklamacji, oświadczenia o odrzuceniu spadku, czy przykładową umowę-zlecenie, którą może podpisać małoletni.
– Zależało nam na tym, by podręcznik był napisany przystępnym i zrozumiałym językiem. Dlatego każdy rozdział zaczyna się komiksem, gdyż taka forma umożliwia przedstawienie skomplikowanych zagadnień prawnych w prosty i humorystyczny sposób – tłumaczy Natalia Radosh, współautorka podręcznika.
Książka podzielona jest na dwie części. Jedna skierowana do uczniów gimnazjów, a druga szkół średnich.
Oprócz wersji papierowej w zestawie są dwie płyty. Jedna zawiera materiały ćwiczeniowe: krzyżówki i quizy. Druga – materiały audiowizualne: podręcznik w formacie pdf, e-booka oraz audiobooka.
W pierwszej kolejności podręczniki trafią do szkół biorących udział w projekcie „Edukacja szkolna przeciwko wykluczeniu prawnemu” i będą wykorzystywane podczas prowadzonych w jego ramach zajęć. Książka zostanie też przekazana innym zainteresowanym szkołom i podmiotom, np. świadczącym pomoc ofiarom przestępstw, sądom oraz prokuraturom. Oprócz tego całość materiałów każdy może pobrać ze strony ministerstwa www.ms.gov.pl.
Zdaniem ministra Borysa Budki podręcznik może stanowić uzupełnienie programu szkolnego i być wykorzystywany np. podczas godzin wychowawczych.
– Jest to element bezpłatnej pomocy w zakresie edukacji prawnej. Wierzę, że pozwoli on młodzieży na poznanie podstawowych praw i obowiązków, które na nich ciążą, podstawowych pojęć oraz będzie stanowił przyczynek do pogłębienia tej wiedzy – ocenia Borys Budka.
Opracowanie podręcznika było współfinansowane z funduszy norweskich.
Piotr Szymaniak


Zdaniem Sądu Najwyższego – ZUS nie może dodawać do przepisów własnych interpretacji
Łukasz Chruściel 28-08-2015, http://prawo.rp.pl/artykul/1225446.html
Rozmowa z Łukaszem Chruścielem, radcą prawnym, partnerem kierującym Biurem Kancelarii Raczkowski Paruch w Katowicach
Rz: Czy orzeczenie Sądu Najwyższego z 22 czerwca 
2015 r. dotyczące zwolnienia ze składek ryczałtu na przejazdy prywatne służbowym autem do pracy i z pracy jest korzystne dla przedsiębiorców i pracodawców?
Łukasz Chruściel: Sędziowie pozytywnie rozstrzygnęli wątpliwości wynikające z przepisów rozporządzenia ministra pracy z 18 grudnia 1998 r. 
w sprawie szczegółowych zasad ustalania podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Do tej pory ZUS zawężająco interpretował § 2 ust. 1 pkt 26 mówiący, że składek nie trzeba potrącać od korzyści pracownika wynikających 
z bezpłatnych lub częściowo odpłatnych przejazdów środkami lokomocji. W myśl tego podejścia zwolnione ze składek były wyłącznie zyski 
z przejazdów, gdy pracodawca podstawił pracownikom autokar albo podpisał umowę z przewoźnikiem, dzięki czemu mogli korzystać
z tańszych przejazdów. 
W rachubę wchodziło więc jedynie poruszanie się pracowników środkami komunikacji publicznej. Zwrot kosztów przejazdu prywatnym samochodem nie wchodził w rachubę. Moim zdaniem rozstrzygnięcie SN jest słuszne. Przepis nie zakazuje bowiem, aby jako zapewnienie bezpłatnych czy dofinansowanych przejazdów zakwalifikować także przyznanie i wypłatę ekwiwalentów za przejazd prywatnym samochodem pracownika. Ogólna zasada interpretacji przepisów ubezpieczeniowych powinna być taka, że jeśli przepis jest nieprecyzyjnie sformułowany, to wątpliwości powinny być rozstrzygane na korzyść płatników i ubezpieczonych.
Czy kwota ekwiwalentu może zostać dowolnie określona przez przedsiębiorcę?
Sąd Najwyższy zaznaczył, że taka korzystna interpretacja przepisów jest możliwa tylko wtedy, gdy rekompensata odzwierciedla rzeczywiste koszty, jakie pracownik poniósł na te przejazdy. Sędziowie wyraźnie odwołali się do rozporządzenia ministra infrastruktury 
z 25 marca 2002 r. w sprawie warunków ustalania oraz sposobu dokonywania zwrotu kosztów używania do celów służbowych samochodów osobowych, motocykli i motorowerów niebędących własnością pracodawcy. Te przepisy pozwalają szczegółowo wyliczyć kwotę rekompensaty należnej pracownikowi za przejazd prywatnym samochodem. Zdaniem SN jakąkolwiek nadwyżkę ponad te kwoty trzeba doliczyć do podstawy, od której powinny być potrącane składki ZUS. Nie będzie to już bowiem zwrot kosztów przejazdu, lecz ukryte wynagrodzenie.
Po co pracodawca miałby przyznawać zatrudnionym ekwiwalent za przejazdy prywatnym autem?
Wielu pracodawców może potraktować taki ekwiwalent jako nieoskładkowany bonus dla kadry kierowniczej. Prawo do takich ekwiwalentów może mieć 
też ogromne znaczenie dla wielu pracowników zamieszkałych w dużej odległości od firmy, którzy każdego dnia dojeżdżają
do pracy po kilkadziesiąt kilometrów. W skali całego miesiąca wydatki na takie przejazdy mogą stanowić 
dla pracownika zbyt duże obciążenie.

Adwokaci chcą czasu na zajęcie stanowiska w sprawie taks
Naczelna Rada Adwokacka ogłosiła, że swoją opinię w sprawie projektu rozporządzenia dotyczącego stawek za prowadzenie spraw z urzędu przedstawi po posiedzeniu plenarnym
25 sierpnia 2015 r. upłynął zakreślony przez resort sprawiedliwości termin, do którego zarówno władze adwokackie, jak i radcowskie miały zaopiniować projekty wielu rozporządzeń. Przesłane do konsultacji akty dotyczyły wynagrodzeń profesjonalnych pełnomocników (za prowadzenie spraw z wyboru i z urzędu), jedno związane było ze zmianą rozporządzenia regulującego sposób zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy z urzędu.
Opinia dopiero w połowie września
– W przypadku projektu dotyczącego kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej przez adwokata z urzędu postanowiliśmy, że przekażemy go pod obrady Naczelnej Rady Adwokackiej. Najbliższe posiedzenie plenarne odbędzie się 19 września. Pozostałe dokumenty zostały przez Naczelną Radę Adwokacką zaopiniowane – relacjonuje adwokat Rafał Dębowski, sekretarz NRA.
Skąd decyzja o wstrzymaniu się z wydaniem opinii w sprawie jednego z projektów?
– Ze względu na wagę sprawy chcemy, by na temat wynagrodzeń za prowadzenie spraw z urzędu wypowiedziała się cała rada – podkreśla mec. Dębowski.
Szkopuł jednak w tym, że resort, przesyłając projekty do konsultacji, zastrzegł, iż brak zajęcia stanowiska w ich sprawie do 25 sierpnia zostanie uznany za akceptację ministerialnych propozycji.
– Z tą tezą nie możemy się zgodzić. Ustawa – Prawo o adwokaturze wymaga od ministra sprawiedliwości, by przed wydaniem rozporządzenia zasięgnął opinii NRA w tej sprawie. Nie można domniemywać wydania opinii pozytywnej, gdy taka nie została wydana. Takie działanie byłoby niezgodne z ustawą ustrojową naszego samorządu – zauważa mec. Dębowski.
Przypomina, że prawo o adwokaturze nie podaje ram czasowych, w jakich zmieścić się powinna Naczelna Rada Adwokacka, wydając stanowisko.
– Liczymy, że minister uszanuje naszą decyzję. Jeśli nie, rozporządzenie wydane będzie z naruszeniem przepisów i kwalifikować się będzie do oceny przez Trybunał Konstytucyjny – dodaje.
Ministerstwo liczy na rozsądek
Poproszony o komentarz Borys Budka, minister sprawiedliwości, uspokaja.
– Resort nie zamyka procesu uzgodnieniowego. Trwają uzgodnienia międzyresortowe i mam nadzieję, że w tym czasie opinia Naczelnej Rady Adwokackiej zostanie przedstawiona – wskazuje szef resortu.
Zastrzega jednak, że zgodnie z przepisami stanowisko NRA nie jest dla ministra wiążące.
– Bardzo bym chciał, aby było ono pozytywne. Jeśli jednak będzie wyjątkowy sprzeciw co do zaproponowanych rozwiązań, będę musiał się zastanowić, czy nie należy pozostać przy rozwiązaniach sprzed 13 lat – zaznacza minister Budka.
– Na razie nie chciałbym niczego przesądzać. Czekam na uchwałę i liczę na rozsądek adwokatów – dodaje.
Minister nie zgadza się także ze twierdzeniem, że ewentualne wydanie rozporządzenia bez uzyskania opinii samorządu adwokackiego stanowiłoby naruszenie.
– Mogłoby to prowadzić do paraliżu – minister nie mógłby realizować swoich konstytucyjnych uprawnień do wydania rozporządzenia. Dlatego nie mogę się z nią zgodzić – przekonuje Borys Budka. Podkreśla przy tym, że wierzy, iż w opisywanej sytuacji powyższe rozważania okażą się bezprzedmiotowe i NRA zdąży przesłać resortowi swoje stanowisko.
Jedna uwaga w sprawie górnego ograniczenia
Adwokatura pozytywnie zaopiniowała już projekt rozporządzenia w sprawie opłat za czynności adwokackie. Regulowane mają w nim zostać stawki wynagrodzeń za prowadzenie spraw z wyboru, które dotąd były zasądzane przez sądy na podstawie rozporządzenia regulującego stawki za urzędówki. Przez to strona wygrywająca proces zazwyczaj nie uzyskiwała od swojego przeciwnika procesowego pełnego zwrotu kosztów, jakie poniosła na honorarium pełnomocnika.
Do opisywanego projektu została złożona tylko jedna uwaga. NRA zaapelowała o wykreślenie postanowień zawartych w ust. 4 par. 12 projektu.
– Zgłaszamy postulat wyeliminowania górnego ograniczenia kwot zasądzanych w przypadku spraw karnych prowadzonych ad hoc, a także za dokonanie określonej czynności procesowej – wyjaśnia mec Dębowski.
„W sprawach z wyboru nie ma żadnych powodów, aby wprowadzać tego typu ograniczenia wysokości kwot zasądzanych na rzecz strony wygrywającej proces” – czytamy w uchwale. ©?
Zgodnie z przepisami stanowisko NRA nie jest dla ministra wiążące
Anna Krzyżanowska
Etap legislacyjny; Projekty rozporządzeń w uzgodnieniach
Wymiar sprawiedliwości. Pęknięcia, które można jeszcze posklejać, czy początek rozpadu?
Środowiska prawnicze muszą wspólnie poszukać modelowych rozwiązań, które poprawiłyby obecną sytuację. W przeciwnym wypadku zmian dokonają politycy, którzy cynicznie wykorzystują populistyczne hasła w celu uzyskania kontroli nad władzą sądowniczą.
System wymiaru sprawiedliwości oraz rynek pomocy prawnej zbudowane są w Polsce z postkomunistycznego rdzenia. Do niego przez lata przyrastały dalekie od spójności i kompleksowego podejścia rozwiązania ustawowe. W założeniu stanowić miały podwaliny nowego systemu, często jednak służyły realizacji celów politycznych. W efekcie ukształtował się niespójny system, stanowiący zlepek różnorodnych rozwiązań. Retoryczne staje się w tej sytuacji pytanie, czy aktualnie można mówić o sprawnie działającym systemie? W Polsce po 1989 r. żadna z grup politycznych czy zawodowych nie była zainteresowana kompleksową przebudową wymiaru sprawiedliwości. Dziś zlepek pomysłów z różnych epok zaczyna się rozklejać, co grozi z jednej strony dysfunkcjonalnością, z drugiej narastającym brakiem zaufania ze strony obywateli. Towarzyszące codziennej pracy prawników trudności są tylko uboczną konsekwencją.
Ograniczenia dostępu do sądu
Paradoksalnie efektem licznych zmian mających zwiększyć efektywność i funkcjonalność systemu są poważne utrudnienia i ograniczenia w dostępie do sądu. Skomplikowane procedury, formularze, wymaganie zgody sądu na złożenie pism procesowych, przytłaczająca urzędowość to tylko niektóre z przejawów tego zjawiska.
By wszcząć spór sądowy, trzeba uiścić z góry opłatę (wpis) w wysokości 5 proc. wartości przedmiotu sporu. To samo w przypadku apelacji. Te wydatki są często trudne do udźwignięcia. Nie zawsze remedium stanowi instytucja zwolnienia od kosztów. Jest ona uznaniowa, dowolna i archaiczna. Czy nie powinna jedna instytucja w państwie zajmować się przyznaniem pomocy socjalnej, prawami ubogich i pomocą z urzędu – przedsądową i sądową? Czy rzeczywiście musi to być sąd, który mógłby w tym czasie zająć się rozpoznawaniem spraw?
Profesjonalna pomoc prawna
Dla osoby niemającej wykształcenia prawniczego system jest skomplikowany, nieczytelny i nieprzyjazny. By rozpocząć spór sądowy, niezbędna jest pomoc profesjonalisty. Mimo lawinowo zwiększającej się liczby adwokatów i radców prawnych uzyskanie jej nie jest proste. Łatwiej ma ten, kto dysponując odpowiednimi środkami finansowymi, może skorzystać z pomocy z wyboru. Oferta w tym zakresie jest szeroka.
Pomoc prawna z urzędu jest całkowicie niewydolna i niespójna. Z jednej strony funkcjonuje tzw. prawo ubogich – instytucja znana w zasadzie wszystkim systemom jako gwarancja realizacji prawa do sądu dla niezamożnych. Obok niej – z niewiadomych przyczyn jedynie w postępowaniu karnym – stworzono każdemu możliwość uzyskania pomocy obrońcy na żądanie.
W zakresie nieodpłatnej pomocy przedsądowej zignorowano kwestię jakości usług, przewidując możliwość świadczenia takiej pomocy przez niewykwalifikowanych prawników. Rozwiązanie to jest wadliwe, zważywszy zwolnienie z odpowiedzialności za wadliwą poradę innych doradców niż adwokaci i radcowie prawni oraz brak obowiązku ubezpieczenia OC niewykwalifikowanych prawników.
Wysokość stawek urzędowych, wyznaczanych arbitralnie przez ministra sprawiedliwości, stanowi przedmiot niekończących się sporów. Priorytety budżetowe z jednej strony oraz oczekiwania prawników z drugiej, domagających się godziwej zapłaty za wykonywane czynności, tworzą sytuację bliską kwadratury koła. Dzisiejsze rozwiązanie przerzuca koszty nieodpłatnej pomocy na przedstawicieli zawodów prawniczych.
Potrzebne jest stworzenie nowego, jednolitego modelu udzielania nieodpłatnej pomocy prawnej, uwzględniającej trzy elementy: profesjonalizm prawników świadczących pomoc; uczciwe zasady odpłatności, wreszcie zupełność i spójność rozwiązań, połączonych z założeniem, że rozstrzyganie tych kwestii nie powinno skutkować dodatkowymi obciążeniami nałożonymi na sądy.
Warto przyjrzeć się regulacjom w innych krajach, gdzie nieodpłatna pomoc prawna oparta jest na instytucjach, które dysponując środkami i zasobem kompetentnych prawników, organizują pomoc nieodpłatną na właściwym poziomie i decydują o jej przyznaniu. Pożyteczne byłoby współdziałanie tych instytucji z organami samorządów zawodowych. Rozważać też można ustalanie warunków finansowych pomocy z urzędu z wykorzystaniem mechanizmów zbliżonych do przewidzianych w ustawie o zamówieniach publicznych. W wielu krajach system ubezpieczeń prawnych uzupełnia system pomocy nieodpłatnej oraz pomocy z urzędu. Połączenie tych mechanizmów stwarza realną szansę na to, że wydatkowane środki publiczne nie byłyby w tym modelu wyższe niż aktualnie przeznaczane na ten cel.
Uporządkowanie rynku usług prawnych
W Polsce działają dwa samorządy: adwokacki i radcowski. Po ujednoliceniu kompetencji adwokatów i radców prawnych jedynym racjonalnym kryterium podziału jest sposób wykonywania zawodu. Z tego punktu widzenia prawnicy dzielą się na niezależnych i pozostających w stosunku pracy. Być może tak powinien wyglądać rynek: jeden samorząd dla prawników wykonujących wolny zawód, a drugi dla pozostających w stosunku pracy. Dla niezależnych charakterystyczna jest adwokatura, dla pozostających w stosunku pracy – samorząd radcowski.
Niespójne kryteria dostępu do zawodów prawniczych
Poważne wątpliwości wywołuje niespójny system kształcenia aplikacyjnego. Aplikacje różnią się nie tylko programem szkolenia, lecz przede wszystkim kryteriami naboru. Wynikające z presji politycznej otwarcie dostępu do aplikacji adwokackiej, radcowskiej i notarialnej oparte zostało na obniżeniu wymagań na egzaminach wstępnych. Skutkuje to gigantyczną liczbą aplikantów, którym trudno zapewnić naukę zawodu. Aplikacja sędziowska i prokuratorska prowadzone są w scentralizowanej formie. Nabór odbywa się na podstawie innych kryteriów.
Nikt nigdy nie wyjaśnił powodów owego zróżnicowania. Nikt nie dostrzegł, że zróżnicowane kryteria naboru, stopniowe „zamykanie” się środowiska sędziowskiego i prokuratorskiego na kandydatów z innych środowisk prawniczych petryfikują stary system, uniemożliwiając realizację idei, by do funkcji sędziowskich powoływani byli najbardziej kompetentni i doświadczeni prawnicy. Iluzją jest formalna możliwość ubiegania się o godność sędziego przez adwokata, radcę prawnego lub notariusza. W efekcie urząd sędziowski sprawują ludzie bardzo młodzi, pozbawieni doświadczenia. Ten stan pogłębi powierzenie funkcji orzeczniczych asesorom. A przecież wykonywanie innych zawodów prawniczych to najlepsza droga do zdobycia doświadczenia i wiedzy, niezbędnych do sensownego pełnienia funkcji sędziowskich. Praktyka w innych zawodach prawniczych, kontakt z ludźmi szukającymi sprawiedliwości w sądzie, ich potrzebami, dylematami, życiowymi wątpliwościami, uczy pokory i zrozumienia. Daje perspektywę, której nie sposób przecenić, kiedy przyjdzie spoglądać na spory stron zza stołu sędziowskiego.
Zbudowanie systemu, w którym godność sędziowska to ukoronowanie kariery prawniczej, nie jest zadaniem łatwym. Warto jednak rozważyć zmiany w kwestiach podstawowych: tj. ujednolicenie kryteriów naboru na aplikacje oraz kryteriów egzaminacyjnych, stworzenie podstaw do udziału przedstawicieli wszystkich środowisk prawniczych w wyłanianiu kandydatów na urząd sędziego, na podstawie transparentnych procedur i publicznej debaty. Nie sposób nie dostrzec, że władza sądownicza jest jedyną, w której zasady demokratycznego wyboru praktycznie nie istnieją. Wprowadzenie elementów demokratycznych, przy zachowaniu imponderabiliów funkcji sędziowskich, wydaje się rozwiązaniem bardziej efektywnym i skutecznym niż obowiązująca dzisiaj zasada kooptacji.
Przewlekłość postępowań
Postępowania sądowe są przewlekłe. Regułą są trzymiesięczne terminy odroczeń; rzadkością – wezwanie wszystkich stron na następujące dzień po dniu terminy. To w istotnej części konsekwencja narastających latami przyzwyczajeń i złej organizacji pracy. Przy dzisiejszych procedurach sprawy można kończyć szybciej.
Zresztą polskie zamiłowanie do procedur jest przekleństwem. Zdecydowana większość tezowanych orzeczeń Sądu Najwyższego dotyczy kwestii proceduralnych. Zdecydowana mniejszość – słuszności rozstrzygnięcia. Rozbudowane procedury sprawiają prawnikom najwięcej problemów i tworzą najostrzejsze dyskusje (prekluzja, kontradyktoryjność). Dobry sędzia i z kiepską procedurą szybko i słusznie skończy sprawę, kiepskiemu zaś i dobra procedura nie pomoże w wydaniu sprawiedliwego rozstrzygnięcia.
Niezawisłość sędziowska
Prawidłowe wykonywanie zawodu sędziowskiego wymaga pełnego immunizowania czynności orzeczniczych – tu potrzebne są twarde, konstytucyjne gwarancje niezawisłości, bo służą realizacji prawa obywatela do rzetelnego procesu. Z drugiej strony, wszelkie indywidualne przywileje dla zawodu sędziego wręcz osłabiają ten zawód, bo podważają zaufanie.
Tajemnica adwokacka
Tajemnica adwokacka nie jest przywilejem adwokata. Ona służy obywatelowi. To samo z tajemnicą notarialną i radcowską. Dla prawnika tajemnica stanowi ciężar, dla obywatela – gwarancję jego prawa do rzetelnego procesu. Do kogo człowiek może zwrócić się z problemem, jeśli jego rozmowa zostanie ujawniona? Jak może opowiedzieć o swojej sprawie, jeśli służby mogą tę opowieść podsłuchać i wykorzystać przeciwko niemu? Próby łamania tajemnic zawodowych przez poszerzanie możliwości podsłuchiwania rozmów prawników z klientami to uderzenie w społeczeństwo.
Odpowiedzialność prawników
Odpowiedzialność cywilna adwokatów, radców prawnych i notariuszy jest bardzo szeroka. Obejmuje każdą szkodę wyrządzoną przez niedochowanie profesjonalnej staranności. Analogicznej odpowiedzialności nie przewidziano w odniesieniu do przedstawicieli innych zawodów prawniczych. Ale czy nie warto przemyśleć czegoś pośredniego pomiędzy brakiem odpowiedzialności a odpowiedzialnością dyscyplinarną, która dotyczy skrajnych przypadków.
Potrzeba zmian
Wymiar sprawiedliwości i rynek pomocy prawnej wymagają zmian. Poważnych, instytucjonalnych. Poprawy nie osiągnie się poprzez likwidację sądów, wadliwy system pomocy nieodpłatnej czy kosmetyczne zmiany proceduralne. To wyzwanie dla całego środowiska prawniczego, które wspólnie powinno poszukiwać modelowych rozwiązań. Wszak dostępność do sądu, sprawność postępowania, rzetelna pomoc prawna, przepływ między zawodami prawniczymi, klarowna hierarchia zawodów, z urzędem sędziego jako koroną, ochrona praw jednostki, prawidłowo ukształtowany rynek usług prawniczych to kwestie równie istotne dla sędziów, adwokatów, prokuratorów, radców prawnych i notariuszy.
Dzisiaj uświadomienie sobie tego wyzwania jest szczególnie istotne. Istnieje bowiem obawa, że jeśli środowiska prawnicze nie podejmą w tym kierunku wspólnego wysiłku, nastąpią zmiany w kierunku autorytarnym – dokonane przez polityków cynicznie wykorzystujących populistyczne hasła w celu uzyskania kontroli nad władzą sądowniczą. To byłaby olbrzymia szkoda dla wymiaru sprawiedliwości, który jest jednym z filarów demokratycznego państwa prawnego. ©?
Po 1989 r. wykształcił się w Polsce niespójny system, stanowiący zlepek różnych rozwiązań. Dziś zaczyna się rozklejać, co grozi z jednej strony dysfunkcjonalnością, z drugiej narastającym brakiem zaufania ze strony obywateli
Prof. dr hab. Maciej Gutowski, adwokat, dziekan ORA w Poznaniu
Prof. dr hab. Piotr Kardas, adwokat, przewodniczący Komisji Legislacyjnej NRA
W KONTEKŚCIE DOSKONALENIA ZAWODOWEGO RADCÓW PRAWNYCH
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 08 28 cdn


Dodatek na weekend- bogactwo, bankructwo i ostrzeżenie
Nawet ofiary losu mogą zarabiać miliony
Adam Smith zastanawiał się nad źródłem bogactwa narodów. A co jest źródłem bogactwa bądź przyczyną biedy konkretnych jednostek? Ekonomiści sami nie są w stanie do końca poradzić sobie z tym zagadnieniem i uciekają się do wsparcia biologów, socjologów, psychologów, a nawet filozofów. Niektóre odpowiedzi bywają bolesne
Najważniejsze w życiu to dobrze wybrać sobie rodziców – mawiał zmarły niedawno Jan Kulczyk, przez lata najbogatszy Polak. Zdanie absurdalne? Rodziców się nie wybiera?
Owszem, rodziców się nie wybiera, ale zdaniu wypowiedzianemu przez biznesmena daleko do absurdu. Wręcz przeciwnie – jest ono niemal idealnym podsumowaniem tego, co nauka ma do powiedzenia na temat indywidualnego sukcesu ekonomicznego. Wszystkie dostępne dane statystyczne pokazują, że bogactwo rodziców i dzieci jest bardzo mocno skorelowane.
Weźmy Sebastiana, syna Jana Kulczyka. Bez wątpienia można o nim powiedzieć, że rodziców wybrał doskonale. Ale na czym dokładnie polega ich wpływ?
W tym właśnie szkopuł, że jego natura nie jest do końca jasna. Bo czy Sebastian Kulczyk jest bogaty dlatego, że jego ojciec wychował go w duchu przedsiębiorczości? A może dlatego, że zapewnił mu świetną edukację? Być może przyczyną bogactwa Sebastiana są świetne geny przekazane przez rodziców? Albo po prostu ich wydatne wsparcie materialne, a teraz spadek w postaci wartego miliardy imperium biznesowego? Jest jeszcze jedna hipoteza: Sebastian po prostu chciał iść w ślady ojca i swojej pozycji dorobił się wyłącznie własną pracą, wysiłkiem i pomysłem. Tą niemodną dziś teorią zajmiemy się jednak na samym końcu.
Najlepszy wybór w życiu
Najbardziej przemawia do nas dziedziczenie majątku. To jedno z najpopularniejszych, najbardziej intuicyjnych i najłatwiejszych wyjaśnień pozycji społecznej najbogatszych. Jeśli masz bogatych rodziców, to i o swoje bogactwo szczególnie starać się nie musisz. Samo przyjdzie. Dziedziczenie majątku prowadzi do tego, co nazywa się często akumulacją kapitału. To stąd biorą się wielkie biznesowe imperia rodzinne i to stąd brały się dawniej wielkie bogate rody arystokratyczne.
Czy to wyjaśnienie wytrzymuje zderzenie z rzeczywistością?
Badania przeprowadzone w USA na pokoleniu ludzi urodzonych w latach 1946–1964 (pokolenie baby boomers, czyli powojennego wyżu demograficznego) pokazuje, że transfer majątku z rodziców (bądź dziadków) na kolejne pokolenia to zjawisko realne i istotne. Przeciętny baby boomer otrzymuje w spadku średnio 64 tys. dol., przy czym ci z grup najzamożniejszych nawet 1,5 mln dol. (kwota na jedno gospodarstwo domowe), a biednych zaledwie 27 tys. dol. Różnica ogromna, jednak takie statystyki to tylko wycinek zagadnienia.
Prawdziwie istotne pytanie brzmi: co ludzie zrobią z odziedziczonymi pieniędzmi? Mogą je zainwestować, ale mogą je przecież równie dobrze przepuścić. JayZagorsky, badacz z Ohio StateUniversity twierdzi na przykład, że jeśli baby boomer dziedziczy kwotę poniżej tysiąca dolarów, to istnieje ponad 40 proc. szans, że pieniądze przepuści. Jeśli zaś dziedziczona suma wzrasta do ponad 100 tys. dol., to przejada się je tylko w 19 na 100 przypadków. – To zadziwiające, ale ogólnie rzecz biorąc, niemal 25 proc. wszystkich dziedziców konsumuje albo na inny sposób wydaje cały spadek – uważa Zagorsky. Istnieją też badania pokazujące, że ok. 70 proc. osób, które nieoczekiwanie wchodzą w posiadanie dużej fortuny (poprzez spadek albo np. wygraną na loterii), w ciągu zaledwie siedmiu lat wyzbywa się jej co do grosza. Duża część takich osób popada w długi i ich sytuacja staje się gorsza, niż zanim przydarzył im się szczęśliwy traf.
Jak tłumaczą to naukowcy? Psycholodzy tym, że ludzie nieprzywykli do posiadania dużych pieniędzy upatrują w nich lekarstwa na wszystkie swoje problemy i przeceniają ich możliwości. Nie są świadomi, że pieniądze to także (i tylko!) narzędzie, z którego trzeba umiejętnie korzystać i że w przeciwnym razie mogą doprowadzić nas do... nędzy.
W pewnym sensie to wszystko oczywistości, a jednak niektórzy wcale nie zdają sobie z nich sprawy. Ci, którzy sobie zdają, są bogaci. Ci, którzy sobie nie zdają, są biedni.
Profesor Gregory Clark, ekonomista z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, doszedł więc do wniosku, że naszą pozycję społeczną determinuje nie spadek materialny czy finansowy, ale... spadek genetyczny. Wychodząc z założenia, że nazwiska kształtują się w odniesieniu do danych grup społecznych (np. rodzina Kowala przed wiekami wykuwała podkowy), przeanalizował on częstotliwość występowania różnych nazwisk przynależnych szlachcie, mieszczaństwu czy chłopom w danych populacjach. Analizował sięgające nawet do czasów średniowiecza dane z różnych krajów i sprawdzał tempo, w jakim nazwiska przestawały sygnalizować przynależność klasową. W skrócie: po ilu pokoleniach bycie Czartoryskim przestawało z automatu oznaczać, że jesteś dobrze sytuowany, masz prestiżową funkcję i obracasz się w kręgu społecznej elity. Swoje badania na temat mobilności społecznej (czyli mechanizmów i tempa awansów i spadków ze społecznej drabiny) przedstawił w książce „The SonAlsoRises”.
Okazało się, że mobilność społeczna jest bardzo powolna, i to bez względu na miejsce i czas. – Dotąd sądzono, że nazwiska elitarne „powszednieją” już po upływie od 3 do 6 pokoleń. Z moich badań, w których wziąłem pod uwagę m.in. kompleksowe kroniki angielskie sięgające nawet do 30 pokoleń wstecz, wynika, że elita przestaje być elitą po wymianie od 10 do 15 pokoleń – mówił mi Clark w rozmowie dla Obserwatora Finansowego. Skoro mobilność jest tak niewielka, to jak to wytłumaczyć? Clark odrzuca tezę, że decyduje akumulacja kapitału (dziedziczenie) albo wychowanie. – Niektóre cechy, takie, jak wytrwałość, zaradność, pomysłowość są dziedziczone po prostu w genach. Badania wskazują, że to właśnie biologia w ponad 50 proc. determinuje to, kim jesteśmy, a w konsekwencji naszą pozycję społeczną – uważa ekonomista.
Innymi słowy, bogaty dziedzic jest bogaty nie tylko dlatego, że majątek odziedziczył, lecz także dlatego, że dzięki dobrym genom umiał go zatrzymać i rozmnożyć. Zresztą Clark zakłada, że wcale nie potrzeba spadku, by ktoś o dobrych genach znalazł się na społecznym szczycie: – Proszę spojrzeć na Chiny. Partia Komunistyczna zniszczyła majątki arystokracji, myśląc, że to oznacza jej ostateczną eksterminację. A kto obecnie osiąga sukcesy w chińskim biznesie i obsadza ważne rządowe stanowiska? Osoby o arystokratycznych nazwiskach...
„Czemuś biedny? Boś głupi”
Żeby ten obrazek był pełny, należy dodać, że geny, jak pokazują badania naukowe, determinują w dużej mierze naszą inteligencję. Naukowcy niechcący potwierdzają brutalne stwierdzenie, że bieda bierze się z głupoty (w sensie niedostatku intelektualnego, a nie braku mądrości życiowej).
Najgłośniejszą publikacją na ten temat była wydana w 1994 r. książka „Krzywa dzwonowa” (pojęcie zaczerpnięte ze statystyki) Richarda J. Herrnsteina z Harvardu i Charlesa Murraya z American Enterprise Institute. Udowadniali oni, że ludzka inteligencja (IQ) jest warunkowana genetycznie (a wychowanie i edukacja mają wpływ na jego poziom niewielki i tylko na wczesnym etapie życia czlowieka) i odpowiada w dużym stopniu za nasze życiowe sukcesy i porażki. Na bazie IQ można nawet przewidywać naszą przyszłość!
W podobnym tonie utrzymana była książka z 2002 r. „IQ i bogactwo narodów” autorstwa psychologa Richarda Lynna i politologa TatuVanhanena. Utrzymywali oni, że różnice w PKB na głowę mieszkańca w poszczególnych rejonach świata mogą być wyjaśnione przede wszystkim genetycznie uwarunkowanym IQ, i posuwali się do stwierdzenia, że z tego powodu niektóre narody po prostu nie są w stanie być bogate – bez względu na to, jakie warunki do samorozwoju się im stworzy. No, chyba że zajdzie jakaś szczególnie korzystna mutacja, zwiększająca ich iloraz inteligencji. Statystycy uważają nawet, że można wyliczać konkretną zależność między wzrostem IQ o jeden punkt a wzrostem dochodów.
Genetyczne wyjaśnienie naszych życiowych dokonań, choć oczywiście niezwykle ciekawe, nie jest jeszcze elementem naukowej ortodoksji. Z prostej przyczyny: istnieją też (na szczęście!) mocne badania, które dowartościowują inne niż genetyka czynniki.
Amerykańskie Narodowe Biuro Badań Ekonomicznych opublikowało w tym roku bardzo ciekawą pracę („Biedne bogate dzieciaczki?”), z której co prawda wynika, że „bogactwo rodzi bogactwo”, ale także, że wyjaśnienie tego zjawiska może mieć podłoże środowiskowe. Badacze przyjrzeli się majątkom Szwedów, którzy wychowali się w rodzinach zastępczych, a potem porównali je ze statusem majątkowym ich przybranych i biologicznych rodziców. Okazało się, że tym, co się liczy w kontekście bogacenia się, jest środowisko, jakie rodzice stwarzają dziecku. – Transfer bogactwa nie bierze się stąd, że dzieci bogatych są z konieczności bardziej utalentowane czy zdolne – twierdzą badacze. Elementem środowiska są dziedziczone pieniądze, ale niejedynym i nie najważniejszym. Czynniki środowiskowe to także to, ile i jak rodzice w swoje dzieci inwestują. I to już od przedszkola.
W 2008 r. grupa amerykańskich ekonomistów z kilku różnych uniwersytetów opublikowała badania wykonane na próbce niemal 11 tys. osób, z których wynika, że istnieje pozytywna korelacja między jakością przedszkola (wielkość grup przedszkolnych, doświadczeni wychowawcy, wyposażenie) a przyszłymi dochodami wychowanków. Z kolei badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles i Amerykańskiej Akademii Pediatrów po przeanalizowaniu środowiska rodzinnego dzieci i ich wyników w czytaniu i liczeniu doszli do wniosku, że najlepiej radziły sobie z tym te z nich, których rodzice świadomie planowali dla nich studia wyższe. Wykazano, że na osiągnięcia przedszkolne dzieci wpływ mają klimat w rodzinie i promowane przez nią wartości i postawy.
Podobnie sprawa ma się oczywiście z dalszymi etapami edukacji: ważne jest wsparcie ze strony rodziców i wybór właściwej instytucji edukacyjnej. Absolwenci elitarnego Oxfordu będą zarabiać więcej niż absolwenci Uniwersytetu w Białymstoku.
Na studia na prestiżowych uczelniach (zwłaszcza za granicą) może sobie pozwolić relatywnie mało ludzi. Często to, że dzieci nie studiują wcale albo studiują na kiepskiej uczelni, wynika nie z tego, że rodzice nie chcą, ale że nie mogą zainwestować w dzieci wystarczająco dużo pieniędzy. Z tego punktu widzenia instytucje przekazujące fundusze na edukację mniej zamożnych dzieci robią znacznie lepszą robotę niż te, które rozdają posiłki. Dają wędkę, a nie rybę.
Wspomniany we wstępie Jan Kulczyk mógł i zainwestował w syna odpowiednio dużo i odpowiednio dobrze. Najpierw pozwolił rozwijać mu swoje swoje zainteresowania w zupełnie niebiznesowym kierunku, by ten poszerzył swoje horyzonty (młody Kulczyk skończył szkołę muzyczną w klasie fortepianu i saksofonu), potem wysłał na studia prawnicze na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i ekonomię na prestiżowej brytyjskiej London School of Economics. To był strzał w dziesiątkę, bo jak pokazują statystyki, absolwenci tej uczelni już w ciągu 6 miesięcy po otrzymaniu dyplomu zarabiają przeciętnie ok. 29 tys. funtów (170 tys. zł) rocznie. Równolegle biznesmen uczył syna obchodzenia się z pieniędzmi i ponoszenia konswekwencji porażek. „Kiedy Sebastian miał 19 lat, dostał od rodziców 100 tys. zł, żeby rozkręcić własny biznes, internetową agencję reklamową. Potem zaliczył bankructwo sieci kawiarenek internetowych e24.pl” – pisze o Sebastianie Tomasz Molga, redaktor NaTemat.pl i autor kilku odsłon listy najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”. Efekt? Sebastian, jak pisze Molga, milionerem został na własny rachunek. Obecna (olbrzymia) scheda po ojcu stanowi więc dodatek do już istniejącego (jakiegoś) majątku. Statystyka potwierdza, że ludzie otrzymują spadki z reguły, gdy są już dorośli i od dawna pracują. Jeśli mają talent do robienia pieniędzy, to spadek jest już tylko dodatkiem.
Jan Kulczyk potraktował syna tak, jakby był zaznajomiony z najnowszymi wynikami badań psychologicznych, z których wynika, że branie na siebie różnego typu ryzyka zwiększa nie tylko naszą zaradność, lecz także... poczucie szczęścia. A otwartość na ryzyko bądź asekuranctwo to cechy przekazywane nam właśnie przede wszystkim przez rodziców. Profesor Edmund Phelps, laureat Nagrody Nobla z dziedziny ekonomii, przekonuje, że niestety takie postawy wśród rodziców są rzadkością. „Wartości rodzinne” pojmuje się jako minimalizm i przeciwstawia się je maksymalistycznemu indywidualizmowi. – Młodzi ludzie przekonywani są, że nie warto ryzykować, że od osiągnięć, od kreatywnej samorealizacji ważniejsza jest stabilność i zapewnienie sobie spokojnego życia. Ten negatywny dla cywilizacyjnego dynamizmu trend rozpoczął się mniej więcej w latach 20. zeszłego wieku – uważa prof. Phelps.
Różnica między biednymi a bogatymi tkwi w mentalnym podejściu do wychowania i wykształcenia dzieci, ale – jak przekonują niektórzy – nie jest to wina biednych. To „spisek bogatych”!
Takiego pojęcia używa w swoich książkach amerykański inwestor i popularyzator wiedzy ekonomicznej Robert Kiyosaki. Uważa, że nie ma nic gorszego niż hasło: „uczciwością i pracą ludzie się bogacą”. Kiyosaki powie: uczciwością i pracą co najwyżej zarabiają na spłatę kolejnego kredytu, z którego odsetki powędrują do naprawdę bogatych. To oni kontrolują państwowy system edukacji i nie zależy im, by nienależący do ich kasty nauczyli się zarządzania pieniędzmi tak, by pracowały dla nich. Bo, pyta Kiyosaki, czy statystyczny Kowalski wie, co to „dochód pasywny”? No właśnie.
Każdy sobie dochód skrobie
Profesor Thomas Sowell, o którym Milton Friedman mówił, że blisko mu do geniuszu, nie neguje powyższych badań i opinii, ale przeciwstawia im swoją... biografię. Powtarza, że nawet jeśli jesteśmy różnie uwarunkowani przez naturę, przypadek i instytucje (a na domiar złego inni rzucają nam pod nogi kłody), to i tak koniec końców to my jesteśmy kowalami swojego losu. „Byt określa świadomość”? Bzdura. Karol Marks nie mógłby się bardziej mylić. Sowell przekonuje, że osoby, które miały pecha co do odziedziczonych genów albo swojego statusu społecznego, ofiary losu po prostu, mogą mimo to zarabiać miliony, jeśli się postarają. Jak on.
Urodzony w 1930 r. Sowell od początku miał pod górkę. Jego ojciec, robotnik budowlany, zmarł jeszcze przed jego narodzinami, zostawiając Toma i siostrę na utrzymaniu matki. Nie ułatwiał tego otwarcie rasistowski klimat w ówczesnych Stanach Zjednoczonych i brak jakichkolwiek zabezpieczeń socjalnych. Nic dziwnego, że Tom już wieku 17 lat rzucił szkołę i zabrał się do dorywczych prac. – Jako ktoś, kto opuścił dom bez dyplomu, doświadczenia i umiejętności, przez kilka lat uczyłem się w dość brutalny sposób, czym jest bieda. Pracowałem 60 godzin tygodniowo, przez 40 godzin dostarczając telegramy za dnia dla Western Union i przez 20 na nocnej zmianie w sklepie z narzędziami – wspomina w jednym z artykułów ekonomista. – I byłem szczęśliwy. Dlaczego? Bo zanim te prace znalazłem, spędziłem wiele tygodni na ich szukaniu, spłukując się do ostatniego dolara. W końcu jednak mogłem z pensji opłacić nie tylko bieżące potrzeby, ale też zaległy czynsz za pokój, który wynajmowałem. Mogłem nawet odłożyć trochę grosza. Dzięki Bogu, nie istnieli jeszcze wtedy dobroczyńcy, którzy zechcieliby mi zakazać przepracowywania większej liczby godzin, niż ustawa nakazuje – stwierdza Sowell, teraz szacowny ekonomista po Harvardzie, którego ekonomiczne książki stawały się seryjnie bestsellerami. – Kiedyś ja też byłem marksistą, nawet wykłady Miltona Friedmana mnie z tego nie wyleczyły. Wyleczył mnie z tego rząd i jego szkodliwe ekonomicznie działania – śmieje się ekonomista w wywiadach.
Można uznać jego opowieść wyłącznie za anegdotę, osobiste doświadczenie i wyraz szczególnie dobrego samopoczucia osoby, która nie docenia roli ślepego trafu w osiąganiu indywidualnego sukcesu. Jemu się udało i teraz łaje tych, którym się nie chce. A jednak kwestia, na którą Sowell zwraca uwagę, jest nietrywialna, a jej rozstrzygnięcie jest kluczowe nie tylko dla ekonomii, lecz także dla polityki ekonomicznej i określenia roli państwa w wyrównywaniu szans. Jest to kwestia wolnej woli i sprzecznego z nią determinizmu, czyli poglądu, że każde nasze działanie jest wynikiem ciągu przyczynowo-skutkowego, na który nie mamy wpływu.
Czy determinizm to po prostu skrajny pesymizm, czy realizm? Nauki przyrodnicze mogą sugerować, że realizm. Wspomniana genetyka pokazuje, jak mało od nas zależy w kwestii cech naszego charakteru, a neurobiologia udowadnia, że nasze decyzje zapadają, zanim jeszcze je wyartykułujemy. „To był mój świadomy wybór”? Bzdura, to wybór reakcji chemicznych, które zachodzą w twoim organizmie.
Jeśli tak właśnie jest, to jaki z tego wniosek np. dla polityki społecznej rządu? Na przykład taki, że osoby obdarzone w drodze przypadku cechami, które nie sprzyjają odniesieniu ekonomicznego sukcesu, powinny być przez ową politykę szczególnie wspierane, a jeśli są to cechy sukces wręcz uniemożliwiające, to powinny być w jej ramach nawet utrzymywane. Nie jest naszą winą nasz „upośledzony” genom, nie jest waszą zasługą wasz sukces, więc sprawiedliwość wymaga, byście nam bezwarunkowo pomagali. Czy tak?
Nie do końca, bo kwestia wolnej woli wcale nie jest przez nauki przyrodnicze rozstrzygnięta. Istnieniu wolnej woli nie da się naukowo zaprzeczyć ani naukowo ją udowodnić, bo nie jesteśmy w stanie cofać się w czasie i pokazywać, że w tej samej sytuacji mogliśmy podjąć różne decyzje. Jak mawiał kolumbijski filozof i aforysta Nicolas Gomez Davila, „nauka nie odpowiedziała nawet na jedno ważne [filozoficznie – red.] pytanie”.
Właściwie to dobrze. Bo czy wizja świata, w której nasz los nie jest nasz, a nasze życie się po prostu dzieje, wyświetlając nam się przed oczami jak film, jest pociągająca? Może dla tych, którym trafiła się dobra, przyjemna rola.
W wolną wolę, koncept, który uznaje nas za suwerenne jednostki, a naszą subiektywną wolę za zewnętrzny wobec świata materialnego czynnik przyczynowy, trzeba po prostu wierzyć. I zdaje się, że cała współczesna nauka ekonomii jest na takim – metafizycznym, a jednocześnie pragmatycznym – przekonaniu ufundowana. Inaczej bylibyśmy tak przewidywalni, że zarządzaniem gospodarką i nami samymi mogłyby w całości zająć się komputery.
Egzekucja dłużnika
Andrzej Krajewskihttps://edgp.gazetaprawna.pl/grzbiet/2290/dziennik-gazeta-prawna.html#page/18
Różnica między długiem a zbrodnią dostrzegana jest dopiero, gdy społeczeństwa osiągają wyższy stopień ekonomicznego rozwoju. Wcześniej od rozwiązania problemu ważniejsza jest zemsta na bankrucie, ukryta zazwyczaj pod pozorami sprawiedliwości
We wsi Siedlice koło Łobza, żeby komornik mógł zająć rolniczy sprzęt, policjanci musieli ustrzelić właściciela tego sprzętu z paralizatora. Rolnik nie chciał opuścić kabiny kierowcy w kombajnie, twierdząc, że egzekucja długu jest bezprawna, ponieważ zgodnie z rozporządzeniem ministra sprawiedliwości z 1996 r. komorniczemu zajęciu nie podlegają „ciągnik wraz z maszynami i sprzętem współpracującym niezbędnym do uprawy, pielęgnacji, zbioru i transportu ziemiopłodów”. Odpowiednia dawka woltów zakończyła teoretyczną dyskusję na temat prawa niewypłacalnych dłużników. Żeby było zabawniej, wierzyciel, czyli Siemens Finance, egzekucję należności zlecił komornikowi z Piaseczna pod Warszawą. W efekcie przetransportowanie tam z województwa zachodniopomorskiego kombajnu, ciągnika i prasy do słomy kosztowało łącznie 32 tys. zł. Rachunek ma uregulować wierzyciel. Tymczasem w połowie lipca Sąd Rejonowy w Łobzie zawiesił postępowanie egzekucyjne, nakazując biegłym zbadać, czy zajęte maszyny rolnicze są niezbędne do prac polowych. Jeśli tak, to znów czeka je 600-kilometrowa podróż, tym razem z Piaseczna do Siedlic. Jednak nastąpi to już po żniwach, więc zalegający ze spłatą długu rolnik będzie miał za swoje. Taki drobiazg, że tym sposobem zmniejszono jego dochody, przez co wierzyciel ma szansę mniej wyegzekwować, nic nie znaczy. Od poszukania optymalnego sposobu na rozwiązanie problemu ważniejsze jest ukaranie dłużnika.
Ta prawidłowość w Polsce dotyczy zarówno pojedynczych przypadków, jak i całych społeczności. Dość przypomnieć, stale budzącą emocje dyskusję o tym, jak bardzo niesprawiedliwe jest udzielenie pomocy posiadaczom kredytów we frankach szwajcarskich kosztem banków lub reszty obywateli. Rozważania, czy jeśli kurs franka znów wzrósłby skokowo (np. z powodu załamania chińskiej gospodarki) i z rynku wypadło ok. miliona konsumentów, niemogących już sobie pozwolić na nic, poza zaspokajaniem podstawowych potrzeb, nikogo jakoś nie ekscytują. Choć zapewne taka sytuacja zaważyłaby na kondycji całej gospodarki. Wywierając pośrednio wpływ na standard życia większości obywateli. Nie wspominając o najbardziej drastycznym z możliwych scenariuszy, czyli masowej niewypłacalności kredytobiorców, co mogłoby zachwiać całym systemem bankowym w Polsce. Nadal zaspokojenie powszechnego poczucia sprawiedliwości jest ważniejsze od szukania całościowego rozwiązania problemu, tak by zawczasu zapobiec możliwym katastrofom.
Co wolno lichwiarzowi
Ojciec polskiej socjologii prof. Ludwik Krzywicki w monografii pt. „Ustroje społeczno-gospodarcze w okresie dzikości i barbarzyństwa” postawił tezę, że dla ludów pierwotnych niespłacenie długu stanowiło jedną z największych zbrodni. Bankrut tracił wszelkie prawa i wierzyciel mógł go zabić lub sprzedać. Wybór zależał od tego, czy wolał satysfakcję, czy odzyskanie choć części należności. Chciwość ocaliła więc niejedno życie. Ale wraz z rozwojem gospodarki towarowo-pieniężnej kłopoty kredytobiorców narastały, ponieważ pojawili się lichwiarze dający pożyczki na wysoki procent. Mimo to chętnych do ich wzięcia nigdy nie brakowało. „Nic dziwnego, że połowa obywateli sprzedaje drugą jako niewolników” – zauważał prof. Krzywicki.
Problem olbrzymiej liczby obywateli, których po bankructwie sprzedano wraz żonami i dziećmi, dotykał niemal wszystkie starożytne państwa, grożąc im destabilizacją. Pół biedy, jeśli kończyło się to, jak w przypadku szewca Herostratesa, który zadłużył się u kapłanów ze świątyni Artemidy w Efezie. Kiedy zorientował się, że już nie ma szans spłacić należności, w 356 r. p.n.e. po prostu podpalił budowlę uznawaną za jeden z siedmiu cudów starożytnego świata. Pozbywając się w ten sposób za jednym zamachem ksiąg z wierzytelnościami, a być może także samych pożyczkodawców.
Nieco wcześniej katastrofy na dużo większą skalę uniknęły w ostatniej chwili Ateny. W greckim polis, zgodnie z dekretem wydanym przez prawodawcę Drakona, niewypłacalnego dłużnika wraz z rodziną można było sprzedać na targu niewolników. Z czasem proceder ten stał się tak masowy, że bankruci podnieśli bunt i miasto stanęło na krawędzi wojny domowej. Zapobiegł jej Solon, który jako pierwszy spośród polityków podniósł postulat powszechnego oddłużenia. Co otworzyło mu drogę do władzy. Gdy ją od Ateńczyków dostał, przeprowadził „uwolnienie ludu zarówno w danej chwili, jak i na przyszłość, zabronił bowiem udzielać pożyczki pod zastaw osoby pożyczającego, a nadto zniósł długi czy to zaciągnięte u osób prywatnych, czy obciążające wobec państwa” – opisuje Arystoteles w dziele „Polityka”. Brak możliwości sprzedaży dłużnika powodował, że lichwiarze mniej ochoczo udzielali kredytu osobom mogącym mieć kłopot ze spłatą.
Nieco odmienne rozwiązanie przyjął rządzący Babilonią król Hammurabi. W wydanym przez siebie kodeksie wprowadził obowiązek dawania zastawu przed wzięciem pożyczki, tak by potencjalny kredytobiorca, nim podjął decyzję, uświadomił sobie, co może stracić. Jeśli zastaw stanowili: niewolnicy, żona, dzieci lub konkubina dłużnika, król nakazywał zapewnienie im bezpieczeństwa i wygody aż do czasu spłaty należności. Gdyby zaś „zakładnik w domu wierzyciela swego od pobicia lub złego traktowania zmarł”, wówczas syn pożyczkodawcy miał być zabity. W przypadku zgonu niewolnika z winy bankiera ten musiał wypłacić odszkodowanie, a cały dług anulować.
To, że dbanie przez państwo o większą równowagę w prawach kredytodawców i kredytobiorców przynosi korzyści całej wspólnocie, dostrzegali też Żydzi. Wedle tego, co zapisano w „Księdze Wyjścia”, Mojżesz nakazał, aby zbankrutowany Hebrajczyk stawał się niewolnikiem bankiera, lecz „winien on służyć przez sześć lat. W siódmym roku ma on wyjść na wolność bez wykupu”. To, czy w ciągu sześciu lat odpracował całą należną kwotę, nie miało znaczenia. Co więcej, w późniejszym okresie historii Izraela rozszerzono prawa dłużników. Dołączona do Starego Testamentu „Księga Kapłańska” nakazywała Żydom: „Jeśli twój brat zubożeje przy tobie i zaprzeda się tobie, nie będziesz go obarczał pracą niewolniczą. Będzie on u ciebie jak najemnik lub osiedleniec i będzie ci służył aż do roku jubileuszowego (czyli siódmego – red.). Potem odejdzie od ciebie wraz ze swymi dziećmi i powróci do swojej rodziny, do dziedzictwa swoich ojców”. Wprowadzono też pierwszy wykaz przedmiotów niepodlegających windykacji za długi, ponieważ uznano je za niezbędne dla przetrwania bankruta wraz z rodziną. „Nie wolno brać w zastaw kamienia młyńskiego górnego ani dolnego, gdyż brałoby się w zastaw samo życie” – nakazywała „Księga Powtórzonego Prawa”, wskazując, że każdy Żyd ma niezbywalne prawo posiadać urządzenie do mielenia ziaren zbóż na mąkę.
Kredytobiorca dobrze skrojony
Na początku istnienia Rzymu ówcześni prawodawcy nie mieli wątpliwości, iż spłacać długi należy, bez względu na okoliczności. Niedopełnienie tego obowiązku uznawano za ciężką zbrodnię. Wedle zapisu w pierwszej kodyfikacji prawa, nazywanego Prawem dwunastu tablic, taką osobę czekała surowa kara.
„Tłumaczony dosłownie (zapis – red.) stanowi, iż dłużnik niewypłacalny, który po trzech dniach targowych (trzech tygodniach – red.) sam, względnie za pośrednictwem swojej rodziny, przyjaciół lub osób trzecich nie uiścił długów, zostawał przysądzony wierzycielom, którzy mogli pozbawić go życia i podzielić się jego ciałem” – opisuje w pracy „Geneza instytucji syndyka masy upadłości na tle rozwoju regulacji prawa upadłościowego” Waldemar Podel. „Pomimo opinii późniejszych badaczy sugerujących, by przez pojęcie »ciało« rozumieć majątek dłużnika, nowoczesna nauka przychyla się raczej do pierwotnego, niezwykle surowego znaczenia tego zapisu” – dodaje. Poszatkowanie bankruta na części dawało wierzycielom zapewne wiele satysfakcji, niestety, oznaczało konieczność pogodzenia się z definitywnym przepadnięciem należności.
Musiało jednak upłynąć 300 lat, nim zaczęto dochodzić w Rzymie do wniosku, iż krojenie dłużników niekoniecznie się opłaca. A co więcej, wcale nie odstrasza kolejnych ludzi przed zadłużeniem się. Zwłaszcza jeśli było to bardzo proste z powodu rozpanoszenia się lichwiarzy oferujących łatwo dostępne kredyty. Republika musiała w końcu zmierzyć się z powszechnym kryzysem zadłużeniowym. Z jego powodu państwo traciło coraz więcej obywateli, czyli cennych podatników i żołnierzy. W końcu rzymski senat przyjął w 51 r. p.n.e. ustawę antylichwiarską, określającą maksymalne oprocentowanie kredytów na 12 proc. Za przekroczenie tego progu groziła bankierowi grzywna czterokrotnie wyższa od osiągniętego zysku plus publiczna chłosta.
Jednocześnie opracowano modelowy system oddłużania bankrutujących obywateli. Gdy jakaś osoba traciła płynność finansową, wysokiej rangi urzędnik (zwany pretorem) ogłaszał publiczne wezwanie do stawienia się u niego wszystkich wierzycieli kredytobiorcy. Podczas zebrania wybierali oni kuratora majątku, który przejmował nadzór nad wszystkim, co posiadał dłużnik. Jeśli ten w ciągu miesiąca uregulował należności, nadzór anulowano. Natomiast gdy to nie nastąpiło, wówczas: „wierzyciele zwoływali zgromadzenie i na podstawie upoważnienia pretora lub namiestnika prowincji wybierali spośród siebie przedstawiciela (magister bonorum), którego zadaniem było przygotowanie sprzedaży zgodnie ze wskazówkami zgromadzenia. Sprzedaż majątku dłużnika dokonywana była w ciągu dziesięciu (w przypadku zmarłego pięciu) dni, w drodze publicznej licytacji (auctio) temu, kto zaoferował wierzycielom najwyższy procent zaspokojenia ich wierzytelności” – opisuje Waldemar Podel. Nabywca majątku przejmował wszystkie zobowiązania dłużnika, ten zaś, nawet jeśli nie uregulowano wszystkich jego należności, zachowywał życie i wolność. Choć obkładano go infamią, co oznaczało utratę dobrego imienia oraz części praw obywatelskich. Jednak bolało dużo mniej niż obcinanie członków.
Średniowieczny model oddłużenia
Po upadku imperium rzymski model rozwiązywania problemów upadłych dłużników, za sprawą przejęcia majątku przez syndyka masy upadłościowej, odszedł na dłuższy czas w zapomnienie. Nowo powstałe w Europie państwa wróciły do reguł znanych z czasów wspólnot pierwotnych. Niewypłacalne osoby stawały się niewolnikami lub traciły życie, ponieważ wierzyciele mogli bezkarnie zabijać bankrutów. Z czasem tę ostatnią praktykę zaczęto ograniczać, zastępując wygnaniem lub... torturami.
Pomimo surowego traktowania niewypłacalnych kredytobiorców, nawet w czasach średniowiecza nie uniknięto problemu masowego zadłużenia. Mimo iż z lichwiarzami walczył Kościół, a papież Grzegorz IX do zakazu pobierania odsetek od kredytów dołożył nawet automatyczne obłożenie ekskomuniką każdej osoby, która się na to poważy. W efekcie rolę bankierów świata chrześcijańskiego wzięli na siebie Żydzi oraz... Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa Świątyni Salomona, czyli templariusze. Tych pierwszych bulle wydawane przez Ojca Świętego nie obowiązywały, natomiast zakon rycerski potrafił zręcznie radzić sobie z zakazami stanowionymi przez Watykan. Zwłaszcza od czasu, gdy templariusze stali się bankierami papieży. Ale fakt, iż kredytodawcy nie cieszyli się sympatią ani opieką władzy, miał na dłuższą metę spore znaczenie. Wyznaczenie przez Żydów wysokość odsetek kredytów dla chrześcijan na poziomie aż 30 proc. rocznie wzbudzało powszechną nienawiść. Jak opisuje Steven Runciman w „Dziejach wypraw krzyżowych”, znalazła ona swoje ujście w 1096 r., za sprawą pierwszej krucjaty. Nim wyruszyła ona do Ziemi Świętej, zbierający się rycerze sporo czasu poświęcili wyrzynaniu gmin żydowskich. Zapewniając sobie oraz poddanym powszechne oddłużenie poprzez uśmiercenie lichwiarzy. Podobną drogę wybrał król Francji Filip IV Piękny. Kiedy z powodu licznych wojen stanął na progu bankructwa, rozkazał aresztować wielkiego mistrza zakonu templariuszy Jakuba z Molay wraz z całym otoczeniem. Oskarżeni o czary i konszachty z diabłem bankierzy spłonęli na stosie.
Jednak bardzo szybko okazało się, że likwidowanie pożyczkodawców równie mocno szkodzi gospodarce i państwu jak zabijanie pożyczkobiorców. Bez banków żaden kraj nie mógł się rozwijać, dlatego władcy zaczęli otaczać bankierów szczególną opieką. Z czasem uświadomiono sobie również, iż dłużnicy powinni mieć swoje prawa. W Polsce z niełatwym problemem postanowił zmierzyć się król Kazimierz Wielki. Wydany przez niego w 1347 r. statut wiślicki surowo zabronił zabijania dłużników, zezwalając wprawdzie na pozbawienie wolności bankruta, lecz tylko do momentu, aż będzie się w stanie wykupić lub ktoś za niego poręczy. W podobnym kierunku zachodziły zmiany prawne w innych krajach europejskich. Jednak niewypłacalnego dłużnika zawsze czekała jakaś kara.
Sprawiedliwość to nie wszystko
Wyraz „bankructwo” jest zlepkiem dwóch włoskich słów. „Banco” oznaczał ławę, na której zasiadali średniowieczni bankierzy udzielający pożyczek. „Rotto” zaś to coś rozbitego lub złamanego. W przypadku niewypłacalności odnosiło się to zazwyczaj do ludzkiego życia. Losu bankrutom trudno zazdrościć i w bardziej współczesnych czasach. Chcąc ograniczyć nadużycia kredytodawców, państwo angielskie od XVII w. wzięło na siebie rolę egzekutora należności. Polegało to na tym, iż wierzyciel nie mógł uwięzić dłużnika, a jedynie zażądać od sędziego osadzenia bankruta w specjalnym więzieniu. Przebywał on tam tak długo, aż wierzytelność została spłacona (najczęściej przez rodzinę i krewnych). Ale im dłużej siedział, tym robiło się gorzej, bo więzienie naliczało koszty wyżywienia oraz zakwaterowania.
„Zamykamy teraz jedno pokolenie dłużników po drugim, lecz trudno zauważyć, by ich liczba się zmniejszała” – odnotował w połowie XVIII w. Samuel Johnson. Notabene ów pisarz i publicysta na własnej skórze przekonał się, co znaczy wpaść w pułapkę zadłużeniową. Aby z niej wyjść, poślubił starszą o 20 lat wdowę Elizabeth Porter. Pisywał też lekkie utwory satyryczne dające szybką gotówkę na spłatę zobowiązań. Dzięki czemu udawało mu się unikać więzienia dla dłużników. Ale bywało od niego nieraz o krok, dlatego też los pensjonariuszy zainteresował pisarza. „Nauczyliśmy się, że nie da się powstrzymać człowieka pochopnego i nieroztropnego przed braniem kredytu: sprawdźmy, czy oszusta i chciwca można łatwiej powstrzymać przed jego udzieleniem” – zauważał Samuel Johnson. „Ludzie, którzy ustanowili prawa, najwidoczniej zakładali, że każdy brak płatności jest winą dłużnika. Ale prawda jest taka, że wierzyciel zawsze uczestniczy w tym akcie, a jeszcze częściej winny jest nadmiernego zaufania. Rzadko zdarza się, by jeden człowiek uwięził drugiego za długi innego rodzaju niż te, które pozwolił mu zaciągnąć w nadziei osiągnięcia korzyści” – dodawał. Dzięki jego publicystyce w Wielkiej Brytanii rozgorzała dyskusja, na ile prawa lichwiarza mogą dominować nad prawami kredytobiorcy, skoro obie strony współuczestniczą w akcie powstania długu. A ponadto jak zjawisko powszechnego zadłużenia obywateli przekłada się na funkcjonowanie państwa. Zwłaszcza że więzienia dla dłużników wywierały wpływ na życie kolejnych pokoleń. Często bowiem dzieci bankrutów musiały podejmować pracę zarobkową, żeby wyciągnąć rodziców na wolność. Tak zaczynał swą zawodową karierę w wieku 12 lat jeden z największych pisarzy Charles Dickens. Gdy jego ojca uwięziono za długi, musiał rzucić szkołę i podjąć pracę w fabryce czernidła do butów, aby spłacać wierzytelność.
Zdaniem Samuela Johnsona więzienia dla dłużników nie rozwiązywały żadnego problemu, generując za to wiele nowych. Ta opinia powoli przebijała się do powszechnej świadomości nie tylko w Anglii. Co powodowało, iż po kilkunastu stuleciach przypomniano sobie o rzymskich sposobach rozliczania długu, bez pozbawiania wolności kredytobiorców. Co ciekawe, takie rozwiązania najszybciej weszły nie do prawa angielskiego, lecz francuskiego, pruskiego i austriackiego. Przy czym za wzorcowy w Europie uznano napoleoński kodeks handlowy z 1807 r. Uprawniał on sędziego do mianowania komisarza oraz kuratorów, którzy obejmowali nadzór nad majątkiem niewypłacalnego dłużnika. Dokonując oszacowania jego wartości oraz przygotowując do spieniężenia. Sam zainteresowany na ten czas lądował w areszcie lub pozostawał pod dozorem komisarza. Następnie zwoływano wszystkich wierzycieli i kuratorzy przedstawiali szacunek, jaką część należności można odzyskać. Kolejny etap stanowiło negocjowanie układu między wierzycielami a bankrutem. Jeśli trzy czwarte z kredytodawców godziło się na umorzenie części należności, ponieważ były one nie do odzyskania, zawierano konkordat kończący sprawę. Cały akt musiał jeszcze zatwierdzić sąd, a niegodzący się z nim wierzyciele mieli osiem dni na wniesienie protestu. Jeśli nic takiego nie następowało, układ nabierał mocy prawnej. Bankrut tracił majątek, ale zachowywał wolność i zostawał uwolniony od długów.
Uroki nowoczesności
Rozwiązania z francuskiego kodeksu handlowego stopniowo przyjmowały się w kolejnych krajach, choć państwa oraz instytucje bardzo niechętnie wyrzekały się możliwości represjonowania dłużników. W Europie najbardziej konserwatywna w tej kwestii pozostawała Rosja, gdzie jeszcze w 1900 r. każdemu bankrutowi groziło przymusowe osiedlenie na Syberii. Potem zesłanie zastąpiono karą pięciu lat więzienia. Dużo łagodniej traktowano dłużników na Zachodzie. Margaret Atwood w książce „Dług. Rozrachunek z ciemną stroną bogactwa” wspomina, jak jej brat przyszedł na świat w 1937 r. w montrealskim szpitalu. Wówczas ciotki przyjechały z innych stron Kanady, by pomóc siostrze przy noworodku. „Kiedy tam dotarły, matka ciągle była w szpitalu, ponieważ mój ojciec nie dostał wypłaty, a więc nie mógł zapłacić rachunku i zabrać jej do domu. Szpitale miały wówczas wiele wspólnego z więzieniami dłużników” – pisze Atwood. „W końcu ojcu udało się ją stamtąd wyrwać, ale pokrycie kosztów pobytu w szpitalu, w wysokości dziewięćdziesięciu dziewięciu dolarów, jak się dowiedziałam z książki rachunkowej mojej matki, pochłonęły całą wypłatę” – dodaje.
Mimo to wiek XX miał prawo wydawać się kredytobiorcom całkiem znośnym stuleciem. Już na samym jego początku zaczęła nabierać znaczenia instytucja komornika sądowego, który polował na majątek niewypłacalnego kredytobiorcy, lecz nie na niego samego. Inna rzecz, że posiadanie długów stało się powszechne i wręcz ekonomicznie pożądane. Nowoczesna gospodarka opierała się bowiem na konsumpcji, zaś jej szybki wzrost możliwy był jedynie na kredyt. Stąd pojawianie się coraz to nowych form pożyczek i zachęcanie do ich zaciągania. Co oczywiście musiało nieść ze sobą narastające zjawisko zalegania ze spłatami. Margaret Atwood zapamiętała, że pod koniec lat 40. w łazienkach domów dla żartów zaczęto wieszać tabliczkę z napisem „Boże, błogosław nasz kupiony na kredyt dom”. Ale i tak najwięcej radości dawała spłata. „W tamtym okresie ludzie organizowali kredytowe imprezy, na których rzeczywiście palili umowy z bankiem na grillu lub w kominku, kiedy już spłacili wszystkie raty” – wspomina Atwood.
Tak rodziło się rozdwojenie jaźni współczesnego świata. Z jednej strony obywatele bali się długów i ich nienawidzili, z drugiej korzystali z kredytów, ponieważ stanowiły najłatwiejszy sposób na zrealizowanie konsumpcyjnych pragnień. Stopniowo uzależniając się od nich. Obserwując przemiany społeczne, amerykański psychiatra, twórca analizy transakcyjnej, EricBerne w 1964 r. wydał książkę „W co grają ludzie”. Zauważał w niej, iż bycie dłużnikiem staje się sposobem cementowania społeczeństwa, tak by tworzyło stabilny układ zależności. „Podobnie jak to ma miejsce w niektórych dżunglach Afryki i Nowej Gwinei. Tam to krewni młodego mężczyzny kupują mu narzeczoną za ogromną cenę, czyniąc go swym dłużnikiem na całe lata. W Ameryce szerzy się ten sam obyczaj, przynajmniej w bardziej rozwiniętych regionach, z tą różnicą, że kwota za narzeczoną zamienia się w cenę domu, i jeśli nie pomagają krewni, ich rolę przejmują banki” – twierdził Berne. „Spłata raty kredytu hipotecznego nadaje życiu człowieka cel” – dodawał.
Tymczasem cywilizacja dłużników dopiero nabierała rozpędu. Na rynku usług bankowych pojawiły się: karty kredytowe, debety przy kontach osobistych oraz wiele innych, coraz łatwiejszych sposobów na zadłużanie się. A gdy skuszeni przebogatą ofertą ludzie tracili panowanie nad swymi finansami, na koniec i tak zderzali się z odwieczną regułą, iż „długi należy spłacać”. Jednak jej waga nie jest już tak wielka jak kiedyś. Jeśli bowiem zaczęto by wymierzać niewypłacalnym dłużnikom drakońskie kary, wówczas zaryzykowano by spadek konsumpcji, a to zjawisko przekreśliło karierę niejednego polityka czy bankiera. Wszystko to więc przywodzi na myśl teatr pozorów, którego uczestnicy jedynie udają wiarę w reguły, jakie oficjalnie głoszą. Tymczasem te prawdziwe zostaną dopiero napisane. Choć nie będzie to proste, bo dożyliśmy epoki, gdy zarówno powszechne umarzanie długów, jak i surowe ich egzekwowanie grozi ekonomiczną katastrofą. ©?
„Ludzie, którzy ustanowili prawa, najwidoczniej zakładali, że każdy brak płatności jest winą dłużnika. Ale prawda jest taka, że wierzyciel zawsze uczestniczy w tym akcie, a jeszcze częściej winny jest nadmiernego zaufania” – pisał Samuel Johnson
Walka z chorobami czy z korporacjami
Otyłość, cukrzyca i alkoholizm to epidemie, które rodzą się w gabinetach zarządów wielkich firm i obsługujących je kancelarii prawnych
Z Michałem Stokłosą rozmawia Rafał Woś,http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/ ... cjami.html
Ma pan ulubioną książkę?
Kiedy przyjechałem do pracy do Atlanty, pierwszą rzeczą, jaką dostałem do przeczytania, było „The Cigarette Century” (Papierosowe stulecie), książka napisana przez zdobywcę Nagrody Pulitzera Allana Brandta.
Warto było?
Tak, bo to odtworzona w najmniejszym detalu historia wielkiej epidemii tytoniowej. Być może najważniejszej epidemii w całym XX w. Mamy tu rozwój technologii – od wymyślonej w roku 1881 maszyny zdolnej zwinąć 200 papierosów na minutę po produkcję masową. Ale również rozwój technik marketingowych, dzięki którym papieros stał się obiektem kultowym. Momentami nawet symbolem buntu, nonkonformizmu czy wręcz emancypacji kobiet. Oczywiście nie w sposób spontaniczny, lecz dzięki genialnej i wartej miliony dolarów machinie korporacyjnej.
Wyczuwam w pana słowach zarówno niechęć, jak i fascynację.
Dla nas – pracowników organizacji toczących walkę o regulację rynku tytoniowego – działające na nim koncerny są potężnym przeciwnikiem, którego nie można lekceważyć. W „The Cigarette Century” znajdzie pan dokładny opis tego, jak przez całe dekady producenci papierosów potrafili się bronić przed zarzutem o szkodliwości ich produktów dla ludzkiego zdrowia. W tym celu nie wahali się kupować badań naukowych, a czasem nawet całych instytutów badawczych. Tę strategię podważania tego, co dla wszystkich oczywiste, prowadzili jeszcze niedawno. W połowie lat 90. prezesi największych firm zeznawali przed Kongresem, że według ich najlepszej wiedzy palenie nie uzależnia.
Dziś tak nie mówią?
Nie. Dziś strategia tej branży polega na uderzaniu we wszelkie próby regulacji rynku. Robią to na poziomie międzynarodowych sądów arbitrażowych. Gdy parlament Australii podjął próbę wprowadzenia wystandaryzowanej paczki, koncern Philip Morris zareagował pozwem o naruszenie jego interesów. A zrobił to dzięki dwustronnej umowie o wolnym handlu i ochronie inwestycji zagranicznych między Australią a Hongkongiem. Takich spraw jest dużo więcej. Jak tu nie mieć respektu przed takim potężnym lobby. Zwłaszcza gdy się widzi jego moc w całej okazałości. A „Cigarette Century” taką wiedzę daje.
Jakie jeszcze książki się czyta w pana branży?
Jest jeszcze „Lethal but Legal” (Zabójcze, ale legalne) Nicholasa Freudenberga. To książka wizjonerska. On uważa, że z wielkimi chorobami cywilizacyjnymi w XXI w. trzeba będzie walczyć tak, jak kiedyś z wirusami i bakteriami. Z tą tylko różnicą, że otyłość, cukrzyca lub alkoholizm to epidemie, które rodzą się nie w przeludnionych skupiskach ludzkich, gdzie szwankują warunki sanitarne, tylko w gabinetach zarządów wielkich korporacji i kancelariach prawnych przygotowujących dla nich strategie. I dlatego walka z nimi musi polegać na regulowaniu rynków. I tym się właśnie w American CancerSociety zajmujemy. ©?
Michał Stokłosa starszy ekonomista w American CancerSociety, założonej w 1913 r. potężnej organizacji pozarządowej zajmującej się zdrowiem publicznym
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 08 31

Spis treści
Po nowelizacji procedury karnej sądy tracą miliony na listy z pouczeniem………………………………………….1
Szybsze postępowanie przed Trybunałem Konstytucyjnym……………………………………..2
Były minister nie skseruje sądowych akt……………………………………………….3
Stanowisko NRA w sprawie stawek adwokackich…………………………………..4
Radca z urzędu nie musi spełniać wszystkich życzeń klienta……………….……………………………………………………..5
Wiarygodność sprawdzana w internecie……………6
Sądy i jednostki samorządu terytorialnego dopisują dłużników do BIG…………………….7
Dokończymy reformę k.p.k…………………..7
Wątpliwości prawne załatwione, kolej na dowodowe…………………….9
…………………….13
…………………….16
…………………………………………………………………….18


Po nowelizacji procedury karnej sądy tracą miliony na listy z pouczeniem
Izabela Kacprzak, 30.08.2015;http://www4.rp.pl/Sedziowie-i-sady/3083 ... eniem.html
Niedoszacowane koszty nowelizacji prawa. Sądy wysyłają tysiące listów do oskarżonych. Za miliony złotych
Od 1 lipca sądy muszą wysłać listownie pisma do wszystkich oskarżonych w polskich sądach i ich obrońców o zmianie zakresu obowiązków i uprawnień oskarżonego. Przyczyną jest nowelizacja kodeksu postępowania karnego, który m.in. zmienia nieco uprawnienia oskarżonego i oskarżyciela.
Wymóg kosztuje, bo listy polecone za potwierdzeniem odbioru – jeden kosztuje 4,09 zł – muszą otrzymać setki tysięcy osób.
Ministerstwo Sprawiedliwości, które jest projektodawcą nowelizacji i musiało szacować jej całkowite koszty, przyznaje, że nie posiada informacji o liczbie osób, do których musi zostać wysłane pismo z informacją o zmianach w uprawnieniach.
Nie posiada także informacji, jaki będzie całkowity koszt wysyłania pism poleconych.
Według danych Prokuratury Generalnej tylko w ubiegłym roku prokuratury przesłały do sądów 282 tys. 347 aktów oskarżenia dotyczących 330 tys. 240 osób. Zakładając, ze każda ma po jednego obrońcę, łatwo policzyć, że sądy musiały wydrukować i wysłać ponad 660 tys. takich pism tylko do spraw z 2014 r. To daje koszt blisko 3 mln zł.
Szacuje się, że oskarżonych z poprzednich lat może być nawet 700–800 tys. Wydatek można więc liczyć na poziomie nawet kilkunastu milionów złotych.
– Już podczas procedowania wskazywaliśmy, że koszty tej reformy są mocno niedoszacowane i mijają się z realnymi wydatkami – przyznaje Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej.
Na przykład w karnych wydziałach pierwszoinstancyjnych oraz w wydziałach odwoławczych Sądu Okręgowego w Warszawie, w lipcu 2015 r. wytworzono ponad 3 tys. pism zawierających informacje dla stron dotyczące zmian w ustawie, wpływających na stan ich praw i obowiązków.
Do rąk własnych lub pocztą
– Część tych pism została doręczona stronom podczas rozpraw lub przekazana za pośrednictwem transportu do warszawskich aresztów – wyjaśnia sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik ds. karnych Sądu Okręgowego w Warszawie. Podkreśla, że nie ewidencjonuje się sposobu doręczeń określonego rodzaju korespondencji w poszczególnych sprawach, więc nie można ustalić, jaką część stanowiły informacje przekazane bezpośrednio. – Mogę tylko orientacyjnie podać, że w XVIII Wydziale Karnym było to ok. 1/5 ogółu wytworzonych pouczeń – dodaje sędzia Leszczyńska-Furtak.
Bez prawidłowego doręczenia tych pism (potwierdzenie odbioru) nawet toczący się od dawna proces nie może ruszyć dalej.
Sprawy spadają z wokandy
Przed poznańskim Sądem Okręgowym toczą się dwa duże procesy karne: w jednym jest 33 oskarżonych o uczestnictwo w tzw. mafii paliwowej, w drugim – aż 58 oskarżonych (kierowanie agencjami towarzyskimi).
– Oczywiście do wszystkich musieliśmy wysłać takie powiadomienia o zmianach. W procesie tzw. mafii paliwowej nie wszyscy oskarżeni odebrali przesyłkę i w efekcie termin procesu spadł z wokandy – mówi sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec, rzeczniczka poznańskiego sądu.
Tylko w pierwszych dwóch tygodniach lipca liczba spraw odroczonych z tego powodu w całym okręgu krakowskim wynosiła 157.
Opinia:
Jacek Krawczyk, sędzia, karnista, Sąd Okręgowy w Katowicach
By nie generować dodatkowych kosztów w większości spraw, staraliśmy się wręczać pisma o zmianie zakresu obowiązków i uprawnień oskarżonego na salach rozpraw z wpisem do protokołu. Pytaliśmy też, czy w związku z nowelizacją i nowymi uprawnieniami oskarżeni żądają odroczenia rozprawy. Trudno więc oszacować całkowite koszty informowania stron. W mojej opinii niedoszacowanie kosztów nowelizacji przez Ministerstwo Sprawiedliwości widać najbardziej także w braku gruntownych szkoleń dla sędziów orzeczników pierwszo- i drugoinstacyjnych w związku z gigantyczną zmianą w ustawach. Jest to w mojej opinii duża strata dla resortu, bo dobrze przygotowani sędziowie, którzy podczas szkoleń wypracują pewne praktyki i omówią problemy, to zysk dla budżetu państwa, stron postępowania i opinii o sprawności oraz jakości sądów.
Szybsze postępowanie przed Trybunałem Konstytucyjnym
PAP , kapt,30.08.2015; http://www4.rp.pl/Sedziowie-i-sady/3083 ... yjnym.html
W niedzielę w życie wchodzi nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym, uchwalona z inicjatywy prezydenta i podpisana jeszcze przez Bronisława Komorowskiego. Ma usprawnić procesy. Jej uchwalenie powoduje, że jeszcze Sejm tej kadencji wybierze 5 nowych sędziów TK.
Projekt nowej ustawy był przygotowywany w kancelarii prezydenta Komorowskiego wspólnie z sędziami TK. Do Sejmu trafił latem 2013 r. Jego głównym celem było doprowadzenie do usprawnienia postępowania przed Trybunałem, w którym wiele spraw czeka na rozpoznanie po kilkanaście i więcej miesięcy.
Sami sędziowie wskazywali, że powodem takiej sytuacji jest procedura nakazująca rozpoznawanie spraw w pięcioosobowych i większych składach - podczas gdy do części prostszych skarg wystarczyłyby składy trzyosobowe. Temu celowi służy też możliwość rozpatrywania mniej skomplikowanych spraw na posiedzeniu, a nie na rozprawie (gdy do wydania wyroku wystarczą pisemne stanowiska stron). Nie będzie też już obowiązywała zasada dyskontynuacji, która anulowała wszystkie nierozpoznane wnioski posłów z chwilą końca kadencji Sejmu - wówczas posłowie nowej kadencji wniosek ponawiali, a część trybunalskiej procedury była powtarzana.
Sejm - w porównaniu z wersją prezydencją - wprowadził do projektu kilka zmian. Najważniejsza to wyeliminowanie z ustawy uprawnienia środowisk prawniczych do wskazywania Sejmowi kandydatów na sędziów TK. Komorowski chciał, by kandydatów na sędziego TK miała zgłaszać nie tylko grupa posłów - jak obecnie - ale także Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny, krajowe rady sądownictwa i prokuratury, samorządy prawnicze i ośrodki akademickie. Spośród tych osób prezydium Sejmu lub grupa posłów zgłaszaliby kandydatury, z których Sejm wybierałby sędziów. Osoby z parlamentu i kierowniczych stanowisk w państwie mogłyby ubiegać się o wybór po czteroletniej karencji - tak, aby nie musiały się wyłączać z rozpoznawania w Trybunale skarg na ustawy, które wcześniej uchwalały jako parlamentarzyści.
Senat w ramach poprawek zaproponował przywrócenie tych zapisów, ale Sejm je odrzucił. Naczelna Rada Adwokacka, która była jedną z instytucji apelujących o przywrócenie udziału środowisk prawniczych w procedurze, po zamknięciu tej sprawy przez parlament zapowiedziała, że zaproponuje oficjalnie posłom, aby do TK wybrać prof. Piotra Kardasa - karnistę z UJ, adwokata.
Za sprawą innej senackiej poprawki w ustawie podkreślono, że akta w TK są jawne, a usunięto z niej zapis, że prezes TK będzie wybierany na 4-letnią kadencję, doprecyzowano też kwalifikacje osób mających sprawować funkcję sędziego TK: mają to być osoby o kwalifikacjach takich jak sędziego Sądu Najwyższego, a w dniu wyboru sędziowie muszą mieć nie mniej niż 40 lat, a nie więcej niż 67 lat.
Kandydatów na pięciu sędziów TK powinniśmy poznać już niebawem, bo do końca tego roku wygasają dziewięcioletnie kadencje pięciorga obecnych sędziów: Marii Gintowt-Jankowicz, Wojciecha Hermelińskiego, Marka Kotlinowskiego, Zbigniewa Cieślaka i Teresy Liszcz - to jedna trzecia składu TK. W związku z wyborami 25 października (po których nowy Sejm zacznie prace najwcześniej w listopadzie) postanowiono, że jeszcze Sejm tej kadencji wybierze piątkę nowych sędziów - apelowali o to niedawno czterej byli prezesi Trybunału.
Sejm uchwalił, by kandydatury na tych pięciu sędziów TK składać do końca września, potem nastąpią przesłuchania w komisji sprawiedliwości i głosowanie. Do wyboru kolejnych członków TK będzie się stosować docelowe zapisy nowej ustawy, w myśl których kandydaci na nowych sędziów mają być zgłoszeni co najmniej trzy miesiące przed ich wyborem w miejsce sędziów, których kadencje wygasają.
W parlamencie spierano się także o to, czy udział prokuratury i rządu w postępowaniach przed TK ma być obowiązkowy, czy fakultatywny. Prokurator generalny Andrzej Seremet krytykował propozycję eliminacji udziału prokuratury ze spraw TK. Negatywnie oceniły ją też krajowe rady sądownictwa oraz prokuratury, adwokatura i RPO podkreślając, że szef PG przed TK działa w interesie publicznym. W efekcie Sejm przywrócił obowiązkowy udział Prokuratora Generalnego w każdej sprawie w TK.
Trybunał Konstytucyjny bada zgodność z konstytucją przepisów polskiego prawa, co może zaskarżyć tam obywatel, Prezydent RP, Rzecznik Praw Obywatelskich, Prokurator Generalny, SN, NSA, sądy mogą też zadawać mu pytania prawne. TK rozstrzyga też spory kompetencyjne między centralnymi konstytucyjnymi organami państwa. Orzeka również o zgodności z konstytucją celów lub działalności partii politycznych. Jego zadaniem jest także stwierdzanie przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej. Orzeczenia TK są ostateczne i nie podlegają dalszemu zaskarżeniu w kraju.
Z dorocznego sprawozdania z działalności TK za 2014 r. wynika, że do Trybunału wpłynęło w tym czasie łącznie 530 spraw – wniosków, pytań prawnych i skarg konstytucyjnych. Było to o 10 proc. więcej niż w 2013 r. 71 proc. wszystkich spraw to skargi konstytucyjne. W zeszłym roku Trybunał rozpoznał 157 spraw i wydał 119 orzeczeń – część spraw została rozpoznana łącznie. Wśród 119 orzeczeń było 71 wyroków rozstrzygających sprawy merytorycznie i 48 postanowień o umorzeniu postępowania. Czas merytorycznego załatwiania sprawy uległ skróceniu - w 2014 r. do 18 miesięcy. Ponadto TK wydał w tym okresie 818 postanowień i zarządzeń w ramach kontroli wstępnej skarg konstytucyjnych i wniosków od organizacji mających ograniczoną możliwość zaskarżania przepisów do TK (np. Krajowa Rada Sądownictwa może zaskarżać tylko przepisy dotyczące sądów - PAP).
W 2014 r. Trybunał otrzymał 375 skarg konstytucyjnych, wydał 620 postanowień w trybie ich wstępnej kontroli. Dla porównania w 1998 r. - pierwszym pełnym roku funkcjonowania skargi konstytucyjnej, wpłynęło ich 165. W całym okresie, od 17 października 1997 r. do 31 grudnia 2014 r., wpłynęły do Trybunału 4674 skargi konstytucyjne (średnio rocznie 260). W tym okresie Trybunał wydał 8533 postanowień i zarządzeń na etapie wstępnej kontroli skarg (średnio rocznie 474), w tym: 3644 postanowienia, czyli 78 proc. wszystkich skarg, stanowiły odmowę nadania dalszego biegu.
Były minister nie skseruje sądowych akt
Danuta Frey, 30.08.2015; http://www4.rp.pl/W-sadzie-i-urzedzie/3 ... h-akt.html
Prezes sądu miał prawo odmówić byłemu ministrowi sprawiedliwości wglądu w całość akt sprawy karnej.
Były minister sprawiedliwości – prokurator generalny w 1993 r. w rządzie Hanny Suchockiej wystąpił w 2012 r. do prezesa Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia o możliwość wykonania kserokopii akt sprawy karnej Adama Humera i innych.
Nieżyjący już Adam Humer to zbrodniarz stalinowski, wicedyrektor Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Skazany w 1994 r. za wymuszanie zeznań torturami. Minister Jan P. wyjaśnił we wniosku, że m.in. na podstawie akt sądowych tego procesu zamierza napisać trzecią książkę naukową z trylogii o zbrodniach komunistycznych.
Zgodnie z art. 156 § 1 kodeksu postępowania karnego akta sprawy sądowej, wraz z możliwością sporządzania odpisów, udostępnia się stronom, obrońcom, pełnomocnikom i przedstawicielom ustawowym. Za zgodą prezesa sądu akta mogą być udostępnione również innym podmiotom. Taką zgodę Jan P. uzyskał, ale bez prawa sporządzania kserokopii.
W skardze do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie były minister stwierdził, że art. 156 § 1 k.p.k. nie ma w jego sprawie zastosowania. Podstawą wniosku są przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej. Były minister nie powołał się jednak na żaden konkretny przepis.
Informacją publiczną jest akt oskarżenia i ogłoszony wyrok sądu karnego
Uczynił to sąd, oddalając skargę. W ocenie WSA akta postępowania przed sądem karnym nie stanowią, jako całość, informacji publicznej. Dostęp do nich jest uregulowany przepisami k.p.k. – stwierdził sąd.
W skardze kasacyjnej Jan P. powołał się na art. 13 i art. 14 ustawy o dostępie do informacji publicznej, regulujące udostępnianie informacji publicznej na wniosek.
Jego zdaniem pomyłką jest powoływanie się na art. 156 k.p.k. w sytuacji, gdy wspomniane akta, które mają już tylko znaczenie archiwalne, zawierają w całości informacje publiczne.
Naczelny Sąd Administracyjny zgodził się jednak ze stanowiskiem sądu pierwszej instancji, że żądanie udostępnienia akt jako zbioru materiałów nie jest wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej. Jan P. domagał się dostępu do tego zbioru, ale nie do informacji publicznej. Jego wniosek nie mógł być w ogóle rozpatrzony w tym trybie. Udostępniane jako informacja publiczna mogą być jednak elementy akt – wyjaśniła sędzia Małgorzata Pocztarek. – Warunkiem jest ustalenie, o jakie informacje chodzi.
Informacją publiczną będzie np. akt oskarżenia czy wyrok ogłoszony przez sąd karny oraz jego uzasadnienie.
Sygnatura akt: I OSK 1680/14
Stanowisko NRA w sprawie stawek adwokackich
kapt,30.08.2015; http://www4.rp.pl/Adwokaci/308309985-St ... ckich.html
Prezydium NRA podjęło uchwały, w których odnosi się do projektów rozporządzeń w sprawie opłat za czynności adwokackie i radcowskie oraz w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy obrońcy z urzędu.
Opinie dotyczą projektów rozporządzeń:
- w sprawie opłat za czynności adwokackie;
- w sprawie ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielanej przez adwokata z urzędu;
- w sprawie opłat za czynności radców prawnych;
- w sprawie ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej przez radcę prawnego z urzędu;
- zmieniającego rozporządzenie w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy obrońcy z urzędu.
Z uwagi na istotę rozporządzeń w sprawie ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej przez adwokata/radcę prawego z urzędu, Prezydium NRA poinformowało ministerstwo, iż postanowiło, przekazać ww. rozporządzenia pod obrady wrześniowego posiedzenia Naczelnej Rady Adwokackiej, która na podstawie art. 29 pkt 2 ustawy Prawo o adwokaturze wyda do nich opinię.
W piśmie skierowanym do MS zwrócono również uwagę na wcześniejszą adnotację resortu sprawiedliwości, że w przypadku nieprzekazania opinii do dnia 25 sierpnia 2015 r. uznane to zostanie jako przedstawienie pozytywnej opinii.
- Ustawa Prawo o adwokaturze nie przewiduje dorozumianego wyrażania opinii - stwierdzili adwokaci powołując się na przepisy.
Opinie:
NRA pozytywnie zaopiniowało projekt rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości w sprawie opłat za czynności adwokackie i radcowskie, przy czym zgłosiła postulat o wykreślenie z obu projektów rozporządzeń postanowień § 12 ust. 4 projektów, tłumacząc, że nie ma powodów, aby w sprawach z wyboru wprowadzać ograniczenia dotyczące wysokości kwot zasądzonych na rzecz strony wygrywającej proces.
W projektach rozporządzeń dotyczących ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej przez adwokata lub radcę prawnego z urzędu, a także w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy obrońcy z urzędu NRA postanowiła:
- negatywnie zaopiniować proponowany § 1 pkt. 1) projektu rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości zmieniającego rozporządzenie w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy z urzędu zawierający propozycję zmiany § 4 ust. 2 pkt. 4 rozporządzenia w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy z urzędu;
- pozytywnie zaopiniować § 1 pkt 2) projekt rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości zmieniającego rozporządzenie w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy z urzędu zawierający propozycję zmiany § 6 ust. 2 rozporządzenia w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy z urzędu, postulując jednakże zastąpienie zwrotu „w terminie 7 dni" określeniem „w terminie określonym przez prezesa właściwego sądu wynoszącym co najmniej 7 dni";
- negatywnie zaopiniować proponowany § 1 pkt. 3) projektu rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości zmieniającego rozporządzenie w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy z urzędu zawierający propozycję zmiany § 9 ust. 1 rozporządzenia w sprawie sposobu zapewnienia oskarżonemu korzystania z pomocy z urzędu.
Radca z urzędu nie musi spełniać wszystkich życzeń klienta
Mateusz Adamski, 29.08.2015; http://www4.rp.pl/Radcowie/308299950-Ra ... ienta.html
Wyznaczenie pełnomocnika z urzędu do wniesienia skargi kasacyjnej nie nakłada na niego obowiązku sporządzenia określonego środka zaskarżenia zgodnie z życzeniem klienta – wskazał Sąd Apelacyjny w Białymstoku.
Osadzony w areszcie śledczym Janusz J. (imię fikcyjne) pozwał radcę ustanowionego mu przez sąd z urzędu za naruszenie dóbr osobistych. Domagał się od prawnika 80 tys. zł.
O co chodziło? Otóż radca sporządził opinię prawną, w której wskazał na niemożliwość sporządzania skarg konstytucyjnych w 129 sprawach z uwagi na nakład pracy, który uniemożliwi ich przygotowanie w ustawowym terminie. Jednocześnie prawnik wniósł wniosek o zwolnienie go od reprezentowania klienta jako pełnomocnika z urzędu, na co sąd przystał.
Janusz S. zarzucił swojemu pełnomocnikowi naruszenie zasad etyki radcy prawnego, brak szacunku, pozbawienie go prawa do obrony, co w jego ocenie naruszało dobra osobiste.
Sąd Okręgowy w Białymstoku nie dopatrzył się jednak w opisywanej sprawie naruszenia prawa, i oddalił pozew.
Ten wyrok podtrzymał Sąd Apelacyjny (sygn. akt I ACa 922/14), wyjaśniając, iż wyznaczenie pełnomocnika z urzędu w celu wniesienia skargi konstytucyjnej nie nakłada na wyznaczonego pełnomocnika obowiązku sporządzenia określonego środka zaskarżenia zgodnie z życzeniem klienta. Nakłada natomiast jedynie obowiązek – w razie stwierdzenia braku podstaw do wniesienia skargi – sporządzenia w tym przedmiocie pisemnej opinii prawnej i dołączenie jej do zawiadomienia skierowanego do sądu oraz strony, co też pozwany radcy uczynił. – Wraz z wykonaniem tych czynności ustaje obowiązek udzielenia pomocy prawnej spoczywający na wyznaczonym radcy prawnym – wskazał sąd.
Dotyczy zapewne również radców prawnych:


Sądy i jednostki samorządu terytorialnego dopisują dłużników do BIG
1 lipca br. weszła w życie nowelizacja Kodeksu Karnego, zgodnie z którą ponad 3 tys. instytucji takich jak jednostki samorządu terytorialnego i sądy, musi zgłaszać dłużników do wszystkich czterech działających w Polsce biur informacji gospodarczej.
Dzięki nowym przepisom do baz biur informacji gospodarczej są dopisywane dane dotyczące niezapłaconych grzywien, nawiązek na rzecz Skarbu Państwa, kwot pieniężnych stanowiących przedmiot przepadku, kosztów sądowych, czy pieniężnych kar porządkowych. Do wszystkich BIG trafiają też informacje o zaległościach alimentacyjnych i nieuregulowanych opłat z tytułu pobytu dziecka w pieczy zastępczej.
Przekazywanie takich informacji nie wymaga zawarcia przez sądy, czy jednostki samorządu terytorialnego umowy z BIG. Wystarczy podstawa prawna, którą stanowi Ustawa o zmianie ustawy Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw z 20 marca 2015 r.
Efekt po wejściu w życie nowelizacji widoczny jest od razu, np. przez pierwsze dwa miesiące od wejścia w życie nowych przepisów, do Rejestru Dłużników ERIF zgłosiło się ponad 550 jednostek zainteresowanych dopisywaniem dłużników do bazy danych biura. Aby usprawnić proces nawiązania współpracy, Rejestr Dłużników ERIF BIG S.A. przygotował specjalny Elektroniczny generator konta użytkownika, który ułatwia rejestrację konta i jego pełną aktywację w Systemie ERIF. Od lipca zarejestrowane w Rejestrze Dłużników ERIF jednostki rozpoczęły proces przekazywania danych. W czasie pierwszych dwóch miesięcy obowiązywania znowelizowanej ustawy baza Rejestru Dłużników ERIF powiększyła się o ponad 57 tys. spraw z tytułów prawnych objętych Ustawą.
Korzyści z nowych przepisów
Dzięki zmianie przepisów wzrosła wartość i użyteczność baz danych biur informacji gospodarczej. Większa liczba informacji, z których firmy i instytucje mogą korzystać, oznacza lepsze zabezpieczenie przed ryzykiem utraty płynności finansowej. A to z kolei sprawia, że współpracujące z biurami informacji gospodarczej przedsiębiorstwa chętniej sięgają do jeszcze bardziej obszernych baz danych.
Zyskują również jednostki samorządu terytorialnego i sądy, które poprzez współpracę z BIG mogą usprawnić swoje procesy odzyskiwania należności. Negatywny wpis do Rejestru zwykle motywuje osoby zadłużone do spłaty zaległych zobowiązań. Spotykają się one bowiem z sankcjami wynikającymi z posiadania negatywnej informacji w BIG takimi jak np. odmowa kredytu, czy pożyczki.
Dodatkowo biura informacji gospodarczej oferują jednostkom samorządu terytorialnego wsparcie w odzyskiwaniu należności od nierzetelnych płatników nie tylko za niezapłacone alimenty, opłatę za pobyt dziecka w pieczy zastępczej, czy zaległości wobec sądów. Do BIG można również zgłaszać dane dotyczące prowadzonych działań windykacyjnych i egzekucyjnych w Urzędach Miast i Gmin oraz ich jednostkach pomocniczych.
Do Rejestru Dłużników ERIF BIG najczęściej są dopisywane m.in. sprawy z tytułu: umowy najmu lokalu, opłaty za uszkodzenie lub niezwrócenie materiałów bibliotecznych, opłaty za użytkowanie wieczyste gruntu, odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu, odszkodowania za zajmowanie lokalu bez tytułu prawnego, bezumownego korzystania z gruntu, umowy o dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków, opłaty za usługi komunalne, umowy przewozu osób i bagażu w komunikacji masowej, zwrotu bonifikaty udzielonej od ceny nabycia nieruchomości, umowy o wywóz nieczystości, zwrotu bonifikaty od opłaty z tytułu przekształcenia prawa użytkowania wieczystego w prawo własności nieruchomości, umowy o dostarczanie energii cieplnej, opłata za brak opłaty w strefie płatnego parkowania.

Dokończymy reformę k.p.k
PIOTR KRUSZYŃSKI Powołałem zespół, który ma zająć się reformą postępowania przygotowawczego, a także powierzyłem zadanie opracowania nowego modelu prokuratury
Od wprowadzenia reformy procedury karnej minęły prawie dwa miesiące. Można już przesądzić, czy to sukces, czy porażka?
Reforma będzie sukcesem. Ale jak wiadomo, każdy początek bywa trudny. Pełną kontradyktoryjność i jej zalety zobaczymy dopiero, jak ruszą procesy sądowe według nowych zasad. Widać już jednak, że sądy bardziej powściągliwie stosują areszty tymczasowe. Precyzyjnie określa się godzinę aresztu, poucza się strony w znacznie szerszym zakresie niż do tej pory o ich prawach i obowiązkach. Na razie wpływają akty oskarżenia, więc z recenzjami siłą rzeczy trzeba trochę zaczekać.
Właśnie. Ale tych oskarżeń jest jak na lekarstwo. To pana nie niepokoi?
Nie. Może skoro nowa procedura zmusza prokuratorów do tego, aby nie byli na rozprawie biernymi widzami, tylko jej aktywnymi uczestnikami, to prokuratury z większym namysłem wnoszą akty oskarżenia. Gdyby tak było, tobym się naprawdę cieszył.
Mówi pan to jako adwokat?
I jako adwokat, i jako prawnik i przede wszystkim jako obywatel. Jeśli skutkiem reformy będą bardziej przemyślane akty oskarżenia, to jest to już wielki sukces.
Czy reforma jest dokończona?
Oczywiście, że nie. Znowelizowano głównie przepisy dotyczące postępowania sądowego. Powołałem zespół, który ma przystąpić do kolejnego etapu i zająć się reformą postępowania przygotowawczego. W skład tego zespołu weszli praktycy i teoretycy.
Czyli szykuje się reaktywacja projektu Ruchu Palikota – pana autorstwa – który zakładał wprowadzenie do polskiego systemu prawnego sędziego do spraw postępowania przygotowawczego?
Nie, to będzie nowy projekt. Choć oczywiście celem zmian będzie wprowadzenie instytucji m.in. sędziego do spraw postępowania przygotowawczego. Pragniemy jednak zaproponować zmiany bardziej kompleksowe. Trzeba pomyśleć, jak ustalić wzajemne relacje między sędzią do spraw postępowania przygotowawczego, prokuratorem i policją.
Rząd wstrzymał prace nad reformą prokuratury. Komisja zajmie się także tym tematem?
Bez tego nie ma mowy o kompleksowej zmianie w postępowaniu przygotowawczym. Mogę zdradzić, że powierzyłem zadanie opracowania nowego modelu prokuratury w postępowaniu przygotowawczym wybitnemu praktykowi, prokuratorowi Januszowi Śliwie.
Wprowadzenie sędziego do spraw postępowania przygotowawczego jest już przesądzone?
Dla mnie wprowadzenie tej instytucji jest niezbędne. Pomysł będzie jednak poddany pod dyskusję komisji kodyfikacyjnej.
Ale wielu członków komisji kodyfikacyjnej – delikatnie mówiąc – sceptycznie odnosi się do tego pomysłu.
Często problem bierze się z totalnego nieporozumienia. Nam nie chodzi o wprowadzenie sędziego śledczego typowego dla modelu francuskiego. Ta instytucja jest powszechnie krytykowana i odchodzi do lamusa. Nam zależy na wprowadzeniu rozwiązań odwołujących się do tradycji niemieckiej czy włoskiej. Najważniejsze decyzje procesowe w postępowaniu przygotowawczym powinny trafić w ręce niezawisłego sędziego do spraw postępowania przygotowawczego. Chodzi zwłaszcza o te czynności, które dotyczą ograniczenia praw jednostki oraz kontroli prawidłowości utrwalania dowodów.
Ale ten pomysł już kiedyś komisja kodyfikacyjna odrzuciła.
Niektórzy mylili te dwie instytucje – sędziego śledczego i sędziego do spraw postępowania przygotowawczego. Nie będę nikogo stygmatyzował i wskazywał palcem, kto tego nie rozumiał. We wszystkich państwach cywilizowanej Europy sędzia nadzoruje postępowanie przygotowawcze i oprócz funkcji kontrolnych czasem utrwala niektóre dowody. Jednego jestem pewien: tak długo jak będę przewodniczącym komisji kodyfikacyjnej, nie odstąpię od tej idei. Taki sędzia byłby gwarantem przestrzegania praw obywatelskich na etapie postępowania przygotowawczego.
Niektórzy przekonują, że to rozwiązanie może się okazać niebezpieczne. Dziś sąd aż w 19 kwestiach kontroluje postępowanie przygotowawcze, ale praktycznie za każdym razem zajmuje się tym inny sędzia. Po wprowadzeniu sędziego do spraw postępowania przygotowawczego miałaby to robić jedna osoba. W jej ręku znalazłyby się decyzje dotyczące tymczasowego aresztowania, zabezpieczenia majątkowego, zgody na podsłuch, zatrzymanie rzeczy czy obserwacji psychiatrycznej. Ludzie mają tendencje do obrony własnych decyzji...
Każdemu jest trudno przyznać się do błędu. Dlatego kwestią otwartą pozostaje to, czy taki sędzia ma decydować o tymczasowym areszcie. Przyjęliśmy tak w założeniach zmian. Ale nie będziemy się przy tym upierać. W Niemczech odebrano tę kompetencję sędziemu do spraw postępowania przygotowawczego i powierzono ją specjalnemu sędziemu do spraw aresztu. Najważniejsze jest to, aby taka osoba była do dyspozycji stron i kontrolowała legalność działania prokuratora i policji. To sędzia powinien rozpatrywać zażalenia na decyzje tych organów, on co do zasady powinien decydować o środkach przymusu, np. o poręczeniach powyżej pewnej kwoty, np. 100 tys. zł. I na zasadzie wyjątku powinien móc utrwalać niektóre dowody dla sądu, jeśli mają one szczególne znacznie.
Rozumiem, że ta grupa sędziów miałaby funkcjonować w ramach specjalnych wydziałów w sądach okręgowych?
Odstąpiliśmy od tego. Mogliby to być także sędziowie sądów rejonowych z wystarczającym doświadczeniem, prokuratorzy, adwokaci, radcowie prawni. Ale warunek musi być jeden: to nie mogą być nowicjusze, tylko osoby, które wykonują swój zawód 5 czy 10 lat. Tacy sędziowie działaliby w ramach sądów i specjalnie powołanych wydziałów do spraw postępowań przygotowawczych.
Wśród sędziów karnistów chyba trudno będzie znaleźć ochotników...
Nie sądzę, żeby był to problem. Ale jeżeli będzie za mało chętnych wśród obecnych sędziów, to tę lukę będą mogli wypełnić prokuratorzy, adwokaci, radcy prawni, notariusze. Wszystkie te osoby mogą zostać przecież sędziami.
Skoro zmiany w postępowaniu przygotowawczym mają być kompleksowe, to czy komisja zamierza pochylić się także nad obecnym podziałem na śledztwa i dochodzenia?
Dzisiejszy podział jest rzeczywiście sztuczny i nie ma potrzeby utrzymania go w przyszłości. Ale najważniejsze jest to, jaką rolę miałaby pełnić policja.
Właśnie, jaką?
Oczywiście w gestii policji pozostałyby czynności wykrywacze i rozpoznawcze, a wyjątkowo czynności procesowe. Funkcjonariusz przesłuchiwałby w ramach śledztwa zleconego przez prokuratora albo tylko w przypadkach niecierpiących zwłoki i tylko na protokół uproszczony. Generalnie świadków przesłuchiwałby prokurator na pełen protokół, a jeżeli dany dowód miałby być zabezpieczony dla sądu, to robiłby to sędzia do spraw postępowania przygotowawczego.
Kto odpowiadałby za postępowanie przygotowawcze?
Prokurator.
A dlaczego nie policja?
Czynności procesowych powinien dokonywać biegły prawnik: prokurator lub sędzia do spraw postępowania przygotowawczego. Policja nie jest do takich czynności przygotowana, więc powinna je wykonywać tylko wyjątkowo.
Pan jest zwolennikiem poszerzenia grona Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego?
To ministerialny pomysł. Osobiście jestem jego zwolennikiem, ale decyzję podejmuje – na wniosek ministra sprawiedliwości – rząd.
Prof. Piotr Kruszyński, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy Ministrze Sprawiedliwości
Rozmawiała Ewa Ivanova
Wątpliwości prawne załatwione, kolej na dowodowe
Komentarz
Jedno z pytań w wyznaczonym na 6 września referendum dotyczyć ma kwestii rozstrzygania wątpliwości prawnych na korzyść podatnika. Straciła ona jednak na aktualności w momencie uchwalenia przez parlament i podpisania przez prezydenta Bronisława Komorowskiego nowelizacji ordynacji podatkowej, w której do zasad ogólnych prawa podatkowego wpisano już stosowną regulację. To dobry ruch. Czy jednak w praktyce sporu z fiskusem zasada ta da wystarczające gwarancje ochrony praw podatnika? Są co do tego obawy.
Ich podstawą jest to, że oprócz wątpliwości prawnych ważne są też kwestie dowodowe. Na razie ordynacja podatkowa nie zawiera postanowień, które jasno określałyby, kto musi udowodnić określone okoliczności oraz co zrobić, gdy w danej sprawie są rozbieżności co do oceny faktów.
Warto więc się zastanowić, czy kolejnym krokiem na drodze do poprawy stosunków fiskus – podatnik nie powinno być właśnie wprowadzenie do ordynacji przepisów regulujących ciężar dowodu i powiązanie ich z zasadą niedających się usunąć wątpliwości na korzyść strony postępowania. Być może warto rozpocząć publiczną dyskusję na ten temat, by sprawę rozstrzygania wątpliwości w sprawach podatkowych uregulować całościowo w jednej z kolejnych nowelizacji. I w zasadzie teraz to o wątpliwości dowodowe prezydent powinien pytać obywateli we wrześniowym referendum.
EC
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 09 01

Spis treści
Urzędówki: koszty procesu do zaskarżenia………………………………………….1
Skargę kasacyjną będzie można uzupełnić……………………………………..2
Reforma etapu przygotowawczego: Pojawi się sędzia do spraw postępowania przygotowawczego……………………………………………….3
Posłowie przegłosowali ustawę przez pomyłkę. Prezydent kieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego…………………………………..4
Centra obsługi oraz asystenci podatnika - tak skarbówka chce pomóc obywatelom……………….……………………………………………………..5
Adw. Radosław Baszuk: Bogaty zbiór orzeczeń w sprawach dyscyplinarnych jest już ogólnie dostępny……………6
Wniosek o wyłączenie sędziego musi mieć solidne podstawy…………………….8
…………………..11
…………………….13
…………………….13
…………………….16
…………………………………………………………………….18


ZOBACZ:http://www4.rp.pl/TVRPPL/308319999-Kosz ... zenie.html

>>>

Urzędówki: koszty procesu do zaskarżenia
Agata Łukaszewicz, 31.08.2015; http://www4.rp.pl/Uslugi-ceny-zarobki/3 ... zenia.html
Wysokość wynagrodzenia za urzędówki można kwestionować.
Wchodzi właśnie w życie nowelizacja procedury karnej. Rozszerza katalog sądowych postanowień możliwych do zaskarżenia. Chodzi o koszty nieopłaconej przez strony pomocy prawnej z urzędu, zasądzone po raz pierwszy przez sąd odwoławczy.
Trybunał Konstytucyjny uznał za niekonstytucyjny przepis, który w takiej sytuacji nie przewidywał możliwości zaskarżenia postanowienia o kosztach nieopłaconej pomocy. Sprawa trafiła do TK na wniosek mecenas, która jako ustanowiona z urzędu pełnomocniczka pokrzywdzonej złożyła zażalenie na postanowienie prokuratora o odmowie wszczęcia śledztwa. Sąd rozpatrujący to zażalenie, działając jako sąd odwoławczy, orzekł w sprawie należnego skarżącej wynagrodzenia z tytułu nieopłaconej pomocy prawnej z urzędu. Skarżąca wniosła zażalenie na to postanowienie, w którym zakwestionowała wysokość przyznanej kwoty. Sąd wyższej instancji pozostawił jednak zażalenie bez rozpoznania, uznając je za niedopuszczalne.
Do katalogu postanowień sądu odwoławczego podlegających weryfikacji przez inny skład tego samego sądu nowe przepisy dodają też koszty procesu. Nowy art. 426 kodeksu postępowania karnego od 1 września brzmi: od postanowienia o zastosowaniu tymczasowego aresztowania wydanego na skutek zażalenia, a także od wydanego w toku postępowania odwoławczego postanowienia o przeprowadzeniu obserwacji, zastosowaniu środka zapobiegawczego, nałożeniu kary porządkowej oraz w przedmiocie kosztów procesu, o których po raz pierwszy orzekał sąd odwoławczy, przysługuje zażalenie do innego równorzędnego składu sądu odwoławczego.



Reforma etapu przygotowawczego: Pojawi się sędzia do spraw postępowania przygotowawczego
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/8 ... czego.html
Sędzia do spraw postępowania przygotowawczego kontrolowałby działania prokuratora i policji. Gwarantowałby w ten sposób ich obiektywizm
Po wielkiej reformie postępowania sądowego czas na zmiany etapu przygotowawczego. Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przy ministrze sprawiedliwości rozpoczęła już prace nad jego reformą. Powołano zespół, który opracuje szczegóły. Punktem wyjścia będzie wprowadzenie do polskiej procedury karnej nowej instytucji: sędziego do spraw postępowania przygotowawczego. Zlikwidowany ma być też podział na śledztwa i dochodzenia. Tak przynajmniej wynika z projektu założeń reformy.
– We wszystkich państwach cywilizowanej Europy sędzia nadzoruje postępowanie przygotowawcze i, oprócz funkcji kontrolnych, czasem utrwala niektóre dowody. Jednego jestem pewien: tak długo, jak będę przewodniczącym komisji kodyfikacyjnej, nie odstąpię od tej idei – mówił w wywiadzie dla DGP prof. Piotr Kruszyński, przewodniczący komisji („Dokończymy reformę k.p.k.” – DGP 168/2015).
Poznaliśmy szczegóły tej koncepcji.
Więcej obiektywizmu
Zmiany mają mieć charakter kompleksowy. Na nowo mają być ustalone relacje między sędzią do spraw postępowania przygotowawczego, prokuratorem i policją: ten pierwszy ma przede wszystkim sprawować kontrolę nad legalnością działania tych ostatnich. Sędzia ma rozpatrywać zażalenia na decyzje organów ścigania (np. zatrzymanie rzeczy, przeszukanie, zatrzymanie, zastosowanie poręczenia majątkowego, dozoru policji czy zakazu opuszczania kraju). Poza tym miałby wyrażać zgodę na np. przesłuchanie małoletniego świadka czy pokrzywdzonego niektórymi przestępstwami dotyczącymi wolności seksualnej. Decydowałby też o zwolnieniu z tajemnicy państwowej, z tajemnic zawodowych, a także przyznawałby status świadka incognito.
W rękach sędziego ds. postępowania przygotowawczego spoczywałyby decyzje związane z ingerencją w prawa i wolności obywateli: wyrażałby więc zgodę na obserwację w zakładzie leczniczym czy na stosowanie podsłuchów. To on podejmowałby decyzję w sprawie tymczasowego aresztowania, wydania listu żelaznego czy przepadku przedmiotu poręczenia majątkowego. Taki sędzia wyjątkowo zajmowałaby się także przeprowadzaniem na wniosek stron niektórych dowodów – co do zasady bowiem prezentowane są one dopiero w sądzie. Wnioski prokuratora lub podejrzanego o przesłuchanie świadka nie byłyby jednak dla sędziego do spraw postępowania przygotowawczego wiążące. Mógłby odmówić takiego przesłuchania, jeśli uzna, że bez straty dla procesu dowód ten może poczekać na etap sądowy.
Mniej inkwizycyjności
Reformy postępowania przygotowawczego od dawna domagają się zarówno prokuratorzy, jak i obrońcy. Ale pomysł budowania jej oparty na instytucji sędziego do spraw postępowania przygotowawczego budzi mieszane uczucia. Z jednej strony jest kuszący, bo nawiązuje do funkcjonującej w Polsce międzywojennej instytucji sędziego śledczego, ale z drugiej – jak wskazuje wielu – kłóci się z wprowadzoną od 1 lipca reformą postępowania sądowego. Przy skrajnej kontradyktoryjności nie ma miejsca na takiego sędziego w postępowaniu przygotowawczym: bo dowody powinny być co do zasady przeprowadzane przed sądem, a nie gromadzone w postępowaniu przygotowawczym.
– Przecież zakres nadzoru sądu nad postępowaniem przygotowawczym jest już dziś duży: stosowanie środków zapobiegawczych, kontrola umorzeń i odmów wszczęcia postępowania, niektóre przesłuchania – wskazywał Tomasz Szafrański, prokurator w biurze prokuratora generalnego podczas debaty w DGP.
– Powierzenie wszystkich decyzji jednej osobie to niedobry pomysł. Ludzie mają skłonność do potwierdzania przekonania o swojej nieomylności – przekonywał.
Tę opinię podziela mec. Krzysztof Stępiński.
– Z sędzią śledczym (czy sędzią do spraw postępowania przygotowawczego) jest trochę tak jak z JOW-ami: wszystkim się to bardzo podoba, a prawie nikt nie wie, o co chodzi. Dramatem byłoby powierzenie kontroli nad postępowaniem przygotowawczym jednej osobie, bo każdy ma skłonność do obrony własnych decyzji – tłumaczył podczas debaty w DGP.
Jak twierdzi prok. Szafrański, skoro już poszerzono zakres obowiązków prokuratora na rozprawie sądowej i zlikwidowano tryb uproszczony, to powinna temu towarzyszyć raczej redukcja jego obowiązków w postępowaniu przygotowawczym powiązana z poszerzeniem i profesjonalizacją działań procesowych policji. A tego nie przeprowadzono.
– Nie demonizowałbym pomysłu sędziego do spraw postępowania przygotowawczego. Bo już obecnie mamy przecież nadzór sądu nad postępowaniem przygotowawczym, tyle że dziś wykonują te czynności różni sędziowie – przyznaje też Jacek Skała, szef Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury.
Jak wyjaśniał w czasie debaty DGP, mówimy tak naprawdę o specjalizacji sędziów, o sekcji nadzorującej wyłącznie postępowania przygotowawcze.
– To nie jest trudna operacja. Pytanie, czy przyniosłaby jakościową zmianę w nadzorze nad postępowaniem przygotowawczym. I czy znaleźliby się chętni sędziowie – dodawał.
Ale część komentatorów wskazuje, że tylko wprowadzenie instytucji sędziego do spraw postępowania przygotowawczego zagwarantuje realny obiektywizm śledztwa. Dziś bowiem prowadzący je prokurator zawsze stoi przed dylematem: czy być skutecznym oskarżycielem i zebrać mocny materiał, by dowieść winy, czy być bezstronnym w zbieraniu dowodów zarówno na korzyść, jak i niekorzyść podejrzanego, a tym samym ryzykować sądową przegraną. ©?
Artykuł z dnia: 2015-09-01; Autor:EwaIvanova
Posłowie przegłosowali ustawę przez pomyłkę. Prezydent kieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/8 ... jnego.html
Legislacja
Prezydent Andrzej Duda po raz pierwszy odmówił podpisania ustawy. Postanowił skierować do trybunału wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją przepisów nowelizacji ustawy o kuratorach sądowych z 9 lipca 2015 r. Chodzi o akt prawny, który posłowie przegłosowali... przez pomyłkę.
Gdy niższa izba parlamentu rozpatrywała poprawki Senatu, marszałek Małgorzata Kidawa-Błońska spytała posłów nie o to, kto jest za odrzuceniem poprawek, lecz kto jest za ich przyjęciem. To procedura niezgodna z art. 121 ust. 3 konstytucji. Posłowie przejęzyczenia nie dostrzegli i przegłosowali ustawę w innym brzmieniu, niż chcieli. Na dodatek na biurko prezydenta do podpisu trafił nie dokument rzeczywiście uchwalony przez Sejm, lecz ten, który parlamentarzyści chcieli uchwalić.
Błąd zauważył prof. Bogumił Szmulik, kierownik Katedry Prawa Konstytucyjnego Porównawczego i Współczesnych Systemów Politycznych UKSW, a jako pierwszy opisał go DGP.
Doktor Robert Kropiwnicki (PO), przewodniczący sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, przekonywał na naszych łamach, że dobrze się stało, iż do prezydenta trafiła ustawa w wersji zgodnej z wolą posłów. Większość konstytucjonalistów sądziła jednak inaczej. Jak twierdzili, po pierwsze naruszona została procedura przy rozpatrywaniu poprawek, a po drugie nie można prezydentowi dawać do podpisu innego dokumentu, niż się uchwaliło.
Prezydent teraz podzielił te zastrzeżenia.
– W uzasadnieniu wniosku (do trybunału – red.) prezydent wskazał, iż analiza przebiegu procedury ustawodawczej w zakresie trybu rozpatrzenia przez Sejm poprawek senackich do przedmiotowej ustawy wzbudziła poważne zastrzeżenia co do dochowania konstytucyjnych standardów procesu legislacyjnego – poinformowała Kancelaria Prezydenta.
– Mając na uwadze tak doniosłe wartości jak zaufanie obywatela do państwa oraz stanowionego przez nie prawa, a także obowiązek współdziałania Sejmu i Senatu w realizacji funkcji ustawodawczej, niezbędne jest, by prawo było uchwalane na podstawie procedury niepozostawiającej żadnych wątpliwości – stwierdził prezydent.
Profesor Bogumił Szmulik uważa, że głowa państwa podjęła najlepszą możliwą decyzję. Eksperci byli bowiem podzieleni co do tego, co powinien zrobić Andrzej Duda. Niektórzy twierdzili, że ma prawo ustawę zawetować, gdyż jej poprawienie nastąpiłoby szybciej niż czekanie na orzeczenie TK. – Weto prezydenta sugerowałoby, że nie zgadza się on z przepisami ustawy. W tym przypadku zaś naruszona została procedura. Najlepszym rozwiązaniem było więc skierowanie wniosku do trybunału – tłumaczy prof. Szmulik. ©?
Etap legislacyjny
Ustawa skierowana do Trybunału Konstytucyjnego
Artykuł z dnia: 2015-09-01; Autor:Patryk Słowik
Centra obsługi oraz asystenci podatnika - tak skarbówka chce pomóc obywatelom
http://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly ... telom.html
Teraz wiele spraw będzie można załatwić w jednym miejscu. Administracja podatkowa uruchamia jutro centra obsługi. W całym kraju powstanie ich na razie 50, z czego 9 w Wielkopolsce.
W centrum obsługi będzie można załatwić sprawy niezależnie od miejsca zamieszkania - mówi rzecznik Izby Skarbowej w Poznaniu Małgorzata Spychała-Szuszczyńska. Centra będą działały w ramach ujednoliconych standardów jakości i sposobu obsługi.
W jednostkach załatwimy sprawy podatkowe, ale też będzie można złożyć dokumenty ubezpieczeniowe i załatwić sprawy związane z podatkiem akcyzowym.
Od jutra pracę rozpoczynają też asystenci podatnika. Na razie będzie można skorzystać z ich pomocy w tych urzędach, w których będą działać centra obsługi - mówi Małgorzata Spychała-Szuszczyńska. Asystent podatnika ma wspierać osoby, które zakładają swoje przedsiębiorstwa. Decyzja o wsparciu ze strony asystenta jest dobrowolna. Taka doradcza pomoc może trwać do 18 miesięcy.
Od 1 stycznia asystenci podatkowi będą w każdym Urzędzie Skarbowym.
Źródło: IAR; Artykuł z dnia: 2015-08-31,

Adw. Radosław Baszuk: Bogaty zbiór orzeczeń w sprawach dyscyplinarnych jest już ogólnie dostępny
Publikowane przez nas tezy orzeczeń dotyczą najpoważniejszych, najczęściej występujących i mam nadzieję, że także najciekawszych problemów deontologicznych powstających przy wykonywaniu czynności zawodowych i poza nim – mówi Radosław Baszuk, wiceprezes Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury.
Prawnik.pl: Rok temu ruszył internetowy serwis informacyjny Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury. Czy adwokaci tam zaglądają?
Radosław Baszuk: Jak na niszową w gruncie rzeczy tematykę serwisu, wydaje się, że zainteresowanie nim jest zauważalne. Rekordzista, jakim stał się dział publikacji, odnotował w ciągu roku ponad 3,5 tys. „wejść”, nasz zbiór aktów prawnych ponad 2,5 tys., dział orzecznictwa ponad 1,6 tys., zaś najpopularniejsza informacja w dziale aktualności ponad 2 tys., co wydaje się być nie najgorszym wynikiem.
Prawnik.pl: Co wydarzyło się w serwisie w ciągu tego roku?
RB: Udało nam się zrealizować plan polegający na zapewnieniu wszystkim zainteresowanym, w szczególności adwokatom i aplikantom adwokackim, bezpośredniego dostępu do orzeczeń Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury i Sądu Najwyższego w sprawach dyscyplinarnych. Proces ich gromadzenia, katalogowania, zapewnienia narzędzi ułatwiających ich wyszukiwanie i wykorzystywanie został zakończony. Dysponujemy własną bazą ponad 400 tezowanych orzeczeń obu sądów. Najstarsze pochodzą z lat 30., najnowsze – sprzed miesiąca. Baza orzeczeń jest na bieżąco aktualizowana o nowe pozycje.
Prawnik.pl: Czy Sąd Najwyższy przekazuje do WSD swoje orzeczenia dyscyplinarne?
RB: Naszą bazę orzeczeń tworzyliśmy samodzielnie. Niezależnie od tego udało nam się także uzyskać zgodę Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego na publikowanie zbioru urzędowego „Orzecznictwo Sądu Najwyższego w sprawach dyscyplinarnych". To, jak dotychczas, piętnaście tomów roczników z trzynastu ostatnich lat, kilka tysięcy stron w formacie pdf umożliwiającym wybór konkretnego orzeczenia z poziomu spisu treści, bez konieczności przeszukiwania całego rocznika. Roczniki te, wydawane przez Sąd Najwyższy w bardzo ograniczonym nakładzie książkowym, były niemal niedostępne. Dzięki zgodzie Pani Prezes i opublikowaniu ich w serwisie, bogaty zbiór orzeczeń w sprawach dyscyplinarnych sędziów, adwokatów, notariuszy, prokuratorów, radców prawnych stał się ogólnie dostępny. Kolejne roczniki publikowane będą w serwisie sukcesywnie po ich książkowym wydaniu.
Prawnik.pl: Co jeszcze, poza orzeczeniami, znajdziemy w serwisie?
RB: Rozwijamy dział publikacji. Zawiera on aktualnie 34 dostępne za zgodą autorów lub wydawców pozycje poświęcone tematyce etyki zawodowej i postępowań dyscyplinarnych. To kolejnych kilkaset stron w formacie pdf. Serwis Wyższego Sądu Dyscyplinarnego nie ma obecnie mogącego konkurować z nim pod względem ilości prezentowanych treści, odpowiednika w polskim internecie. Udało nam się zgromadzić w jednym miejscu i udostępnić szereg wartościowych orzeczeń, publikacji dotyczących etyki zawodów prawniczych i odpowiedzialności dyscyplinarnej, wcześniej nieuporządkowanych, rozproszonych lub wręcz niedostępnych. Regularnie zamieszczamy także w serwisie aktualne informacje mające związek z tematyką dyscyplinarną. Odnotowaliśmy z satysfakcją fakt, że serwis wskazywany jest w publikacjach o charakterze naukowym jako źródło informacji o cytowanych orzeczeniach.
Prawnik.pl: Jak szybko publikowane są orzeczenia?
RB: Najnowsze tezy opublikowane w serwisie pochodzą z orzeczeń i postanowień wydanych na przełomie czerwca i lipca tego roku. Publikacja tez następuje po sporządzeniu i podpisaniu uzasadnień oraz doręczeniu odpisów stronom. Z ogółu opublikowanych orzeczeń i postanowień blisko siedemdziesiąt wydanych zostało w tej kadencji WSD. Wydaje mi się, że wszystko co ciekawe i warte udostępnienia, publikowane jest na bieżąco, choć jest to oczywiście subiektywny pogląd.
Prawnik.pl: W bazie są wszystkie orzeczenia dyscyplinarne?
RB: Do publikacji trafia jedynie część orzeczeń i postanowień. Te, które oceniamy jako interesujące, wartościowe dla praktyki dyscyplinarnej i realizacji ustawowego zadania adwokatury jakim jest krzewienie etyki zawodowej. Staramy się nie powtarzać tez już utrwalonych, funkcjonujących w praktyce. Wreszcie, to co publikujemy, to tezy uzasadnień rozstrzygnięć w konkretnych sprawach, takich które w wyniku kontroli odwoławczej poddane zostały rozstrzygnięciu WSD. Zauważalny brak większej ilości orzeczeń w kwestiach aktualnie interesujących środowisko, przykładowo dotyczących reklamy lub konfliktu interesów, wynika z tego, że sprawy takie nie trafiają do sądu odwoławczego lub trafiają bardzo rzadko.
Prawnik.pl: Patrząc na portale społecznościowe skupiające też adwokatów, widzimy, że mają dylematy związane z wykonywaniem zawodu pod względem zasad etyki. Czy w serwisie WSD znajdą odpowiedzi na pytania związane z relacjami z klientami czy sądami?
RB: Odpowiedź, a może raczej próbę odpowiedzi, na część z nich – tak. Na pewno nie na wszystkie. Nie jest tak, że lektura zbioru zasad etyki wsparta orzecznictwem dyscyplinarnym rozwiąże wszystkie możliwe dylematy związane z wykonywaniem zawodu. Zbiór zasad etyki i godności zawodu nie jest kodeksem w znaczeniu normatywnym. Nie zawiera katalogu wszystkich zalecanych lub zakazanych zachowań, zaś powinność zachowań zgodnych z zasadami etyki oraz strzeżenia godności zawodu nie jest ograniczona do sytuacji uregulowanych w zbiorze. Nie jest też tak, że w każdej sytuacji odpowiedź na ewentualne dylematy etyczne odnajdziemy w uchwałach władz samorządu, orzecznictwie dyscyplinarnym czy środowiskowych normach zwyczajowych. Społeczeństwo, prawo, adwokatura, oczekiwania społeczne i środowiskowe – zmieniają się. To naturalny proces. Nie oznacza negacji dotychczasowych wartości i zasad. Stawia jednak nowe pytania, wskazuje obszary dotychczas nie opisane lub takie, którym nie poświęcano wymaganej uwagi. W sytuacjach wątpliwych adwokat, mając na względzie charakter wykonywanego zawodu zaufania publicznego, powinien kierować się przynależnym zawodowi poczuciem godności, własnym sumieniem, zasadami uczciwości, przyzwoitości i dobrego wychowania. To najczęściej wystarczy. Etyka adwokacka, spójna z ogólnymi normami etycznymi, jest jedynie ich rozwinięciem i wpisaniem w specyfikę zawodu adwokata. Znajomość zasad etyki, uchwał władz adwokatury, orzecznictwa i norm zwyczajowo przyjętych w środowisku, nawet jeśli nie pomoże wprost w rozwiązaniu konkretnego dylematu etycznego, pozwoli odnaleźć wskazówki interpretacyjne pomocne w jego rozstrzygnięciu.
Prawnik.pl: W 2016 r. na egzaminie adwokackim pojawią się zadania z etyki. Czy baza orzeczeń zgromadzonych na portalu WSD pomoże aplikantom przygotować się do tego egzaminu?
RB: Nowy moduł egzaminacyjny polegać ma na rozwiązaniu zadania z zakresu zasad wykonywania zawodu lub zasad etyki poprzez przygotowanie opinii prawnej w oparciu o akta lub przedstawiony stan faktyczny. Na pewno zapoznanie się z orzeczeniami WSD i SN będzie pomocne w przygotowaniu się do egzaminu. Publikowane przez nas tezy orzeczeń dotyczą najpoważniejszych, najczęściej występujących, mam nadzieję, że także najciekawszych problemów deontologicznych powstających przy wykonywaniu czynności zawodowych i poza nim. Bez wątpienia poleciłbym także osobom przygotowującym się do egzaminu zainteresowanie tekstami dostępnymi w dziale publikacji. Przybliżą znaczenie etyki zawodowej w zawodach prawniczych. Może przekonają, że nie pełni ona wyłącznie funkcji instrumentu regulującego postępowania ludzi, ale też może być źródłem ich tożsamości opartej na założeniu obiektywnego istnienia wartości i odpowiedzialności moralnej prawników za prawo rozumiane jako praktykę społeczną. Wreszcie, co wydaje się być wartością dodaną w wypadku osób przygotowujących się do egzaminu zawodowego, w jednym miejscu znajdą one w miarę usystematyzowane aktualne przepisy, orzecznictwo, publikacje i informacje. Wspominając swoje doświadczenia egzaminacyjne pamiętam, że deficyt czasu potrafi być dość stresującym czynnikiem.
Prawnik.pl: Co do aplikantów: jaka część orzeczeń zgromadzonych w bazie dotyczy właśnie ich?
RB: Tego rodzaju rozróżnienie byłoby sztuczne. Nie dzielimy w ten sposób wpływających spraw. Nie ma odrębnej dla aplikantów etyki zawodowej. Stosujemy wobec siebie te same zasady. Niewiele jest także realnych problemów deontologicznych, które byłyby właściwe wyłącznie grupie aplikanckiej a nie dotykałyby adwokatów. Mówiłem to przy różnych okazjach wielokrotnie i powtórzę raz jeszcze. Z perspektywy sądownictwa dyscyplinarnego nie istnieje zauważalna statystycznie prawidłowość wskazująca na to, by środowisko młodych adwokatów i aplikantów adwokackich stwarzało większe problemy dyscyplinarne niż adwokaci starsi stażem. Są oczywiście także sprawy dyscyplinarne dotyczące aplikantów. Jest ich z perspektywy sądu drugiej instancji niewiele. Być może także dlatego, że duża część aplikantów nie ma realnej możliwości wykonywania czynności zawodowych, pracuje zawodowo poza adwokaturą, co samo w sobie znacznie ogranicza możliwość odpowiedzialności dyscyplinarnej.
Rozmawiała: Ewa Maria Radlińska; Artykuł z dnia: 2015-09-01
Wniosek o wyłączenie sędziego musi mieć solidne podstawy
O braku bezstronności sędziego nie może automatycznie świadczyć fakt, iż miał on bezpośredni kontakt ze stroną, z racji wykonywania przez nią obowiązków kuratora społecznego.
Wnioskodawczyni E. L. wniosła o dokonanie podziału majątku wspólnego jej oraz jej byłego męża P. L.. A on z kolei złożył wniosek o wyłączenie sędziów pracujących w sądzie, przed którym miała się toczyć sprawa, a w którym to jego była żona pełniła funkcję kuratora społecznego
W ocenie P.L. kontakty zawodowe sędziów i E.L. mogą wywoływać uzasadnioną wątpliwość co do ich bezstronności w tej sprawie.
Sędziowie oświadczyli jednak, że nie znają osobiście E.L. Tylko jeden wskazał, że zapoznawał się z wywiadem środowiskowym sporządzonym na piśmie przez wnioskodawczynię do innej sprawy.
Sąd Okręgowy w Bydgoszczy uznał zatem wniosek P.L. za bezzasadny.
Zaznaczył, że E. L. jest kuratorem społecznym, a nie zawodowym, wobec tego nie ma bezpośredniego kontaktu z sędziami. Podkreślił jednak, że nawet gdyby E.L. miała z nimi bezpośrednią styczność z racji pełnienia funkcji kuratora społecznego, to i tak nie byłaby to okoliczność, która automatycznie przesadzałaby o braku bezstronności sędziów tego sądu. I która uniemożliwiałaby im orzekanie w niniejszej sprawie.
SO przypomniał, że wniosek o wyłączenie sędziego musi bowiem zawierać konkretne okoliczności wskazujące na brak jego bezstronności, nie zaś ograniczać się jedynie do wyrażenia subiektywnego przekonania o istnieniu podstaw do jego złożenia.
Postanowienie Sądu Okręgowego w Bydgoszczy sygn. II Co 5/15
PS;Artykuł z dnia: 2015-09-01
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

20152 09 02

Spis treści
Adwokatura i radcy prawni. Pola współpracy………………………………………….1
Adwokaci: podręcznik o prawie trzeba wycofać bo stronniczo promuje radców……………………………………..2
Podręcznik sporu……………………………………………….3
Spór wokół ministerialnego poradnika: Przychodzi adwokat do ministra…………………………………..3
Chróścik o mniejszej ilości kandydatów na aplikacje prawnicze……………….……………………………………………………..4
Sąd zapłaci za stres związany z przewlekłym procesem……………5
Śledczy coraz częściej proszą o pomoc prawną…………………….6
Dudapomoc ma swój ciąg dalszy…………………..7



Adwokaci: podręcznik o prawie trzeba wycofać bo stronniczo promuje radców
Dorota Gajos-Kaniewska, 01.09.2015; http://www4.rp.pl/Adwokaci/309019893-Ad ... adcow.html
Naczelna Rada Adwokacka sprzeciwia się opisowi zawodu adwokata w wydanym przez resort sprawiedliwości podręczniku: "Przychodzi uczeń do prawnika...". Adwokaci oczekują, że podręcznik zostanie wycofany.
Chodzi o adresowany do uczniów gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych poradnik prawny, który jest częścią ministerialnego projektu „Edukacja szkolna przeciwko wykluczeniu prawnemu". 60 tysięcy egzemplarzy poradnika ma trafić do szkół biorących udział w warsztatach dotyczących prawa oraz innych zainteresowanych podmiotów. Oprócz zagadnień prawnych związanych z codziennym życiem książka przybliża też przebieg postępowań sądowych oraz charakteryzuje poszczególne zawody prawnicze.
I właśnie opis zawodu adwokata nie podoba się przedstawicielom palestry. Chodzi o sformułowania użyte przez autorów poradnika: „Podobnie jak radca prawny jest profesjonalnym prawnikiem świadczącym pomoc prawną dla swoich klientów. (...) Adwokat podobnie jak radca prawny pomaga swoim klientom w trudnych sytuacjach życiowych.(...) Tak jak radca prawny pomaga ludziom w trudnych sytuacjach życiowych.(...)" Podobnie opisana jest droga do zawodu adwokata.
- Zastosowana w tym krótkim opisie tak częsta metoda porównawcza zawodu adwokata do zawodu radcy prawnego w sposób niedopuszczalny wartościuje zawody i stanowi stronniczą promocję zawodu radcy prawnego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Nasuwa się pytanie, dlaczego w podręczniku nie zastosowano zwyczajowo obowiązującej kolejności alfabetycznej w wymienianiu zawodów – pisze prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Andrzej Zwara w liście do ministra sprawiedliwości Borysa Budki.
Zwara wyraził zdziwienie, że treści podręcznika nie konsultowano z NRA, która w 2013 r. podpisała z ówczesnym ministrem sprawiedliwości porozumienie o współpracy przy realizacji i promowaniu edukacji prawnej w szkołach ponadgimnazjalnych.
Władze adwokatury oczekują, że minister wycofa podręcznik. Proszą także o podanie informacji, kto jest odpowiedzialny za zawartość merytoryczną podręcznika.

Podręcznik sporu
http://www.prawnik.pl/wiadomosci/adwoka ... sporu.html
Autorami wydanego właśnie przewodnika o prawie dla młodzieży są radcy prawni. Adwokatura uważa, że widać to w treści podręcznika i chce wyjaśnienia, dlaczego resort sprawiedliwości uprzywilejowuje zawód, którego przedstawicielem jest minister.
Podręcznik "Przychodzi uczeń do prawnika..." to przygotowana w ramach projektu „Edukacja szkolna przeciwko wykluczeniu prawnemu” książka, która ma pokazać uczniom, dlaczego znajomość prawa jest ważna, w jaki sposób chroni ono przed zagrożeniami oraz jak pomaga w życiu codziennym. Znalazły się w niej m.in. praktyczne informacje na temat pobierania plików ze stron internetowych, korzystania z mediów społecznościowych, podstaw praw konsumenckich oraz odpowiedzialności prawnej osób poniżej 18. roku życia. Składa się z dwóch części - skierowanej do uczniów szkół gimnazjalnych oraz uczniów szkół ponadgimnazjalnych.
Naczelnej Radzie Adwokackiej nie spodobało się jednak to, w jaki sposób w poradniku scharakteryzowano zawód adwokata. Chodzi jej zwłaszcza o zdania: "Podobnie jak radca prawny jest profesjonalnym prawnikiem świadczącym pomoc prawną dla swoich klientów. (...) Adwokat podobnie jak radca prawny pomaga swoim klientom w trudnych sytuacjach życiowych."
Takie same zastrzeżenia adwokatów budzą opisy drogi zawodowej prawników: "Podobnie jak u radców aplikacja trwa trzy lata i stanowi szkolenie, które ma przygotować do właściwego wykonywania zawodu adwokata".
NRA uważa, że taki sposób ujęcia zawodu adwokata, dla którego punktem odniesienia jest zawód radcy prawnego, w sposób niedopuszczalny je wartościuje. "Zacytowana charakterystyka stanowi stronniczą promocję zawodu radcy prawnego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Również nasuwa się pytanie, dlaczego nie zastosowano zwyczajowo obowiązującej kolejności alfabetycznej w wymienianiu zawodów" - czytamy w liście prezesa NRA Andrzeja Zwary do ministra sprawiedliwości Borysa Budki.
Wątpliwości adwokatów nie są bezpodstawne, gdyż autorami podręcznika są... radcowie prawni z Poznania Natalia Radosh i Michał Łakomecki. Tworzone przez nich konsorcjum Content Factory w ubiegłym roku wygrało ministerialny konkurs na wykonanie poradnika. Regularnie zresztą startuje w organizowanych przez władze samorządowe i centralne przetargach na obsługę prawną i różnego rodzaju usługi doradcze.
Szef adwokatury dziwi się także, dlaczego ministerstwo nie konsultowało z NRA treści podręcznika nawet w części dotyczącej zawodu adwokata oraz domaga się wycofania go z użytku, o ile przytoczone w piśmie fragmenty książki nie zostaną zmienione.
EŚ;Artykuł z dnia: 2015-09-01
Spór wokół ministerialnego poradnika: Przychodzi adwokat do ministra
http://www.prawnik.pl/wiadomosci/adwoka ... istra.html
W przeciwieństwie do prezesa Andrzeja Zwary uważam, iż nie ma potrzeby wycofywania poradnika z programu realizacji projektu organizowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Błędy, jakie popełnił resort, można naprawić w inny sposób. Mianowicie, zapewnić jak najszerszy udział przedstawicieli samorządów zawodowych przy wdrażaniu samego projektu w szkołach - pisze adw. Michał Łapok, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu.
Naczelna Rada Adwokacka oprotestowała treści zawarte w poradniku, jaki Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało dla uczniów gimnazjów oraz szkół ponadgimnazjalnych. Poradnik „Przychodzi uczeń do prawnika…” przygotowano w ramach projektu „Edukacja szkolna przeciwko wykluczeniu prawnemu”.
Jego autorom oraz urzędnikom Ministerstwa Sprawiedliwości zarzucono „stronniczą promocję zawodu radcy prawnego”, a także brak współdziałania z władzami adwokatury przy tworzeniu materiału. Zażądano jednocześnie wycofania poradników zawierających fragmenty, które zakwestionowano w piśmie Naczelnej Rady Adwokackiej ( czytaj TUTAJ).
Czytając dokument jaki wystosowano do ministra sprawiedliwości, można odnieść wrażenie, że niepotrzebnie skoncentrowano się na problemie promowania zawodu radcy prawnego kosztem zawodu adwokata. Za mało natomiast poświęcono uwagi problematyce braku współpracy z samorządem zawodowym adwokatów przy realizacji projektów o istotnym znaczeniu dla społeczeństwa.
Z informacji podanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości wynika, że opracowało ono dwie wersje poradnika. Pierwszą, przeznaczoną dla gimnazjalistów oraz drugą dedykowaną uczniom w wieku ponadgimnazjalnym. W obu materiałach zawarto krótką charakterystykę wszystkich profesji prawniczych. Zawód adwokata porównano w nich do zawodu radcy prawnego (np. „Adwokat podobnie jak radca prawny jest profesjonalnym prawnikiem świadczącym pomoc prawną dla swoich klientów”. (…) „Adwokat podobnie jak radca prawny pomaga swoim klientom w trudnych sprawach życiowych”).
Adw. Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej w swoim liście do ministra sprawiedliwości wyraził stanowczy sprzeciw co do sposobu, w jaki przedstawiono zawód adwokata. Stwierdził, iż przyjęta przez autorów podręcznika „metoda porównawcza zawodu adwokata do zawodu radcy prawnego w sposób niedopuszczalny wartościuje oba zawody”. To z kolei stanowi „stronniczą promocję zawodu radcy prawnego przez Ministerstwo Sprawiedliwości”.
Jako adwokat doceniam intencję prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej, uważam jednak, iż problematyka promocji zawodów prawniczych ma drugorzędne znaczenie. Ważniejszym problemem, który nie został dostatecznie wyeksponowany w piśmie Naczelnej Rady Adwokackiej, jest brak współdziałania Ministerstwa Sprawiedliwości z władzami adwokatury przy opracowaniu oraz wdrażaniu samego programu „Edukacja szkolna przeciwko wykluczeniu prawnemu”.
Mecenas Andrzej Zwara słusznie zasygnalizował, iż Ministerstwo Sprawiedliwości dwa lata temu zawarło z Naczelną Radą Adwokacką porozumienie w zakresie promocji edukacji prawnej w szkołach ponadgimnazjalnych. Był jednak zbyt powściągliwy w ocenie sposobu, w jaki resort wywiązuje się z tej umowy.
Sam fakt, że Ministerstwo Sprawiedliwości — mimo zawartego porozumienia — nie skonsultowało treści podręcznika z Naczelną Radą Adwokacką, poddaje w wątpliwość wiarygodność deklaracji ministerstwa o woli współpracy z organami samorządów zawodowych. To z kolei osłabia zaufanie obywateli i organizacji samorządowych do działań państwa.
Najwięcej jednak na braku współpracy Ministerstwa Sprawiedliwości z organami samorządu zawodowego tracą sami uczniowie. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż większość zagadnień poruszonych w poradniku można było przedstawić w sposób bardziej przystępny i zrozumiały dla młodzieży (unikając przy tym nadmiernego posługiwania się sformułowaniami zaczerpniętymi bezpośrednio z ustaw). Niewątpliwie konsultacje z praktykami (w tym z przedstawicielami samorządów zawodowych) na pewno przyczyniłyby się do poprawy tego aspektu podręcznika.
W przeciwieństwie do prezesa Andrzeja Zwary uważam, iż nie ma jednak potrzeby wycofywania poradnika z programu realizacji projektu organizowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Błędy, jakie popełniło ministerstwo można naprawić w inny sposób. Mianowicie, zapewnić jak najszerszy udział przedstawicieli samorządów zawodowych przy wdrażaniu samego projektu w szkołach.
adw. Michał Łapok, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu
Artykuł z dnia: 2015-09-02

Chróścik o mniejszej ilości kandydatów na aplikacje prawnicze
Włodzimierz Chróścik, ;01.09.2015; http://www4.rp.pl/Rzecz-o-prawie/309019 ... nicze.html
Media lotem błyskawicy obiegła wiadomość, że w tym roku ubyło kandydatów do aplikacji prawniczych.
Przy tej okazji pojawiła się niezliczona ilość komentarzy, w zasadzie z jedną konkluzją: młodzi ludzie zrozumieli, że zawód radcy prawnego czy adwokata nie gwarantuje, jak kiedyś, stuprocentowego sukcesu finansowego/zawodowego.
Trudno nie zgodzić się tą tezą. Tyle tylko że kiedy spojrzymy na inne dane, zauważymy, że wydziały prawa wciąż mają medalowe miejsce wśród kierunków wybieranych przez maturzystów. Czyżby w trakcie studiów percepcja młodzieży gwałtownie się zmieniała? Być może, choć jak na razie brakuje danych potwierdzających ten fakt.
Na forach i portalach skupiających profesjonalnych prawników skomentowano to jednoznacznie: „Przejrzeli na oczy". Nie wydaje mi się, aby to była prawda – przynajmniej jeżeli chodzi o przyczyny zjawiska. Dlaczego? Otóż wielu absolwentów świadomie nie chce podejmować trudu dalszego kształcenia się na aplikacjach – słusznie utożsamiając je z kolejnym kilkuletnim wysiłkiem intelektualnym, którego akurat niespecjalnie łakną, oraz wdrożeniem ich w „zawodowy kierat". Potwierdzają to międzynarodowe badania młodych prawników, w których przed karierą stawiają oni jednoznacznie takie wartości, jak chęć poznania świata, utrzymania przyjaźni, rodzinę itp. Aplikacja, a w konsekwencji praca w profesjonalnym zawodzie prawniczym – w ich rozumieniu – przekreśla szanse na kultywowanie wolności i dotychczasowego stylu życia. Wydaje się, że takie spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość zaczyna docierać także nad Wisłę. Oczywiście jest ono bardziej rozpowszechnione w bogatych krajach, w mniejszym stopniu dotyczy państw i społeczeństw „na dorobku" – a takim przecież pozostajemy. Internet i portale społecznościowe ułatwiają jednak przejmowanie życiowych wzorców. Przekrojowe badania socjologiczne obejmujące tysiące młodych prawników na wszystkich kontynentach doskonale pokazują tę tendencję. Większość ankietowanych wprost odrzuca wykonywanie obowiązków zawodowych kosztem życia prywatnego. To również ważne informacje dla nas, gdyż chcąc utrzymać w zawodzie najlepszych, musimy zmienić dotychczasowy model zarządzania kancelariami.
To jest właśnie, jak sądzę, klucz do serc absolwentów prawa. Coraz więcej z nich nie będzie chciało się godzić na podporządkowanie osobistych ideałów pracy zawodowej. Będą poszukiwali własnych ścieżek i niekoniecznie będzie to aplikacja czy kariera prawnicza w dotychczasowym stylu. Wątpię, aby za tymi decyzjami stały logiczne, uporządkowane argumenty starszych kolegów, wskazujące na ekonomiczne niebezpieczeństwa związane obecnie z wykonywaniem zawodu radcy prawnego czy adwokata. Przedstawiciele kolejnych pokoleń dokonują po prostu innych życiowych wyborów. Mają inne priorytety, które są bardzo odległe od tych, którym my hołdowaliśmy. Być może tak frapująca wielu zagadka tegorocznego naboru na aplikacje prawnicze ma prozaiczne rozwiązanie. Zmieniają się postawy młodego pokolenia.
Autor jest dziekanem warszawskiej Okręgowej Izby Radców Prawnych
Sąd zapłaci za stres związany z przewlekłym procesem
Robert Horbaczewski, 01.09.2015; http://www4.rp.pl/W-sadzie-i-urzedzie/3 ... cesem.html
Skarb Państwa ma wypłacić mężczyźnie z Puław 30 tys. zł odszkodowania za długotrwały proces karny, który doprowadził do powstania u niego choroby psychicznej.
W czerwcu 1997 r. puławska prokuratura oskarżyła Dariusza S. o udział w bójce na miejscowym targowisku. W lipcu 1999 r. Sąd Rejonowy w Puławach uznał go za winnego, ale Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił wyrok. Kolejny wyrok skazujący Dariusza S. zapadł w 2002 r. i znowu został uchylony ze względów proceduralnych. W międzyczasie mężczyzna zachorował na schizofrenię paranoidalną. Leczył się w szpitalu.
W czerwcu 2009 r. puławski sąd umorzył postępowanie w sprawie ze względu na przedawnienie karalności. Wówczas Dariusz S. pozwał prokuratura rejonowego w Puławach i prezesa puławskiego Sądu Rejonowego, zarzucając im niezgodne z prawem działania, które doprowadziły do powstania u niego choroby psychicznej. Swoje roszczenie wywodził z trzech okoliczności. Po pierwsze, z działań prokuratury, która bezpodstawnie wniosła oskarżenie przeciwko niemu. Po drugie, jednemu z sędziów zarzucał bezpodstawne odrzucanie jego wniosków dowodowych. Po trzecie, powołał się na przewlekłość postępowania karnego, które trwało 12 lat.
Sąd Okręgowy w Lublinie oddalił jednak jego roszczenie. Uznał, że proces toczył się tak długo w znacznej części z powodu postawy samego oskarżonego, który przeciągał je, korzystając z prawa do obrony. Sąd nie dopatrzył się też bezprawności działań ze strony prokuratora lub sądu. Mężczyzna nie udowodnił także – zdaniem sądu – związku przyczynowego pomiędzy postępowaniem karnym a wystąpieniem choroby psychicznej. Sąd odwołał się do opinii biegłych, którzy stwierdzili, że schizofrenia paranoidalna uwarunkowana jest genetycznie i nie ma możliwości stwierdzenia, czy tocząca się sprawa karna był czynnikiem powodującym ujawnienie się choroby.
Innego zdania był Sąd Apelacyjny w Lublinie (I ACa 227/14). Uznał, że mężczyźnie należy się odszkodowanie ze względu na przewlekłość procesu. Trwające ponad dziesięć lat postępowanie naruszyło prawa strony do rozpoznania sprawy bez uzasadnionej zwłoki. Sąd stwierdził, że składy orzekające nie radziły sobie z przebiegiem procesu, skoro wydane w okresie pierwszych czterech lat wyroki zostały uchylone z przyczyn formalnych, a następnie proces trwał jeszcze sześć lat, z czego za usprawiedliwiony sąd uznał okres trzech lat i pięciu miesięcy. Pozostały był następstwem nieefektywnego prowadzenia sprawy, co wypełnia przesłanki bezprawności przewidziane w art. 417 kodeksu cywilnego.
Sąd wziął pod uwagę także opinię biegłych psychiatrów, którzy stwierdzili, że trwające wiele lat postępowanie wpływa negatywnie na stan psychiczny, wywołuje m.in. stres. Skarb Państwa ma więc zapłacić mężczyźnie 30 tys. zł odszkodowania.
Śledczy coraz częściej proszą o pomoc prawną
Agata Łukaszewicz, 01.09.2015; http://www4.rp.pl/Prokuratorzy/30901982 ... rawna.html
Przybywa wniosków polskich i zagranicznych prokuratorów o przesłuchanie świadków czy zatrzymanie podejrzanych.
Polscy prokuratorzy coraz chętniej korzystają z pomocy prawnej i zwracają się do swoich zagranicznych kolegów np. o przesłuchanie konkretnej osoby. Coraz więcej identycznych wniosków trafia również do nas z zagranicy. W 2014 r. wszystkich wniosków było o 8 proc. więcej niż rok wcześniej. Z danych Prokuratury Generalnej wynika, że każdego roku wysyłamy ok. ?7 tys. wniosków o pomoc prawną. Niemal tyle samo przychodzi do nas z zagranicy.

Liczy się czas

Stale rosnąca liczba wniosków nie dziwi dr. Bartosza Ptaszyńskiego, kryminologa. – To zasługa migracji osób na coraz większą skalę – uważa.

– Masa ludzi przekracza granice, wyjeżdża do pracy. Nie każdy musi być od razu podejrzanym. Wystarczy, że będzie istotnym świadkiem zdarzenia i pewne jest, że bez odebrania od niego zeznań się nie obejdzie – dodaje Ptaszyński.

Na liście państw, które najczęściej prosimy o pomoc, są Niemcy, do których w minionym roku wysłaliśmy 2 tys. 205 wniosków; Wielka Brytania – 564, Ukraina – 361, Holandia – 257, Czechy – 241, Francja – 221, Włochy – 201. Średni czas udzielenia pomocy z zagranicy to pięć miesięcy, u nas – 1,5 miesiąca.

– Dzięki pomocy prawnej bywa krócej – mówi prokurator Janusz Stokłosa. I dodaje, że tam, gdzie w grę wchodzi przesłuchanie świadka czy wideokonferencja, wystarczą dwa miesiące. Dłużej jest, gdy podejrzanego trzeba najpierw znaleźć i zatrzymać.

Pomoc prawna jest zdecentralizowana, co oznacza, że prokuratury piszą i proszą o pomoc bezpośrednio do siebie wzajemnie. – To sprawia, że zyskujemy na czasie. Wnioski niepotrzebnie nie krążą po gabinetach i nie czekają na decyzje – nadmienia Stokłosa.

Bez wyjątku

Najczęściej o pomoc proszą prokuratury apelacji warszawskiej, poznańskiej, szczecińskiej i wrocławskiej. Najmniej wniosków wysłał Instytut Pamięci Narodowej. W jakich sprawach korzystamy ze wsparcia śledczych z zagranicy? Patrząc na przepisy kodeksu karnego, niemal we wszystkich: od zwykłych kradzieży przez pranie pieniędzy, przestępstwa korupcyjne aż do gospodarczych afer. Zdarzają się też wnioski w sprawach przestępczości internetowej i bankowej.

O tym, jak różne mogą to być sprawy, świadczyć może ostatni wniosek (sprzed dwóch tygodni) Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej. Czeka na pomoc prawną w sprawie ewentualnego udziału obywatela Polski w walkach na Ukrainie. Informacje mają dotrzeć z Ukrainy i z Wielkiej Brytanii.

Do niedawna sporo wniosków dotyczyło wykroczeń drogowych, w tym głównie przekroczenia prędkości. Od 2014 r. zapytania o dane właścicieli aut, którzy złamali przepisy drogowe, trafiają już do specjalnych punktów kontaktowych. Teraz to one zajmują się wymianą takich informacji.

Dudapomoc ma swój ciąg dalszy
Paweł Firlej został szefem prezydenckiego Biura Interwencyjnego Pomocy Prawnej. Zaangażowanie w jego prace zadeklarowała już adwokatura.
Biuro interwencyjne ma zastąpić tzw. dudapomoc, czyli biuro bezpłatnej pomocy prawnej, którego działalność zainicjował w czasie kampanii wyborczej ówczesny kandydat na prezydenta Andrzej Duda.
Paweł Firlej ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim w 2011 r., ale większość jego życia zawodowego była związana z konsultingiem i zarządzaniem. Zanim rozpoczął studia prawnicze, ukończył fizykę medyczną na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Pracował m.in. jako manager w firmie produkującej urządzenia i akcesoria do systemów alarmowych oraz konsultant w dziedzinie IT. Po uzyskaniu dyplomu z prawa zajął się doradztwem prawnym, głównie w zakresie prawa gospodarczego oraz komercjalizacji badań naukowych.
EŚ;Artykuł z dnia: 2015-08-31http://www.prawnik.pl/wiadomosci/ludzie-prawa/ ... alszy.html
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 09 02

Szanowni Państwo, poniżej ważny suplement do dzisiejszego przeglądu prasy, autorstwa Arkadiusza Berezy, opublikowany w Gazecie Prawnej:





Oczekiwania kontra starania

Felieton



W sprawie planowanej reformy taks radców prawnych i adwokatów powiedziano już dużo, ale końca debaty nadal nie widać; także tej prowadzonej pomiędzy przedstawicielami samorządów prawniczych. Etap prac eksperckich już wprawdzie się zakończył, lecz nadal pobrzmiewa ich echo. Związane jest ono z różnymi koncepcjami przeprowadzenia tych zmian, chociaż cel obu samorządów był i jest wspólny.

Aktywność medialna władz adwokatury w ostatnim czasie zdaje się wynikać także z konieczności wyjaśnienia swoim członkom, dlaczego odstąpiły one od dialogu – konsultacji eksperckich z resortem sprawiedliwości. Przecież nieobecni głosu nie mają, a co za tym idzie – nie mają też wpływu na kształt przyjętych rozwiązań.

W Ministerstwie Sprawiedliwości przygotowano projekty, które ustawowo podlegają opiniowaniu przez Krajową Radę Radców Prawnych i Naczelną Radę Adwokacką. Pierwszy dotyczy rozporządzenia w sprawie opłat za czynności radców prawnych przed organami wymiaru sprawiedliwości (taki sam dla adwokatów), zaś drugi rozporządzenia w sprawie ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej przez radcę prawnego z urzędu (identyczny dla adwokatów).

Pierwszy z nich należy ocenić jako niezły, zaś drugi jako niezbyt zadowalający i stąd też traktowany przez samorząd radcowski jako rozwiązanie tymczasowe. Pierwszego rozporządzenia nie będzie jednak bez drugiego. Muszą być wydane jednocześnie, gdyż wchodzą w miejsce obowiązującego dziś jednego aktu wykonawczego, regulującego łącznie i w sposób powiązany te zagadnienia.

To tak jak w kuchni: niekiedy trzeba połączyć coś słodkiego i gorzkiego, aby przygotować potrawę niezłą albo chociaż taką, która jest dla wszystkich do zaakceptowania. Nad proporcjami i jakością tych składników dyskusja jeszcze trwa. Nie możemy jednak dopuścić do sytuacji, że kucharz w ogóle potrawy nie przyrządzi.

Podkreślić należy, że to, co dotychczas osiągnięto w ramach prac nad reformą rozporządzeń taryfowych, to zasługa li tylko samorządu radcowskiego. Wsparcia ze strony adwokatury w kulminacyjnym momencie prac radcowie prawni nie otrzymali, mimo że zgłaszane postulaty dotyczyły obu środowisk. Opracowane raporty, analizy, propozycje rozwiązań... to efekt wysiłku samorządu radcowskiego. Starania te należy przeciwstawić oczekiwaniom adwokatury, opartym na głoszonych ogólnych postulatach, bez konkretnych propozycji rozwiązań. Są one co prawda słuszne, ale nic ponadto.

Z wypowiedzi prezesa NRA Andrzeja Zwary dowiedziałem się, że czasem lepiej trochę stracić, by móc zyskać dużo więcej (DGP 161/2015). Sprowadza się ona do tezy, że dopóki minister sprawiedliwości nie przedstawi konkretnych propozycji realizacji postulatów adwokatów, nie będą oni uczestniczyć w pracach eksperckich, nie biorąc tym samym odpowiedzialności za ich wynik; bo można przecież zyskać dużo więcej.

Moim zdaniem to, co można, to nade wszystko stracić jakąkolwiek szansę przeprowadzenia reformy taryf radcowskich i adwokackich, o którą wspólnie zabiegamy od dawna. Czynimy to także w interesie obywateli, oczekujących po wygranym procesie zwrotu realnie poniesionych kosztów zastępstwa procesowego od strony przegrywającej. Obrazu dopełnia brak konstruktywnych propozycji ze strony NRA, przyjmującej dotychczas rolę recenzenta prowadzonych prac eksperckich.

Czy warto opracowany pakiet projektów stracić w imię nierealistycznej chęci zyskania więcej? Lepiej niech odpowiedzą na to frontowi prawnicy – adwokaci i radcowie prawni – z tym, że muszą wiedzieć, co mogą utracić, a co ewentualnie zyskać. Powinni też wiedzieć, czy zyski są jedynie oczekiwane, czy też podjęte zostały (i przez kogo) starania, aby je faktycznie osiągnąć. Przecież wniosków o zasądzenie wyższych kosztów zastępstwa nie będziemy opierać na obietnicach i prognozach.

Dotychczasowe zachowania samorządu adwokackiego określiłbym jako głoszenie oczekiwań, zaś radcowskiego jako podejmowanie starań. W wyniku tych starań powstały projekty rozporządzeń dotyczące stawek radcowskich i adwokackich. NRA, dystansująca się od prac eksperckich, pozytywnie zaopiniowała ich wynik w postaci projektu rozporządzenia w sprawie opłat za czynności adwokackie (słodki składnik wspomnianej potrawy). Okazało się nawet, że więcej uwag i zastrzeżeń w tym zakresie zawarto w opinii KRRP z 25 sierpnia 2015 r. Pozostało to, co w chwili obecnej jest gorzkie (stawki pełnomocnika z urzędu). Niestety, kwestie te muszą być uregulowane łącznie i w tym samym czasie.

Czas na decyzje. Z pewnością wielu radców prawnych i adwokatów doceni zastąpienie tabliczki gorzkiej czekolady praliną – co prawda z tej samej czekolady, aczkolwiek ze słodkim nadzieniem. Należy osiągnąć – przez wspólne starania na etapie opiniowania projektów – to, co jest dziś możliwe, a jednocześnie nadal prowadzić działania na rzecz zwiększenia sum przeznaczanych w budżecie państwa na nieopłaconą pomoc prawną, a co za tym idzie podwyższenie – zgodne z naszymi oczekiwaniami – stawek z urzędu do wysokości gwarantującej godziwe opłacenie pracy radcy prawnego i adwokata.

Wielu radców prawnych i adwokatów doceni zastąpienie tabliczki gorzkiej czekolady praliną



dr hab. prof. nadzw. Arkadiusz Bereza

wiceprezes Krajowej Rady Radców Prawnych
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 09 03

Spis treści
Andrzej Zwara o podręczniku prawa: Mam dość arogancji i biurokracji………………………………………….1
Czy komornik może zaskarżyć obcięcie opłaty - odpowie Sąd Najwyższy……………………………………..2
Nie dla zwolnienia z kosztów w bezsensownych sprawach……………………………………………….3
Minister chce roztoczyć kuratelę nad sądami. To błąd twierdzą eksperci…………………………………..4
Tymczasowe areszty do weryfikacji? Prokuratura uspokaja……………….……………………………………………………..6
Zaproszenie do udziału w obchodach Międzynarodowego Dnia Mediacji 2015 (15 października 2015 r.)……………6

Andrzej Zwara o podręczniku prawa: Mam dość arogancji i biurokracji
Agata Łukaszewicz, 02.09.2015; http://www4.rp.pl/Adwokaci/309029829-An ... racji.html
Adwokat to nie byle jaki zawód. Nie można napisać, że adwokat, podobnie jak radca, jest profesjonalnym pełnomocnikiem - mówi Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej
Naczelna Rada Adwokacka sprzeciwia się opisowi zawodu adwokata w wydanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości podręczniku pt. „Przychodzi uczeń do prawnika...". Protest trafił do ministra sprawiedliwości. Adwokaci sprzeciwiają się porównywaniu swojego zawodu do profesji radcy prawnego. To kolejny etap wojny? Tylko z kim? Z ministerstwem czy radcami?
Andrzej Zwara: To nie jest żadna wojna. Piętnujemy biurokrację rządową, która panoszy się, gdzie tylko może, za nic mając zasady współpracy. Dobrym zwyczajem jest zasięgnąć opinii u źródła, kiedy się o czymś pisze. W 2013 r. podpisaliśmy porozumienie z ministrem sprawiedliwości, mamy komisję edukacji prawnej, mieliśmy więc podstawy do oczekiwania współpracy na tym polu. Kiedy byliśmy potrzebni do różnych akcji, to resort znał do nas drogę. Teraz, kiedy przygotowuje podręcznik, z którego młodzi ludzie mają czerpać wiedzę o prawie, domyślam się, że w zamierzeniu rzetelną, zleca pisanie publikacji nie wiadomo komu. Wyrzuca się pieniądze w błoto i wprowadza czytelników w błąd.
W podręczniku w charakterystyce, kim jest adwokat, można przeczytać, że „adwokat, podobnie jak radca prawny, jest profesjonalnym prawnikiem, pomaga swoim klientom w trudnych sytuacjach życiowych" itd. Radę zdenerwowało to wielokrotne porównywanie zawodów adwokata i radcy prawnego?
Uważamy tę publikację za stronniczą promocję zawodu radcy prawnego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Adwokat to nie byle jaki zawód. Istnieje od zarania cywilizacji i zasługuje na rzetelną informację o zasadach jego wykonywania. Nie można napisać, że adwokat, podobnie jak radca, jest profesjonalnym pełnomocnikiem. To złe uproszczenie istoty zawodu adwokata. Ta publikacja to szczyt arogancji i niewiedzy. Wydana chyba po to, by jątrzyć między naszymi zawodami.
Nie uważa pan jednak, że ten protest jest trochę przesadny?
Czasem trzeba mocniej zareagować w obliczu rzeczy drobnych, by nie urosły i nie stały się fatalną praktyką. Nasze wystąpienie do ministra jest głosem w imieniu adwokatów, którzy oburzyli się na takie zdeprecjonowanie reprezentowanego przez nich zawodu. Jeśli z czymś się nie zgadzamy, to będziemy mówić o tym głośno. To jest cecha charakterystyczna dla adwokata – broni swoich racji. Może to też powinno się znaleźć w tym podręczniku.
Żąda pan, by minister wycofał podręcznik zawierający taki opis zawodu adwokata. Co będzie, jeśli tego nie zrobi?
Do rąk uczniów trafi zły, trywialny, wprowadzający w błąd podręcznik Wycofanie publikacji jest zatem najlepszym rozwiązaniem. Niech ktoś, kto napisał nieprawdę, poniesie tego konsekwencje, choćby i finansowe. Ale taka decyzja wymaga odwagi. Nie liczymy więc na nią. Jako prezes często zmagam się z arogancją władzy, która robi co chce, bo żyje w przeświadczeniu, że wszystko wie najlepiej. Nie będziemy też rozpowszechniać tej publikacji. A szkoda, bo sam pomysł edukacji prawnej młodych ludzi jest dobry i od lat sami przykładamy się do popularyzacji prawa w szkołach. Do propagowania bubla jednak ręki nie przyłożymy.
—rozmawiała Agata Łukaszewicz
Czy komornik może zaskarżyć obcięcie opłaty - odpowie Sąd Najwyższy
Marek Domagalski, 02.09.2015; http://www4.rp.pl/Aplikacjeegzaminy/309 ... yzszy.html
Po pięciu latach sądowego miarkowania opłat egzekucyjnych Sąd Najwyższy rozstrzygnie, czy komornicy mogą się odwoływać od takich decyzji.
Z pytaniem prawnym zwrócił się do Sądu Najwyższego warszawski Sąd Okręgowy. Trafiło do niego zażalenie Piotra T., miejscowego komornika, któremu na wniosek dłużnika (jednego z warszawskich szpitali klinicznych) sąd rejonowy zmniejszył opłatę egzekucyjną z 17,1 tys. zł do 6,8 tys. zł.
Sąd miarkuje
W uzasadnieniu SR podkreślił, że komornik podjął jedynie standardowe czynności, niewymagające znacznego nakładu pracy. Z kolei komornik wskazał w zażaleniu, że nakład jego pracy był adekwatny do potrzeb, a egzekucja była skuteczna. Generalnie zaś wysokość opłaty nie jest ściśle związana z nakładem pracy, gdyż jest ona niejako uśredniona i ma wystarczyć na utrzymanie kancelarii, mimo że część egzekucji jest nieskuteczna i nie przynosi dochodu.
Na miarkowanie opłat egzekucyjnych pozwala art. 49 ustawy o komornikach sądowych i egzekucji. Przy egzekucji pieniężnej, a jest to najczęstsza jej forma, sąd może zmniejszyć opłatę na wniosek dłużnika (czasem wierzyciela), biorąc pod uwagę nakład pracy komornika oraz sytuację majątkową dłużnika i jego dochody.
Od kiedy pięć lat temu wprowadzono tę możliwość w związku z nierzadkimi przypadkami wymierzania rażąco wysokich i nieuzasadnionych opłat, dłużnicy chętnie korzystają z tego narzędzia, a sądy w znacznej części takie wnioski uwzględniają. Nic więc dziwnego, że komornicy odwołują się do wyższej instancji. Rzecz w tym, że jedne sądy te odwołania rozpatrują, a inne odrzucają. Nawet w tych samych sądach i w tych samych wydziałach zapadają przeciwne orzeczenia – wskazują autorzy pytania, sędziowie: Beata Gutkowska, Ewa Cylc i Aleksandra Łączyńska-Menadkiewicz – dlatego rozstrzygnięcie SN jest bardzo potrzebne
Czy może się odwołać
Spór ma już swoją historię. W styczniu 2013 r. Trybunał Konstytucyjny badał skargę korporacji komorniczej kwestionującą całą procedurę miarkowania opłat egzekucyjnych. I wskazał, że komornik ma szczególny status, jest organem procesowym, więc byłoby dziwne, gdyby skarżył do sądu swoje postanowienie (sygn. K 1/11).
Podobną kwestią zajmował się pół roku później Sąd Najwyższy. W uchwale przesądził, że w sprawie dotyczącej opłaty egzekucyjnej zażalenie przysługuje stronom, a więc dłużnikowi i wierzycielowi, nie wypowiedział się jednak co do komorników (sygn. III CZP 32/13).
Katarzyna Kamińska-Krawczyk, sędzia SO w Łodzi, orzekająca wiele lat w sprawach egzekucyjnych, uważa, że już obecnie jest podstawa prawna do rozpatrywania przez sąd takiego odwołania komornika. Stanowi ją art. 770 kodeksu postępowania cywilnego. Przyznaje on stronom oraz komornikowi prawo złożenia zażalenia na postanowienie sądu co do kosztów niezbędnych do celowego przeprowadzenia egzekucji.
– Jeśli dotyczy ono całego zagadnienia kosztów, to tym bardziej kwestii ich miarkowania – mówi sędzia.
Korporacja komornicza jest podobnego zdania.
sygnatura akt III CZP 79/15
Opinia dla „Rz"
Rafał Fronczek , prezes Krajowej Rady Komorniczej
Naszym zdaniem komornik ma prawo do zażalenia na rozstrzygnięcie sądu dotyczące zmniejszenia kosztów egzekucyjnych. Po ich obniżeniu to wyłącznie komornik jest zainteresowany zaskarżeniem orzeczenia, nie ma takiego interesu ani wierzyciel, który nie ponosi kosztów egzekucji, ani dłużnik – w sytuacji gdy jego wniosek został uwzględniony. W ustawie o komornikach sądowych i egzekucji nie ma żadnego wyłączenia czy ograniczenia tego uprawnienia komornika. Pozytywne rozstrzygnięcie SN może jednak ukrócić spory na tym tle.

Nie dla zwolnienia z kosztów w bezsensownych sprawach
Jeżeli zdaniem sądu roszczenia lub prawa, których dotyczy powództwo są bezzasadne wnioskującej osobie nie zostanie przyznana pomoc finansowa w postaci redukcji kosztów. Pomoc zawodowego pełnomocnika zostanie ustanowiona w ramach potrzeby.
Sąd Apelacyjny w Krakowie zajmował się sprawą kobiety, która twierdziła, że poprzez złe decyzje Prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie i Prezesa Sądu Rejonowego w Krakowie zostały naruszone jej dobra osobiste. Powódka uważała, że przedstawiciele Skarbu Państwa w powiązanym postępowaniu wybrali na opiekuna jej matki złą osobę (a powinni byli wybrać ją). Na skutek czego kobieta zmarła, z powódka się rozchorowała. Zażądała zadośćuczynienia w postaci 50 tysięcy złotych wraz z odsetkami od każdego z mężczyzn. Kobieta wnosiła także o ustanowienie pełnomocnika z urzędu oraz zwolnienie z kosztów sądowych.
Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił jej wniosek. Zdaniem składu orzekającego kobieta nie uzasadniła swoich żądań. Na potwierdzenie swoich słów zaprezentował jedynie ogólne twierdzenia i wydarzenia, które miały miejsce, ale nie posiadały żadnego związku ze sprawą o naruszenie dóbr osobistych.
Sąd Apelacyjny zgodził się z tymi spostrzeżeniami. Przypomniał treść art. 109 ust. 2 ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (Dz. U. z 2010r. nr 90 poz. 594) zgodnie z którym „sąd odmawia zwolnienia od kosztów sądowych stronie w razie oczywistej bezzasadności dochodzonego roszczenia lub obrony praw”. Co do pełnomocnika z urzędu zastosowanie ma art. 117 § 5 kodeksu postępowania cywilnego (Dz. U. z 2014 poz. 101). Stanowi on, że „sąd uwzględni wniosek o ustanowienie pełnomocnika z urzędu, jeżeli udział adwokata lub radcy prawnego w sprawie uzna za potrzebny”.
Biorąc powyższe pod uwagę sąd uznał, że zażalenie kobiety należy oddalić. Uznano, że stwierdzenie że „sądy należą do sekto-siatki, gdyż nie reagują na śmierć ludzi” oraz przytoczenie niezwiązanych ze sobą stwierdzeń to za mało by żądania uznać za zasadne. Słowa zaliczono do kategorii nielogicznych.
„Zauważyć należy, że odmowa zwolnienia od kosztów sądowych na podstawie wspomnianej normy może mieć miejsce jedynie wówczas gdy bezzasadność zgłoszonego roszczenia przez stronę ubiegającą się o skorzystanie z dobrodziejstwa zwolnienia jest oczywista w tym znaczeniu, że bez potrzeby głębszej analizy faktów powołanych dla uzasadnienia żądania od początku dla każdego prawnika jest jasne, że nie może być ono chociażby w części uwzględnione” – uzasadniono.
psav linki wyróżnione
Sytuacja materialna wnioskodawcy nie jest w tej sytuacji brana pod uwagę. Sad nie znalazł także podstaw do przydzielenia kobiecie pełnomocnika z urzędu.
Postanowienie Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Sygn. akt: I ACz 1256/15
Artykuł z dnia: 2015-09-03; Autor:oprac. Natalia Ryńska;
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/8 ... awach.html
Minister chce roztoczyć kuratelę nad sądami. To błąd twierdzą eksperci
Wadliwy zarówno pod względem aksjologicznym, jak i konstrukcyjnym – taki zdaniem I prezes Sądu Najwyższego jest ostatni projekt nowelizujący prawo o ustroju sądów powszechnych.
Chodzi o inicjatywę poselską, która ma doprowadzić do tego, że minister sprawiedliwości z mocy prawa będzie miał status interwenienta ubocznego w sprawach o wynagrodzenia w sądach. Dotyczyłoby to sporów wszczynanych przez sędziów, ich asystentów, referendarzy czy dyrektorów sądów. Tymczasem, jak wskazuje w opinii do projektu prof. Małgorzata Gersdorf, minister sprawiedliwości nie ma żadnego interesu prawnego w tego typu sprawach, a zwłaszcza w tych dotyczących warunków pracy sędziów. Jak bowiem podkreśla I prezes SN, szef resortu nie powołuje sędziego, nie wyznacza mu stanowiska służbowego, nie określa warunków, na jakich jest on wynagradzany. „Względy prawnofinansowe nie odgrywają tutaj żadnej roli, gdyż pozwanym o wynagrodzenie (tak samo zresztą, jak w każdej innej sprawie z zakresu prawa pracy) jest w świetle zasad kodeksu pracy wyłącznie pracodawca” – podkreśla prof. Gersdorf. Dodaje, że proponowane rozwiązanie nie jest znane systemowi prawnemu.
Zdaniem I prezes SN argument, że tego typu sprawy mogą mieć wpływ na wydatkowanie środków publicznych, dowodzi, iż chodzi tutaj tylko o ochronę interesu majątkowego w oderwaniu od ocen prawnych. Gdyby pójść tym tropem, to należałoby przewidzieć w ustawie udział na prawach interwenienta ubocznego w sprawie o wynagrodzenie nauczyciela, np. jednostki samorządu jako organu prowadzącego szkołę. Małgorzata Gersdorf podkreśla, że w skali całego kraju kwoty zasądzane przez sądy pracy w tego typu sprawach są dużo wyższe, a przez to bardziej dotkliwe dla sektora finansów publicznych niż te, które sądy zasądzają w sprawach wszczętych przez sędziów czy dyrektorów sądów.
I prezes SN gani pomysłodawców również za intencje, jakie im najprawdopodobniej przyświecały. Zdaniem prof. Gersdorf „grupa posłów działała w celu dalszego, nieuzasadnionego rozciągnięcia swoistej »kurateli« ministra sprawiedliwości (trudno bowiem mówić o nadzorze) nad sądami powszechnymi”. Ponadto w opinii pojawia się stwierdzenie, że projekt to wyraz braku zaufania do kompetencji zarządczych prezesów sądów i dowód na to, że ich władza w sądach jest czysto iluzoryczna. Z tych właśnie względów – jak twierdzi I prezes SN – projekt w oczywisty sposób narusza konstytucyjną zasadę podziału i równowagi władz, a także zasadę odrębności i niezależności sądów.
Ale poza uwagami natury zasadniczej prof. Gersdorf wytyka projektowi zwykłe mankamenty. Nie wiadomo np., co projektodawcy rozumieją pod pojęciem powództwa o wynagrodzenie. Czy chodzi o jedynie o ściśle pojęte wynagrodzenie, czy też o jakiekolwiek świadczenia związane z pracą?
psav linki wyróżnione
I prezes SN nie podoba się również to, że zgodnie z projektem minister – w przeciwieństwie do wszystkich innych chcących uzyskać status interwenienta ubocznego – nie będzie musiał wykazać interesu prawnego, aby przystąpić do sprawy. „Kryterium interesu prawnego, o którym mowa w art. 76 k.p.c., nie jest żadnym decorum, które można dowolnie usunąć, kiedy jest z nim ustawodawcy »nie po drodze«” – ostrzega prof. Gersdorf. Ono bowiem determinuje charakter instytucji prawnej.
Projekt to dowód na to, że władza prezesów sądów jest czysto iluzoryczna
Etap legislacyjny
Projekt po I czytaniu w Sejmie
Artykuł z dnia: 2015-09-02,Autor:Małgorzata Kryszkiewicz
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/8 ... perci.html

Tymczasowe areszty do weryfikacji? Prokuratura uspokaja
Eksperci spierają się o skutki zmian w procedurze karnej. Nie ma nawet jasności co do rzeczy zasadniczej: czy surowość grożącej kary wciąż może być powodem stosowania tego środka zapobiegawczego.
Od 1 lipca 2015 r. zmieniły się przepisy dotyczące tymczasowych aresztów. Zdaniem części prawników – w tym również prokuratorów – samoistną przesłanką do stosowania tego środka przestała być surowość grożącej podejrzanemu kary. Zmienił się bowiem art. 258 par. 2 k.p.k. (zob. grafika). A jeśli tak – przekonują niektórzy – to trzeba dokonać zmiany lub uchylenia trwających aresztów, których podstawą był wyłącznie ten przepis.
Areszty do weryfikacji
Zwolennikiem weryfikacji odbywanych dziś aresztów jest m.in. dr Waldemar Gontarski, dziekan Wydziału Prawa (zamiejscowego) w Londynie z Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji. Taką konkluzję zawarł w opinii prawnej, przygotowanej na zlecenie przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy ministrze sprawiedliwości.
– Z dniem 1 lipca 2015 r. we wszystkich sprawach karnych (bez względu na to, czy zostały wszczęte przed tą datą) samoistną przesłanką uzasadniającą stosowanie środka zapobiegawczego nie może być surowość grożącej oskarżonemu kary – stwierdza dr Gontarski.
Jak tłumaczy, z racji przepisów przejściowych regulacje nowej procedury stosuje się co do zasady również w sprawach wszczętych przed 1 lipca. I to mimo że w innym miejscu ustawodawca przesądził, że „dochodzenie, śledztwo albo postępowanie sądowe wszczęte lub prowadzone przed dniem wejścia w życie nowelizacji jest prowadzone nadal w dotychczasowej formie lub trybie (...)”. Ale wyjątek ten nie odnosi się – zdaniem Gontarskiego – do art. 258 k.p.k., który rozstrzyga o tym, kiedy wolno zastosować tymczasowe aresztowanie.
Według niego duża nowela k.p.k. w zakresie zmian dotyczących aresztów tymczasowych idzie nawet dalej w zakresie gwarancji praw człowieka, niż Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. I jako ustawa względniejsza może oddziaływać również wstecz – na areszty zastosowane przed 1 lipca.
Prokuratorskie wątpliwości
Podobnie zmianę art. 258 par. 2 k.p.k. interpretowali oskarżyciele z prokuratury apelacyjnej w Łodzi. Dali temu wyraz w jednym z pism skierowanych do podległej okręgówki. Przeciwko takiemu rozumieniu przepisu stanowczo zaoponowała jednak prokuratura generalna. W piśmie do łódzkiej apelacji I zastępca Andrzeja Seremeta, prok. Marek Jamrogowicz podkreśla, że „za niemożliwą do zaakceptowania należy uznać tezę o utracie samoistnego bytu przez normę art. 258 par. 2 k.p.k. i związaną z tym konieczność uchylenia lub zmiany zastosowania tymczasowego aresztowania we wszystkich wypadkach, gdy wyłączną podstawą decyzji o zastosowaniu lub przedłużeniu (...) tymczasowego aresztowania była norma art. 258 par. 2 k.p.k.”
PG uspokaja oskarżycieli: ustawodawca w żadnym razie nie derogował samoistnej podstawy tymczasowego aresztowania. Nałożył tylko na prokuratora występującego z wnioskiem o jego przedłużenie lub zastosowanie obowiązek wykazania, że surowość grożącej oskarżonemu kary wpływa na powstanie zagrożeń dla prawidłowego postępowania w postaci obawy ucieczki, ukrycia się lub matactwa.
Kto ma rację? Prawnicy nie są zgodni. Część staje po stronie PG.
– Zgadzam się z prokuraturą. Z nowelizacji wcale nie wynika, że surowość grożącej kary nie może być już samodzielną przesłanką stosowania tymczasowego aresztowania. Może być. Wynika to zarówno z uchwały Sądu Najwyższego z 19 stycznia 2012 r., jak i decyzji ustawodawcy – wskazuje dr Marcin Warchoł, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak mówi, życzyłby sobie takiej zmiany, ale niestety podczas ostatniej nowelizacji k.p.k. nie wprowadzono jej.
Niejednoznaczny przepis
Podobnego zdania jest dr Andrzej Mucha, były prokurator, obecnie adwokat prowadzący kancelarię w Rzeszowie. Przekonuje, że nowelizacja nie spowodowała, że art. 258 par. 2 przestał być samodzielną przesłanką stosowania środka zapobiegawczego. Jego zdaniem nie ma więc też żadnych podstaw ku temu, aby weryfikować zasadność stosowanych dziś tymczasowych aresztów.
– Zmiana ma takie znaczenie, że występując z wnioskiem o zastosowanie lub przedłużenie tymczasowego aresztowania w oparciu o przepis art. 258 par. 2 k.p.k., należy wykazać, że owa surowość kary, o jakiej mowa, przekłada się na zagrożenie prawidłowego toku postępowania karnego w postaci obawy ucieczki lub ukrycia się oskarżonego bądź obawy matactwa – wyjaśnia mecenas.
Inaczej ocenia to jednak adwokat Zbigniew Krüger z Poznania.
– Prokurator generalny zdaje się nie zauważać zmiany brzmienia przepisu art. 258 par. 2 k.p.k., a zmiana ta ma charakter kardynalny – uważa.
Jak mówi, zagrożenie surową karą może być podstawą obawy utrudniania prawidłowego toku postępowania, jako przesłanki stosowania aresztu.
– Natomiast nie oznacza to automatyzmu, jak miało to miejsce w poprzednim stanie prawnym. W nowym stanie prawnym zrywamy z domniemaniem utrudniania postępowania, nieprzystającym do konstytucyjnej zasady domniemania niewinności – podkreśla poznański obrońca.
Artykuł z dnia: 2015-09-02, Autor:Ewa Ivanova
http://www.prawnik.pl/prawo/prawo-w-pra ... okaja.html


Zaproszenie do udziału w obchodach Międzynarodowego Dnia Mediacji 2015 (15 października 2015 r.)
2015-09-02

Departament Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka Ministerstwa Sprawiedliwości uprzejmie zaprasza przedstawicieli środowisk zaangażowanych w rozwój polubownych metod rozwiązywania sporów oraz sympatyków i popularyzatorów mediacji do włączenia się we wspólne działania na rzecz promocji mediacji realizowane w ramach obchodów Międzynarodowego Dnia Mediacji 2015 oraz Tygodnia Mediacji 2015.
W tym roku Międzynarodowy Dzień Mediacji przypada na dzień 15 października, natomiast Tydzień Mediacji odbędzie się w dniach 12-17 października, a oba projekty będą przebiegały pod hasłem „Masz prawo do mediacji”.

Koncepcja tegorocznych obchodów opiera się przede wszystkim na propagowaniu inicjatyw oddolnych - włączeniu środowisk lokalnych do działań prowadzonych przez koordynatorów ds. mediacji w sądach powszechnych, a także prezesów sądów i sędziów, oraz na współpracy pomiędzy ośrodkami mediacyjnymi, praktykami wymiaru sprawiedliwości i Ministerstwem Sprawiedliwości.
Departament Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka zwraca się do Państwa o podjęcie, wzorem lat ubiegłych, różnorodnych działań promujących mediację. Poza dyżurami mediatorów mogą to być inicjatywy takie jak konferencje, prelekcje, warsztaty o tematyce mediacyjnej, pikniki rodzinne, debaty itp. Cenne są wszelkie formy działań pozwalające na dotarcie z ideą pozasądowego rozwiązywania sporów, w tym mediacji, do jak najszerszego grona osób.
Departament Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka uprzejmie prosi o przedstawienie planowanych działań wformularzu zgłoszeniowym najpóźniej do dnia 2 października br. (piątek).
Link do formularza: http://ms.gov.pl/pl/dzialalnosc/mediacj ... -mediacji/
Otrzymane od Państwa informacje o inicjatywach lokalnych zostaną zamieszczone na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości oraz na stronach partnerów, którzy włączą się w organizację Międzynarodowego Dnia Mediacji i Tygodnia Mediacji. W miarę możliwości, działania podejmowane w ramach obchodów będą promowane w mediach. Ze względu na ograniczenia techniczne, informacje te mogą być przekazywane wyłącznie za pośrednictwem ww. formularza.
Jednocześnie Departament Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka informuje, iż zaproszenia do włączenia się w obchody Międzynarodowego Dnia Mediacji 2015 i Tygodnia Mediacji 2015 zostały wystosowane do Prokuratora Generalnego, Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka, Komendanta Głównego Policji, Naczelnej Rady Adwokackiej, Krajowej Rady Radców Prawnych, Centralnego Zarządu Służby Więziennej, Stowarzyszenia Notariuszy
Rzeczypospolitej Polskiej, Krajowej Rady Komorniczej, Krajowego Stowarzyszenia Kuratorów Sądowych, prezesów sądów powszechnych oraz organizacji mediatorów.
Departament Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka podjął również działania na rzecz współpracy z Wydawnictwem Wolters Kluwer Polska w celu przygotowania plakatów i ulotek promocyjnych, które przeznaczone będą
do dystrybucji w ramach ww. inicjatyw.
Ze swojej strony Departament Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka służy pomocą i wsparciem, oraz uprzejmie prosi o kierowanie wszelkich pytań na adres e-mail: mediacja@ms.gov.pl.
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 09 04

Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
Radcy prawni przeciw poszerzaniu uprawnień Prokuratorii
Generalnej
Ochrona prawna
Państwowe osoby prawne zajmujące się realizacją zadań publicznych z zakresu kultury i
ochrony dziedzictwa narodowego, nauki, oświaty i wychowania oraz szkolnictwa wyższego
nie powinny być reprezentowane przez radców Prokuratorii Generalnej. Tak uważa
Ośrodek Badań, Studiów i Legislacji Krajowej Rady Radców Prawnych (OBSL). Projekt
ustawy wprowadzający taką możliwość czeka właśnie na głosowanie w Senacie. Jego
głównym celem jest odciążenie prokuratorii od spraw sądowych o niskiej istotności z
punktu widzenia ochrony praw lub interesów Skarbu Państwa.
Nowelizacja przyznaje jej jednak nową kompetencję, tj. przejmowanie – na polecenie
premiera – zastępstwa procesowego niektórych państwowych osób prawnych za ich
zgodą. Ma to pozwolić wykorzystać doświadczenie procesowe oraz wiedzę radców
prokuratorii. W ocenie radców prawnych trudno jednak uznać powyższy argument za
wystarczający. W opinii przypominają, że prokuratoria została utworzona w celu ochrony
praw i interesów Skarbu Państwa, a ustawodawca świadomie zrezygnował z powierzania
jej ochrony prawnej państwowych podmiotów. „Skoro państwowe osoby prawne tworzy się
głównie po to, żeby przesunąć kompetencje w zakresie cywilnoprawnych stosunków
gospodarczych z urzędników państwowych na rzecz specjalistów pełniących funkcje
organów państwowych osób prawnych, to należy zachować w tej materii konsekwencję” –
akcentuje ośrodek.
I dodaje, że skoro zapewnia się danym podmiotom autonomię, to należy utrzymywać ją w
możliwie wszystkich dziedzinach funkcjonowania. Projektowana regulacja wprowadza
natomiast istotne odstępstwo od powyższej zasady, i to bez należytego uzasadnienia.
„Jedną z podstawowych zasad polskiego porządku prawnego jest równa dla wszystkich
ochrona własności i innych praw majątkowych . W tym przypadku dana kategoria osób
uzyskuje dodatkową pomoc. Można tutaj mówić o specjalnym uprzywilejowaniu” – uważa
OBSL.
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
„Co więcej, ratio legis nowelizacji jest koncentracja działalności Prokuratorii Generalnej na
kwestiach fundamentalnych dla ekonomicznego funkcjonowania Skarbu Państwa. W
świetle nowelizacji część radców prokuratorii będzie musiała poświęcić się działalności
państwowych osób prawnych, chociaż te osoby prawne jako usamodzielnione powinny
zapewnić sobie właściwą obsługę prawną” – wytykają radcy. ©?
Anna Krzyżanowska
anna.krzyzanowska@infor.pl
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/8 ... uprawnien-
prokuratorii-generalnej.html
OPINIE Kto narusza zasady poprawnej legislacji
Do psucia , gotowi, start
Szycia ubrań nie zleca się szewcom, a budowania mostów
weterynarzom, natomiast tworzenie prawa nie zna już
takich ograniczeń. Efekty wszyscy znamy
Psucie prawa rozpoczyna się już w fazie jego tworzenia. Nauka i praktyka niejednokrotnie
wskazują przykłady naruszania przez prawodawcę dyrektyw tzw. poprawnej legislacji.
Wówczas wartość nawet najlepszych konstrukcji może zostać osłabiona (później prawo
może ulegać dalszemu zepsuciu, gdy jest niepoprawnie interpretowane i stosowane).
Czyżbyśmy nie mieli odpowiedniej infrastruktury legislacyjnej, na którą składa się klarowny
podział kompetencji prawodawczych oraz unormowanie zasad i form wykonywania
czynności legislacyjnych? Nie, wręcz przeciwnie. W Konstytucji RP oraz ustawach
zwykłych, a także w regulaminach lub statutach różnych organów i organizacji precyzyjnie
wskazano, kto i jak ma tworzyć prawo, kto ma wspierać ten proces ekspertyzami,
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
opiniami, konsultacjami i uzgodnieniami. Uregulowano też zasady legalnego uprawiania
lobbingu legislacyjnego. Prawo unijne określiło natomiast sposoby implementacji unijnych
rozwiązań i harmonizacji z nimi prawa krajowego. Powołano kilka komisji kodyfikacyjnych
oraz liczne zespoły opiniodawcze (np. Radę Legislacyjną). Parlamentarzystom
zapewniono fachową pomoc w sprawach legislacji. To wszystko jest i sporo kosztuje, a
efektów tworzenia dobrego prawa wciąż nie ma! Dlaczego?
Przyczyny psucia prawa na etapie jego tworzenia wiążą się ze złożonością procesu
legislacyjnego i niedocenianiem znaczenia jego poszczególnych faz. Są też inne
przesłanki, ale zawsze są one związane z błędami popełnianymi przez uczestników
procesu legislacyjnego. Ci ostatni nie w pełni uświadamiają sobie rolę, jaką mają do
odegrania, prezentują zróżnicowany poziom wiedzy prawniczej (zwłaszcza na temat
szczególnych ustaw, takich jak budżetowe czy daninowe), nie znają się na implementacji
prawa unijnego. Wiele nieprawidłowości występuje też w procesie uprawiania lobbingu
legislacyjnego. Wszystko to w sumie jest skutkiem braku dostatecznej kontroli tworzenia i
stosowania prawa obowiązującego, a także braku odpowiedzialności za wykonywanie
czynności legislacyjnych przez osoby fizyczne.
Szczegółowa analiza wymienionych zagadnień wymagałaby zajęcia znacznie
obszerniejszego miejsca, niż pozwalają na to ramy felietonu. Ale takich analiz nie brakuje,
bo dostarcza ich systematycznie nauka prawa oraz zawierają je niektóre opracowania
urzędowe (np. raporty o stanie prawa sporządzane przez Radę Legislacyjną, raporty NIK i
niektórych ministerstw). Tyle tylko, że nie czytają ich ci, którzy powinni. Dlatego w Polsce
wciąż źle tworzy się prawo.
Proces legislacyjny składa się z kilku następujących po sobie faz, z których każda jest
ważna. Nie można więc w tworzeniu prawa wybierać drogi na skróty, bo ta jak zwykle
okazuje się być zawodna. Od lat staram się wytłumaczyć komu trzeba i to na różne
sposoby, że jeśli chcesz coś uregulować, tworząc nakazy lub zakazy oraz uprawnienia i
obowiązki, to najpierw dokładnie sprawdź, czy interwencja ze strony państwa jest
potrzebna oraz z jakiego powodu lub w czyim leży interesie. Prawo należy tworzyć
profesjonalnie, tak jak krawiec szyje ubrania, a inżynier buduje mosty. Dlatego szycia
ubrań nie zleca się szewcom, a budowania mostów weterynarzom, natomiast tworzenie
prawa nie zna już takich ograniczeń.
W teorii legislacji mówi się o fazie tzw. prac przedlegislacyjnych. Tymczasem notorycznym
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
błędem naszych twórców prawa jest to, że nie dostrzegają oni jej znaczenia. Lekceważy
się potrzebę stałego prowadzenia analiz i dokonywania ocen stanu prawa
obowiązującego. Nie przywiązuje się też znaczenia do długofalowych i wieloletnich
strategii oraz programów społecznych i gospodarczych, które wytyczają perspektywy
naszej przyszłości i dzięki prawu zapewniają realizację założonych celów. Nawet jeśli
przepisy przewidują obowiązek przeprowadzania jakichś badań, to nie ma wyraźnie
sformułowanego nakazu, aby wnioski z nich płynące stanowiły podstawę tworzenia
stosownych regulacji prawnych. Zaś twórcom prawa myśl ta sama nie chce przyjść do
głowy.
Inny błąd legislacyjny polega na pomijaniu lub niedocenianiu roli założeń ogólnych ustawy.
Wystarczy przyjrzeć się naszej praktyce legislacyjnej. Najczęściej nie sporządza się
założeń ustawy, a jeśli już, to nie znajdziemy w nich żadnego odniesienia do dokumentów
programowych i analitycznych, o których wspomniałem wyżej. Tymczasem to właśnie one
powinny pokazywać, w jaki sposób projektowany akt ma realizować cele sformułowane w
strategiach i programach społeczno-gospodarczych oraz uwzględniać wnioski płynące z
analizy i oceny stanu prawa. Dokumenty te nie mogą się natomiast wzajemnie
zastępować.
W naszej praktyce legislacyjnej projektodawca prawa koncentruje się głównie na
opracowaniu tekstu aktu normatywnego. Nie przejmuje się żadnymi analizami i ocenami
prawa, podejrzewam, że ich nawet nie zna. Nie stara się też poprawić przy tej okazji
wcześniej sygnalizowanych wad ustawy. W tak dalece uproszczony sposób postępują
niemalże wszyscy autorzy projektów.
Psucie prawa na etapie jego tworzenia jest więc udziałem licznej grupy podmiotów. Są
wśród nich rząd i ministrowie oraz parlamentarzyści, ale przede wszystkim urzędnicy
działający w imieniu uprawnionych organów władzy. To oni popełniają największe błędy
legislacyjne. Nie zawsze są to osoby o statusie legislatora, czyli mające za sobą
ukończoną stosowną aplikację. Do prac projektodawczych często zabierają się urzędnicy
merytoryczni, którzy na ogół nie mają przygotowania prawniczego. Za swoje grzechy
zawsze otrzymują od swych przełożonych (też nieprawników) rozgrzeszenie, a nawet
premie lub nagrody. Liczy się bowiem efekt końcowy, czyli szybkie opracowanie projektu i
poddanie go obowiązującym uzgodnieniom lub konsultacjom oraz skierowanie do Sejmu.
Nie przeszkadza w tym specjalnie Rządowe Centrum Legislacji (RCL), którego uwaga
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
koncentruje się głównie na sprawdzaniu, czy dany projekt nie pozostaje w sprzeczności z
konstytucją i z prawem unijnym oraz czy nie uchybia podstawowym dyrektywom
poprawnej legislacji wskazywanym w orzeczeniach Trybunału Konstycyjnego. To dużo, ale
nie wszystko. Od RCL należałoby oczekiwać znacznie więcej, a zwłaszcza prowadzenia
stałych analiz i ocen stanu prawa oraz zwracania uwagi na to, w jaki sposób realizacja
strategii i programów społeczno-gospodarczych powinna być wspierana tworzeniem
odpowiednich regulacji prawnych. RCL powinien korzystać z opinii Rady Legislacyjnej, bo
jej spojrzenie na prawo jest bardziej wszechstronne. Natomiast opinie i uwagi RCL
powinny być respektowane przez premiera i Radę Ministrów.
Niekiedy władza publiczna rezygnuje z samodzielnego przygotowania projektu ustawy i
zleca jego opracowanie wybranemu zespołowi naukowców lub kancelarii prawniczej.
Jednym się to podoba, a innym nie bardzo. Pierwsi są zadowoleni, ponieważ wierzą, iż
dzięki temu nie powstanie żaden urzędowy potworek legislacyjny. Natomiast drudzy
zazdroszczą zleceniobiorcom wynagrodzenia. Tymczasem prawda jest taka, że
wykonawcy zlecenia przeżywają prawdziwe katusze z powodu przekonywania
zleceniodawcy, że nie wszystko można i trzeba uregulować tak, jak on sobie tego życzy.
Projektodawcy są zdani na utarczki z urzędasami, którzy pozbawieni możliwości
samodzielnego przygotowania projektu ustawy starają się wykazać uczonym, że ci nie
mają racji, i wobec tego samowolnie zmieniają kształt projektu opracowanego przez
zleceniobiorców. Na etapie prac parlamentarnych dzieło uczonych jest z kolei narażone na
świetlane pomysły poselskich lub senatorskich „zapisów”. Jakżeż bogaci muszą być nasi
parlamentarzyści, skoro bez przerwy coś „zapisują”!
Proces legislacyjny przebiega pod presją czasu. Zupełnie niepotrzebnie, bo wszystko
powinno odbywać się w stosownym rytmie. Nie trzeba pisać prawa na restauracyjnych
serwetkach i uchwalać go nocami, gdy naród już błogo śpi, śniąc o większych emeryturach
i zarobkach. W praktyce jest jednak inaczej, bowiem obowiązkowe uzgodnienia
międzyresortowe oraz konsultacje z partnerami społecznymi rząd traktuje po macoszemu.
W ramach uzgodnień międzyresortowych ministerstwa i urzędy centralne lakonicznie
stwierdzają, że nie wnoszą żadnych uwag i zastrzeżeń. Wyjątkowo zaś odnoszą się
krytycznie jedynie do rozwiązań, które odbierają im władztwo lub narzucają nowe
obowiązki. Konsultacje z partnerami społecznymi przebiegają też różnie. Organizacje
przedsiębiorców, które zwykle reprezentują najbogatszych i największych przedsiębiorców,
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
chętnie współpracują z rządem i rzadko sprzeciwiają się jego pomysłom legislacyjnym. Nie
zapominajmy jednak, że przeważająca część przedsiębiorców (ok. 95 proc.) to są mikro- i
mali przedsiębiorcy, których ze względu na konieczność opłacania składek nie stać na
członkostwo w ogólnokrajowych organizacjach. Te ostatnie nie muszą zatem zabiegać o
interesy maluczkich (patrz „Przedsiębiorcy wszelkich branż, łączcie się!”, Prawnik z 19
czerwca 2015 r.).
Ze związkami zawodowymi rząd prowadzi raczej rozmowy polityczne i negocjacje mające
na celu rozwiązanie najczęściej już istniejącego sporu niż konsultacje społeczne. Odbywa
się to zwykle w warunkach strajkowej scenerii. Konsultacje zamieniają się więc w typową
walkę polegającą na przeciąganiu liny, w rezultacie której najczęściej to rząd ulega.
Problem polega jednak na tym, że jak ktoś ma pistolet strajkowy przy skroni, nie jest w
stanie tworzyć dobrego prawa. Myśli co najwyżej o tym, jak uratować swój żywot.
Z opiniami organizacji środowiskowych rząd nie liczy się wcale lub w niewielkim stopniu, w
czym mogą mu bowiem zaszkodzić strajki artystów, naukowców bądź nauczycieli?
Dlatego najczęściej odpowiada na zgłaszane przez te środowiska uwagi i żądania, że „na
tę chwilę nie mogą one być uwzględnione” (językoznawców przepraszam za cytowanie
urzędowego żargonu). Zapomina o tym, że partnerzy społeczni działają przede wszystkim
w interesie określonych grup społecznych i z tego tylko punktu widzenia formułują swoje
uwagi i zastrzeżenia w przedmiocie konsultacji. Rolą władzy jest wyjaśnienie im, czy
proponowane przez nich rozwiązania leżą również w interesie ogólnym, i czy mają szanse
być uwzględnione w przyszłości.
Mam wrażenie, że rząd najczęściej nie ma ochoty na korzystanie z wyników konsultacji
społecznych oraz na czynienie użytku ze złożonych opinii i ekspertyz. Chyba że projekt
dotyczy rozwiązań kontrowersyjnych z punktu widzenia ideologicznego lub społecznego.
Wtedy władza chętnie sięga do opinii niektórych, wybranych przez siebie, ekspertów.
Generalnie jednak naukowcy są potrzebni władzy publicznej w takim samym stopniu, jak
pijakowi potrzebna jest uliczna latarnia. Nie chodzi przecież o to, żeby oświetlając ulicę
rozjaśnić komuś rozum, lecz o to, aby miał się on czego chwycić i utrzymać na nogach. Bo
przecież trzeba przetrwać do referendum lub wyborów parlamentarnych i poczekać, aż
naród odda głosy na wytypowane przez partyjnych liderów numery (wśród których
formalnie nie ma zer).
Tezę tę potwierdzają obserwacje poczynione w toku mojej pracy w ośmiu składach Rady
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
Legislacyjnej. Jest co wspominać. Jeden z premierów (Zbigniew Messner) spotkał się z
radą na korytarzu ówczesnego Urzędu Rady Ministrów i po wręczeniu aktów
nominacyjnych powiedział: „Róbta tak, aby to, co nie jest zabronione, było dozwolone”. A
dzisiaj ludzie myślą, że ta słynna sentencja pochodzi od Platona lub co najmniej od
Kotarbińskiego, nie zaś od specjalisty w dziedzinie księgowości! Dwaj inni premierzy
zwołali tylko po jednym posiedzeniu rady. Jeszcze inni wyraźnie bali się jej, więc nie
zamawiali opinii rady lub nie korzystali z nich. Mnie trafiło się w końcu dobrze, bo premier
Marek Belka, powierzając mi funkcję przewodniczącego rady powiedział: „Nie znam się na
prawie, ale znam ciebie i darzę cię zaufaniem. Rób więc tak, abyśmy nie musieli się
wstydzić”. Jako jedyny w historii rady jej przewodniczący uczestniczyłem w posiedzeniach
rządu, gdzie prezentowałem stanowisko RL lub odpowiadałem na wątpliwości premiera i
ministrów. Opinie rady były przez rząd Belki respektowane niemalże w pełni. Tam, gdzie
stanowisko Rady było różne od rządowego, premier polecał wypracowanie razem z danym
ministrem odpowiedniego rozwiązania legislacyjnego. W ten sposób powstało wiele
projektów ważnych ustaw. Czy tak nie powinno być zawsze?
Na ogół jednak władza nie lubi, gdy opinie ekspertów nie są „przyjazne” dla prawa
projektowanego przez rząd. Dlatego często zamiast tracić czas na dyskusję z uczonymi,
podejmuje pozakulisowe rozmowy i targi z opozycją parlamentarną. Przy tej okazji
opozycja zawsze chce coś tam wyrwać dla siebie i gdy to ma przyrzeczone, godzi się na
poparcie proponowanego rozwiązania. Pozostaje jeszcze do odegrania spektakl
parlamentarny, gdzie za cenę pokazania się w telewizji posłowie opowiadają różne rzeczy,
a potem głosują tak, jak wcześniej uzgodniono. W Senacie nie jest inaczej. Gdy ma się
jeszcze w zanadrzu „swojego” prezydenta, to wszystko jest pozamiatane w kilkanaście
dni. Czasami jeszcze dreszczyk emocji można przeżyć, gdy sprawa trafi do Trybunału
Konstytucyjnego. Ale też nie zawsze można na to liczyć.
Sporo zastrzeżeń można mieć do zachowań legislacyjnych parlamentarzystów. Gdy
pracowałem w Kancelarii Sejmu, wielokrotnie słyszałem padające z ust posłów pytania,
jaki przepis i w której ustawie należy zmienić, uchylić lub wstawić, aby uzyskać prawo do
czegoś tam lub pozbyć się kłopotliwego obowiązku. Ale przynajmniej byli szczerzy.
Razi też niedostateczna aktywność parlamentarzystów w pracach nad projektami ustaw.
Gdy w pierwszym czytaniu ma miejsce prezentacja stanowisk klubowych na forum
plenarnym Sejmu, do wystąpień przygotowuje się zaledwie kilku wytypowanych posłów.
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
Potem z osób tych tworzy się najczęściej podkomisję ds. danego projektu ustawy. Na
posiedzenia tego gremium przychodzi już niewielu, bo przewodniczący lub jego zastępca i
dwóch, trzech parlamentarzystów. Zjawia się natomiast cała armia osób w inny sposób
zobowiązanych (eksperci) lub zainteresowanych tym aktem (przedstawiciele partnerów
społecznych, lobbyści). Siły są nierówne, ale decyzje podejmują tylko posłowie. Po
kolejnych czytaniach, gdy dochodzi do głosowania, wszyscy już dobrze wiedzą, w którym
momencie mają podnieść rękę, nawet jeśli Episkopat nie zdążył się jeszcze wypowiedzieć
w sprawie.
Parlamentarzyści mogą korzystać również z przysługującej im inicjatywy ustawodawczej i
wnosić projekty ustaw. Powinni to jednak czynić w sposób niezwykle ostrożny. Projekty
poselskie nie mogą zamieniać się w zestawy żądań grupy wyborców, bowiem
parlamentarzyści nie pełnią roli lobbystów. Zresztą w Polsce lobbing legislacyjny jest tak
inteligentnie uprawiany, że ustawa o lobbingu jest potrzebna tylko po to, aby było
wiadomo, jak ją można legalnie ominąć. Byłoby przeto lepiej, gdyby projekty ustaw
wnoszone przez grupę posłów lub senatorów podlegały obowiązkowej kontroli wstępnej ze
strony marszałka Sejmu i to zarówno pod kątem ich dopuszczalności ze względów
merytorycznych, jak i ich poprawności legislacyjnej. W praktyce takiej kontroli nie ma,
chociaż są podstawy prawne dla jej wykonywania i dlatego warto z niej korzystać. Byłoby
to z pewnością rozwiązanie lepsze od trzymania niektórych projektów ustaw w
marszałkowskiej „zamrażarce”. Czy nie lepiej trzymać tam szampana, otwieranego z
okazji uchwalenia dobrej ustawy ?
W tworzeniu niektórych ustaw konstytucja przewiduje odrębny, znacznie trudniejszy, reżim
prawny. Dotyczy to nie tylko tworzenia ustaw konstytucyjnych, lecz także niektórych ustaw
zwykłych. Mam na myśli zwłaszcza ustawy daninowe oraz ustawy budżetowe.
Ograniczenia z tym związane wyrażają się m.in. w tym, że niektóre projekty tych ustaw
mogą być zgłaszane wyłącznie przez rząd (np. ustawy budżetowe), a inne muszą
odpowiadać konstrukcyjnie wymaganiom konstytucyjnym (np. ustawy podatkowe). Nie
wszystkie też zagadnienia mogą być przedmiotem pytań referendalnych lub tzw.
obywatelskich projektów ustaw. To trzeba rozumieć i respektować, nie miotając się w
czasie kampanii wyborczej niepotrzebnie na estradzie lub nie obiecując ludziom podczas
przejazdów kolejowych lub autobusowych tego, do czego nie ma się kompetencji
prawodawczych!
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
Niezwykle kłopotliwe w procesie tworzenia prawa jest brak odpowiedniej wiedzy na temat
uprawnień i obowiązków legislacyjnych wynikających z członkostwa Polski w Unii
Europejskiej. Nie jesteśmy zbyt aktywni w procesie tworzenia prawa unijnego. Nie liczmy
na to, że rolę tę wypełnią do końca polscy eurodeputowani. Znacznie więcej należy zatem
wymagać od rządu polskiego, którego przedstawiciele mają możliwość wnoszenia
projektów lub uwag i propozycji do projektów prawa unijnego.
Odrębny problem stanowi implementacja prawa unijnego i harmonizacja prawa krajowego
z prawem unijnym. Polscy legislatorzy korzystają z różnych tłumaczeń językowych aktów
prawa unijnego. Zdarza się jednak, że w dobrej wierze chcą harmonizować to, co
harmonizacji nie wymaga. Przez to arbitralnie rozstrzygają o tym, co i kiedy należy
implementować lub harmonizować.
Psucie prawa na etapie jego tworzenia powinno być dostrzegane i eliminowane w toku
kontroli procesu legislacyjnego. Wieńczy ona bowiem dzieło. Jest to jednak temat na
kolejny felieton. ©?
Nawet jeśli przepisy przewidują obowiązek przeprowadzania jakichś badań, to nie ma
wyraźnie sformułowanego nakazu, aby wnioski z nich płynące stanowiły podstawę
tworzenia stosownych regulacji prawnych. Zaś twórcom prawa myśl ta sama jakoś
nie chce przyjść do głowy
Opinie Rady Legislacyjnej były przez gabinet Marka Belki respektowane niemalże w pełni.
Tam, gdzie stanowisko RL było różne od rządowego, premier polecał wypracowanie razem
z danym ministrem odpowiedniego rozwiązania legislacyjnego. W ten sposób powstało
wiele projektów ważnych ustaw. Czy tak nie powinno być zawsze?

shutterstock

fot. materiały prasowe
Cezary Kosikowski
prof. zw. dr hab., kierownik Katedry Prawa Gospodarczego Publicznego Uniwersytetu w
Białymstoku
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
http://www.prawnik.pl/opinie/artykuly/8 ... ciagotowi-
start.html
Kiedy ślepcy prowadzą ślepców
FELIETON NA KONIEC Widziane z dystansu
Pieter Bruegel jest moim ulubionym malarzem. W Museo di Capodimonte w Neapolu
znajduje się jedno z jego dzieł. Przedstawia sześciu mężczyzn idących jeden za drugim.
Ubrani są w podróżne szaty, w jednej ręce trzymają linę, w drugiej kije. Linę trzyma też
przewodnik grupy, ale wpada do rowu, pociągając za sobą pozostałych. Z przerażeniem
spostrzegamy, że podróżni są ociemniali, niewidomy jest też człowiek, który ich prowadzi.
To słynni „Ślepcy prowadzący ślepców”. Bruegel namalował na obrazie oczy w bardzo
dokładny sposób – podobno współcześni okuliści, po zapoznaniu się z dziełem są w stanie
wyróżnić pięć różnych chorób oczu.
Pięć rodzajów ślepoty...
Z pierwszym mam do czynienia, kiedy na jednej z wyższych uczelni widzę program
studiów podyplomowych z zakresu mediacji, którego twórcy „zapomnieli” o negocjacjach.
A przecież mediacje to „zarządzane” negocjacje. Po co negocjacje? Przecież uczymy
mediacji.
Z drugim – kiedy wykładowca , który uczyć ma studentów negocjacji, zajmuje się na co
dzień jedynie prawem karnym materialnym. A negocjacje? Cóż, coś tam – powie –
ostatnio dużo czyta.
Z trzecim – kiedy na sali pełnej poważnych uczestników głos zabiera profesor podający się
za „eksperta od mediacji” i z zapałem objaśnia prezentację na temat, o którym dowiedział
się zgłębiwszy miesiąc temu kilka książek. Wszyscy go słuchają, jest przecież
autorytetem, profesorem.
Z czwartym – kiedy prowadząc wykład na poważnej uczelni kształcącej ekonomistów
spostrzegam z przerażeniem, że studentów uczy się negocjacji jedynie w modelu „jak
wykiwać przeciwnika”.
Z piątym – gdy w debacie o tzw. alternatywnych modelach rozwiązywania sporów bierze
udział wybitny autorytet świata prawniczego. Autorytet tak, ale nie w tej dziedzinie, o której
mówi. O mediacji wie niewiele. Ale mówi.
Ślepcy prowadzą ślepców. Czy nie da się zauważyć pewnego subtelnego „rozmijania się z
Centrum prasowe Krajowa Rada Radców Prawnych
prawdą”?
Bo przecież czy to, że ktoś uczy, nie oznacza, że powinien wiedzieć więcej od tych,
których uczy? Że jest specjalistą, ekspertem?
Zadajmy sobie pytanie, czego w takim razie uczą ci nauczyciele? Tego, co sami potrafią.
Plus trochę teorii z kilku książek. A to oznacza, że uczą niekonstruktywnych zachowań i
przekazują nieefektywną wiedzę.
W negocjacyjnej przestrzeni dominuje jeden model negocjacji, tzw. pozycyjnych. To obszar
stawianych żądań i oczekiwań ustępstw, terytorium technik negocjacyjnych, począwszy od
„różowego śledzia”, na „optyku z Brooklynu” kończąc. To świat manipulacji i trików
negocjacyjnych, świat wygranych i przegranych, w którym przegranie jednej wojny
oznacza kolejną (wystarczy prześledzić losy Europy). To ciąg bezustannych konfliktów, w
których przegrani szukali zawsze możliwości rewanżu. To krajobraz wymuszanych
kompromisów, z których nikt nie był usatysfakcjonowany. Niekończąca się historia...
Tego właśnie uczymy? To chcemy wpoić kolejnym pokoleniom prawników?
Prawdziwe negocjacje nie są łatwe, prawdziwa mediacja to nie zabawa – powiedzmy to
sobie jasno.
Nie wystarczy przeczytać kilka książek, nawet najlepszych.
Ci, którzy podejmują się roli nauczycieli, powinni to czynić odpowiedzialnie, nie udawać
ekspertów, jeśli nimi nie są. Nie powinni zapominać, że efektywne negocjacje nie polegają
na przekrzykiwaniu się „kto co komu zrobi” i eskalacji żądań, a ich nauka nie polega na
serwowaniu 50 technik negocjacji (bo dziś każdy może je znaleźć w internecie). A
mediacja (na której, mam wrażenie, wszyscy dziś się znają) nie sprowadza się do
zachęcenia skonfliktowanych stron magicznym „pogódźcie się”.
Nie wiem, dokąd szli ślepcy z obrazu Bruegela, ale jestem pewien, że przewodnik ich tam
nie doprowadził. ©?
Ci, którzy podejmują się roli nauczycieli, powinni to czynić odpowiedzialnie, nie udawać
ekspertów, jeśli nimi nie są. I nie zapominać, że efektywne negocjacje nie polegają
na przekrzykiwaniu się „kto co komu zrobi” i eskalacji żądań, a ich nauka nie polega na
serwowaniu 50 technik negocjacji (bo dziś każdy może je znaleźć w internecie)
Maciej Bobrowicz
radca prawny, mediator gospodarczy i sądowy, prezes KRRP w latach 2007–2013
http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/891 ... dzaslepcow.
html
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 09 09

Spis treści
Sprawy karne: Miało być więcej grzywien a będzie lawina apelacji………………………………………….1
Zmiana właściwości sądów przy komunikacyjnym OC……………………………………..2
O skutkach tegorocznych upałów...……………………………………………….3
NRA ostrzega przez kolejnymi cyberatakami…………………………………..4
Nieodpłatna pomoc prawna: czasu jest mało, a wątpliwości dużo……………….……………………………………………………..4
Opinia może być jawna, jeśli jest dokumentem urzędowym……………7
Mamy ustawę o petycjach. Szkoda, że jest ona bezzębna…………………….9


Sprawy karne: Miało być więcej grzywien a będzie lawina apelacji
Agata Łukaszewicz, http://www4.rp.pl/Prawo-karne/309089818 ... lacji.html
Adwokaci mogą próbować kwestionować orzekane kary, bo sądy i prokuratorzy nie mają dostępu do aktualnych danych o majątku oskarżonego.
Od 1 lipca 2015 r. prokurator musi dołączać do każdego aktu oskarżenia informacje o stanie majątkowym oskarżonego. Dane pochodzą z systemu teleinformatycznego ministra finansów. Szkopuł w tym, że to, co dziś dostają prokuratorzy z urzędów skarbowych, dotyczy informacji o stanie majątkowym podsądnego z sierpnia 2014 r., a przepisy mówią wyraźnie, że nie może to być informacja starsza niż sprzed 30 dni.
– Obrońcy mogą podnosić uznanie „starych" ustaleń finansowych za istotne i wywodzić z nich zarzut apelacyjny – uważa prokurator Jacek Skała. Wielu przyznaje mu rację.
Będzie problem, tylko nie wiadomo kiedy
– Na razie nie mamy z tym kłopotu, bo wysyłamy do sądów pierwsze sprawy na nowych zasadach. Problem pojawi się pod koniec procesu. I to od zachowania obrońców i sądów odwoławczych zależeć będzie, czy okaże się duży – potwierdza prokurator Wiktor Brzeziński.
– Z tego, co wiem, to problem przejściowy i wiąże się z opóźnieniem przygotowania oprogramowania w Ministerstwie Finansów. Sąd zawsze będzie mógł zwrócić się o aktualizację danych, jeżeli jest ona dostępna – uspokaja adwokat Michał Królikowski, współautor nowej formuły procesu karnego.
Tyle że dziś sądy też nie mają dostępu do aktualnych, czyli sprzed miesiąca, danych o finansach, bo mogą je weryfikować w ten sam sposób jak prokuratorzy. Czyli w tej chwili są to dane sprzed roku.
Stawiali na nowe kary
Przepis dotyczący wartości majątku skazanego nabrał szczególnej wagi 1 lipca 2015 r. Od tego dnia ustawodawca w systemie karania postawił m.in. na grzywny, i to wysokie. Ci, którzy nie płacą prawomocnie zasądzonych grzywien, są zgłaszani do biur informacji gospodarczej, a potem czekają ich kłopoty, np. brak możliwości wzięcia kredytu czy kupna telefonu komórkowego. Sprawiedliwe, a więc odpowiednie do sytuacji majątkowej oskarżonego grzywny miały zmienić naszą politykę karną. A nowy proces karny miał przyspieszyć wyrokowanie.
Do 1 lipca sądy rzadko wymierzały grzywnę jako karę samoistną – tylko w 20 proc. spraw. Zwykle robiły to na niewielkie kwoty. Przykład? Tylko w 4 proc. spraw wysokość grzywny przekroczyła przeciętne miesięczne wynagrodzenie, czyli 3,5 tys. zł, a tylko w 1 proc. – 5 tys. zł. Sądy nie miały wówczas dokładnych danych o sytuacji majątkowej oskarżonego. Dlatego w nowych przepisach rozpoznanie sytuacji finansowej powierzono już na pierwszym etapie postępowania prokuratorom. Ci jednak potrzebują do tego sprawnie działającego systemu i aktualnych informacji z urzędów skarbowych.
Kara grzywny jest karą majątkową przewidzianą za przestępstwo. Jej wysokość nie jest określana kwotowo za poszczególne przestępstwo, tak jak to jest w wypadku wykroczeń. Grzywnę za przestępstwo wymierza się w stawkach dziennych.
Zmiana właściwości sądów przy komunikacyjnym OC
PAP , jaga,08.09.2015; http://www4.rp.pl/Sedziowie-i-sady/3090 ... ym-OC.html
Projekt zmian właściwości miejscowej sądów przy wytaczaniu powództwa o odszkodowanie z komunikacyjnego OC trafi do drugiego czytania. Celem projektu jest odciążenie warszawskich sądów, do których trafia większość takich spraw.
Projektem noweli ustawy o zmianie ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych zajmowała się we wtorek sejmowa Komisja Finansów Publicznych.
W myśl propozycji złożonej przez grupę posłów PSL, a inspirowanej przez resort sprawiedliwości, powództwo o odszkodowanie z ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych można będzie wytoczyć wyłącznie przed sądem miejsca zamieszkania albo siedziby poszkodowanego albo przed sądem miejsca zdarzenia. Nowela miałaby wejść w życie po upływie trzech miesięcy od dnia ogłoszenia.
Jak napisano w uzasadnieniu ustawy, od kilku lat dostrzegalny jest zdecydowany napływ do sądów spraw o zwrot kosztów najmu pojazdu zastępczego. To wynik orzecznictwa Sądu Najwyższego z 2011 r., które szeroko otworzyło dostęp do pojazdów zastępczych, nie tylko dla poszkodowanych prowadzących działalność gospodarczą, ale praktycznie dla każdego, kto utraci możliwość korzystania z pojazdu na skutek wypadku. W tej chwili zasady i stawki za wynajem pojazdu zastępczego nie są ściśle uregulowane, więc są przyczyną wielu sporów sądowych.
Ponieważ zdecydowana większość pozywanych towarzystw ubezpieczeniowych ma siedziby w Warszawie, w wydziałach gospodarczych Sądu Rejonowego dla ms.st. Warszawy w latach 2012-2014 sprawy takie stanowiły - jak podano w uzasadnieniu - od 31 proc. do 34 proc. wszystkich spraw. Zmiana dotycząca właściwości sądów ma na celu rozproszenie spraw po całym kraju i odciążenie stołecznych sędziów.
Początkowo projekt miał szerszy zakres.
"Chcieliśmy jednocześnie ograniczyć kognicję tych sądów" - mówił obecny na posiedzeniu Komisji wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń, który przyznał, że zmiany te chciał wprowadzić właśnie resort sprawiedliwości, więc poprosił posłów o pomoc w tej sprawie. Jak mówił, resort sprawiedliwości chciał poprosić o ustalenie stawek ryczałtowych resort finansów, ten się jednak nie zgodził, dlatego projekt okrojono.
Wstępna wersja zakładała również, że odszkodowanie za szkodę polegającą na poniesieniu kosztów najmu pojazdu zastępczego wypłaca się wg. stawek określonych przez Ministra Finansów, a jeśli okres najmu pojazdu przekracza 14 dni, odszkodowanie pomniejsza się wydatki w wysokości określonej w rozporządzeniu Ministra Finansów, które poszkodowany poniósłby, gdyby do szkody nie doszło. Z propozycji tej jednak zrezygnowano w trakcie prac w Komisji.
Arkadiusz KoperO skutkach tegorocznych upałów...




NRA ostrzega przez kolejnymi cyberatakami
Z adresu "dominik.kusnierz@adwokatura.pl" są wysyłane maile z zawirusowanymi plikami. W domenie internetowej NRA Dominik Kus(ś)nierz nawet nie istnieje.
Sygnały o próbach podszywania się pod adwokatów napłynęły do Naczelnej Rady Adwokackiej od potencjalnych klientów - kilku firm handlowych i osób fizycznych. Otrzymały one pocztą mailową wiadomość, której nadawca, czyli rzekomy adwokat, informuje, że "ze względu na brak kontaktu" przysyła w załączniku akt oskarżenia. W rzeczywistości plik jest zainfekowany złośliwym oprogramowaniem tzw. koniem trojańskim. A Dominik Kuśnierz, domniemany adwokat rozsyłający takie maile, nie widnieje na liście palestry.
- Po otrzymaniu sygnału od odbiorców tej wiadomości Naczelna Rada Adwokacka zgłosiła nadużycia do firm hostingowych, z których serwerów zostały wysłane wiadomości - mówi adw. Michał Szpakowski, administrator kont poczty elektronicznej w domenie adwokatura.pl.
NRA zapewnia, że jej serwery pocztowe są odpowiednio zabezpieczone przed włamaniami. - Ten typ ataku, czyli tzw. "phishing", wykorzystuje lukę w protokole przesyłu poczty elektronicznej oraz niedostateczne zabezpieczenia po stronie serwera odbiorcy wiadomości - tłumaczy mec. Szpakowski.
Na razie nie wiadomo, czy za próbami podszywania się pod konta w domenie adwokatura.pl stoją te same osoby, co za ubiegłotygodniowym atakiem hakerskim na kancelarię Drzewiecki Tomaszek i Wspólnicy.
EŚ;Artykuł z dnia: 2015-09-08;http://www.prawnik.pl/wiadomosci/adwoka ... akami.html
Nieodpłatna pomoc prawna: czasu jest mało, a wątpliwości dużo
Źle przygotowany system zamiast pomóc, może zaszkodzić zarówno samorządom, jak i adresatom porad. Wątpliwości budzi nie tylko korzystanie z usług magistrów bez aplikacji, lecz także niedofinansowanie zadań powiatów
Mimo że rozwiązania ustawy z 28 sierpnia 2015 r. o nieodpłatnej pomocy prawnej i edukacji prawnej (Dz.U. z 2015 r. poz. 1255) w całości wchodzą w życie dopiero 1 stycznia 2016 r., to te organizacyjne, istotne dla samorządów, obowiązują już od 31 sierpnia i budzą kontrowersje.
Za krótki okres
Do 15 października powiaty na swoim obszarze powinny zawrzeć z gminami porozumienia, określające w szczególności lokale, w których zostaną usytuowane punkty nieodpłatnej pomocy prawnej. Powinien powstać też harmonogram udzielania takiej pomocy oraz zasady współpracy w zakresie zapewnienia prawnikom warunków lokalowych. Tymczasem, jak informuje Związek Powiatów Polskich, wygląda na to, że gminy nie zgłaszają wcale chęci uczestnictwa w projekcie.
Ludwik Węgrzyn, starosta bocheński, prezes ZPP, twierdzi wręcz, że niektóre z nich nawet o tych regulacjach nie słyszały, gdyż przepisy weszły dopiero w zeszłym tygodniu. Ministerstwo Sprawiedliwości 3 września przypomniało o ustawie, występując do wojewodów, a za ich pośrednictwem do starostów, o podjęcie działań zmierzających do wprowadzenia regulacji w odpowiednich terminach. Chodzi również o to, żeby do 31 października 2015 r. powiaty w ramach swoich zadań zawarły z okręgowymi radami adwokackimi i radami okręgowych izb radców prawnych porozumienia w sprawie udzielania nieodpłatnej pomocy. Powiaty muszą ustalić liczbę oraz wskazać imiennie adwokatów i radców prawnych, którzy będą udzielać porad. Dodatkowo z uwzględnieniem potrzeby zapewnienia równomiernego udziału każdej korporacji oraz zasad wynagradzania prawników – bo takie są główne założenia systemu. Należy pamiętać też o nieustalonych jeszcze regułach korzystania z urządzeń technicznych w wyznaczonych punktach porad.
Lokalne działania
Sceptycznie do zapisów ustawy podchodzi sekretarz Naczelnej Rady Adwokackiej, adwokat Rafał Dębowski. – Zawieranie porozumień odbywać się będzie na szczeblu lokalnym. To konkretne powiaty zawierać będą porozumienia z poszczególnymi radami adwokackimi i to na poziomie lokalnym strony powinny określać zasady. NRA może te działania wspierać i koordynować. Uchwalimy również regulamin wyznaczania adwokatów do świadczenia pomocy prawnej zakładający dobrowolność udziału członków naszego samorządu w tym systemie. Okręgowych rad i samorządów przy podpisywaniu porozumień jednak nie zastąpimy. Spodziewamy się dodatkowo problemów i wątpliwości, bo przepisy są niejasne i mogą być różnorodnie interpretowane. Nie wiemy, jakie zapotrzebowania zgłoszą konkretne powiaty, może być też tak, że w ramach jednej izby będą różne oczekiwania i to z kilku starostw naraz – mówi sekretarz.
Z kolei Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich uspokaja, że przygotowania do wprowadzenia systemu idą sprawnie. – Mimo że czasu jest niedużo, to nie ma sygnałów, że coś nie działa. Na pewno do nowego roku zdążymy zrealizować zadania narzucone przez ustawodawcę.
Optymistycznie widzi przyszłość również Stefan Mucha, rzecznik prasowy Krajowej Rady Radców Prawnych, który twierdzi, że samorząd radcowski z całą pewnością będzie przygotowany do rozpoczęcia świadczenia nieodpłatnej pomocy prawnej. – W sprawach organizacyjnych działają już dziekani izb okręgowych, którzy wysyłają korespondencję do organów zobowiązanych ustawą do współdziałania z samorządem radcowskim. Na najbliższym posiedzeniu Krajowej Rady Radców Prawnych przewidywany porządek obrad obejmuje m.in. podjęcie uchwały w sprawie regulaminu wyznaczania radców prawnych do udzielania nieodpłatnej pomocy prawnej i dokumentowania tej pomocy. Możliwe są różne rozwiązania i KRRP z pewnością rozważy je przed uchwaleniem tego aktu. W tej sprawie rozmawiano już na wspólnym posiedzeniu komisji wykonywania i komisji etyki oraz na posiedzeniu Prezydium KRRP – referuje rzecznik.
Pismo z izby okręgowej trafiło m.in. do starosty brodnickiego Piotra Boińskiego. Izba w Toruniu informuje w nim, że nieodpłatnej pomocy prawnej udzielać będzie osobiście radca prawny na podstawie umowy zawartej z powiatem, a poprzedzać to powinno coroczne porozumienie z radą.
Rozkład sił
Palestra twierdzi, że z założeń ustawy o nieodpłatnej pomocy prawnej wynika równy udział obu korporacji w działaniu systemu. Należy jednak pamiętać, że to tylko połowa zasobów. Drugą, brakującą, ma zapewnić sztab prawników z trzyletnim doświadczeniem, bez aplikacji, którzy występować będą z ramienia organizacji pozarządowych. Problemem może się okazać zbyt krótka praktyka magistrów, brak gwarancji poufności i nadzoru dyscyplinarnego czy też ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej.
Taki stan rzeczy budzi niepokój zarówno powiatów, jak i profesjonalistów, którzy jak jeden mąż wskazywali mankamenty ustawy jeszcze na etapie projektu. Mogą one w przyszłości spowodować falę powództw przeciw powiatom z tytułu niefachowej porady prawnej. Beneficjent np. będzie zmuszony naprawić szkodę czy ponieść duże koszty sądowe. To ostanie jest szczególnie istotne, mając na uwadze późniejsze poważne skutki złej porady dla starostw powiatowych na zasadach przewidzianych w art. 417 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 121 ze zm.). Zapis przewiduje odpowiedzialność jednostek samorządu terytorialnego i Skarbu Państwa za wadliwe, niezgodne z prawem działanie osób, którym władza publiczna powierza wykonywanie zadania.
Zgodnie z ustawą o nieodpłatnej pomocy magistrowie i organizacje są wyłączeni z odpowiedzialności, ale już zleceniodawcy nie. – Jednostki samorządu terytorialnego organizując pomoc za pieniądze państwa, powinny zapewnić wystandaryzowaną pomoc na odpowiednim poziomie, tak by stanowiła ona rzeczywiste wsparcie dla potrzebujących mieszkańców – mówi Leszek Świętalski, sekretarz Związku Gmin Wiejskich RP. – Już wcześniej przy okazji prowadzenia systemu bezpłatnych porad obywatelskich z udziałem naszym i palestry spotykaliśmy z podobnymi roszczeniami. Nie jest to jednak problem, gdy radca czy adwokat odpowiada cywilnie i etycznie za swoje czyny i może wystąpić w swojej sprawie w sądzie. Inaczej jest, gdy za błędy w systemie ma odpowiadać powiat czy gmina. Taki stan rzeczy zamiast zachęcić do dobrowolnego udziału w systemie, może jednostki samorządu terytorialnego skutecznie odstraszyć – spekuluje Świętalski.
NRA z kolei zwraca uwagę, że jest jeszcze problem w wyznaczaniu organizacji pozarządowych.
– Ustawowy mechanizm wymaga też, by w określonym czasie zostały przeprowadzone konkursy. Jeśli do 30 listopada nie wyłonią organizacji pozarządowych, to będzie tylko miesiąc na wskazanie list prawników, którzy obsadzą dodatkowe punkty pomocy prawnej – mówi mecenas Dębowski. Powstanie problem, czy w takiej sytuacji nie należy zmieniać wcześniej podpisanych porozumień między powiatami a samorządami zawodowymi. Zważywszy na święta Bożego Narodzenia, może się okazać, że to zbyt krótki okres, by uzupełnić listę prawników, którzy przecież nie mogą zostać zmuszeni do podpisania umów z powiatami.
Sekretarz NRA twierdzi, że nie ma uzgodnień co do tego, jacy prawnicy powinni udzielać porad i z jakiej rady: adwokackiej czy radcowskiej. NRA rozumie to w ten sposób, że podział powinien być równy, po połowie z każdej korporacji. Zatem nie wchodzi w grę rozwiązanie, w którym w jednym powiecie umowa zostanie zawarta z samorządem radcowskim, a w drugim z adwokackim. To byłoby niezgodne z ustawą. – Ustawa wprost wskazuje, że chodzi o równomierny udział adwokatów i radców prawnych w wykonywaniu zadania, a to oznacza, że adwokatów udzielających nieodpłatnych porad prawnych powinno być tylu, co radców prawnych – wyjaśnia Rafał Dębowski.
System zakłada czterogodzinny plan pracy przez pięć dni w tygodniu.
Wycieczki prawne
Z uwagi na to, że system nieodpłatnej pomocy jest zadaniem zleconym przez państwo, nie jest możliwe ograniczanie porad tylko dla mieszkańców z konkretnego rejonu. To może sprzyjać tzw. wycieczkom prawnym. Jeśli petentowi nie spodoba się porada w jego powiecie, zawsze może powędrować do „lepszego znachora” w innym.
Leszek Świętalski tłumaczy, że gdyby to było zadanie własne samorządu, porada byłaby udzielana wyłącznie mieszkańcom płacącym podatki na danym terenie. – Jeśli tak nie jest, to niezależnie gdzie beneficjent mieszka, spełniając przy tym wymogi (np. posiada ważną kartę dużej rodziny, nie ukończył 26 lat lub ukończył 65 lat), może skorzystać z porady w innym miejscu. W konsekwencji dobry prawnik będzie zawsze miał kolejki, a to z pewnością spowoduje obstrukcję w danym powiecie czy gminie. Niewykluczone jest też, że petent mając już pełnomocnika z urzędu czy nawet z wyboru, w tej samej sprawie pójdzie jeszcze skonsultować się w powiecie.
Mimo zapewnień ministerstwa samorządowcy uczulają, że skutkiem nowego sytemu będzie również likwidacja dotychczas dobrze prowadzonego poradnictwa obywatelskiego. Stanie się on tylko niepotrzebnym kosztem dla JST. Prezes ZPP mówi, że w jego rejonie prowadzone od roku bezpłatne poradnictwo cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Mimo że godzin w tygodniu jest niewiele, to zawsze można naliczyć od 30 do 40 petentów. – Nasi radcowie zatrudnieni na etat w starostwie świadczą poradnictwo wyłącznie w zakresie administracji publicznej. Sprawami rodzinnym czy majątkowymi się nie zajmują, gdyż to zostawiają do kompetencji kancelarii prawnych. Gdy z racji ustawy inicjatywa upadnie i tak będziemy zajmować się edukacją prawną w zakresie spraw geodezyjnych. Są one wyjątkowo trudną materią – twierdzi Ludwik Węgrzyn.
Jak realnie sprawdzi się system? Czas pokaże. Jego niedobory ma monitorować Rada Nieodpłatnej Pomocy Prawnej oraz Edukacji Prawnej, którą 3 września powołał minister sprawiedliwości. Podjął też działania zmierzające do wyłonienia jej składu zarówno spośród samorządów, jak i środowisk prawniczych.
Krzywdzący podział środków
Udzielanie nieodpłatnej pomocy prawnej finansowane jest z budżetu państwa, z części będącej w dyspozycji wojewodów, poprzez udzielanie dotacji celowej (w aż 97 proc.). Samorządy realizację swoich zadań będą musiały finansować tylko w zakresie tych brakujących 3 proc. Mając na uwadze konieczność przygotowania stałego lokalu o odpowiednich standardach, np. bez barier architektonicznych dla osób starszych i niepełnosprawnych, oraz zapewnienia sprzętu biurowego i oprogramowania prawniczego dotacja może nie wystarczyć. Powiaty czy współpracujące z nimi gminy niedobory będą musiały pokryć z własnej kieszeni.
Powstaje więc pytanie, czy dla JST, która nie musi płacić, współpraca będzie miała jakikolwiek sens. Taka gmina będzie miała np. obowiązek zabezpieczenia lokalu pod kątem poufności danych osobowych, uniemożliwiając dostęp osobom nieupoważnionym. To m.in. przewidują założenia rozporządzenia, które jeszcze nie zostało wydane.
Według Wioletty Olszewskiej z Wydziału Komunikacji Społecznej i Promocji Biura Ministra Sprawiedliwości lokal powinien też zapewniać dostęp do sieci energetycznej, telefonicznej, teleinformatycznej, właściwe warunki oczekiwania osób chcących uzyskać nieodpłatną pomoc prawną oraz posiadać wyodrębnione pomieszczenie umożliwiające zachowanie dyskrecji przy udzielaniu pomocy. Sekretarz Związku Gmin Wiejskich RP Leszek Świętalski zauważa, że przy takich wymaganiach włodarze gmin będą musieli oceniać, czy ważniejsze jest dobro mieszkańców, czy kondycja finansowa ich jednostek. Może się zdarzyć tak, że starostowie pozostaną z problemem sami. Będą musieli zapewnić lokal u siebie w starostwie lub w poszczególnej gminie – jednak za odpłatnością za wynajem i korzystanie z infrastruktury.
Jak liczona jest wysokość dotacji
Podstawę ustaleń stanowi kwota bazowa. Kwota dotacji stanowi dwunastokrotność iloczynu kwoty bazowej i mnożnika, który oblicza się w ten sposób, że liczbę mieszkańców powiatu, przyjętą według stanu na dzień 31 grudnia roku poprzedzającego rok budżetowy o dwa lata, ustaloną przez prezesa GUS, dzieli się przez 25 000. Nie może być on mniejszy niż 2 i większy niż 35. Mnożnik wyrażony liczbą niecałkowitą zaokrągla się do liczby całkowitej w górę, jeżeli pierwsza cyfra po przecinku jest równa lub wyższa niż 5, albo w dół – jeżeli pierwsza cyfra po przecinku jest niższa niż 5. Kwota bazowa na 2016 rok wynosi 5150 zł.
Paweł Sikora;https://edgp.gazetaprawna.pl/grzbiet/23 ... tml#page/2
Opinia może być jawna, jeśli jest dokumentem urzędowym
Sygn. akt I OSK 1607/14
WYROK NACZELNEGO SĄDU ADMINISTRACYJNEGOz 21 lipca 2015 r.
TEZA: Analiza radcy prawnego, który jest jednocześnie pracownikiem organu, powstała w sprawie o wywłaszczenie oraz wypłatę odszkodowania, może być informacją publiczną. Musi mieć jednak charakter publiczny, nie wewnętrzny.
STAN FAKTYCZNY
Mężczyzna zwrócił się do burmistrza z wnioskiem o udzielenie informacji publicznej. Zależało mu przede wszystkim, aby urzędnik przesłał kopię opinii prawnej lub innego dokumentu sporządzonego w urzędzie dzielnicy na potrzeby oceny roszczeń kilku osób o wykup gruntu pod drogę. Zastępca burmistrza poinformował pełnomocnika wywłaszczonych, że żądane przez niego dane nie mają charakteru publicznego. Żądana opinia nie jest dokumentem urzędowym w rozumieniu ustawy z 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 782 ze zm.). Dodał, że taka analiza prawna nie jest dla organu wydającego decyzję wiążąca i stanowi jedynie dokument roboczy. Z kolei sam radca prawny, który ją sporządził, nie jest funkcjonariuszem publicznym. Zastępca na koniec przypomniał, że zainteresowany, jako pełnomocnik uczestników postępowania, ma prawo do przeglądania akt sprawy.
Wnioskodawca stwierdził, że burmistrz pozostaje w bezczynności, i postanowił poskarżyć się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Wniósł o zobowiązanie organu do udzielenia żądanej informacji w terminie siedmiu dni oraz stwierdzenie, że jego bezczynność nastąpiła z rażącym naruszeniem prawa. Mężczyzna chciał również wymierzenia organowi grzywny w wysokości 5 tys. zł. W skardze zwrócił uwagę, że burmistrz nie wydał decyzji odmownej, do czego był zobowiązany, a sprawę załatwił tylko zwykłym pismem.
W odpowiedzi organ, uzupełniając swoją wcześniejszą argumentację, dodał, że opinia taka jest jedynie dokumentem pomocniczym do ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy. Nie jest częścią akt sprawy administracyjnej dotyczącej wywłaszczenia działek pod drogę. Została jedynie sporządzona na potrzeby zarządu.WSA 18 lutego 2014 r. oddalił skargę, przyznając rację burmistrzowi, że żądane przez skarżącego dane nie stanowią informacji publicznej.
Sąd stwierdził, że w doktrynie prawa oraz w orzecznictwie pojęcie informacji publicznej jest rozumiane bardzo szeroko, co wiąże się z upowszechnieniem zasady transparentności życia publicznego i podwyższenia świadomości prawnej społeczeństwa. Jest nią treść dokumentów wytworzonych zarówno przez organy władzy publicznej, jak i podmioty niebędące organami administracji publicznej. Mowa tu o treści wystąpień, opinii i ocen przez nie dokonywanych, niezależnie do jakiego podmiotu są one kierowane i jakiej sprawy dotyczą. Dalej warszawski sąd wywodził, że opinię objętą wnioskiem należało zaliczyć do dokumentów wewnętrznych, które mają charakter nieoficjalny, roboczy oraz często podlegają zmianie. Z reguły dotyczą jedynie spraw organizacyjnych i porządkowych. Przy kwalifikacji danej informacji jako informacji publicznej nie wystarczy kierować się jedynie tym, kto ją sporządził i jaką ma formę. Istotne jest to, co zawiera i czemu ma służyć. WSA rozstrzygnął, że skoro opinia prawna została sporządzona na użytek wewnętrzny dzielnicy, to nie posiadała przymiotu jawności.
Pełnomocnik złożył skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Zażądał uchylenia orzeczenia w całości i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania. Jego zdaniem uznanie przez sąd I instancji, że opinia prawna jest dokumentem organizacyjnym i wewnętrznym, świadczy o nierozpoznaniu istoty sprawy. Analiza prawna w nim zawarta dotyczy roszczenia cywilnoprawnego rodzącego po stronie miasta obowiązek wydatkowania środków publicznych i w tym znaczeniu obejmuje sprawę publiczną. Mężczyzna stwierdził, że skoro autorem opinii jest radca prawny zatrudniony w urzędzie dzielnicy, a dokument dotyczy sprawy publicznej, mamy do czynienia z informacją publiczną.
UZASADNIENIE
Naczelny Sąd Administracyjny 21 lipca 2015 r. uchylił wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Sąd na wstępie przyznał rację WSA, że dokumenty wewnętrzne nie są informacją publiczną. Przytoczył stanowisko Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którym dokumenty wewnętrzne podlegają wyłączeniu z szerokiego zakresu przedmiotowego informacji publicznej. Zawierają one informacje o charakterze roboczym, czyli zapiski i notatki, które zostały utrwalone w formie tradycyjnej lub elektronicznej i stanowią pewien proces myślowy do przyjęcia ostatecznego stanowiska przez pojedynczego pracownika lub zespół. W ich przypadku można mówić o pewnym stadium na drodze do wytworzenia informacji publicznej. Służą wprawdzie realizacji jakiegoś zadania publicznego, ale nie przesądzają o kierunkach działania organu. Dokumenty takie mają wyłącznie za zadanie wymianę informacji, zgromadzenie niezbędnych materiałów, uzgadnianie poglądów i stanowisk.
NSA wskazał dalej, że opinia prawna sporządzona przez radcę prawnego będącego jednocześnie pracownikiem organu w sprawie dotyczącej wywłaszczenia może stanowić informację publiczną. Nie można z góry zakładać, że jest ona dokumentem wewnętrznym i roboczym. Trzeba bowiem zauważyć, że dokument taki wytwarzany jest na potrzeby sprawy publicznej. Obowiązek wypłaty ewentualnego odszkodowania za wywłaszczoną nieruchomość lub obowiązek wykupu takiej nieruchomości należy do zadań publicznych i jest realizowany ze środków publicznych. Dokument taki stanowi też całościowy wyraz oceny pochodzący od konkretnego pracownika, będącego radcą prawnym, i jest podpisany przez tegoż radcę prawnego. Nie jest zatem tylko luźną notatką czy fragmentem szerszej dyskusji.
Według sądu WSA ograniczył swoje rozważania do znaczenia pojęcia informacji publicznej, a potem stwierdził arbitralnie, że żądane dokumenty nie stanowią informacji publicznej, gdyż są zaliczane do dokumentów wewnętrznych. Samo lakoniczne stwierdzenie, że opinia została sporządzona na wewnętrzny użytek zarządu dzielnicy nie może zostać uznane za wyczerpujące wyjaśnienie sprawy. WSA nie skonfrontował argumentów prawnych dotyczących dokumentów z ich rzeczywistą treścią i celem. Nie wskazał również okoliczności, które pozwoliłyby na uznanie, że dokumenty te mają charakter nieoficjalny. Wyrok jest prawomocny.

Mamy ustawę o petycjach. Szkoda, że jest ona bezzębna
Opracowanie: Marcin Maj (Dziennik Internautów - di.com.pl), Wczoraj, 13:08
Tak się złożyło, że w dniu referendum weszła w życie Ustawa o petycjach. To może być ważne narzędzie demokracji, choć uszkodzono to narzędzie już na etapie tworzenia ustawy. Mimo to warto próbować petycji.
W minioną niedzielę, 6 września, mieliśmy referendum, które jakoś niewiele osób zainteresowało. Trudno powiedzieć czy była to porażka czy zwycięstwo demokracji. Z jednej strony wyborcy zlekceważyli sprawę, ale z drugiej strony nie dali się wciągnąć w tanią wyborczą zagrywkę (no... właściwie nie była ona tania). Naprawdę trudno jednoznacznie ocenić to wydarzenie.
Ustawa o petycjach - kto, co, jak?
Co ciekawe, 6 września wydarzyła się jeszcze jedna rzecz istotna dla polskiej demokracji. Może nawet istotniejsza! Weszła w życie Ustawa o petycjach, o której Dziennik Internautów pisał już rok wcześniej. Co ciekawe, prawo do składania petycji gwarantuje nam Konstytucja RP (art. 63), ale dopiero od kilku dni mamy stosowną ustawę!
Treść ustawy o petycjach znajdziecie pod tym artykułem.
Ustawa daje możliwość składania petycji osobom fizycznym i prawnym, do organu władzy publicznej, a także do organizacji lub instytucji społecznej w związku z wykonywanymi przez nią zadaniami zleconymi z zakresu administracji publicznej.
Petycję można złożyć w formie pisemnej albo elektronicznie. W tym drugim przypadku petycja może (nie musi) być opatrzona bezpiecznym podpisem elektronicznym. Powinna zawierać adres poczty elektronicznej podmiotu wnoszącego petycję. Na stronie internetowej podmiotu rozpatrującego petycję lub obsługującego go urzędu niezwłocznie zamieszcza się informację zawierającą skan petycji i datę jej złożenia.
Bezzębność ustawy
Art. 10 ustawy mówi, że petycja powinna być rozpatrzona w terminie do 3 miesięcy od dnia jej złożenia. Jeżeli w ciągu miesiąca podmiot właściwy do rozpatrzenia petycji otrzyma podobne petycje, może zarządzić łączne rozpatrywanie petycji. Może też nie rozpoznać takiej petycji, która pokrywała się z wcześniej rozpoznaną.
Wygląda to wszystko pięknie, ale Ustawa o petycjach ma jedną poważną wadę. Artykuł 13 ust. 2 mówi, że...
Sposób załatwienia petycji nie może być przedmiotem skargi.
Już wcześniej wspominaliśmy o tym, że taki zapis czyni ustawę bezzębną, a także kulawą, kaleką, niesprawną i upośledzoną. Możemy się bowiem obawiać, że dzięki temu przepisowi będzie dochodziło do takich samych absurdów jak w przypadku (nie)udostępniania informacji publicznej. Petycje nie będą załatwiane, bo władze znajdą sobie jakieś merytorycznie wadliwe wytłumaczenie, które z prawnego punktu widzenia będzie wystarczające.
Na ten problem zwracał w przeszłości uwagę prawnik Piotr Waglowski.
- "Ustawa nie ma "zębów" (...) Ustawa nie przewiduje możliwości reagowania w sytuacji, w której organ zobowiązany do odpowiedzi na petycje przygotuje taką odpowiedź jedynie zdawkowo ("Dlaczego nie?" "Bo nie") - czytamy w artykule Piotra Waglowskiego pt. Prawo petycji - zaraz będzie ustawa, więc sygnalizuję swoje do niej zastrzeżenia.
Da się też zauważyć, że w ustawie jest mowa o bezpiecznym podpisie elektronicznym, ale nie ma wzmianki o Profilu Zaufanym ePUAP. Szkoda, bo to mogłoby być o wiele popularniejsze rozwiązanie. Obecnie właściwie nie wiadomo, czy petycja może być podpisywana za pomocą Profilu Zaufanego.
Petycje jednak skuteczne?
Trudno mówić o całkowicie zadowalającym brzmieniu ustawy, ale niektórzy ludzie są dobrej myśli. Twórcy petycyjnego portalu Zmieńmy.to mówią, że 80% powstających dotychczas petycji władze o prostu ignorowały. Z drugiej strony 10% petycji odniosło sukces (np. w Warszawie udało się zmienić trasę autobusów, a w Częstochowie uratowano jedno liceum). Teraz ustawa zmusi władze przynajmniej do jakiejś reakcji, więc może będzie lepiej?
Busz
Administrator
Posty: 941
Rejestracja: 07 gru 2012, 10:14
Lokalizacja: Poznań

Re: Przegląd prasy

Post autor: Busz »

2015 09 10

Spis treści
Szantaż prawników przez malware. Panika w kancelariach adwokackich………………………………………….1
Ubezpieczyciele: poszkodowani w wypadkach bez wsparcia UOKiK……………………………………..2
Rosną stawki u notariuszy…………………………………………….4
Unowocześnią się kontakty podatnika z urzędem…………………………………..5
Nowy proces jest jak remont……………….……………………………………………………..9
Smsy do klientów - tak, telefony - nie……………6
Nowelizacja procedury karnej: krócej nie będzie…………………….7
Czy można odpowiedzieć za niezabezpieczone Wi-Fi? Jest kolejny wyrok …………………..8


Szantaż prawników przez malware. Panika w kancelariach adwokackich
IK, 09.09.2015; http://www4.rp.pl/Uslugi-ceny-zarobki/3 ... ckich.html
Panika w kancelariach adwokackich po ataku hakerów. – Wszyscy robimy audyt pod kątem bezpieczeństwa danych – mówi mec. Andrzej Zwara, prezes NRA.
Komisja informatyki przy Naczelnej Radzie Adwokackiej przygotowuje zestaw wytycznych i zasad dobrych praktyk w zabezpieczeniu informacji klientów. Zostanie on rozesłany do wszystkich adwokatów.
Do laboratorium informatyki śledczej Mediarecovery zgłosiło się kilka szantażowanych kancelarii prawnych z prośbą o pomoc. – Ze względu na poufność nie ujawnimy ich liczby – zastrzega Sebastian Małycha, prezes Mediarecovery. – Podejrzewam, że chroniąc renomę i wiarygodność, nie każdy będzie chciał przyznać się do tego, że wykradziono mu dane, i zapłaci. Tak może się też zachować niejeden klient, dla którego poufność danych ma strategiczne znaczenie. Wiele wskazuje na to, że przestępca będzie chciał maksymalizować zyski, więc przypadków szantażu może być znacznie więcej – dodaje.
Atak ma na celu kradzież danych, których wartość może iść w miliony złotych. Jedna z kancelarii, której „fiat126pteam" wykradł dane, pracowała m.in. dla strategicznej spółki państwowej i wielu światowych marek. – Chodzi oczywiście o te najbardziej poufne, czyli dotyczące prowadzonych przez kancelarie spraw, notatek, pism i korespondencji z klientami – dodaje prezes Małycha.
Fałszywe zapytanie ofertowe zostało wysłane najprawdopodobniej do setek kancelarii w całej Polsce. – Skali wycieku danych nie jesteśmy zdolni dziś oszacować, nie wiemy, ile kancelarii odpowiedziało na mejla i uruchomiło atak. W mojej kancelarii system wyłapał ten e-mail jako spam – dodaje mec. Zwara.
Sebastian Małycha, od lat zajmujący się walką z cyberprzestępczością, przyznaje, że atak był perfekcyjnie przygotowany – przestępcy posługiwali się prawniczym językiem ofertowym, a skala przedsięwzięcia jest dowodem na to, że przygotowała to grupa osób, najprawdopodobniej także Polaków. Mec. Zwara nie wyklucza, że wśród nich mogła być także osoba, która pracowała dla kancelarii prawnych w przeszłości.
Małycha zastrzega, że aby zminimalizować zagrożenie, w tego typu sprawach czas ma fundamentalne znacznie.
– Wspólnicy kancelarii powinni jak najszybciej zgłosić się do specjalistów – radzi. – Dzięki temu możliwe będzie ograniczenie skutków ataku, a jednocześnie uda się zabezpieczyć większe ilości istotnych danych.
Zdaniem informatyków śledczych konieczna będzie analiza sieci komputerowej pod kątem obecności oprogramowania służącego do kradzieży danych, tzw. malware. Wiadomo, że jest to SmokeLoader –program, który służy do instalowania w zainfekowanej sieci kolejnych programów. Informatycy będą także zabezpieczać wszystkie ślady pozostawione przez hakerów wraz z analizą danych, kto za to odpowiada. Elektroniczny materiał dowodowy przyda się organom ścigania. – Dopiero analiza zaatakowanych komputerów pozwoli poznać rzeczywisty zakres zagrożenia – uważa prezes Małycha.
Jak przeciwdziałać tego typu atakom?
– Niezwykle trudno, bo świat cyberprzestępczości rozwija się niezwykle szybko. Potrzeba szkoleń adwokatów i pracowników kancelarii oraz systemów informatycznych, które wyłapują tego typu malware, zanim wpadnie do skrzynki. Możliwe jest też szyfrowanie i blokowanie danych. Trzeba pamiętać, że hakerzy non stop mutują szpiegowskie oprogramowanie, by system antywirusowy omijać – tłumaczy Małycha. Według prezesa Mediarecovery bezprecedensowy atak hakerski na poufne informacje kancelarii pokazuje, że nie sprawdza się zwykły system antywirusowy zainstalowany na komputerach.
– Mamy najwyższy poziom zabezpieczeń informatycznych, w ostatnim roku zainwestowaliśmy w nie ogromne środki. Włamano się do nas za pomocą firmy informatycznej, która nas obsługuje – mówi mec. Andrzej Tomaszek z Kancelarii Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy, której dane klientów wykradli hakerzy.
Jaki pomysł ma na to NRA? – Najlepszym sposobem na bezpieczeństwo informacji, danych oraz dokumentów jest kodowanie danych, a hasła do nich powinny być kolportowane w tradycyjny sposób, poza siecią elektroniczną – uważa prezes Andrzej Zwara. Jak podkreśla, w wielu kancelariach trwa informatyczny audyt mający sprawdzić, czy hakerzy nie dostali się do danych. – A jeśli nie, szybko je zabezpieczyć – zaznacza prezes NRA.
Czy ustalenie, kto stoi za atakiem na kancelarie, jest możliwe? – To bardzo trudne. Publikacja części danych wykradzionych z kancelarii nastąpiła za pomocą sieci TOR, która anonimizuje dane użytkowników – wskazuje Małycha.
Czy specjalistyczna firma informatyczna może próbować zablokować wyciek danych?
– Musimy działać zgodnie z prawem, to już rola służb – przyznaje Małycha.
—Izabela Kacprzak
Ubezpieczyciele: poszkodowani w wypadkach bez wsparcia UOKiK
Mateusz Rzemek, http://www4.rp.pl/Ubezpieczenia-i-odszk ... UOKiK.html
Poszkodowani w wypadkach stracili wsparcie UOKiK w walce z nieuczciwymi ubezpieczycielami.
Najnowsza uchwała Sądu Najwyższego to rewolucja dla setek tysięcy osób poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych. SN odmówił uznania ich za konsumentów. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie ma więc prawa nakładać milionowych kar na ubezpieczycieli zwlekających z wypłatą odszkodowań.
Sprawę zapoczątkowało nałożenie przez prezesa UOKiK kary na jednego z ubezpieczycieli, który utrudniał i zaniżał zwrot kosztów wynajmu samochodu zastępczego na czas naprawy powypadkowej. Kara w wysokości ponad 1 mln zł miała skłonić ubezpieczyciela do działania zgodnego z prawem. Skończyło się zupełnie inaczej.
Definicja konsumenta
W uchwale z 9 września 2015 r. SN uznał, że poszkodowany – osoba fizyczna, nieprowadząca działalności gospodarczej – dochodzący roszczeń od ubezpieczyciela z polisy OC posiadaczy pojazdów mechanicznych nie jest konsumentem w rozumieniu ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Oznacza to, że UOKiK nie już ma prawa nakładać kar na ubezpieczycieli.
Rozstrzygnięcie SN oparło się na definicji zawartej w art. 221 kodeksu cywilnego. Mówi on, że za konsumenta uważa się osobę fizyczną dokonującą z przedsiębiorcą czynności prawnej niezwiązanej bezpośrednio z jej działalnością gospodarczą lub zawodową.
– Nie ma podstaw do dokonania rozszerzającej interpretacji definicji konsumenta – mówił Dawid Miąsik, sędzia SN. – Gdy poszkodowany zgłasza roszczenie do ubezpieczyciela, to nie dochodzi do powstania lub zmiany stosunku prawnego. Treść odpowiedzialności ubezpieczyciela wynika z ustawy.
UOKiK nie składa broni. Na rozstrzygnięcie w sądach czekają już bowiem kolejne sprawy z podobnymi zarzutami ubezpieczycieli.
– Uważamy, że poszkodowani w wyniku zdarzeń komunikacyjnych też powinni mieć ochronę konsumencką – mówi Agnieszka Majchrzak z UOKiK. – Czekamy na pisemne uzasadnienie uchwały SN.
Mniejsza ochrona
Na razie wszystko wskazuje, że czasy wysokich kar dla ubezpieczycieli się skończyły. Poszkodowani w wypadkach mogą liczyć na pomoc rzecznika ubezpieczonych i Komisji Nadzoru Finansowego. Rzecznik nie ma jednak prawa karać ubezpieczycieli. Kary, jakimi dysponuje KNF, są zaś nieporównanie mniejsze od tych, które nakładał UOKiK. Na początku tego roku KNF ogłosił jednak korzystne dla poszkodowanych wytyczne dotyczące wypłat odszkodowań z polis OC. Nadzór deklaruje, że będzie karał ubezpieczycieli, którzy nie będą ich przestrzegać.
prof. Marcin Orlicki z Katedry Prawa Cywilnego, Handlowego i Ubezpieczeniowego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu
UOKiK był do tej pory bardzo ważnym urzędem, jeśli chodzi o ochronę interesów poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych. Myślę, że rozstrzygnięcie SN nie wpłynie znacząco na obniżenie standardu ochrony praw poszkodowanych. W ostatnich miesiącach dokonało się bowiem wiele ważnych zmian legislacyjnych służących klientom zakładów ubezpieczeń, a wśród nich poszkodowanym. Już wkrótce wejdą w życie nowe przepisy powołujące rzecznika finansowego. Zyska on uprawnienie do nakładania kar do 100 tys. zł na ubezpieczyciela łamiącego prawo. Z kolei Komisja Nadzoru Finansowego będzie zapewne egzekwować przestrzeganie wydanych przez siebie, a bardzo korzystnych dla poszkodowanych, wytycznych. Ewentualne kary stosowane przez obie instytucje będą znacznie niższe od tych, które dotychczas nakładał UOKiK. Nie można jednak zakładać, że ograniczenie uprawnień UOKiK zaszkodzi poszkodowanym. Uważam, że powinniśmy poczekać i sprawdzić, czy nowy system ochrony poszkodowanych zda egzamin.
Rosną stawki u notariuszy










Smsy do klientów - tak, telefony - nie
Prawnicy mogą pozyskiwać klientów za pośrednictwem smsów, ale wydzwanianie do nich z ofertami współpracy jest zakazane. Taką regułę ustanowił właśnie samorząd adwokacki na Florydzie.
Co do zasady amerykańscy prawnicy nie mogą osobiście namawiać nikogo na skorzystanie ze swoich usług, gdyż wiązałoby się to prawdopodobieństwem wywarcia bezprawnego lub przesadnego nacisku lub zastraszenia. Ale jedna z kancelarii prawnych w Orlando zaczęła zastanawiać się, czy reguła ta dotyczy także przesyłania potencjalnym klientom smsów. W zapytaniu skierowanym do władz samorządu adwokackiego dokładnie opisała, w jaki sposób zamierza zdobyć informacje na temat oskarżonych z akt sądowych, a następnie przesłać smsem swoją ofertę wszystkim tym, którzy nie zamieścili adresu mailowego. Zgodnie z kodeksem etyki zawodowej rozsyłanie reklam usług swojej kancelarii drogą elektroniczną jest bowiem dozwolone.
W przykładowych smsach, które prawnicy z Orlando chcieli przesłać potencjalnym klientom, znalazły się różne zachęty i zawoalowane próby zastraszania: "Zarzuty karne mogą na zawsze zmienić twoje życie." "Możesz czuć się wystraszony i samotny. Władza, która cię oskarża, ma siłę, ma pieniądze, ma policję i ma wielu prawników, którzy będą robić wszystko, by cię skazać i ukarać. Ty też powinieneś mieć prawnika".
Kancelaria prawna w specjalnej prezentacji przekonywała samorząd, że takie smsy mają niemal identyczną treść co maile i wyglądają tak samo jak wiadomości odczytywane na smartfonach. Na wszelki wypadek załączyła też dane wskazujące, że 90 proc. pełnoletnich mieszkańców Florydy korzysta przynajmniej z jednego urządzenia mobilnego, a spośród nich 90 proc. używa ich do odczytywania różnego rodzaju wiadomości tekstowych.
Po wysłuchaniu tych argumentów władza samorządowe doszły do wniosku, że nadeszła pora, aby prawnicy zaadaptowali się do nowoczesnych sposobów komunikacji za pośrednictwem urządzeń mobilnych. " Powinniśmy nieustannie zastanawiać się nad tym, jak najlepiej możemy służyć naszym klientom. Jak chcą i jak nie chcą, abyśmy się z nimi porozumiewali? I co mogą zrobić prawnicy, aby zapewnić jak najskuteczniejszą komunikację?" - zastanawiał się szef samorządu adwokackiego na Florydzie Ramon Abadin w rozmowie z dziennikiem "Orlando Sentinel".
Są jednak pewne warunki, jakie muszą spełniać smsy przesyłane potencjalnym klientom. Przede wszystkim muszą one zaczynać się od słowa "reklama" oraz zawierać informacje na temat kwalifikacji prawników oraz sposobu pozyskania danych adresata. W smsie kancelaria musi też wyraźnie zaznaczyć, że odbiorca wiadomości może ją zignorować, jeśli ma już obrońcę. Poza tym, jeśli sms ma być skierowany do sprawcy poważnego wypadku, prawnik musi odczekać co najmniej 30 dni.
EŚ;Artykuł z dnia: 2015-09-09;

Nowelizacja procedury karnej: krócej nie będzie
Jednym z podstawowych założeń twórców wielkiej nowelizacji kodeksu postępowania karnego, która weszła w życie 1 lipca, było istotne skrócenie trwania zarówno postępowania przygotowawczego, jak i sądowego. Tymczasem, jak się wydaje, założenie to nie zostanie zrealizowane.
Pozostawienie w niezmienionym brzmieniu punktów 1–4 art. 297 par. 1 k.p.k., wskazujących cele postępowania przygotowawczego, oraz w istocie brak rzeczywistej – poza redakcyjną – zmiany pkt 5 w art. 297 par. 1 k.p.k. spowodują, że postępowanie przygotowawcze – wbrew zamierzeniom projektodawców – nie ulegnie skróceniu. Wręcz przeciwnie: wydaje się, że nowy model postępowania karnego doprowadzi do jego wydłużenia. Co więcej, z uwagi na gruntowne przemodelowanie postępowania sądowego przy jednoczesnym braku ingerencji w model postępowania przygotowawczego wydłużeniu ulegnie także etap postępowania przed sądem.
Należy jednak zaznaczyć, że te prognozowane, a niezamierzone konsekwencje nowelizacji dotyczą głównie postępowań o skomplikowanym charakterze. W sprawach prostych czas trwania zarówno postępowania przygotowawczego, jak i sądowego w istocie nie ulegnie istotnym zmianom.
W prostszych bez zmian
Zacznijmy od ostatniej z postawionych tez. Analizując poszczególne regulacje wprowadzone nowelą wrześniową (Dz.U. z 2013 r. poz. 1247), których celem jest uproszczenie i skrócenie postępowania przygotowawczego (m.in. ograniczony protokół oraz utrwalenie przez policję zeznań świadka w formie notatki urzędowej), i przykładając je do metodologii prowadzenia spraw prostych, widzimy, że w praktyce przesłuchania świadków ograniczane były także do tej pory – czyli przed nowelizacją – właśnie do utrwalenia najistotniejszych okoliczności. W rzeczywistości zatem także i pod rządami poprzednich regulacji protokoły przesłuchań świadków w tej kategorii spraw miały charakter protokołów skróconych, o których mowa w nowym art. 311 k.p.k.
Należy prognozować, że w sprawach prostych policja nie będzie ograniczać się do utrwalenia wypowiedzi świadka w formie notatki urzędowej, gdyż w takiej sprawie tyle samo czasu i miejsca zajmie przesłuchanie go, przy jednoczesnym uzyskaniu w ten sposób dokumentu procesowego mającego realną wartość dowodową – w przeciwieństwie do notatki, o której mowa w art. 311 par. 5 k.p.k. Należy też przewidywać, że sami prokuratorzy będą tak kierunkować działania policji, aby ta nie ograniczała swoich działań procesowych i aby gromadziła pełnowartościowy materiał dowodowy gotowy do wykorzystania przez prokuratora przed sądem. W rzeczywistości zatem czas trwania prostych postępowań nie ulegnie skróceniu. Nie zmieni się bowiem sposób ich prowadzenia – zresztą i przed nowelizacją sprawy takie załatwiane były w relatywnie krótkim czasie.
Skomplikowane dłużej
Odnosząc się do problemu spraw poważnych i o skomplikowanym charakterze, należy postawić tezę, że na gruncie zmienionej procedury karnej dojdzie do istotnego wydłużenia zarówno postępowania przygotowawczego, jak i sądowego. Trzeba mieć na uwadze wskazane regulacje mające w zamierzeniu ustawodawcy skrócić postępowanie przygotowawcze oraz zestawić problem owych skomplikowanych spraw z obowiązkami, które będą ciążyć na prokuratorze na etapie postępowania sądowego.
Prokurator, mając świadomość, że w znowelizowanym modelu postępowania sądowego w istocie od nowa będzie przeprowadzał każdy dowód oskarżenia oraz od początku konstruował oskarżenie, nie zdecyduje się na to, aby skrócić i uprościć postępowanie przygotowawcze. Wręcz przeciwnie. Rzetelnie wykonujący pracę prokurator, na którego w nowym modelu przerzucono praktycznie cały ciężar prowadzenia postępowania dowodowego przed sądem, nie zdecyduje się na ograniczenie postępowania dowodowego na etapie przygotowawczym. Nie zaryzykuje oparcia się w nim na skróconych przesłuchaniach policyjnych czy też na niemających mocy dowodowej policyjnych notatkach urzędowych. Prokurator – w kontekście nowych obowiązków – w sprawach o poważnym charakterze musi przeprowadzić precyzyjne postępowanie dowodowe już na etapie przygotowawczym. Mając świadomość, iż w nowym modelu postępowania sądowego będzie na nowo przed sądem przeprowadzać każdy dowód, siłą rzeczy będzie dążył do uzyskania ekspektatywy powtórzenia w postępowaniu jurysdykcyjnym zeznań, wyjaśnień i opinii, które stały się podstawą dla oskarżenia.
Niespójne założenia
Konieczność zgromadzenia pełnego (a nie okrojonego) materiału dowodowego wymusza art. 332 k.p.k. określający wymagania co do merytorycznej zawartości aktu oskarżenia. Artykuł 332 par. 1 pkt 2 k.p.k. stanowi – identycznie jak w brzmieniu sprzed nowelizacji – że akt oskarżenia powinien zawierać dokładne określenie zarzuconego oskarżonemu czynu ze wskazaniem czasu, miejsca, sposobu i okoliczności jego popełnienia oraz skutków, a zwłaszcza wysokości powstałej szkody. W rzeczywistości przepis ten statuuje obowiązek rzetelnego i maksymalnie precyzyjnego zbadania wszystkich aspektów sprawy i nakłada na organ prowadzący bądź nadzorujący postępowanie przygotowawcze zebranie kompleksowego i obszernego materiału dowodowego. Dopiero taki pozwoli na ustalenie, czy doszło do popełnienia przestępstwa, jakie przestępstwo popełniono, czy nie zachodzą okoliczności, które wykluczają możliwość postawienia kogoś w stan oskarżenia, a także na dokładne ustalenie sposobu i okoliczności czynu, w tym tak skomplikowanych kwestii, jak chociażby wysokość szkody.

dr Andrzej Mucha
b. prokurator, adwokat Mucha & Lech Kancelaria Adwokatów i Radców Prawnych s.c.


Czy można odpowiedzieć za niezabezpieczone Wi-Fi? Jest kolejny wyrok
Opracowanie: Marcin Maj (Dziennik Internautów - di.com.pl), Wczoraj, 08:57
Z adresu IP powiązanego z pewną firmą ktoś dokonał wpisu pomawiającego radnego. W firmie wymieniono sprzęt i biegły nie mógł stwierdzić, czy faktycznie dokonano wpisu. Sąd uznał, że samo wskazanie łącza to za mało.
Czy można odpowiedzieć za przestępstwo tylko dlatego, że do jego popełnienia posłużyło nasze łącze internetowe? W świecie wszędobylskich sieci Wi-Fi to pytanie jest bardzo ważne. Odpowiedzi udzielane przez prawników są różne. Prawnicy bardziej niezależni uważają, że generalnie nie powinno być mowy o odpowiedzialności za niezabezpieczone Wi-Fi. Wynika to choćby z faktu, że prawo nie nakazuje zabezpieczania łącza.
Innego zdania są prawnicy zajmujący się np. masowym wysyłaniem wezwań za rzekome naruszenia praw autorskich. Oni pragną wszystkich przekonać, że samo użycie danego łącza jest wystarczające by odpowiedzieć (czytaj: sam adres IP może być dowodem naruszenia). W przypadku firm zajmujących się tzw. copyright trollingiem taka interpretacja prawa jest wręcz podstawą biznesu!
Niezabezpieczone Wi-Fi - kolejny wyrok
Niestety ta podstawa jest coraz lichsza. Sądy coraz częściej uznają, że wskazanie samego łącza to za mało, aby domniemywać winę. Najnowszym tego dowodem jest wyrok Sądu Okręgowego w Słupsku z 29 czerwca 2015 r. (sygn. akt. I C 79/14).
W sprawie chodziło o to, że pewien radny poczuł się pomówiony wpisem na forum, zresztą treść tego wpisu podobno była przedmiotem dyskusji w gminie. Radny zgłosił sprawę do prokuratury, a prokuratura oczywiście uzyskała numer IP powiązany z wpisem i ustaliła kto się za nim kryje. Okazało się, że numer jest powiązany z pewną firmą handlowo-usługową. Już po rozpoczęciu postępowania w prokuraturze na forum pojawiły się inne wpisy. Również ustalono numery IP, ale nie udało się ustalić abonentów ("gdyż operatorami sieci telekomunikacyjnej są podmioty zagraniczne z Niemiec i Szwecji").
Prokuratura umorzyła dochodzenie wobec niewykrycia sprawcy. Radny mógł jednak wykorzystać postępowanie karne by pozwać przedstawicieli wspomnianej firmy na drodze cywilnej.
Biegły: Sprzęt wymieniono, nie da się ustalić...
Pozwani poprosili sąd o opinię biegłego. Biegły przeanalizował zebrany materiał dowody i dokonał oględzin komputera, routera oraz "innych sprzętów związanych z połączeniem internetowym". Okazało się niestety, że sprzet pozwanych był nowy, a więc nie był to ten sprzęt używany w dniach dokonywania wpisów i nie może on zawierać żadnych śladów tych czynności. Stary sprzęt został zutylizowany.
W tej sytuacji nie było możliwości obiektywnego stwierdzenia czy dane wpisy były dokonywane ze sprzętu pozwanych. Biegły wyjaśnił też, że wysyłanie wpisów z innego komputera jest możliwe najczęściej w dwóch przypadkach: przy włamaniu do sieci informatycznej poprzez złamanie zabezpieczeń rutera lub przez umieszczenie wirusa na komputerze. Biegły zauważył też, że w przypadku braku odpowiednich zabezpieczeń i biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu (pobliski sklep i parking) istniała możliwość podpięcia się kogoś niepowołanego do sieci.
Sąd: Nie ma podstaw do przyjęcia odpowiedzialności
Sąd uznał, że to wystarczy do oddalenia powództwa.
- Nie ma również podstaw do przyjęcia odpowiedzialności strony pozwanej jako pomocnika za naruszenie w ten sposób dóbr osobistych powoda ponieważ zgodnie z art. 422 k.c. pomocnik jest odpowiedzialny za szkodę tylko o tyle o ile swoim własnym działaniem lub zaniechaniem, polegającym na udzieleniu pomocy sprawcy szkodę tę wyrządził. Musi zatem istnieć normalny związek przyczynowy między działaniem pomocnika a szkodą - czytamy w uzasadnieniu.
Poza tym sąd zwrócił uwagę na to, przy ocenie naruszenia czci trzeba uwzględniać nie tylko znaczenie użytych słów i uczucia urażonego, ale również cały kontekst sytuacyjny. Radny był i jest osobą publiczną, a takie osoby znajdują się w kręgu osób o zawężonym zakresie ochrony godności (czci i dobrego imienia). Mówiąc prosto - polityk powinien być gotowy na krytykę i powinien mieć nieco grubszą skórę. Dodajmy, że polskie sądy zwracały na to uwagę nie raz.
Nie pierwszy taki wyrok
Wróćmy do kwestii zabezpieczenia łącza Wi-Fi. Mamy kolejny wyrok, który potwierdza, że odpowiedzialność za niezabezpieczone łącze nie wygląda tak, jak życzyłyby sobie kancelarie i firmy zajmujące się copyright trollingiem. Dodajmy jeszcze, że były orzeczenia Sądu Najwyższegopotwierdzające, że nie można człowieka pociągać do odpowiedzialności za to, że ktoś inny uzyskał dostęp do łącza. Co ważne, mam tutaj na myśli polski Sąd Najwyższy, a nie np. niemiecki. Zdarzało mi się bowiem otrzymywać korespondencję od firm związanych z działalnością antypiracką, które to firmy przekonywały mnie do swoich racji pokazując wyroki niemieckiego sądu.
Więcej na ten temat:
• Czy za niezabezpieczone Wi-Fi można odpowiedzieć? Pytanie istotne dla copyright trollingu
• Odpowiedzialność za udostępnienie łącza w Polsce - orzeczenia Sądu Najwyższego
ODPOWIEDZ